33

Ashley 

Monotonia.

Rutyna.

Zblazowana powtarzalność.

Do tego sprowadza się moje życie.

Jeszcze niedawno chciałam, żeby określały je te prozaiczne przymiotniki.Szukałam tego, co pospolite. Lecz, odkąd w moim życiu, na nowo pojawił się Max, nie potrafię być taka, jak wtedy. Potwornie obawiam się impulsywności.

Kiedy urodziłam Liama. Lubiłam twardo stąpać po ziemi. Musiałam wiedzieć, co mnie czeka, jutro, pojutrze, za rok. Mieć pewność, że po A, następuje B. Każdego dnia, gdy wychodziłam z domu, dokładnie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Stałam się nudna. No i ekstra.

Jednak stałam się też odpowiedzialna. 

Wtedy, po raz kolejny w moje życie wdarł się Max Black. Wywrócił moje życie do góry nogami. Porwałam się w wir jego intensywności i pożądania. Max potrafi wskrzesić we mnie tamtą dziewczynę sprzed lat tą, która nie przejmowała się zupełnie niczym i żyła z dnia na dzień. W jakimś sensie Max Black, przywrócił mnie do życia. I kocham go za to, że wskrzesił tamtą dziewczynę. Lecz, gdy Max stracił kontrolę. Przerósł mnie ten chaos i spontaniczność.

Jednak tęsknie za tym. Życie na krawędzi jest uskrzydlające. Teraz na powrót, zostałam zmuszona dopasować się, do życia, z którego już wyrosłam. Na powrót, muszę stać się kobietą, która nie pasuje do tego świata. Czuję się tak, jakbym na siłę chciała się wcisnąć w buty, które są na mnie za małe. Nadal czuję tę więź, która przyciąga mnie do Maxa.

– Żyjesz? – pyta mnie Greg, ze swojego miejsca, obok mnie na kremowej, skórzanej, kanapie. 

Jesteśmy już po obiedzie świątecznym. Babcia Grega przygotowała przepysznego indyka. Obiad okazał się, być bardzo miłym przeżyciem i bardzo wzruszającym. Wzruszającym, ponieważ zastanawiałam się, gdzie jest Max, gdzie je posiłek i z kim spędza te święta. 

Natomiast tutaj, wszyscy starali się, żeby te święta były magiczne. 

Liam siedzi pod pięknie przystrojoną choinką, licząc, ile prezentów należy do niego. Problem leżał jednak  w tym, że mój syn potrafi liczyć zaledwie do pięciu, a wszyscy go tak rozpieścili, że większość prezentów należy do niego. 

Skupiam wzrok na moim mężczyźnie, który patrzy na mnie z mieszanką niepokoju i jawnego niedowierzania. Rozciągam usta, w karykaturze uśmiechu, a Greg mruga, wyraźnie wytrącony z równowagi, tym psychopatycznym grymasem. 

– Przepraszam, zamyśliłam się na chwilę. – mówię, niezbyt radośnie, po czym sięgam po moją kawę, która leży na szklanym stole. 

Czuję się tak, jakby Greg, Bella, Brad i Ian przez cały czas mnie pilnowali. Jakbym miała się za chwilę załamać. Uczciwie rzecz biorąc, nie jest nieuzasadniony niepokój. Tak naprawdę jestem, jak wielka, czerwona flaga, która informuje o zbliżającym niebezpieczeństwie. 

Od pewnego czasu Bella i Ian bombardują mnie wiadomościami. Mogłabym powiedzieć, że mój telefon to wielka tykająca bomba. Pytają o moje samopoczucie, o to co robię i jak się bawię na Dominikanie. 

Jednak ostatnia wiadomość Iana pozbawiła mnie gruntu pod nogami. 

Od Ian:

" Max poszedł na odwyk. "

Od tamtej pory nie rozmawiałam z Bratem, ale za to rozmawiałam z moim "prywatnym psychologiem " – Bellą, która przedstawia mi Maxa w jak najlepszym świetle. 

– Cześć piękna. – Rozbrzmiewa głos mojej przyjaciółki, kiedy wybieram zieloną słuchawkę, na ekranie mojego telefonu. 

– Witaj Bello. – odpowiadam.

– Opowiadaj kochana jak tam twoje wakacje. – Słyszę jej śmiech, a w tle mogę rozpoznać głos Harrego, który mówi, żeby mnie pozdrowiła. – Pozdrawia cię Harry. 

– Dziękuję. Pogoda jest rewelacyjna, tak samo jak rodzina Grega. – mówię zgodnie z prawdą. 

