♡Christmas 2020♡
!Special!
– Czy ktoś może mi powiedzieć, czemu TYLKO JA to robię?! – zapytał zirytowany Tony.
– A pamiętasz, kto ciągle twierdził, że mamy jeszcze dużo czasu na przygotowania? – wszyscy mogli usłyszeć zdenerwowanie w głosie Czarnej Wdowy.
– Przecież mogliście sami zacząć! – Stark nie wiedząc, co powiedzieć, próbował się bronić.
– Nie wiem, czy wiesz Tony, ale tylko ty masz dostęp do magazynu z rupieciami świątecznymi – przypomniał Bruce.
Po tym miliarder już się nie odezwał. Wiedział, że normalnie dekoracje powinny widnieć na i wewnątrz wieży jeszcze przed pierwszym grudnia, ale on nigdy nie przykładał takiej wagi do tych wszystkich tradycji. Jako ateista nie widział sensu w świętowaniu Bożego Narodzenia, które i tak będzie trwać tylko jeden dzień, bo później wszyscy wrócą do pracy. Czasami żałował, że jego własna wieża stała się domem dla Avengers, ale mimo wszystko od czasu do czasu bywało nawet zabawnie popatrzeć, jak jego przyjaciele się zabawiają, a on sam przynajmniej nie był już samotny.
Bez słowa kontynuował wieszanie kolorowych lampek na Avengers Tower. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że dzięki temu wieża będzie wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo. Co roku to przyznawał, nawet jeśli nie publicznie, to przed samym sobą.
W tym samym czasie, w salonie na piętrze mieszkalnym wieżowca, Thor razem z Clintem, Wandą i Ellie zajmowali się dekorowaniem wnętrza wieży, a co za tym idzie, ubieraniem choinki. Młoda Maximoff za pomocą telekinezy podawała i wieszała wiszące ozdoby choinkowe na wyższe gałązki, gdzie ciężko było sięgnąć pozostałym. Thor oraz Clint odbierali podawane przez kobietę ozdoby i pomagali im wieszać, przy czym Clint pilnował, by każda gałązka miała przynajmniej jedną ozdóbkę. Ellie natomiast pracowała nad stworzeniem pojedynczej chmurki, która tworzyłaby śnieg nad drzewkiem. Biały puch osiadałby na gałązkach i na podłodze, ulepszając tym samym według niej wygląd całości. Na korytarzach pod sufitem wisiały lampki oraz łańcuchy zawieszone tam przez Clinta, któremu pomagała Wanda. Szatynka unosiła ozdoby pod sufit, a łucznik dzięki swojemu celu przyczepiał je specjalnymi zaczepami z przyssawkami w kształcie podkowy.
Potrawami, które miały znaleźć się na wigilijnym stole zajęli się Mia, Natasha, Barnes oraz Loki. Rudowłosa agentka została mianowana szefową kuchni, więc pozostali chcąc nie chcąc musieli się jej słuchać. Mieli w planach zrobić do wieczora do ośmiu potraw. Na pierwszy ogień Natasha z Mią zajęły się przygotowaniem barszczu z uszkami na pierwsze danie, przy czym Natasha zajmowała się również przyrządzaniem Puree ziemniaczanego. Barnes dostał za zadanie zrobienia pierogów, a Laufeyson został zmuszony zająć się pieczoną szynką. Mimo wszystko Romanoff wiedziała, jaki bywa Loki, więc jednym okiem go podpatrywała, czy przypadkiem niczego nie kombinuje z jego daniem, a drugim patrzyła, co robi ona sama.
Kuchnia wyglądała jak po wojnie, ale Mii udało się skończyć jako pierwszej. Kiedy czerwony barszczyk czekał w dwóch garnkach na moment, w którym zostanie podany na talerze razem z uszkami, które studziły się w durszlaku, ociekając z wody, Mia odetchnęła na krótką chwilę.
– Nie ma odpoczywania młoda! Bierz się za sernik bakaliowy i bułeczki Scone! – krzyknęła do niej Natasha. – Za chwilę ci pomogę, też już kończe swoje.
– Okay ciociu! – odpowiedziała kobiecie brunetka i od razu rzuciła się do szafek w poszukiwaniu składników na placek. Powyjmowała wszystko, czego potrzebowała, jednak nie znalazła jednego.
