36

2/4

Ashley

– Wyglądasz, tak... – Bella stoi w przedpokoju i patrzy się na mnie. Jedyne co wiem, to że wyglądam na przestraszoną, a poza tym, może odrobinie elegancko. – Ładnie. 

Wygładzam czarną, ołówkową, spódnice i jeszcze raz zerkam w lustro.

– Ujdzie. 

Posyłam Bells szczery uśmiech, jestem jej wdzięczna za wsparcie, które okazywała mi, przez ostatni miesiąc. 

Postanowiłam posłuchać Brada. Postawiłam na siebie i zajęłam się swoimi sprawami. Między innymi, przez ostatni miesiąc, odwiedzałam liczne kancelarie prawne i szpitale, by dowiedzieć się, jakie prawa mają matki, które oddały swoje dziecko innej rodzinie, na ich odzyskanie. Rezultaty rozmów i wywiadów, były pocieszające, ponieważ prawo stoi prawie zawsze po stronie matki. 

– Nie przejmuj się, świetnie sobie poradzisz. – pociesza mnie moja przyjaciółka, która nadal opiera się o futrynę. – Pomyśl tylko, ty, Liam i ja pod jednym dachem. 

Zbladłam, przecież, za półtora miesiąca, Bella wychodzi za mąż.

– Żartowałam. – Uśmiecha się szeroko. – Żebyś tylko widziała swoją minę. 

Wchodzę do kuchni, stukając głośno obcasami. Sięgam szklankę i nalewam do niej wody z limonką i miętą. Obserwuję widok zza okna. Pędzące samochody, piesi, rowerzyści. Wszyscy są skąpani w skwarze.

– A jak twoje sprawy z Harrym? 

Belli znika uśmiech z ust i poważnie się zastanawia nad odpowiedzią. 

– Jest, jak jest. 

– To znaczy? – Ciągnę dziewczynę za język. 

– Znamy się od dziecka, zawsze chciałam, żeby był moim mężem. Jedno głupie posunięcie, nie może zmienić mojej przyszłości.

– Aha. – Uwaga kłania się, sarkastyczna ja. 

– No co? 

– O Maxie wypowiadałaś się inaczej. 

– Ashley, ale wiesz, o co mi chodzi...

Wiem, o co jej chodzi, ale nie potrafiłam puścić tego mimo uszu.

– Więc, jak uważasz, odzyskam Liama?

– Na pewno, będzie to wyrównana walka, ale w końcu będzie całkowicie twój. 

– Mam taką nadzieję, swoją drogą... – Zerkam na zegarek, na swojej lewej ręce . – Brad powinien się już zjawić. 

Jak na zawołanie przez drzwi wejściowe, wszedł Brad. Ubrany w elegancki garnitur, a błękitna koszula podkreślała jego przydługawe włosy. Ciemnymi oczami ocenił mój wygląd i na jego usta zabłąkał się szelmowski uśmieszek. 

– Ashley, co to za posępna mina? – Zaśmiał się i dalej przygląda moim nogą. 

Mnie niestety nie jest do śmiechu, od ostatniego telefonu Maxa, chodzę jak zombie. 

– Faktycznie wyglądasz tak, jakbyś chciała kogoś zabić. – Dodała Bells, zerkając na Brada.

– Bella ma rację, wyglądasz jakbyś chciała, kogoś nieźle sponiewierać. 

– A może chcę? 

– Wieczorem idziemy do baru, wtedy sobie pogadamy, niestety teraz nie mamy czasu. 

– Brad ma rację, Bello trzymaj za mnie kciuki. 

Bells przytula mnie na pożegnanie. 

– No dobra Mycha, chodź zrobisz tam totalną ropierduchę. 

Zaśmiałam się i chwyciłam wyciągniętą dłoń Brada. Jednak nadal myślałam o Maxie i nie potrafię wyrzucić go  z mojej głowy. 

– Gotowa? – Pyta mnie mój towarzysz i zerka mi w oczy. Jestem mu wdzięczna, że pomimo wypowiedzianych uczuć, nadal jest moim przyjacielem. 

