31

Ashley

Podstawą każdego udanego związku są: wiara, zaufanie i pewność. Niestety, bez tych trzech słów wszystko się rozsypuję. I jestem pewna, że te słowa nigdy nie dotyczyły mnie i Maxa. 

Nie wiem, czy potrafię wejść w życie z mężczyzną, któremu nie potrafię zaufać. Jak mielibyśmy funkcjonować bez bezpieczeństwa, małej cichej przystani? Jak wejść w przyszłość bez tego wszystkiego?

Chcę, całym swoim sercem, żeby było inaczej. W głębi serca, żywię optymistyczne przekonanie, że to wszystko się skończy. Że my jesteśmy inni. 

Niestety nasza przyszłość jest zbyt popaprana. Trudno jest się wyrwać z tych wspomnień i zawodów. Niezależnie od tego, jakbyśmy bardzo tego chcieli. Chwila załamania czeka na nas, by zniszczyć nasz dotychczasowy, piękny świat. 

I tak było wtedy, gdy Max trafił do szpitala. Zrozumiałam tak wiele. Czuję się tak, jakbym otworzyła oczy i zostało mi zaledwie kilka dni. 

A teraz znów powróciła niewiedza, bezradność, nieufność i podejrzenia. A to mnie cholernie zjada od środka. 

Jednak mam nadzieję, że istnieje światło i kiedyś będę szczęśliwa. Że Max gdzieś tam, gdziekolwiek się znajduje, też jest szczęśliwy. 

I chociaż bardzo chcę zaufać w to, że Max potrafi się zmienić, nie potrafię zapomnieć. Moje głupie rozszalałe serce, nie potrafi wymazać tych ran. 

– Kochanie, jesteśmy na miejscu. – Budzi mnie Greg. Przez całą drogę byłam małomówna, najwidoczniej mojemu facetowi to nie pasowało. Postanowiłam więc udać, że śpię, całą drogę z lotniska do domu Grega. 

Mrugam kilkakrotnie dla lepszego efektu i spoglądam na rozpromienioną twarz mojego towarzysza. Liam smacznie śpi na siedzeniu obok. Nie mam serca go budzić. Chce go wyjąć z siodełka, ale Greg mnie wyprzedza. 

Serce mi rośnie, gdy Greg tak dobrze opiekuje się Liam'em. Jest stworzony do tego, by zostać rodzicem. 

Rozglądam się po pięknym otoczeniu. Piękny, biały dom robi na mnie ogromne wrażenie. Jest o wiele piękniejszy niż ten, w którym teraz Greg mieszka w Brooklynie. Starszy pan podchodzi do nas i wita się z Gregiem.

– Buenos días, cariño. – mówi staruszek. Nigdy nie uczyłam się hiszpańskiego, ale już wiem, skąd Greg ma ten wspaniały akcent. 

–Buenos días, Augusto. – odpowiada Greg i przytula starca. 

– Miło mi pana widzieć. Tak się cieszymy, że postanowiliście spędzić z nami święta. – Uśmiecha się również do mnie, więc odwzajemniam ten gest.

– Ja też się cieszę, że mogę się podzielić tym małym rajem, z moją Ashley. 

Czy to nie jest miłe? Gdy taki facet jak Paker kocha cię całym sercem i wypowiada się o tobie tak miło? Czy właśnie teraz, nie powinnam poczuć stada motyli w brzuchu? 

Jednak na mnie to nie działa. 

– Jak minęła wam podróż? 

– Dobrze, aczkolwiek Ashley jest zmęczona. 

– Miło mi pana poznać. – Odpowiadam mu. – Jestem Ashley. 

– Anthony. – odpowiada staruszek. 

– Anthony, to nasza pomoc domowa, ale zawsze traktowałem go jak drugiego dziadka. – Opowiada Greg. – Jest z nami, od kiedy pamiętam.