– Bakalii nie ma! – wrzasnęła na całą kuchnię młoda Stark. Otwierała każdą szafkę, jaka tylko znajdowała się w pomieszczeniu, ale nigdzie nie mogła ich znaleźć.
– Dzwoń do Rogersa! Może jeszcze nie wyszedł ze sklepu, a jeśli jednak to ma się wrócić, bo jak nie to osobiście dopilnuję, by przez cały przyszły rok czyścił całą wieżę patyczkiem do uszu, a zamiast jedzenia dostawał resztki do Lokim, a każdy jego sen zamienię w koszmar! – odgroziła się rudowłosa, na co na twarzy młodej Stark niekontrolowanie pojawił się szeroki uśmiech.
Dziewczyna bez słowa wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni swój telefon i z prędkością światła wybrała numer Stevena. Kilkanaście minut temu został wysłany do sklepu po cynamon i gałkę muszkatołową, do napoju jajecznego Eggnog, którego na wigilijnym stole zabraknąć nie mogło.
Po pierwszym sygnale odgłos jednej z piosenek gatunku jazz, rozległ się za otwartymi drzwiami kuchni. Natasha i Mia spojrzały na siebie i wybiegły z kuchni, zostawiając tam Bucky'ego i Lokiego samych.
Dziewczyny dopadły do mężczyzny, który nie spodziewając się tego, wpadł na ścianę znajdującą się za nim.
– Co ty tu robisz Rogers?! – wykrzyknęła agentka i zabrała od blondyna siatkę z przyprawami, które kupił. Zajrzała do środka i wróciła spojrzeniem na niego. – Pogięło cię do reszty?! Co ty sklep obrabowałeś?!
– Kazałaś kupić przyprawy, to kupiłem – oznajmił spokojnie.
– Miałeś wziąć po trzy opakowania, a nie po dziesięć! – krzyknęła zirytowana.
– Mniejsza z tym ile tego wziął! Steve musisz wracać teraz do sklepu i kupić bakalie i kilka kolb kukurydzy – powiedziała nastolatka poważnym głosem.
– Przecież kukurydza jest, a poza tym robimy warzywa, a nie kukurydzę! – zdziwiła się kobieta.
– Ellie lubi kukurydzę, a poza tym chcemy zrobić sobie niedługo maraton TVD – wyjaśniła Stark, machając na to ręką.
–Dobra, to ja wracam do sklepu, powinno mi to zająć do dziesięciu minut – stwierdził Rogers i już go nie było.
Przedstawicielki płci pięknej wróciły do kuchni, gdzie zastały Asgardczyka opierającego się o ścianę obok piekarnika, w którym piekła się szynka, natomiast Barnes z obojętnością na twarzy, dalej lepił pierogi.
– Jelonku, czemu się obijasz? – zadała pytanie Mia, podchodząc do czarnowłosego.
– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale mięso znajduje się już w tym waszym piekarniku, więc ja już nie mam tutaj nic do roboty – stwierdził pewny siebie z kpiącym uśmiechem na ustach.
– Nie ma mowy – wtrąciła się Natasha. – Siadasz przed tym piekarnikiem i patrzysz na tę szynkę, dopóki się nie upiecze – rozkazała rudowłosa, biorąc się za pomaganie Barnesowi.
– Myślisz, że będziesz mi rozkazywać? Nędzna Śmiertelniczko – wysyczał mężczyzna. Nim się zorientował, siedział przed piekarnikiem niczym grzeczny piesek, trzymając się jedną dłonią za krocze, a drugą za brzuch. Z jego ust od czasu do czasu wydobywały się ciche stęki, spowodowane bólem pomiędzy nogami. – Tym razem wygrałaś... – wystękał i patrzył się w szkło, za którym w szklanym naczyniu piekło się mięso.
– Nat, ja się wezmę za te bułeczki – oznajmiła Mia i podeszła do swojego stanowiska.
– Tylko pamiętaj, żeby dodać suszone śliwki satanistko – przypomniał jej James, spoglądając na nią kątem oka i uśmiechając się jednym kącikiem ust.
– Ajaj kapitanie Barnes! – zaśmiała się brunetka i w ciszy wyrabiała ciasto na bułeczki.