Nie pozdrawiam Harrego, jest to zbyteczne. On doskonale zdaje sobie sprawę, że prowadzi ze mną woje. Mam z nim na pinku, od ostatniej kłótni jego z Bellą. Będzie musiał porządnie zapracować na moje zaufanie. 

– Twój głos mówi coś innego. – mówi przejęta i wyobrażam sobie jej zaniepokojoną minę.

– Bo jest zupełnie inaczej Bells.

Tego mi brakowało, szczerej rozmowy. Bella, to najbardziej obiektywna osoba, jaką znam. Tak naprawdę, tylko na niej mogę polegać.

– Co ci mogę powiedzieć Ashley? Jest seksowny jak cholera i w dodatku szaleje za tobą, ślepy by zauważył. 

– Ale? –Ponaglam ją. 

– Ale jest coś takiego w jego spojrzeniu. Wiesz, budzi we mnie lęk. Wiem, że było ono spowodowane jego uzależnieniem, szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam go czystego. Jednak walczy o was. Poszedł na odwyk. 

Maxa wzrok naprawdę stał się smutny i niepokojący, jednak kiedyś był inny. Kiedyś był moim Maxem. 

– Nie wiem, co powinnam zrobić. 

Boję się... Boję się skrzywdzić Grega, boję się nawet krzywdzić samą siebie.

– Kochasz go?

Kogo? – Nie jestem pewna, o którego z nich pyta.

Maxa, głuptasie. – mówi.

– Kocham. – odpowiada, bez chwili zastanowienia. 

– Już sobie odpowiedziałaś, na pytanie Ashley. Wesołych świąt. – mówi pospiesznie i po chwili słyszę pikanie.

Greg śmieje się nieszczerze, jakby wyczuwał, o czym myślę, jakby wiedział, że Max poszedł na odwyk, a to nasze ostatnie chwile razem. 

– Jesteś już gotowa do złożenia dokumentów, o odzyskanie praw rodzicielskich? – pyta, kierując rozmowę na tory, które wydają się być normalne. Boję się jednak, że zmieni zdanie i sprowadzi to, na niebezpieczny temat.

To jednak jego z tych pytań: " Gdzie zmierza twoje życie?". Więc stop! Muszę to przerwać. Muszę zmienić kurs na błogosławioną ignorancję. 

– Chyba tak. Zajmie mi to miesiąc, ale mam wszystko ogarnięte. – Wzięłam długi uspokajający oddech. – A ty? Szukasz pracy?

– Nie jestem pewien, czy mam jeszcze taką opcję, biorąc pod uwagę, to co się wydarzyło. – mówi, z ledwie wyczuwalną nutką rozgoryczenia. 

– Daj spokój Greg, na pewno wszystko się poukłada, w końcu będą się bili o takiego wykładowcę, jak ty. – mówię, z udawanym entuzjazmem. 

Tak naprawdę nie wiem, co zamierza Greg. Czy zamierza zostać w Brooklynie, czy może wyjechać znów na Dominikanę, a może obrał już kompletnie inny kurs. Wiem jedno, ja chciałabym wrócić na Manhattan. W tym momencie zmiana naprawdę nie wydaje mi się takim złym pomysłem. A myśl o powrocie do domu, nie odbija się zgagą. W gruncie rzeczy, to wydaje się najlepszym posunięciem.

– Nie wiem, jednak podoba mi się Brooklynie. Mieszkanie tam jest dużo korzystniejsze niż tutaj. – Greg spogląda w moją stronę, jedynie na ułamek sekundy.

– A ja myślę, ze to wariactwo. Dostrzegam wiele korzyści, z wyjechania z Brooklyna w cholerę, Greg. – mówię lekko poirytowana. 

– Powinnaś dać sobie trochę czasu. Ta rana jest świeża, a ty chcesz znowu wyleczyć się ucieczką. 

" Powinnaś dać sobie trochę czasu. " Kierowałam się tym mottem zaledwie przez ostatnie trzy lata. I jestem pewna, że to nie pomaga. Byłam przekonana, że potrzebuję tylko czasu. 

– Masz rację. – zgadzam się z nim, ale tak naprawdę myślę coś zupełnie innego. Mówiąc to, mam nadzieję, że przekonam nie tylko Grega, ale i siebie. Ale jest tak grotesowe, mówić komuś, żeby dał sobie trochę czasu. 

– Greg, może w końcu wręczysz prezent Ashley? – pyta z nutką ekscytacji babcia. 

Nie podoba mi się ta ekscytacja. 

– Chyba najwyższy czas. – uśmiecha się kwaśno Greg. Zupełnie tak, jakby wiedział, że nie spodoba mi się to, co zobaczę. 