Kiwam głową na znak zrozumienia. Szofer chłopaka podchodzi do bagażnika i wyjmuje nasze bagaże. Chce złapać swoją torbę podróżną, ale uniemożliwia mi to ten miły, siwiejący staruszek.

– Panienka pozwoli. 

Nie spieram się z Anthonym. 

– Więc, jak ci się podoba? 

Rozglądam się jeszcze raz, na pytanie Grega.

– Jest wspaniale. – odpowiadam szczerze.

Parker uśmiecha się wesoło i sam obserwuję dom. 

– Poczekaj z tym wspaniale, aż zobaczysz plażę. 

Przemierzamy piękny ogród i kierujemy się do dużych białych drzwi, które otwiera nam drobna staruszka w dość eleganckim stroju.

– Hijo. – Wpada w ramiona potężnego Grega i całuje go w policzek. Po chwili zauważa Liama, a jej twarz się rozpromienia.

– Babciu. – odpowiada brunet. – To syn Ashley, a to Ashley.

Wskazuje na mnie ręką, a ja podaje jej swoją dłoń. Kobieta ignoruje ją i również mnie przytula. 

– Jak dobrze, że już jesteście. Czeka na was obiad.

– To moja babcia. – Szepcze mi na ucho Greg, gdy wchodzimy do przestronnej białej kuchni. W której unosi się zapach warzywnej pieczeni. 

***

– Przepięknie to wygląda. – Wypowiadam te słowa, gdy tylko wchodzę na duży taras, który wychodzi z naszego pokoju, na prywatną plażę. Rzędy słomianych chatek i dużo leżaków, gdzieniegdzie zapalone świece, a do tego mieniący się jak diament ocean. 

– Wiem. – Słyszę chrapliwy szept na moich włosach. Po chwili czuję dwie potężne dłonie na swoich biodrach.

– Gdzie Liam?

– Z babcią, zamęczy go. – odpowiada, bawiąc się puklem moich włosów. – Pięknie wyglądasz w świetle księżyca. 

Rumienie się, chociaż nie może tego zobaczyć. Cieszę się, że znalazłam kogoś takiego jak on. 

– Kocham Cię, Ashley. 

Całuje moją skroń i schodzi z trasu, zostawiając mnie samą. 

Dość często Greg mówi mi, jak mnie kocha, zapewnia mnie o swoim uczuciu. Przez to czuję się bezpiecznie i pewnie. Ale nie potrafię wyobrazić sobie dalszego życia z tym mężczyzną. To nie jest Max. Nie czuję tego wszystkiego, co odczuwam przy czarnowłosym. Nie ma mocniejszego bicia serca, motyli w brzuchu. 

Schodzę za nim na plażę. Po drodze zdejmuję swoje sandałki.

– Gdzie idziemy?

Nie odpowiada. Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę lasu palm. Jego ucisk jest pełny i czuję, na swojej skórzę jego żar. 

– Ashley. – Po chwili przystaję i odwraca się do mnie przodem. Bierze moją twarz w dłonie i patrzy mi głęboko w oczy. – Cieszę się, że przyjechałaś tu ze mną. 

– Ja również. Lubię to miejsce. – mówię, trzymając w swojej ręce buty. Palcami nagich stóp, dotykam chłodnego, mokrego piasku na plaży. 

– Bardziej niż mnie?

– Tak, ale to nie jest trudne. – Wyrywam się z uścisku Pakera i idę przed siebie tyłem. Przyglądam się uśmiechowi Grega, który nie trudno dostrzec w świetle księżyca. Może to zasługa tego miejsca, ale dzisiaj uważam, że Greg jest bardziej uroczy. Właściwie cały jego dzisiejszy wygląd sprawia, że nie tylko ciągle poprawiam włosy, ale także, czuję ukłucie pożądania w podbrzuszu. Nawet z wyciągniętą koszulą ze spodni i rozpiętymi trzema guziczkami przy szyi, wygląda seksownie. To strasznie dekoncentrujące. 

– Tak? To dlaczego zazwyczaj kleisz się do mnie? – pyta, unosząc brwi. 