***
– Thor! Wyżej ten łańcuch powieś! Przy samym czubku! – krzyczała Natasha. Postanowiła tylko na chwilę zajrzeć do salonu, jak sobie radzą pozostali. Musiała wtrącić swoje trzy grosze.
– Natasha, przecież wiesz, że nawet ja nie sięgnę z podłogi do samego czubka tego drzewa! – bronił się młody bóg.
– Wanda pomóż mu! Czemu się obijasz?! – szatynka od razu użyła swojej mocy, by podwiesić kolorowy łańcuch jak najbliżej czubka choinki.
– Ellie jak ci idzie z tym śniegiem? – zapytała agentka.
– Już prawie gotowe! – zakomunikowała i jak na złość jej wytwór rozpadł się po raz kolejny. Blondynka załamała ręce, a w jej oczach zebrały się łzy. Miała już dosyć. Kolejna próba z rzędu, których już nawet nie liczyła zakończyła się niepowodzeniem i zabrała kolejne pokłady energii. Głowa zaczynała ją już boleć. – Kurwa!
– Nie poddawaj się młoda! Masz to zrobić do wieczora, potraktuj to jak trening! – wykrzyknęła rudowłosa i wróciła do kuchni, gdzie Mia kontrolowała przebieg przygotowywania pozostałych potraw.
Ellie na rozkaz zaczęła ponownie kumulować swoją moc w jednym punkcie, by wytworzyć tę cholerną chmurę ze śniegiem.
W tym samym czasie Steve, który zdążył wrócić ze sklepu, dostał polecenie sprzątnąć wszystko, co zawadzało i uważał za śmieć.
Niektórzy mogą się zdziwić, gdzie podziewa się Bruce. Doktor Banner stwierdził, że nie chce przeszkadzać innym podczas kiedy oni będą pośpiesznie przygotowywać wszystko na wieczór.
Tony natomiast, który właśnie w tamtym momencie skończył ozdabiać wieżę, wyruszył jednym ze swoich drogich samochodów w stronę Queens, by odebrać stamtąd dwójkę ich gości, zaproszonych przez wszystkich Avengers.
***
Wybiła godzina 18:00. Na wielkim stole w jadalni widniały zrobione przez Natashę, Mię, Lokiego i Bucky'ego potrawy, których zrobili tyle, że nawet dla nich wszystkich wystarczyłoby jeszcze na śniadanie następnego dnia. Każdy z mieszkańców wieży stał przy zajętym przez siebie miejscu i dzierżąc w dłoni po jednym opłatku i czekali, aż nadejdzie ten moment, na przełamanie się opłatkiem.
Pierwszą osobą, która zaczęła składać życzenia była Wanda. Podeszła do stojącego po jej lewej stronie Thora i wyciągnęła w jego stronę biały prostokąt.
Każdy znał naturę Tony'ego oraz wiedzieli o jego podejściu do religii, dlatego też byli miło zaskoczeni, że bez prostestów zgodził się uczestniczyć z nimi w tej kolacji.
– Życzę wam wszystkim wszystkiego nawzajem! – wykrzyczał, by wszyscy go usłyszeli, stojąc na swoim krześle z wyciągniętymi ramionami i obracając się dookoła, by spojrzeć na każdego po kolei.
– Tato! – krzyknęła Mia, uderzając typowego facepalma. Spojrzała kątem oka w stronę Petera i Cioci May, którzy tylko patrzyli na mężczyznę z niepewnymi uśmiechami na twarzach.
Stark tylko zaśmiał się głośno i zszedł na podłogę, tym razem już na poważnie przełamując się opłatkiem z osobą, stojącą najbliżej niego.
Natasha, która miała miejsce obok Cioci May, przeprosiła ją i młodego Parkera za mężczyznę i przełamała się opłatkiem z obydwojgiem.
Wszystkie życzenia brzmiały tak samo. Dużo zdrowia, pomyślności, pieniędzy – które akurat pewnej osobie nie były specjalnie potrzebne – oraz w niektórych przypadkach również cierpliwości, jak i dla trójki uczniów dobrych ocen i swobody w szkole. Jedynie Laufeyson się postarał i jako jedyny z całego towarzystwa nie życzył nikomu ani zdrowia, ani szczęścia.
