7

Ashley

Gdy tylko zegar wybił godzinę drugą, zerwam się ze swojego miejsca i chce niezauważalnie przejść obok Maxa. Z nim nie ma żartów, jak tylko mnie zobaczy znowu będziemy stać godzinę patrząc się na siebie. Aż w końcu źle to się skończy dla mnie. Mogę pęknąć, a bardzo tego nie chce. 

Delikatnie i z gracją schodzę ze stopni, nawiązuję kontakt wzrokowy z Gregiem. Jest tak przystojny, a jego spojrzenie magnetyczne, że nie potrafię oderwać od niego wzroku. Nasz kontakt wzrokowy jest tak intensywny, że nie daję rady i potykam się o własne nogi. Czekam na upadek po schodach, złamaną nogę, rękę i pewnie mózg mi się poprzewraca. Modlę się o to, żeby upadek nie wyglądał kompromitująco, ale w porę łapią mnie dwie silne wytatuowane ręce. Zamykam oczy i znowu je otwieram. Niestety te ręce nadal mnie trzymają, a ja nie mogę uwierzyć, że mam takiego pecha. Czuje tak silny prąd przez całe ciało, przypominam sobie każdy pocałunek, zbliżenie. Patrzę na róże na jego dłoni i nadal się nią zachwycam. 

Powracam do pionu a Max patrzy na mnie z kąśliwym uśmieszkiem. Poprawiam kurtkę, torebkę i już mam zamiar go wyminąć, ale nie udaje mi się to bo ten palant zasłania mi drogę. Stoimy do siebie przodem, on wysoki i muskularny góruje nade mną, ma bardzo intensywny zapach, czuję się jak w moich wspomnieniach, ale wszystko jest zbyt ostre i namacalne. Biorę jeszcze głębszy oddech i nic nie poradzę na to, że chce zatrzymać ten zapach przy sobie. Od zawsze przypominałam sobie własnie Maxa, siebie i Liama, jak tworzymy piękną rodzinkę. 

- Uważaj na siebie Ashley- mówi patrząc prosto w moje oczy. Czy ja cały czas muszę go spotykać? 

- Uważam Black, to ty wtykasz ręce w nie swoje sprawy.- syczę przez zęby. Nie mogę okazać słabości. W dodatku to nie jest mój Max. On nigdy tak naprawdę nie był mój.

- Dlaczego tak do mnie mówisz?

- Bo tak się nazywasz?

Ludzie omijali nas, ale też znaleźli się tacy, którzy podsłuchiwali rozmowę. Zrobiło się nie zręcznie, a ja nadal nie rozumiem co stało się z tym Maxem. Po mimo tego, ze mnie zdradził, był cudowny. Gdzie on jest? Teraz jest taki agresywny, wyluzowany. W jednym zdaniu : ma wyjebane na wszystko. Z tego co zdążyłam zauważyć, nie przejmuję się za bardzo tym, ze rozmawia ze mną. Tylko ja się zachowuje jak kretynka. 

- Ashley, nie możemy pogadać jak cywilizowani ludzie? Chyba że twój fagas ci w tym nie pozwoli.- Wypowiadając ostatnie słowo spojrzał na Grega, który szedł właśnie w naszym kierunku. Max przybliżył się do mnie, oblizał językiem usta ukazując swój kolczyk i wyszeptał do mojego ucha. - Zapomnijmy o wszystkim. Przemyśl to skarbie.

Nie wiem czy zrobił to specjalnie, bo szedł pan Paker, czy dlatego, ze naprawdę tak myśli. Ale obojętnie z jakiego powodu wykonał ten gest, rozpalił we mnie stare ogniki. Chrząkam znacząco, na co chłopak cwaniacko się uśmiecha i zerka na Grega. 

- Chciał pan ze mną rozmawiać.

- Zapraszam na dół. - odpowiada wykładowca i patrzy na mnie z troską. Pewnie chciał coś powiedzieć, ale stado studentów nie pozwoliło mu na to. Ja wykorzystując sytuacje ulatniam się z sali i kieruję się na parking, gdzie powinna na mnie czekać Jennifer. Mam dość tego dnia, a on dopiero się zaczyna. Boję się, żeby pan Paker z Maxem nie pozabijali się tam nawzajem. Max jest dziwny i nie jest już tą samą osobą. Nie wiadomo co jeszcze mu strzeli do głowy. W dodatku nie podoba mi się jego nastawienie. Traktuje mnie tak jakby te trzy lata rozłąki nie miały miejsca. A to boli. 

