9

Max

Ze snu wyrwało mnie gwałtowne uderzenie. Musiałem przewrócić się na drugi bok, no i niestety zabrakło mi już miejsca na łóżku, przez co wylądowałem obok niego na podłodze. Chciałem się podnieść z podłogi, ale nie miałem wystarczająco siły. Dopiero po chwili powróciły wspomnienia z minionej nocy. 

Spotkanie z Ashley przed domem jej ojca, widok Brada, który mnie najbardziej wkurzył. Miałem okazję poznać go już wcześniej na jednej z imprez u Iana. Wkurwiony wparował wtedy do jego mieszkania, mówił coś o Ash i o tym, że jest jej ciężko z tym wszystkim, a gdy zauważył mnie bez pytania podszedł i wyjebał mi prawym sierpowym w twarz, mówiąc coś, że jeszcze go popamiętam. 

Powoli siadam na podłodze i czekam aż miną zawroty głowy. Sięgam po mój t-shirt i naciągam go na głowę. Potrzebuje kofeiny. Wczorajszy wieczór był szalony, imprezy w bractwie hokeistów tak właśnie się kończą. 

– Hej.- rzucam w stronę Niny, która stoi przy aneksie kuchennym. Zdążyłem umyć tylko zęby, teraz potrzebuje kofeiny i pokarmu. 

– Kolejna gruba impreza? – mówi z pogardą dziewczyna i mierzy mnie wzrokiem.

– Tylko troszeczkę. – wymijam ja i kieruję się w stronę szafki z lekami. Coś na kaca, potrzebuje coś na kaca.

– Na kaca już nic nie mamy. – mówi moja siostra, a ja stoję do niej tyłem i mógłbym przysiąc, że słyszę jak przewraca oczami. 

– Pieprzony jasnowidz!

– Do usług. – odpowiedziała i spojrzała na mnie opierając się o rant blatu. – To co tym razem? Gruba impreza u narkomanów, czy gruba impreza u jakiś sportowców? – zna mnie jak nikt inny. 

– Szalona noc z hokeistami. 

– Świetnie, cieszy mnie to, ze jesteś czysty chociaż przez dobę. 

– To moje życie siostrzyczko. – denerwuje mnie jej gadanie. Ja wiem co robię i najważniejsze, że mi to pasuje.

– Świetne życie Max! Pozazdrościć! – powiedziała unosząc ostentacyjnie ręce ku górze. 

Wytężam wzrok i nabieram powietrza do nozdrzy. Próbuję wyostrzyć obraz, ale od kilku dni jest coraz gorzej z moim wzrokiem. Skinąłem lekko głową na odczepnego i chciałem wrócić do pokoju. Drzemka powinna pomóc.

– A gdzie ty idziesz? – zapytała zirytowana. – Chyba jeszcze nie skończyliśmy. 

Poczułem się jak idiota. Zatrzymałem się na schodach. Utrzymywanie prostej postawy jest dla mnie w tej chwili nie lada wyczynem. Natomiast prowadzanie rozmowy wydaję się mi czymś absolutnie nie realnym. 

– Nie czuję się najlepiej, chciałbym się jeszcze zdrzemnąć. 

– Dobra. 

Kilka godzin później siedziałem już na zebraniu pana Freda Grega. Zaczął nam opowiadać o sztuce,a ja byłem znudzony. Dodatkowo dałbym sobie rękę uciąć, ze Julie ma grać Ashley. Ale nigdzie jej nie widzę. Z resztą bardzo dokładnie widzę jej faceta. Cały czas chodzi i opowiada o tym występie. Dostałem swój scenariusz i jestem zachwycony. Będę miał całuśną scenę z moją piękną. 

Nagle drzwi się otwierają i staje w nich nikt inny jak Ash. Od razu zauważyłem te przepiękne lazurowe oczy, w które wpatrywałem się tyle razy. Stoi w drzwiach głęboko oddychając i nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. Jej wyraz twarzy nic mi nie mówił, gdy patrzyła na mnie. 