Nie mogę powstrzymać uśmiechu. 

–Ja? Niemożliwe. – To zabawne, ponieważ kiedy powiedział mi o tym wyjeździe, nie byłam pozytywnie nastawiona. Bałam się poznania jego rodziny, bo jest to tak jakby jednoznaczne z tym że Greg to coś poważnego. A ja nie jestem tego do końca pewna. Jednak szybko przywykłam do tej sytuacji i z chęcią poznałam kilku członków jego rodziny – których naprawdę pokochałam. 

Zwłaszcza jego babcię, która cały wieczór przerzucała w albumie zdjęcia, z całego dzieciństwa Grega, by pokazać mi te najlepsze z najlepszych. Jednak one okazały się najgorsze. Było też kilka, których nie chciała mi pokazać. Mogę się założyć, że to te z wesela Grega. 

– Tak, ty mała złośnico. 

– Przestań, bo sobie nagrabisz. – Wzdycham z irytacją. 

Greg stawia pięć długich kroków i porywa mnie w ramiona. Pisk strachu i zaskoczenia wyrywa się z moich ust, gdy wiruję w powietrzu, podtrzymywana w talii, jakbym zupełnie nic nie ważyła. Mój szok pogłębia się, gdy czuję pod palcami stóp chłodny piasek, a Greg w tym samym momencie wciska na moje usta zgrabny pocałunek. 

– A jeśli twoja babcia nas zobaczy? – Odsuwam się delikatnie od mężczyzny, ale nadal pozostaję w jego ramionach. 

– Zdajesz sobie sprawę, że ona nie widzi w ciemności?

– Tak. – zgadzam się. Nadal trzymam rękę na jego bicepsie i wpatruję się w linie jego żuchwy.

– I tak nie zrobiłoby na niej wrażenia tych kilka pocałunków. 

– Kilka? – Unoszę brwi.

Przysuwa się do mnie i kradnie kolejny pocałunek, chyba dwudziesty dzisiaj. 

Nie wiem, co jest takiego w Gregu... Ale jest zbyt idealny. Moje myśli wciąż są wypełnione Maxem, który jest tak inny od tego mężczyzny. Max zazwyczaj jest flirciarzem i zawsze małej cząstce mnie, choć to głupie, schlebiało, ze zainteresował się taką osobą jak ja.

– No okej, może trochę więcej niż kilka. – Jego głośny śmiech wypełnia pustą plażę. 

Zastanawiam się, czy teraz Max też kogoś całuje. Czy leży właśnie z jakąś kobietą w łóżku, dotykając jej włosów, jak teraz właśnie robi to Greg. Ta myśl nie daje mi spokoju.

– Hej, czemu straciłaś humor?

– Rany nie wiem. Może dlatego, że ciągle mnie całujesz, a ja się zastanawiam, czy to w ogóle coś dla nas znaczy.  Jakby nie wystarczał mi problem, że moje i Maxa dziecko, nigdy nie zazna miłości od ojca. Że Max tak po prostu z nas zrezygnował. – Gryzę się w język, nim głębsze myśli wyjdą z mych ust, ale już za późno.

Wiem to, ponieważ widzę jak Greg patrzy na mnie smutnym wzrokiem zbitego szczeniaka. 

– Nieważne, chodźmy do domu. – mówię i sprawnie wymijam Grega, lecz on jest sprawniejszy. Chwyta mnie w talii i przyciąga do siebie. Opiera swoje czoło o moje. Jest to tak intymny gest. Jego bliskość jest zarazem kojąca i dezorientująca. 

– Przepraszam, nie sądziłem, że aż tak się tym wszystkim przejmujesz. 

Wzdycham głośno.

– Chyba nie potrafię sobie poradzić z tym całym bałaganem. 

Z diabelskim błyskiem w oku, Greg pochyla się, by znów skraść mi pocałunek. Tym razem nie przerywa od razu. Pogłębia go, by po chwili toczyć ze mną walkę o dominację. Podtrzymuje moją głowę, a jego język rytmicznie uderza o mój. Jest to tak dobre, że oddaje się temu całkowicie. 

