30

Max

Gapię się cały czas w telefon. Nie pozostało mi nic innego. Nie mam już nawet śmiałości, ani ochoty dzwonić do Ashley.

Otacza mnie głucha cisza.

Miłość jest do bani.

Dała sobie ze mną spokój, a ja powinienem wiedzieć, że to tak się skończy. Każdy miałby dosyć, takiego popaprańca jak ja.

Jednak najważniejsze jest to, że dziewczyna mnie kocha.

Powiedziała słowa, które tak dawno chciałem już usłyszeć. Chociaż wyznając mi swoje uczucia, złamała mi serca. I tak jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Jednak przytłacza mnie to, że zrezygnowała z nas.

Ashley Montgomery, odpuściła sobie walkę o naszą miłość.

Przez to teraz tkwię w gównie, które niektórzy nazywają życiem.

Ashley dała mi przedsmak tego, co może mnie czekać. Co może czekać nas. Jednak ja to wszystko spieprzyłem.

Siedzę teraz w barze piję kolejną szklaneczkę burnonu. Ale jedno muszę przyznać. Powinienem dziękować Ashley na kolanach, za to, że żyję.

Wyszedłem ze szpitala kilka dni temu. Lekarz, który przyszedł do mnie od razu po przebudzeniu, zachęcał mnie na detoksykację. Jednocześnie wpajając mi do głowy, że jedynym rozwiązaniem jest zapisanie się na odwyk. Tylko że na odwyk idą ludzie uzależnieni, a ja do takich nie należę.

Nie potrzebowałem odwyku, odwyk był dla ćpunów i nieudaczników. Dlatego na wstępie odrzuciłem ten rewelacyjny pomysł.

Poradzę sobie z tym.

Potrzebuję tylko Ashley.

Ona by mi pomogła, wyprowadziłaby mnie z tego gówna.

Problem leży w tym, że Ashley nie ma przy mnie. Powiedziała, że muszę sam podjąć decyzję. Sam sobie poradzić.

Ale jak?

Kurwa. I co ja mam teraz zrobić?

Teraz czekam na mojego przyjaciela, żeby urwać mu jaja.

Nie wiem, jak Ian mógł mi nie powiedzieć mi o tym, ze Ash jest w ciąży ze mną. Jak mógł siedzieć tyle lat z zamkniętym pyskiem.

Rozglądam się po klubie i widzę, że przy stolikach siedzą parki. Wszyscy w koło są zakochani. Faceci robią całuśne minki do swoich kobiet. Ludzie się żenią, przeprowadzają, nawiązują nowe przyjaźnie, rozwijają się zawodowo.

A ja stoję w miejscu. Nie wiem, w którym momencie spieprzyłem.

Najbardziej nie potrafię sobie jednak wyobrazić tego, że mogłoby zabraknąć w moim życiu Ashley i Liama. I nienawidzę tej cynicznej części mózgu, która wytyka mi tego nieuchronność.

Kurwa. Nie mam pojęcia, dlaczego jestem ta filozoficzny dzisiaj. Może dlatego, ze poszczę seksualnie od bardzo długiego czasu. Moje jajka są nieszczęśliwe, a winę za to ponosi Ashley.

- Max!

Znajomy głos dobiega do mnie. Dlatego odwracam głowę i patrzę w mgliste spojrzenie mojego przyjaciela. O ile jeszcze nim jest. Wygląda jak wyciągnięty z kanałów. Nie wiem, co jest nie tak, ale wiem, że nie widziałem się z nim zdecydowanie za długo.

Czarne spodnie, które są znacząco sprane, zwisają mu z bioder. Biała koszulka, która powinna być biała, a tak naprawdę jest pożółkła, jest wygnieciona. A włosy, które cały czas poprawia sfrustrowany, przydługawe.

- Jak tam stary? - pyta.

Wzruszam ramionami.

- Mogłoby być lepiej. - Gdyby twoja siostra, nie odesłała mnie z kwitkiem. Dodaje w myślach.

- To nie dobrze. - Uśmiecha się słabo.

- Za to widzę, ze u ciebie jeszcze gorzej.

Patrzy na mnie, a jego oczy wywracają się. Widać mu białka.

- Kate.

- Jedno imię i wszystko wyjaśnia. - odpowiadam z lekkim rozbawieniem w głosie.

Tak szczerze jestem beznadziejnym przyjacielem. Nawet nie wiem, jak się czuję mój przyjaciel i jak idą jego sprawy z Kate. Wiem tylko, że od kiedy Ash wyjechała, ich dwoje bardzo się do siebie zbliżyli. Chodzą ze sobą od dwóch lat, aczkolwiek po jego minię wnioskuję, że już nie.

Kate to promienna blondynka. Szczerze jest śliczna i słodka.

- Zerwała ze mną.

- Cóż... - Ne jestem pewien, co powinienem odpowiedzieć. Mi też dała kosza twoja siostra. Miałem go dzisiaj zjebać. Ale patrząc na jego zbolałą minę, wiem, że potrzebne mu oderwanie.

- Zdradzała mnie od kilku miesięcy, z jakimś zasranym rockmanem. - Śmieje się gorzko. - A ja chciałem się zaręczyć. Jaki ze mnie idiota.

Znów przeczesuje swoje włosy. Jakoś mi to nie pasuje do Kate. Ale w końcu, nie znam jej.

- Chodźmy się gdzieś zabawić. Znajdziemy jakieś dziewczyny... - Zerka na mnie niepewnie. Nie wie. Jestem tego pewien, że nie wie, iż ja wiem. - Chyba, że nadal żyjesz w celibacie.

