ROZDZIAŁ 5

          Od kilku dni co rano wstaję, ogarniam się , jem śniadanie i jadę do szkoły. Może to wydawać się monotoniczne, ale takie nie jest. Każdego dnia coś się dzieje. Codziennie staramy się znaleźć Kanimę, ale oczywiście na marne. Jakby sama nie mogła się ujawnić.

          Tego poranka nic się nie zmieniło. Znowu wstałam rano zastanawiając się, po jaką cholerę zapisałam się do tej durnej szkoły. Ale cóż, stało się. Wstałam niechętnie z łóżka i wybrałam się do łazienki. Wykonałam poranną toaletkę, ubrałam się  i zrobiłam makijaż. Na śniadanie postanowiłam zjeść zwykłe płatki z mlekiem. Niektórych to zastanawia, jakim cudem cokolwiek jem, skoro jestem wampirem. Po 1. w połowie jestem również czarownicą, a po 2. nawet zwykły wampir może normalnie jeść. Co prawda nie jest to potrzebne do przeżycia, ponieważ wystarczy krew,ale niektóre wampiry są inne i lubią czasami poczuć się jak śmiertelnicy. Należę to tej grupy.

          Po zjedzonym śniadaniu ubrałam szpilki i narzuciłam na siebie skórę, po czym wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Otworzyłam garaż, zastanawiając się, który samochód wybrać. Tak, mam sporo pieniędzy na koncie i kilka fajnych samochodów w garażu. Motoryzacja jest jednym z moich hobby. Nie chciałam za bardzo wyróżniać się w tłumie, więc wybrałam zwykłą, czerwoną mazdę i wyruszyłam w drogę do szkoły.

          Pod budynkiem spotkałam Scott'a i Stiles'a. Razem wybraliśmy się do środka i usiedliśmy na schodach. Nagle Stiles wstał i gdzieś poszedł bez słowa. Spojrzałam zaskoczona na Scott'a , a on powiedział :

- Stiles przekazuje rozmowy moje Allison i odwrotnie. Wiesz, nie możemy ze sobą swobodnie rozmawiać, bo jej rodzina chce mnie zabić - posłał mi smutny uśmiech. Nie mogłam patrzeć na jego ból.

- Spokojnie Scott, coś wymyślimy - uśmiechnęłam się. Zobaczyłam Stiles'a idącego w naszą stronę. Przekazał nam informacje dotyczącą bestiariusza Gerarda. Zgodnie stwierdziliśmy, że musimy się do niego dostać, ale najpierw musimy pomyśleć jak on wygląda. Najrozsądniejszą odpowiedzią wydawała się być stara książka. Stiles poleciał szybko do Allison i przekazał jej nasze domysły.

- A nie możecie ze sobą pisać? - zapytałam Scott'a.

- Niestety, nie. Rodzice Allison sprawdzają jej komórkę i komputer regularnie. To niemożliwe.

          W tym momencie podbiegł do nas Stiles z informacją, że Allison widziała taką książkę u Gerarda. Po długich i męczących ( w szczególności dla Stiles'a przez ciągłe bieganie ) naradach stwierdziliśmy, że potrzebne informacje znajdują się w gabinecie Gerarda. Allison potwierdziła nasze przypuszczenia. Ponoć szukała już dziennika u Gerarda, ale go nie znalazła. Pytanie : jak się tam dostać? Proste. Dzisiaj jest mecz Lacrosse. Gerard, jako dyrektor, będzie na nim, a wraz z nim będzie Allison. Dziewczyna ukradnie mu klucze, które pewnie będzie miał przy sobie i przekaże je Stiles'owi. Ten natomiast pójdzie na poszukiwania do gabinetu. Scott zostanie na boisku, aby nie wzbudzać podejrzeń, a ja będę kontrolować sytuacje z boku tak, aby nikt mnie nie widział, ani nie nabrał podejrzeń. W razie jakichkolwiek komplikacji pomogę Stiles'owi lub, gdyby była taka potrzeba, zagadam Gerarda i przekaże wiadomość w myślach Stiles'owi o zagrożeniu. Po zaplanowaniu wszystkiego udaliśmy się na chemię.