– Jak nigdy. 

– Więc ruszajmy. 

***

– Hej co jest z tobą? Wyglądasz tak, jakbyś zaraz miała dostać udaru. – śmieje się Brad i stuka stopą moją stopę. Siedzimy w moim salonie, oglądając kolejny odcinek Pamiętników Wampirów. – Przecież rozprawa wyszła znakomicie. 

– Udar, serio? Ty to potrafisz prawić komplementy. – zażartowałam. Wrzucam do ust kilka ziaren popcornu. 

Brad przewraca oczami. 

– Coś jest nie tak. O co chodzi?

O wszystko. Ale przecież nie mogę mu tego powiedzieć. Moje sprawy namnażają się, stają się wielką kulą śnieżna. Co prawda, sędzia i ława przysięgłych jest po mojej stronie, ale nie chodzi tylko o Liama. Chodzi głównie o Maxa i o to, jak bardzo namieszał mi w głowie tym telefonem. 

– Rozmawiałam z Maxem. – mówię, sięgając miskę z popcornem, z jego kolan i ładując sobie całą garść do buzi. 

– Kiedy? – Spochmurniał. 

– Po naszej rozmowie... Po tym, jak kazałeś mi myśleć o własnych sprawach. – mówię, ściszając telewizor. Brad w końcu na mnie spogląda. 

– Miałeś moje słowa głęboko w dupie?

– Auć. – krzywię się. 

– A co? Może kurde Mysza nie mam racji? Do jasnej cholery, może jestem nieco uprzedzony do pana wolę-dragi-od-własnego-dziecka? Mysza przejrzyj na oczy...– Krzywi wargi. Daje mi do zrozumienia, ze stara się na mnie nie krzyczeć.

– Brad, spójrz może na to z mojej strony?

– Pewnie, jeśli tylko przestanie ci odbijać na punkcie zaćpanego pojebańca. – Zbił mnie z tropu doborem słów. 

– Brad! – Tego na prawdę, za wiele. 

– Okej, przepraszam ,poniosło mnie. Wal śmiało, o co chodzi. 

Zerkam na niego niepewnie i zastanawiam się, jak daleko mogę się posunąć. 

– Max zadzwonił. Mówił, że tęskni za mną i chce mnie zobaczyć. Chce żebym, przyjechałam do jego kliniki... 

Brad zatyka dłonią usta i patrzy na mnie posępnie. 

– Co on, kurwa chce? 

– No co? – Podnoszę ręce w geście poddania. – Przecież tam nie pojechałam. 

– Masz zamiar to zrobić? 

– Ale co? – pytam zdezorientowana. 

– Pojechać tam? – Ściąga brwi.

– Nie...

Milczenie – to otrzymuję od mojego przyjaciela.

– Niby nie, ale zatapiasz się w przeszłości. – mówi po chwili.

– Nie zatapiam się w przeszłości!

Brad uśmiecha się pod nosem i wyłącza telewizor.

– Nie mówię tego dlatego, że coś do ciebie czuję, czy też chcę, żebyś znienawidziła Maxa, ale Mysza przecież ten ćpun nie nadaje się do wychowywania dziecka. Naprawdę chcę twojego szczęścia, ale jeśli ty mu postawiłaś warunki, a on od razu z nich nie skorzystał... Chce ci powiedzieć, że nie jest dobrym człowiek. Pojedziesz do niego, a on będzie śpiewał i tańczył, by tylko uświadomić ci, że się zmienia.

To smutne, że mój przyjaciel nie jest w stanie zrozumieć tego, że bardzo potrzebowałam rozmowy z Maxem. Ocenia mnie na podstawie jednej pochopnej decyzji. Oczywiście znałam Brada z tej strony, ale nie sądziłam, że jako przyjaciel również będzie taki zaborczy. 

– Naprawę daj sobie spokój z tym całym bagnem, skup się na sobie i Liamie. Jestem niemal pewny, ze za kilka miesięcy odzyskasz swojego syna... Musisz tylko bardziej skupić się na tym, co jest teraz. 