– Dzień dobry. – mówi zdyszana, a ja się do niej uśmiecham. – Przepraszam za spóźnienie, coś mi wypadło.

– Nic nie szkodzi Ashley. Chodź do nas i zajmij miejsce. – Odpowiada Greg sprowadzając mnie z powrotem na ziemię. Patrzę na ich relację i nie mogę uwierzyć. On ją pożera wzrokiem. Ashley nie jest nawet tego świadoma, ponieważ przeszukuje torebkę. Fred oblizuje usta, nadal patrząc na nią, a raczej jej dekolt. 

– Hej. – wymamrotałem w stronę dziewczyny kompletnie oczarowany. 

– Do mnie mówisz? – pyta Ashley, a w jej głosie zaczyna pobrzmiewać panika.

– Tak Ashley do ciebie.– niechętnie spuszczam wzrok na swoje kolana, ale po chwili znów skupiam się na dziewczynie, która siedzi dwa krzesła ode mnie . 

Ashley nie odpowiedziała, a ja tylko pokręciłem głową. Nie sądziłem, ze jestem na aż takiej straconej pozycji. Zastanawiam się tylko od kiedy Brad ma z nią takie dobre stosunki jak wczoraj, i co by powiedział Greg Fred na jej obściskiwania z nim. Za długo o tym wszystkim myślę, brak mojego " leku" źle na mnie wpływa. Nie wiem co ja sobie myślałem, nie biorąc dzisiaj tabletki. 

Nadal siedziałem na miejscu i tak po prostu gapiłem się na dziewczynę. Mam szczęście, że Ashley jest zajęta czytaniem tekstu, bo muszę wyglądać jak czubek. Nie wiem czy mogę coś jeszcze powiedzieć, lub zrobić, ponieważ to ona – Ashley Montgomery. Dziewczyna którą kocham od kilku lat, która wprowadziła w moje życie tyle szczęścia. Miałem już coś powiedzieć, ale zauważyłem Grega który idzie w kierunku Ashley. Nikt się nimi nie interesuje, no bo co może być dziwnego w tym, ze wykładowca chce porozmawiać ze swoją studentką. Ale ja wiem za dużo. Patrzę jak podchodzi do niej i uśmiecha się. Ma coś za swoimi plecami i wyciąga w jej kierunku. 

– Proszę Ashley to dla ciebie, jak obiecałem. – nadal się uśmiechał, a ja miałem ochotę zedrzeć ten uśmiech z jego twarzy. 

– Nie mu... – Ash się zacięła i rozejrzała się po sali. – Nie musiał pan.

Wykładowca pochylał się nad stolikiem dziewczyny i patrzył w jej oczy. Facet jakby czuł że im się przyglądam , ponieważ nagle odwrócił twarz w moją stronę. Spojrzał mi w oczy posępnie i ściągnął czoło. Znowu wrócił spojrzeniem na Ashley.

– Przestań to nic takiego, poza tym wydaję mi się, że właśnie tego potrzebujesz. 

– Nawet pan nie wie jak bardzo. 

Patrzyłem na nich nadal zbity z tropu. Jak ona może chodzić z wykładowca. Jak wykładowca może wręczać studentce kawę. Może ja jeszcze nie wytrzeźwiałem i mój umysł płata mi figle? Wracam wzrokiem na swój scenariusz i żałuję, że w ogóle odzywałem się do Ashley, ona mnie ma za nikogo. 

Mieliśmy już zaczynać pierwszy akt, wstałem ze swojego miejsca i kierowałem się w stronę sceny. Za mną podążyła Ash. Trzymała mnie na dystans, a ja już chyba straciłem chęć na odzyskanie jej. Stałem na środku i zaczerpnąłem powietrza. Mój wzrok staje się coraz gorszy. Ściskam swój przegub nosa i mam nadzieję, że to pomoże. Ale zawroty głowy i nie wyostrzony obraz nie ustępują. 

– Możecie już zacząć Max! – ponagla mnie Fred Greg. Oczywiście zaczął bym już, ale spoglądam na kartkę i widzę tylko zlaną czarną plamę zamiast liter. Już chce go poprosić, o chwilę czasu, ale wyręcza mnie Ash.