– Życzę ci mój drogi przyjacielu, żebyś kiedyś udławił się tym swoim alkoholem. Aby wszystkie twoje pieniądze zostały spalone, żeby twój największy wróg zabił całą twoją rodzinę i przysłał ci ją w kawałkach, a ty cierpiał w nieszczęściu i samotności – powiedział w stronę Starka, kiedy tylko przyszedł czas na nich. Miliarder nic sobie z tego nie zrobił, jedynie uśmiechnął się szeroko i ułamując fragment opłatka od bożka życzył mu wszystkiego wzajemnie.
Po wszystkich życzeniach, Rogers prosił Boga o pobłogosławienie jedzenia, by następnie wszyscy zasiedli na stołach. Tony razem z Natashą jako "rodzice" Avengers nie usiedli na swoich krzesłach, tylko po kolei nalewali po dwie chochelki barszczu na każdy talerz.
— Smacznego — jedno słowo rozbrzmiało, kiedy wszyscy mieli jedzenie na talerzach.
Każdy po kolei zabrał się za jedzenie, wymieniając między sobą kilka zdań. Nawet Loki nie miał nic przeciwko rozmowie z bratem i małym uśmiechem na ustach, raz po raz biorąc do ust łyżkę zupy, odpowiadał Thorowi.
Kolacja przebiegała w miłej, świątecznej i co najważniejsze, rodzinnej atmosferze. Pierwsza część posiłku obyła się bez kłótni i problemów z czego wszyscy, poza jednym osobnikiem, którego wszyscy doskonale znamy, byli zadowoleni.
Jednak kiedy głębokie talerze po barszczu zniknęły ze stołów i każdy nakładał sobie, na co miał ochotę, zaczęły pojawiać się problemy.
— Jak tam twoja rodzina Stark? — zadał pytanie ciekawskim tonem bożek.
Na krótką chwilę przy stole zapanowała głęboka cisza.
— Bardzo dobrze, nie musisz się martwić — odpowiedział podejrzliwy Tony. Nie wierzył w to, że Loki pod wpływem mieszkania z nimi nagle się zmieni na lepsze. To było dla niego nie do pomyślenia.
— Ach to dobrze — odetchnął teatralnie Loki. — Doszły mnie słuchy, że obecny tutaj James Buchanan Barnes, znany też jako Zimowy Żołnierz, nazywany przez mrożonkę per "Bucky" zamordował z zimną krwią twoich rodziców i zastanawiałem się... — zatrzymał się na moment, zwracając swoje oczy ku bladej twarzy Starka. — ... kiedy to samo przydarzy się twojej córce. — uśmiechnął się szeroko, widząc, jak twarz miliardera powoli nabiera rumieńców zdenerwowania.
— Stark nie słuchaj go — odezwał się Bucky również zdenerwowany na Laufyesona.
— Nie odzywaj się... — cichy głos Iron Mana dotarł do uszu wszystkich, dzięki panującej w pomieszczeniu ciszy
— Tato... — zaczęła Mia, ale odpowiedział jej tylko zrozpaczony wzrok jej ojca.
— Tony, wiesz, że Bucky nic nie zrobi twojej rodzinie, nie jest już pod władzą Hydry — mówił Steve.
Atmosfera z miłej, świątecznej i rodzinnej zmieniła się na ciężką i napiętą.
— Och no tak. Hydra... Jak mogłem zapomnieć?! To ta organizacja, od której przejęliście moje berło, a wiedźma pokazała ci śmierć was wszystkich! — powiedział czarnowłosy i z jego gardła wydobył się cichy śmiech na widok, zaciskających się na sztućcach pięściach filantropa.
— Starczy bracie! — zagrzmiał Odynson, kładąc dłoń na ramieniu brata.
— Nie jestem twoim bratem! — krzyknął zielonooki.
— Tony nie! — rozległ się krzyk, a obok ramienia bożka kłamstw przeleciał ostry nóż, wbijając się w ścianę za nim.
Oczy wszystkich skierowały się w stronę, skąd owy nóż nadleciał. Tony stał tam, zgarbiony, oparty o blat stołu. Jego wzrok wbity był w jego talerz, a spomiędzy warg wydobywał się drżący oddech.
Podbiegła do niego jego córka. Położyła swoją drobną dłoń na tej Tony'ego i przytuliła się do niego.