          Lekcję dzisiaj minęły wyjątkowo szybko i nudno. Po skończonych zajęciach pożegnaliśmy się i każdy z nas ruszył w swoim kierunku. Mieliśmy 2 godziny do meczu, więc pojechałam do domu i stwierdziłam, że wezmę jeszcze prysznic przed całą akcją. Zaparkowałam auto pod domem nie wjeżdżając do garażu, bo i tak pojadę nim na mecz. Wyciągnęłam klucze z torebki i już chciałam otworzyć drzwi, ale zauważyłam list w skrzynce. Wyjęłam go, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Ciekawe kto i co ode mnie chciał, że aż musiał napisać list. Otworzyłam kopertę i zauważyłam małą karteczkę, a jej treść mnie zaskoczyła :

,, NIE WCHODŹ MI W DROGĘ. M. „

          Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Jak widać, komuś musi się strasznie nudzić. Nie przejęłam się tym, bo po co. Kto może mi coś zrobić. Ale zastanowiło mnie jedno. Komu mam nie wchodzić w drogę? Ale cóż, ludzie są dziwni. Nie zawracając sobie więcej tym głowy udałam się do kuchni po woreczek z krwią. Oderwałam kawałek i wlałam zawartość do szklanki, po czym wypiłam wszystko na raz. Następnie udałam się do łazienki i wzięłam relaksacyjną kąpiel. No może nie do końca relaksacyjna, bo moim zdaniem była zbyt krótka. Wytarłam się ręcznikiem, po czym nałożyłam na ciało czekoladowy balsam. Owinęłam się ręcznikiem i skierowałam się do sypialni. Wyjęłam z szuflady czarny komplet bielizny koronkowej i założyłam go na siebie. Ręcznik zaniosłam do łazienki i ponownie wzięłam się za ubieranie. Wybrałam czarne rurki i niebieską bluzkę na ramiączkach z koronką na plecach. Zrobiłam makijaż , a włosy zostawiłam rozpuszczone. Rzadko kiedy związuję włosy, wolę zostawiać je luźno opadające. Spojrzałam na zegar i zobaczyłam, że do meczu zostało 30 minut. Jak na mnie to szybko się ogarnęłam. Zarzuciłam na siebie czarną skórę i włożyłam na nogi czarne botki na szpilkach. Czyli typowy dla mnie ubiór. Dla niektórych zbyt wyzywający, dla mnie codzienny.  Ogólnie uwielbiam czarny kolor. Niektórzy twierdzą, że to przez mój wredny charakter, ale kto to wie.

          Zamknęłam drzwi na klucz, udałam się w stronę samochodu, po czym wsiadłam do niego i pojechałam do szkoły. Zaparkowałam samochód na parkingu i poszłam w stronę boiska. Znalazłam wolne miejsce , z którego miałam dobry widok zarówno na boisko jak i na trybuny. Dzięki temu mogłam wszystko obserwować z ukrycia. Usiadłam i przez chwilę zastanawiałam się nad tajemniczym ,,M" . Wmawiałam sobie, że nie obchodzi mnie ta karteczka, a w rezultacie myślałam o nadawcy. Skoro mam mu nie wchodzić w drogę to znaczy, że ta osoba jest związana z Kanimą lub jest nią bezpośrednio. Przynajmniej tak mi się wydaję, bo nie jestem zamieszana w żadną inna sprawę. Teraz pytanie, czy tajemnicy ,, M '' to Kanima, Pan czy ktoś całkiem inny obserwujący wszystko z boku i próbujący mnie przestraszyć? Ale z tego co pamiętam, to Kanima nie wie kim jest. Jej Pan tylko zdaje sobie z tego sprawę. Osoba obserwująca nie miałaby z tego żadnej korzyści.