Brzmi kusząco. Czekam na odpowiedź mojego fiuta. Kurwa, rozkazuje mu odpowiedzieć. Półwzwód, mrowienie w jajkach, drgnięcie. Cokolwiek, do cholery. Ale nic, cisza. Jakby mój sprzęt właśnie przestał działać.

" Hej ! Ty na dolę, wzywam cię na pomoc - błagam go w myślach. - Mówimy tu o rozkosznych zabawach. "

Nic. Nadal flak. Najwidoczniej, mój sprzęt odmawia współpracy.

On potrzebuję Ashley.

- Cóż. Brzmi kusząco. Ale chyba odpuszczę.

- Słuchaj, wiem co chodzi ci po głowie. - mówi skruszony. - Wymaż ją w końcu sobie. Nic już z tego nie wyjdzie.

- Och nie pieprz. - Jestem wkurzony.

Patrzy na mnie zaskoczony.

- Trzy pieprzone lata, latałeś po moim domu. - Złość we mnie narasta. - I przez te trzy pieprzone lata nie pisnąłeś słówkiem, że Ashley jest w ciąży. - Przerywam na chwilę. - I to kurwa, ze mną.

Szok. To jedyna emocja, która maluje się na jego twarzy.

- Max, ja...- Nie daję mu dokończyć.

- Ty pieprzony złamasie. - warczę i uderzam w blat baru. - Jak ty byś się czół, gdyby Kate była w ciąży. Gdyby kurwa przez trzy lata nikt ci tego nie powiedział, a ona później związałaby się z jakimś profesorkiem.

- Max, to był decyzja Ashley. - Tłumaczy się jak przedszkolaczek.

- I gównie mnie to obchodzi. Jako mój przyjaciel, powinieneś jakoś zapanować nad tym bagnem.

- To była jej wola...

- Która, gówno mnie obchodzi. To moje dziecko, a niedługo będzie je wychowywał, jakiś kurwa Dominikanin.

Kiwnięciem ręki wskazuje barmanowi, żeby dolał mi burbonu.

- Nie wściekaj się na mnie. - mówi oburzony i również łapie za swoją szklankę. - To wasza sprawa, jesteście do chuja dorośli. Zresztą...

- Zresztą co?

- Liam, prawnie należy do naszej matki.

- Wiem.

Wewnętrznie przyznaję się do winy, Nie powinienem ukrywać przed Ashley spotkania z Caroline. Nie powinienem również się z nią spotykać.

Przez swoją bezmyślność, straciłem całe swoje życie.

Kiedy jeszcze nie poznałem Ashley, byłem bezdusznym dupkiem, który lubił się pieprzyć i uśmiechać. Kochałem seks, śmiech, alkohol, trawkę.

Gdy jednak Ashley mnie zostawiła, jeszcze bardziej pokochałem alkohol i trawkę, ale później już mi to nie wystarczało.

Później byłem pojebanym, pijanym i naćpanym Maxem.

Myślałem, że to minie, ze się wyleczę. W końcu czas leczy rany.

Ale ja pogrążyłem się w tym gównie i nie potrafiłem wyjść z labiryntu beznadziejnych decyzji.

- Słuchaj Max. - Zaczyna Ian,a ja przenoszę na niego wzrok. - Nie powinienem ci tego mówić, ale Ashley na święta jedzie do rodziny Grega.

Ashley wyjeżdża do rodziny Grega. To informacja, która echem odbija się mojej głowie.

Serce pęka mi na małe kawałki i wiem, że to tylko moja wina. Powstrzymuje łzy, które cisną mi się do oczu.

I dostaję olśnienia, które pojawia się tylko wtedy, gdy człowiek dosięga dna.

Rozglądam się po barze i patrzę na twarze osób. Szukam ich historii, szukam wsparcia i wewnętrznej mocy. W końcu patrzę na swoje dłonie. Po tygodniowym pobycie w szpitalu straciłem sporo na wadzę, a moje ciało stałe się słabe. Nie ufałem mu. Ręce drżą mi nieznacznie. Płyn w szklance balansuje.

Z trudem rozpoznaję tego człowieka. Kiedy codziennie rano patrze w lustro, brzydzę się sobą. Nienawidzę siebie, za to co zrobiłem sobie i Ashley.

- Max, jak tam pobyt szpitalu? Mam nadzieję, że zmądrzałeś.- mówi przejęty Ian. - Martwiłem się o ciebie. Wszyscy się martwiliśmy. Najbardziej Ashley.

Patrzy na mnie wyczekująco.

- Wiesz, rozmawiałem z nią ostatnio. Mówiła, że... - Przełyka ślinę. - Tęskni za starym Maxem. Ja też za nim tęsknie stary. Ona nadal coś do ciebie czuję.

Klepie mnie w plecy.

- Walcz o nią. - Spoglądam na niego, pełen nadziei. - Ona kocha tylko ciebie i nigdy to się nie zmieni.

Zaufanie.

Wiara.

Pewność.

Muszę odbudować zaufanie Ashley.

Wyciągam telefon. Otwieram ostatnie wiadomości. Widnieje tam informacja od doktora Duncana.

I to jest chwila, w której mogę zmienić wszystko.

Do Doktor Duncan:
" W sumie to chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej na temat odwyku. "

Klikam, wyślij i czekam z mocno bijącym sercem.

Wiem, za krótki. Ale musicie mi to wybaczyć.

Ostatnio pisaliście, że za dużo Grega. Teraz macie Maxa.

Jak wrażenia ? Odzyskaliście nadzieję?

Zachęcam wszystkich do oddawania głosów. Skomentujcie też, czy podoba Wam się opowiadanie.

Pozdrawiam wszystkich. Zapraszam również na The better future

Mary Elmas




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top