Wychodzę na zewnątrz i świeże powietrze uderza mnie w twarz. Nareszcie, czuje że z mojego ciała schodzi napięcie. Aczkolwiek nie całkowicie, boję się, że nagle wyjdzie Max i znowu zacznie mnie przepytywać. Zerkam po parkingu i dostrzegam samochód Jennifer. Stoi ona z Ianem i żywo o czymś rozmawiają. Ian jest zmartwione i zarazem wkurzony. On wkurzony? O nie teraz to mu płazem nie ujdzie. Jak on mógł nie interweniować kiedy Max wyjął te brudne łapska, żeby mnie dotknąć?

- Ty złamasie!- krzyczę idąc w ich kierunku. Doskonale zdaję sobie sprawę, z tego że połowa osób właśnie na mnie patrzy. - Powiesz mi co ty masz z głową? 

Ian patrzy zmieszany na mnie i już chce coś powiedzieć, ale nie daje mu dojść do słowa.

- Siedziałeś tam i na to patrzyłeś. Zawsze kurwa na wszystko patrzysz, ale widzisz tylko swój zasrany tyłek. Interweniowałeś wtedy kiedy nie musiałeś, a jak musisz to się zmywasz?

- Ashley...

- Nie Ashley, nie Ashley. Ian jak ja mam na niego patrzeć powiedz mi. Jak mam patrzeć i nic mu nie powiedzieć, kiedy jest Liam?- do oczu napływają mi łzy, ale bardzo szybko je odpycham od siebie. Nie będę się mazać. Za dużo łez wylałam na Maxa. 

- Powiedz mu w końcu! Ja też mam tego dosyć, serio głowa mi pęka gdy patrze na to jak ty  i on cierpicie. - z bezradności łapie się za włosy i wydaje niemy krzyk do nieba. On ma tego dość? Serio, to on jest najbardziej poszkodowany. Zapomniałam. Nie mam ochoty z nim już dyskutować. 

- Masz racje, Max tak cierpi, że aż musi dziwki na wykład przyprowadzać.- kończąc zdanie wsiadam do samochodu. Nawet nie przywitałam się z Jennifer, która przysłuchiwała się naszej wymianie zdań z boku. Ian- dupa roku która wtrąca się we wszystko po mistrzowsku. Włączam stację z rockową muzyką i wsłuchuję się w twarde basy piosenki. Moja macocha wsiada do auta i się nie odzywa. Ma rację. Lepiej niech mi pozwoli ochłonąć. 

Jedziemy już dobre piętnaście minut, a raczej stoimy w korku. W końcu moje tętno i oddech normują się. A zdenerwowanie jest znacznie mniejsze. Wyglądam za okno oglądając panoramę i most prowadzący na Manhattan. Jennifer w końcu parkuje samochód. Nie jest to łatwe, bo one stoją wszędzie. Ciężko jest się poruszać pieszo, a co dopiero samochodem. 

- Przepraszam nawet się z tobą nie przywitałam Jennifer.- powiedziałam na swoje usprawiedliwienie, wychodząc z samochodu. Przytuliłam blondynkę i spojrzałam na nią, promieniała. Nie to co ja. Nie dosyć że mam jakąś cholerną depresje to jeszcze od jakiejś godziny tylko krzyczę. 

- Nic nie szkodzi Ashley, to zrozumiałe że wyprowadziło cię zachowanie Maxa z równowagi. 

Chociaż ona jest wyrozumiała i nie wpiernicza się w nie swoje sprawy. Nie to co Ian. On ma idealne życie, w dodatku jest z Kate już tak długo i jestem pewna, ze planują ślub ale nie chcą mnie dołować tą informacją. Są razem szczęśliwi, a mnie denerwuje gdy niektórzy myślą, ze ich szczęście pogarsza tylko mój stan.

- Idziemy napić się kawy? Mam ochotę na jakieś ciacho. Szarlotka z lodami? Co ty na to?

- Bardo chętnie Ashley. Musimy porozmawiać. 

- Domyślam się, to musi być bardzo ważne, skoro nie mogło czekać ani godziny dłużej.