Widzę, jak mężczyzna podchodzi do choinki i kuca przy Liamie. Bierze mały prezent, który jest zapakowany w czerwony papier i przewiązany złotą tasiemką. Głaszczę Liama, po włosach i wstaje niepewnie. Odwraca się do mnie twarzą i wygląda jak przestraszone dziecko. Wygląda blado.

Kieruje się w moim kierunku i kuca przede mną. Wygląda to dziwnie i niepokojąco. Wręcz mi mały pakunek. 

– Wesołych świąt, Ashley. – Jestem w stanie usłyszeć wielką gule, jaka znajduje się w jego gardle. 

Jego uśmiech jest bardzo słaby, a oczy nie błyszczą już tak, jak tamtej nocy w basenie. Serce mi pęka, sama czuje łzy napływające do moich oczu. 

Nie wiem, co znajduje się w tym pudełeczku, ale już czuję jak łamie temu mężczyźnie serce, jak się załamuje i chce udać twardego. 

Rozwiązuję złotą tasiemkę, a czerwony papier opada na moje kolana, ukazując mi maleńkie pudełeczko na biżuterię. Tylko że nie na byle jaką biżuterie. 

To pudełko na pierścionek. 

Zerkam na Grega i widzę, jak niepewnie klęka na jedno kolano. 

O nie! 

Czerwona lampka migocze mi w mózgu jak wielki neon reklamowy. 

Tylko nie to...

Nie wiem, co mam zrobić. Jak się ruszyć i czy powinnam otwierać to pudełko. 

Nawarzyłam piwa, a teraz muszę je wypić. Tylko szkoda, że dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak daleko pociągnęłam to grę, jak bardzo zaraz zranię tego człowieka i jak bardzo zranię siebie. Jaką bezduszną suką się okażę, jeśli się nie zgodzę. Gdybym tylko mogła, uderzyłabym się w twarz. 

– Czy zostaniesz moją żoną, Ashley? – pyta Greg, a pojedyncza łza spływa po jego policzku. Jestem pewna, że widzi w mojej twarzy rezygnację.

Czuję, że zaraz zwymiotuję. 

Wiem, że karma to suka. Wiem, że to kiedyś do mnie wróci. 

Kręcę głową, ponieważ nie jestem w stanie wydobyć z siebie, ani jednego słowa. Jestem zablokowana, moje emocje właśnie skupiły się w wielkiej guli, która wypełnia cały mój organizm i jestem pewna, że gdy otworzę buzię, wszystko wyleci ze zdwojoną siłą. 

Nie wiem, od kiedy pasmo nieszczęść nawiedza moją osobę. Ale moje problemy miłosne, to cholerna kula śnieżna. Namnażają się z każdą możliwą minutą. 

– Kochanie, czy to nieprzepiękne Są tacy wzruszeni. – słyszę głos babci w tle i jestem pewna, że nie dam rady wytrzymać w tym pomieszczeniu, minuty dłużej. 

Pudełeczko z pierścionkiem ląduje na podłodze, a ja zrywam się na równe nogi. Ostatni raz zerkam na zrezygnowaną twarz mężczyzny, który chciał zostać moim mężem, który kochał mnie całym sercem, który wyobrażał sobie ze mną przyszłość. 

Niepohamowany szloch wydobywa się z moich ust i pojedyncze słowo:

– Przepraszam. 

Po czym wybiegam z pokoju, prosto do naszej sypialni i zaczynam się pakować. 

Jestem przygotowana, na pełną nienawiści rozmowę z Gregiem. Nie wiem, tylko kiedy ona nadejdzie. Wiem tylko, że jak najszybciej muszą stąd wyjechać. 

Od kiedy moje życie, to niepohamowane pasmo nieszczęść? Dlaczego, żeby zrozumieć, że nie mogę być z nikim innym niż Max, musiałam zniszczyć i zranić mężczyznę, którego naprawdę lubiłam i który  jest najlepszym, co mnie kiedykolwiek spotkało? Dlaczego jestem taką bezduszną suką? 

Szkoda mi Grega. 
Wiem, że większość z Was go nie lubi, ale ja naprawdę polubiłam jego osobę. I wiem, również że ja też należała bym do takich osób, jak Ashley, ponieważ wybrałabym MAXA. 
Sądzę, że większość z nas, woli PIĘKNYCH DRANI. 

Więc, w końcu Ashley przejrzała na oczy. Szkoda, ze tak późno, prawda?

Czy będzie z Maxem? Czy w końcu zejdą się ich drogi i będą żyli długo i szczęśliwie? 

Pozdrawiam,

Mary Elmas 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top