          Z rozmyśleń wyrwał mnie gwizdek sędziego. Stwierdziłam, że na razie odstawie myśli o tajemniczym ,, M'' na dalszy plan. Mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż jakiś psychopatyczny koleś próbujący mnie zastraszyć. Zaczęłam rozglądać się po boisku, ale nic podejrzanego nie zobaczyłam. Rozpoczęłam więc skanowanie trybun i odnalazłam Allison z Gerardem. Mężczyzna w pewnym momencie zdjął swój płaszcz i podał wnuczce. ,, Czas zacząć zabawę'' pomyślałam. Przyglądałam się uważnie tej dwójce, by niczego nie stracić. Zauważyłam, że Allison wyjęła z kieszeni płaszcza Gerarda klucze i delikatnie podała je Stiles'owi. Musiałam być w pełnej gotowości. Allison odwróciła się w moją stronę i delikatnie kiwnęła głową. Uśmiechnęłam się do niej, obserwowałam boisko i nadsłuchiwałam Stiles'a. Na ten moment jest spokój, ale wiadomo, to Beacon Hills. Tu wszystko jest możliwe.

          Przez dłuższy czas nic się nie działo. Nagle usłyszałam jakieś rozmowy w budynku. Rozpoznałam głos Stiles'a i poczułam, że jest zdenerwowany. Postanowiłam pójść sprawdzić co się dzieje. Weszłam do budynku i zatrzymałam się na chwile. Usłyszałam Stiles'a, jego głos dochodzić z basenu, więc tam się skierowałam. Gdy doszłam do miejsca, zobaczyłam Derek i Erice. No i klops, zepsują nasz plan jak nic. Chciałam podejść bliżej, ale zostałam rzucona z ogromną siłą o ścianę. Na chwile pojawiły mi się mroczki przed oczami. Gdy odzyskałam wzrok, zobaczyłam Erice lecącą przez pomieszczenie i upadającą na ziemię. Uśmiechnęłam się, bo nie przepadałam za blondynką. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i co zobaczyłam? Oczywiście! Wielka, zła, zielona i brzydka jaszczurka, którą tam bardzo kocham ( wyczujcie ten sarkazm ). Westchnęłam i ruszyłam do walki. Koło mnie nagle pojawił się Derek. Skąd? Nie mam pojęcia. Próbował powalić Kanimę, ale mu nie wyszło. W rezultacie ta podrapała go, przez co on upadł na Stiles'a i oboje wpadli do basenu. Przewróciłam oczami , ,, z kim ja muszę współpracować?!'' . Niewiele myśląc znowu rzuciłam się w wir walki. Nie doceniałam gada, jest dosyć silny. Co prawda nie może zrobić mi krzywdy, nie może mnie sparaliżować, ale może mnie powalić na ziemie i nieźle poturbować. Walka trwała, a żadne z nas nie miało zamiaru się poddać. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Scott i starał się mi pomóc. Kanima po raz kolejny rzuciła mną, przez co wylądowałam po drugiej stronie basenu. Nienawidzę gadów! Zaatakowała Scotta i rzuciła nim tak, że poleciał na ścianę rozbijając lustro. Wtedy coś mi przyszło do głowy.

- Scott! Weź lusterko! Ona nie wie jak wygląda!

          Kanima spojrzała na mnie i ponownie przeniosła swój wzrok na Scotta trzymającego kawałek lustra. Gad podszedł powoli do niego i spojrzał w lustro. Nagle przestraszył się swojego odbicia i wybił się mocno rozwalając szybę w dachu i zrzucając szkło prosto na mnie. Kilka kawałków powbijało się w moje ciało, przez co głośno krzyknęłam z bólu. Starałam się powyciągać odłamki.

- Nienawidzę gadów!

          Pomogłam wyjść chłopakom z basenu.  Podeszłam do Scott'a i sprawdziłam,  czy nic mu nie jest. Na szczęście nie doznał poważnych urazów, dzięki czemu mogłam odetchnąć z ulgą.

          Po całej akcji wyszliśmy przed budynek. Stiles opowiedział nam w skrócie jak to wszystko wyglądało do mojego przybycia. Okazało się, że Derek wraz z Ericą też chcieli zdobyć bestiariusz. Wszystko było na pendrive'ie należącym do Gerarda. Stiles podłączył go do laptopa i próbował odczytać jego zawartość. Usłyszałam kroki i odwróciłam się w tamta stronę. Ujrzałam Dereka i Erice.