— Tato, nie warto... — wyszeptała łamiącym się głosem.
— Nie dam rady dłużej — powiedział tylko i razem odeszli w stronę pokoju mężczyzny.
Głucha cisza zapanowała przy stole. Najbardziej przytłoczeni zaistniałą sytuacją byli Peter i May. Byli jedynie gośćmi, nie spodziewali się, że doświadczą czegoś takiego. Wzrok wszystkich skierował się na zadowolonego z siebie sprawcę całego zamieszania. Ten wyczuł na sobie palące spojrzenia, więc odwzajemnił je i kontynuował jedzenie. Reszta poszła za jego śladem, wyraźnie nie chcąc wszczynać kłótni i bójek przy jedzeniu w tym konkretnym czasie.
***
Kiedy tylko wszyscy skończyli jeść i ci najbardziej odpowiedzialni zmywali naczynia oraz chowali resztki jedzenia, Ellie podeszła z Thorem do Lokiego, stojącego w rogu salonu, dalej zadowolonego z tego, co udało mu się zrobić
— Och pani Śnieżynka i blondwłosy młotek. Co was do mnie...— głośny odgłos uderzenia gołą ręką o policzek mężczyzny przyciągnął uwagę innych.
— Przegiąłeś i to solidnie Loki. Powinieneś oberwać bardziej, ale ze względu na święta tylko tyle mogę zrobić — stwierdziła zezłoszczona blondwłosa.
Czarnowłosy dalej przetrawiał to, co nastolatka odważyła się zrobić. Gdy już to do niego dotarło, skierował rozwścieczone spojrzenie na zielonooką i zacząć wyciągać rękę w stronę jej szyi.
— Ty suko... — wysyczał. Jego rękę w połowie drogi do szyi dziewczyny złapał Thor, ściskając mocno.
— Ręce przy sobie bracie — rzekł tylko i odrzucił rękę brata z dala od delikatnej nastolatki.
— Znalazłaś sobie ochroniarza? A ty co? Zakochałeś się? — zakpił Laufeyson, podśmiechując pod nosem.
— Hmpf! — fuknęła Puth i odwróciwszy się napięcie odeszła do swojego pokoju, ciągnąc za nadgarstek boga piorunów.
***
Zbliżała się północ, a to oznaczało Pasterkę w kościele, na którą szli wszyscy mieszkańcy wieży. Wyszli wcześniej, ubrani w eleganckie ubrania, marznąc mocno, przez co byli niezadowoleni, jednak musieli to przetrwać. Weszli do domu Bożego i usiedli na samych tyłach, korzystając z tego, że w środku były tylko trzy osoby, siedzące z przodu.
Zajęli ostatnią ławkę oraz kilka miejsc przedostatniej ławki. Jednak Loki postanowił, że nie będzie siedział razem z nimi i udał się do budki umiejscowionej pod ścianą, za plecami Avengers. Wszedł do środka, rozsiadł się wygodnie i czekał, aż całe przedstawienie się zacznie.
Nie spodziewał się jednak, że w pewnym momencie do budki zaczną podchodzić starzy ludzie, klękając po jej prawej stronie i spowiadając się z wszelkiego zła, jakie popełnili. Laufeyson postanowił się zabawić i poudzielać fałszywego rozgrzeszenia starcom.
— ... Więcej grzechów nie pamiętam. Za wszystkie grzechy serseczni żałuję i obiecuję poprawę — wypowiedziała formułkę starsza kobieta. Bożek psot i kłamstw skrycie śmiał się z banalnych grzechów jakie wymieniła kobieta.
— Na rozgrzeszenie musisz okrzyczeć dzieci, obrazić i strzelić w twarz męża, a na koniec zatruć obiad.
Na koniec zapukał kilka razy w drewno, palcami pokazując, by ta już odeszła, czego ona sama nie zauważyła, ale zrobiła to. Następna osoba podeszła i sytuacja się powtórzyła. Nikt jednak nie wiedział, że całą sytuację widziała oraz nagrywała Mia, która zauważywszy wcześniej, gdzie usiadł bożek, czekała tylko aż coś się stanie. Młoda Stark śmiała się w duchu i obiecywała sobie, że wyśle nagrany filmik przykładnemu chrześcijaninowi i katolikowi Stevenowi Rogersowi, a następnie nagra jego reakcje i oba filmiki pokaże ojcu, Ellie i Peterowi, by razem mogli się z tego śmiać.