– Max. – słyszę jej głos bardzo blisko siebie. Czuje jak łapie mnie za ramię i delikatnie mną potrząsa. Co się ze mną dzieję? – Wszystko w porządku, kiepsko wyglądasz? – pyta z troską, a ja bije się sam wewnątrz, że jest ze mnie w tym momencie taka dupa. Mam nadzieję, ze za chwilę przejdzie, ale gdy znów biorę mocny chust powietrza, pogarsza mi się. 

– Muszę... – zaczynam, ale kiepsko mi to wychodzi. – Zaczerpnąć... – nie jest mi dane dokończyć ponieważ dziewczyna bierze mnie za łokieć i kieruję się w stronę drzwi. 

– Wyjdziemy na chwilę na zewnątrz. – informuje swojego fagasa i ciągnie mnie za sobą. 

Mam wrażenie, że albo śnie, albo mam pijackie zwidy, a może gram w jakimś odjechanym odcinku serialu. Patrzę prosto w oczy Ashley i widzę zmartwienie wypisane na jej twarzy. Dziewczyna, o której myślałem nieskończenie wiele razy, stoi na przeciwko mnie i trzyma mnie za ręce. Ja opieram się o murek, a moje reakcje życiowe w końcu wracają. 

– Potrzebujesz czegoś Max? 

– Tak, swojej godności. – wymamrotałem, na co Ashley zareagowała delikatnym uśmiechem. Lepiej by było gdybym wziął to pieprzone ekstazy. 

– Przestań, mogło ci się coś stać. – odpowiada brunetka machnięciem ręki. 

– A ty? – uśmiecham się do niej zawadiacko.

– Co ja?

– Od kiedy to się o mnie martwisz? – pytam już pewny siebie, czując jak wracają mi siły. Nie wiem czy dokonało tego świeże powietrze, czy może sama obecność Ashley.

– Po prostu..– zaczyna pocierać swoje czoło. – Nie wyobrażaj sobie za dużo, okej? 

– Ja? – wskazałem ręką żartobliwie na siebie. – W życiu. – zaśmiałem się na co dziewczyna prychnęła i zaczęła kierować się w stronę wejściowych drzwi. – A ty dokąd? 

– Wracam na sale. – odpowiada grzecznie. – Tobie najwidoczniej już lepiej.

Spogląda na mnie jeszcze przez chwilę i widzę, że delikatny uśmiech wkrada się na jej twarz. Czyżby nie wszystko było stracone? Zadowolony, prawie w podskokach wracam na aule. Nie mogę uwierzyć, ze mógłbym mieć jeszcze u niej jakiekolwiek szanse. Może wyobrażam sobie za dużo. 

Czuję, ze jakaś ciecz skapuje mi z nosa. Wyciągam chusteczkę, z tylnej kieszeni spodni i obcieram swój nos z krwi. To za pewne z osłabienia. Wyrzucam ją do kosza przed drzwiami sali i wchodzę do środka. Czuje na sobie spojrzenia wszystkich tam zgromadzonych ale najważniejsza jest dla mnie ta jedna para oczu. Kiedy spoglądam na Ashley, widzę że dziewczyna odprowadza mnie wzrokiem, gdy siadam na krzesełku. 

Znów będziesz moja Ashley. Już ja się o to postaram. 

Cześć kochani!

Mamy rozdział z perspektywy Maxa. Co o nim sądzicie?

Przepraszam, że taki krótki i słaby, ale święta mnie wykończyły i bardziej skupiłam się na opowiadaniach które znajdują się w mojej bibliotece. Muszę się przyznać bez bicia, bardzo dużo z nich zaniedbałam, ale mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić jeszcze dzisiaj i jutro :)

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze. Oraz za zainteresowanie THE BETTER FUTURE. Jest mi niezmiernie miło, że tyle osób czyta nowe opowiadanie :)

życzę Wam miłego dnia i pogodnego, te deszcz mnie już irytuje :/

Pozdrawiam Was cieplutko

writes_girl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top