- A wam co? Mało wrażeń jak na jeden wieczór? - spytałam oschle patrząc na nich. Gdyby nie ich wtargnięcie to wszystko poszłoby po naszej myśli.

- Nie przyszliśmy do Ciebie, skarbie - uśmiechnęła się sztucznie Erica, a ja w tym momencie miałam ochotę ją rozszarpań pomimo ran i osłabienia. Już miałam do niej podejść, ale Scott mi w tym przeszkodził.

- Czego chcecie?- spytał Scott.

- Tego czego wy - powiedział Derek - Chcemy się dowiedzieć, w jaki sposób pokonać tą Kanimę.

- Czyli stoimy po jednej stronie - spojrzałam zdziwiona na Scott'a. On tego nie powiedział, prawda? - Ale nie mamy pojęcia jak ją pokonać. Wydaję mi się, że trzeba poprosić kogoś o pomoc. A konkretnie Argentów. - No teraz to pojechał po bandzie.

- Argentów? Czyś Ty do końca oszalał? Tego jeszcze nie grali. Scott, odbija Ci z tej miłości. - powiedziałam zła.

- Chcesz im zaufać? - spytał zdenerwowany Derek.

- Właśnie w tym problem! Nikt nikomu nie ufa!  Ty nie potrafisz zaufać nam, a my Tobie!

- Ja mam wam zaufać? Jak mam zaufać jej? - tu spojrzał na mnie. Cóż, to mnie nie dziwi. - Nie znam jej, nic o niej nie wiemy. Może ona jest po drugiej stronie. Jaką masz pewność, Scott?

- Serio? Jeśli chcesz mnie poznać to proszę bardzo. Umówimy się na piwo lub imprezę i po sprawie - uśmiechnęłam się sztucznie - Ale jak mam być szczera , to w dupie mam to, co o mnie myślisz. W dupie mam Ciebie i te Twoje cholerne stado. Mam gdzieś Argentów. Jestem tu dla Scott'a , bo poprosił mnie o pomoc. Jestem tu dla jego przyjaciół, bo nie chcę, aby kogoś stracił tak jak ja. Jestem tu dla niewinnych ludzi, bo oni sami nie potrafią się obronić. Myślisz, że jestem tu z przyjemności? Nie! Teraz mogłabym siedzieć w Mystic Falls i opłakiwać śmierć mojego najlepszego przyjaciela. A co zrobiłam? Przyjechałam tu, aby wam pomóc! - już powoli traciłam nad sobą kontrolę, a łzy zagościły w moich oczach. - Mam wyjebane na Ciebie, Derek. Nie zależy mi na Twoim zaufaniu . Rób co chcesz, ale pamiętaj, że sam sobie ze wszystkim nie poradzisz. Nie jesteś Bogiem - spojrzałam smutnym wzrokiem. Westchnęłam. - A teraz wybaczcie, ale Pani Nie Warto Jej Ufać jest cholernie zmęczona i spragniona, ponieważ walczyła z Kanimą ratując tyłki kogoś, kto wcale tego nie chciał. Tak więc, na razie. - skierowałam się do swojego samochodu.

- Nina, zaczekaj! Co Ty robisz? Dasz sobie rade?- spytał zmartwiony Scott.

- Tak, Dzięki. Poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką - posłałam mu słaby uśmiech - Do zobaczenia jutro - puściłam mu oczko i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam auto i ruszyłam z piskiem opon w stronę domu.

          Powoli zaczynam mieć dość nadprzyrodzonych istot w tym mieście. Kto by pomyślał, że ja, wybryk natury, będzie miał dość innych istot. A najbardziej intryguję mnie Hale. Wkurza mnie jak mało kto, ale wiem, że gdzieś tam w środku jest normalny i uczuciowy mężczyzna, który kiedyś został zraniony. Postanowiłam spróbować do niego dotrzeć. Jeśli mi się nie uda i podniesie mi ciśnienie to granic możliwości , to po prostu go zabiję. Ale jedno jest pewne, nie odpuszczę mu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top