Ta chwila jest taka łatwa i bezbolesna. Jednak wewnątrz boję się skrzywdzić Grega. Jest wspaniałym, wyrozumiałym facetem. Ale z każdym kolejnym pocałunkiem, uważam, że to nie dla niego jest miejsce w moim sercu. Zresztą, w nim już nie ma miejsca, ono całe jest wypełnione Maxem Blackiem. 

– Chętnie pomogę ci zapomnieć Ashley. – Przez chwilę patrzy na mnie błyszczącymi oczami, po czym mnie puszcza i zaczyna rozpinać guziki swojej koszuli, ukazując swoje atletyczne ciało. Po chwili koszula ląduje na piasku, a mężczyzna łapie za sprzączkę od paska.  Nie jestem pewna, co on robi. Jego uśmiech się pogłębia. 

Ręce Grega zatrzymują się na chwilę. Stoimy tak  i gapimy się na siebie. Woda pluska o brzeg, a ja zastanawiam się, dlaczego się waham i nie potrafię podejść do tego faceta. Jestem pewna, że on też to rozważa. Widzę to jego spojrzenie pełne żaru, ale również smutek. 

Postanawiam ponieść się chwili. Nie chce myśleć o tym, co się wydarzy, co u Maxa, czy nadal mnie kocha? Chcę przez chwilę poczuć wolność i być szczęśliwa. 

– Złap mnie, jeśli potrafisz! – krzyczę i biegnę ile sił w nogach, przed siebie. 

– Gdzie się wybierasz? – krzyczy za mną. 

Patrzę na światła dochodzące z budynków. Odwracam głowę i zauważam, że Greg biegnie za mną bez wysiłku. Nie potrafię szybciej biec, więc zapewne dogoni mnie, nim dotrę do domu. 

Tuż na prawo mijam domy. Wspaniałe, duże budynki z wielkimi oknami, sięgającymi do podłogi. Szósty, piąty, czwarty... Liczę szybko, ile jeszcze budynków pozostało mi, do rezydencji Parkera dziadków. Ten dom oświetla tylko kilka lamp z przodu. Za to tył, jest pogrążony w ciemności. I wtedy dociera do mnie diaboliczny pomysł.

Wbiegam na posesję, trzy domy przed tym w którym zatrzymaliśmy się dzisiaj rano. Przeskakuję betonowy płot i biegnę bosymi stopami po miękkiej, zroszonej trawie. 

– Ashley? Co ty wyprawiasz? – szepcze ostro Greg.

Sięgam za plecy i rozwiązuję zwiewną, białą sukienkę. Sukienka opada na ziemię, delikatnie zsuwając się z moich ramion. 

Z ust Grega wyrywa się słowo " Jezu ", poprzedzone ostrym wciągnięciem powietrza. Gdy chłopak obserwuję moje nagie piersi i małe, białe, koronkowe stringi, które po chwili też znikają. 

– Wiesz, że na przeciwko masz ocean. – pyta, z nutką strachu w głosie.

Kiwam głową i bardzo cicho wchodzę do basenu. 

– Jest zimny. – Walczę z jękiem, który ciście mi się na usta. Woda jest rozkosznie ciepła. – Nigdy nie skradałeś się, do czyjegoś basenu?

– Nie. – mamrocze Greg.

– Masz szansę na swój pierwszy raz Greg. – Biorę głęboki i uspakajający wdech, wynurzam się na chwilę na powierzchnie, przez co Paker nie może odwrócić wzroku, od mojego mokrego ciała. 

Greg nadal stoi, gapiąc się na mnie.

– Wiedziałam, że jesteś mięczakiem. 

– Nie jestem mięczakiem, po prostu nie chce wylądować w areszcie. 

– Ale tu fajnie. – Droczę się z nim celowo, mówiąc to uwodzicielsko.