– Kiedy ja naprawdę, próbuję to robić. – szepczę. 

– Jakoś tego nie widzę...

Ma rację... Okłamuję go. 

Brad zbliża się do mnie i ociera łzy z mojego policzka. 

– Nie powinnaś ciągle przez niego płakać. Jest tego wart? – upomina mnie. 

Jest, oczywiście, że tak. 

– Nie wiem... 

– Idź do przodu i zobaczysz, co będzie. Może faktycznie kiedyś wrócicie do ciebie, jeśli to cię uczyni naprawdę szczęśliwą. 

W tym jednak leży problem, czy ja potrafię być szczęśliwa? Czy potrafię się cieszyć? 

Brad zbiera swoje rzeczy ze stolika i podchodzi do murku w kuchni. Zgarnia kluczę i kieruję się do drzwi.

– Wychodzisz? 

– Tak powinnaś sama to wszystko ogarnąć, ostatnio spędzam z tobą za dużo czasu. Niedługo powinna wrócić Bella. 

Staję mu na drodze i przyciskam dłoń do drzwi. 

– Zrobiłam coś nie tak?

Zatrzymuję się tuż przede mną i całuje mój mokry policzek.

– Wszystko jest okej, po prostu chcę dla ciebie czegoś więcej niż cierpienie... – Opiera czoło o moje czoło i patrzy mi w oczy. Ma załamany wzrok. – Ale ty nie potrafisz niego zrezygnować, prawda? 

– Brad... – Trzymam rękę na jego piersi. – Co mam zrobić, żebyś mnie nie znienawidził?

– Nigdy cię nie znienawidzę. Ni potrafiłbym, Mysza. – mówi, otwierając drzwi. 

Nie mam możliwości powiedzenia nic więcej, ponieważ Brad wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Zostawia mnie z pytaniem: Czy potrafię żyć bez Maxa ? 

Dla pocieszenia, kolejny rozdział ze strony Maxa. 
Mogę Wam również zdradzić, ze powinniście czekać na piątek i 39-rozdział. Będzie się działo xD ( mam nadzieję, że jakoś Was zrekompensuję ten czas załamań psychicznych Ash)

Co do tego rozdziału, wiem, że jest kiepski i cały czas musicie czytać jaka to Ashley jest niezdecydowana. Postanowiłam jednak trochę wplątać w to Belle i Brada. Mam nadzieję, że przetrwacie jeszcze dwa rozdziały takiego pierdzielenia xD

Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że tak dużo osób, jest szczęśliwych z okazji maratonu. Trwa on do piątku, rozdziały będą pojawiały się rano ( zależy o której wstanę xD) i liczę na Wasz duży odzew pod nimi <3  

Zbliżamy się do końca, od wczoraj jestem w trakcie pisania Epilogu, i nie sądziłam, że może być to aż tak trudne. Nadal się zastanawiam, czy nie przedłużyć opowiadania o jeszcze jeden rozdział. 

Za razem cieszę się i smucę kończeniem opowiadania. Wpadłam na dwa genialne pomysły xD Jeden już znacie, a mianowicie poprawiam Without Emotion ( w poniedziałek chyba pojawi się Prolog), a drugi pomysł to trzecia cześć opowiadania... i teraz pytanie do Was, kogo z bohaterów powinna przedstawiać ( mam oczywiście na myśli bohaterów drugoplanowych), na początku myślałam o Ianie, ale tak mało osób go lubi xD Później czytałam komentarze, że jednak lubicie Grega, ale nie widzicie go z Ash, więc myślę cały czas o Gregu. Dajcie znać, kogo uważacie za godną osobę by jej losy były przedstawione w trzeciej części. 

Uff, podziwiam osoby, które przeczytały moje wypociny pod rozdziałem. I bardzo się będę cieszyć , jak takowe się znajdą. 

Pozdrawiam Was i życzę słonecznego i miłego dnia

Mary Elmas

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top