Przebrnęli przez kilka kolęd i pastorałek, aż w końcu stwierdzili, że powinni wracać. W końcu mimo wszystko, zło nie śpi nawet w święta.
Zachowując względną ciszę, wyszli tylnym wyjściem z budynku i spacerem wracali do wieży. Tony wraz ze Stevem i Natashą byli czujni w razie, gdyby Jarvis lub Fury wysłał im powiadomienie o czymś ważnym.
Reszta szła spokojnie nie przejmując się niczym i ciesząc się ze spędzonego we względnym spokoju dnia.
Ellie razem z Peterem, Mią i Thorem szli na końcu, patrząc w bezchmurne niebo i podziwiając wyjątkowo jasne tej nocy gwiazdy.
— Moja mama zawsze mi powtarzała, że między gwiazdami chowają się dusze zmarłych... Że jeśli będziemy spoglądać w nocne niebo, pokryte gwiazdami, będziemy w stanie poczuć obecność tych dusz — powiedziała blondwłosa nastolatka z wyczuwalnym odprężeniem i tęsknotą w głosie.
— Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób...— stwierdził Peter, popadając w zamyślenie o swoim zmarłym już od dawna Wujku Benie.
— Powiem ci moja droga Ellie, że twoja matka była bardzo mądrą kobietą — oznajmił Asgardczyk, kładąc swoją dużą dłoń na drobnym ramieniu dziewczyny. — Moja matka, Frigga, opowiadała mi i Lokiemu, kiedy byliśmy dziećmi, że dusze naszych zmarłych przodków, ulatują ku gwiazdom i osiadając się między nimi, zaznają spokoju wiecznego.
— Kosmos skrywa wiele tajemnic, których możemy nigdy nie rozwiązać... — rzekła Mia, pogrążona w zadumie, podziwiając piękno nocnego nieba. Księżyc mocno odbijał światło Słońca, wyraźnie odznaczając się pośród gwiazd, co szczególnie przyciągnęło uwagę młodej Stark.
— Babcia mi mówiła, że opłakując zmarłych, nie pozwalamy im zaznać spokoju po śmierci. Mówiła też, że nawet jeśli tego nie widzimy, bądź też nie czujemy, przynajmniej jedna dusza bliskiej nam osoby czuwa nad nami i z całych sił stara się trzymać wszelkie zło z daleka — mówiła dalej Puth.
— Kiedyś i my dołączymy do nich i to my będziemy czuwać nad naszymi bliskimi, którzy będą dalej żyć na Ziemi — powiedział Peter, na co cała trójka się zgodziła.
— Cieszę się, że was poznałam... — wymamrotała zielonooka, jednak jej towarzysze usłyszeli ją, a ich serca zalało ciepło.
— Jesteśmy jedną wielką rodziną! — oznajmiła brunetka, uwiesiwszy się na szyi szatyna, idącego przed nią
Ellie uśmiechnęła się delikatnie. Jej oczy zabłysły, na policzkach pojawiły się śnieżynki. Serce zalało jej ciepło, zabiwszy mocniej, a w brzuchu poczuła motyle.
Mamo, tato, mimo waszej nieobecności, to był cudowny dzień...
Wesołych Świąt...
***
2909 słów
Chciałam Wam życzyć w tym pięknym dniu Wesołych Świąt, abyście spędzili je w gronie bliskich wam osób, abyście czuli się przy tym swobodnie oraz komfortowo.
By karp był smaczny, a pierogi wypełniły wasze talerze! Żeby barszczyk z uszkami wam smakował!
Oraz żebyście przetrwali te ciężkie czasy jakie nastały bez przechodzenia przez tę chorobę...
Jako, że w tym roku, więcej nic nie opublikuję, chciałam wam również życzyć Szczęśliwego Nowego Roku 2021! Miejmy nadzieję, że pomimo tego, co odkryła UK oraz jaki mamy rząd, ten rok nie zacznie się jakoś bardzo tragicznie.
Niech szampan się poleje! Muzyka niech gra! A ludzie niech się bawią!
3016 słów :0
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top