- Mamy pewien kontrakt, z twoim ojcem...- zawiesiła się i spojrzała na mnie.- Chodzi o to, że nikt ze z naszych nam ekonomistów nie jest wolny i nie może z nami wyjechać do Sztokholmu. 

- Ale przecież ja nie jestem ekonomistą.- uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, nie bardzo rozumiejąc dokąd ona zmierza.  Szłyśmy w kierunku naszego ulubionego stolika, który znajdował się przy zachodnim oknie restauracji. Wdać z niego najpiękniejsze rzeczy w Brooklynie. 

- Ty nie, ale twoja matka owszem. 

- Ale ona nie pracuje w zawodzie trzy lata Jennifer. 

- Wiem, jeszcze jej tego nie proponowaliśmy, ponieważ jest Liam. Jak sama wiesz on nie może z nami jechać, jest zbyt mały. Ale czy mogłabym cię prosić o opiekę nad twoim synem przez trzy miesiące. - patrzy na mnie jak zbłąkana owca. Wyobrażam sobie, że to jedyna deska ratunku. Ale ja mam studia, w dodatku występ w teatrze na koniec semestru. Jestem z jednej strony szczęśliwa, bo dawno nie spędziłam z Liamem tyle dnia, ale z drugiej strony wiem ze jest to po prostu niewykonalne. 

- A moje studia?

- Mam nadzieję, że z Ianem dogadacie się co do opieki. - mówiła z nadzieją. 

- Z tym Ianem, z którym dzisiaj się pokłóciłam?

- Albo jakaś opiekunka?

- Jennifer! Nie będę zostawiała mojego dziecka z jakąś babą która może mu zrobić krzywdę!

- Wiedziałam, że tak zareagujesz, wszystko stracone. To najważniejszy kontrakt. Stracimy firmę i.... - zaczęła opowiadać o tym jaka to katastrofa, a ja siedziałam rozdarta. Zastanawiam się tylko dlaczego mój ojciec nie mógł przeprowadzić ze mną tej rozmowy. Może dlatego, że był pewien iż w środku niej się pokłócimy. Patrzę na blondynkę z żalem i wyobrażam sobie jak będzie musiała przekazać tą informację mojemu tacie. Podejmuję najgłupszą decyzję w moim życiu. Nie mam pojęcia jak sobie z nią poradzę, ale dla Liama jestem w stanie zrobić wszystko. Bez większego zastanawiania się odpowiadam Jennifer.

- Nie ma innego wyjścia, Liam zostanie u mnie. - na początku blondynka patrzyła na mnie z załamaniem, ale z każdą sekundą jej maska ulegała zmianie. Mały uśmiech wkradł się na jej usta, a mi kamień spadł z serca. Jennifer to najsłodsza kobieta, jaką miałam okazję spotkać w życiu, nie dziwie się, ze mój ojciec się w niej zakochał. 

- Naprawdę, jesteś to w stanie zrobić?

- Dla Liama jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko. 

Będę sobie musiała poradzić. Raz ja raz Bella. I niestety będę musiała liczyć na Iana, a na nim ostatnio w ogóle nie można polegać. Jednak najważniejsze jest to, że spędzę tak dużo czasu z moim dzieckiem. Będę mogła nadrobić ten stracony czas. W końcu poczuję się jak matka, chociaż Liam nigdy się tak do mnie nie zwróci. Będę patrzyła jak każdego dnia zasypia i budzi się. Jak ściska swoją pluszową zabawkę kiedy czegoś się boi.  Będę cieszyła się z nim każdym kolejnym dniem. Tylko tyle od zawsze było mi potrzebne, żeby się uśmiechać - jego szczęście. 


Cześć Misiaczki!❤💋

Jeśli jest jeszcze między Wami ktoś, kto nie słyszał o moim nowym opowiadaniu, to zapraszam gorąco na " the Better future". Historia Kristen, która całkowicie rożni się od tej Ashley&Maxa. Mam nadzieję, że również skradnie wasze serca. Będzie ona wolno pisana, ponieważ najpierw muszę skupić się na NEW BEGINNING. 

Po za tym, jak Wam się podoba nowe życie Ashley? Co sądzicie o Gregu? 
i muszę o to zapytać, ponieważ komentarze od Was są tak podzielone. 

Kogo wolicie? Max or Greg ?

Pozdrawiam Was gorąco i życzę miłego dnia !

Dziękuję za wasze głosy i komentarze. 

writes_girl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top