– Pieprzyć to... – Słyszę z jego ust, po czym obserwuję mężczyznę. Buty, spodnie i bokserki, lądują obok mojej sukienki. Po czym wchodzi do basenu. – Jesteś niemożliwa Ashley Montgomery.

Uśmiecham się na jego komentarz i patrzę mu w oczy. Podpływa do mnie, a ja zwinnie uciekam mu na drugi koniec basenu. Bawimy się tak jeszcze po chwili, po czym Greg uniemożliwia mi ucieczkę. Kładzie swoje dłonie za moją głowę i blokuje mnie swoim ciałem. 

Dzięki Gregowi czuje się ważna.

– Czuję się jak szesnastoletni gówniarz.

– Nie ma za co. – Ciężko mi mówić spokojnym głosem, gdy goły mężczyzna stoi naprzeciwko mnie.

Greg odsuwa moje włosy do tyłu i całuje mnie w obojczyk. 

– Jeśli, ktoś nas tutaj przyłapie...

– Och wyluzuj.

Paker przysuwa się do mnie i delikatnie uśmiecha. Jego szare oczy błyszczą. Trąca nosem moją brodę i zadziornie łapie mnie za biodra. Przejeżdża palcem po moim tatuażu i umieszcza moje uda dookoła swojego brzucha.

– Mówiłem ci już jak bardzo uwielbiam ten tatuaż?

Jestem zaskoczona, nigdy o nim nie mówił. Przypomina mi się chwila, w której go robiłam, jak delikatne palce Maxa pieściły moje ciało, a zimna igła wyznaczała ten ślad. 

– Max mi go zrobił.

Greg się spina. 

– Moglibyśmy przez chwilę nie mówić o tym gościu?

Ten gościu, to ojciec mojego dziecka. – W porę gryzę się w język.

– Dobrze. – odpowiadam. Usta Grega trafiają na moje piersi, a rękę umieszcza na moim karku. Odchylam głowę do tyłu i opieram o zimne płytki. Drugą dłoń, przesuwa po moim boku, przez środek brzucha i wkłada pomiędzy moje rozgrzane i drżące uda. Wymyka mi się ciche westchnienie. Oddech staje się głęboki. 

– Jesteś idealna. – Mówiąc to, wpija się w moje usta. Jego pocałunki są równie chaotyczne, co mój oddech. Podpływa razem ze mną na drugi koniec, ręką sięga za plecy i z tylnej kieszeni wciąga portfel. Wyjmuje prezerwatywę, a portfel wyrzuca, jakby był śmieciem. 

Powoli przesuwa palcami po moim brzuchu i łapie za szyję. 

Wyrywam mu opakowanie z dłoni. Rozrywam opakowanie. Wynurzamy się z wody, po czym nasuwam pospiesznie lateks na członka.

Greg patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. 

– Nie torturuj mnie dłużej. 

Chytry uśmieszek maluje się na moich ustach. Jedną ręką obejmuję go za szyję, a druga naprowadzam go na siebie. Śmieje się na ten gest, a po chwili całuje mnie i delikatnie we mnie wchodzi.

Jego oczy nie są już roześmiane. Wypalają we mnie dziurę. Rusza się synchronicznie  z moimi biodrami. I wiem, że nie pozostało mi dużo czasu. Jego jęki wypełniają mój mózg. 

Obserwuję jego spektakularne ciało. Mięśnie z każdym ruchem napinają się jeszcze mocniej. Lśniąca powłoka potu pokrywa jego klatę i mam ochotę to zlizać. Zaciskam swoje uda i czekam na spełnienie.

To pomaga. Zapominam. Chociaż na chwilę. 

Musimy przebrnąć przez związek Ashley i Grega :) Wiem, jak nie lubicie tych rozdziałów, ale w następnym MAX :D

Mam nadzieję jednak, że i z takich rozdziałów się cieszycie.

Zachęcam do głosowanie i oddawania komentarzy.

Pozdrawiam,

Mary Elmas

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top