3

Max

Dwa lata temu

Stoję po środku swojego mieszkania i rozglądam się oniemiały. Co tu się stało? Głowa pęka, nie mogę nawet się odwrócić, ponieważ ból jest nie do wytrzymania. Skupiam mój wzrok na ścianie ze zdjęciami. Są to zdjęcia moje z rodzicami i Niną. Na niektórych jesteśmy w kąpielówkach, beztroskie dzieciaki, kochające rodzeństwo i perfekcyjni rodzice. Perfekcyjni, których już nie ma. Na samo wspomnienie głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Byłem pewny, że bardziej się nie da.

Spoglądam w dół i to co widzę na ławie, niepokoi mnie. Nigdy impreza nie kończyła się jeszcze narkotykami. Na szklanym meblu rozsypany jest biały proszek i trzy banknoty. Obok znajduję się woreczek z niebieskimi tabletkami. Przerażony rozglądam się po pokoju. Na podłodze leży kilka osób. Nie jestem w stanie ocenić, czy leżą po upojeniu alkoholowym, czy po prostu za mocno się naćpali. Koło nich leżały butelki po burbonie, w dodatku kilka rzeczy było pozbijanych w tym ulubiony wazon mojej matki. Spoglądam jeszcze raz na ścianę ze zdjęciami i nie wiem jak mogłem zobaczyć to dopiero teraz. Szkło w ramkach było porozbijane, a zdjęcia wisiały nierówno. Szare ściany w pokoju były jeszcze bardziej szare i mokre, nie wiem czym są pobrudzone, ale mój salon wygląda gorzej niż burdel.

Łapie się za włosy i wydaję z siebie stłumiony jęk. Czy jestem, aż tak skończony? Niewiele pamiętam z poprzedniego wieczoru, ale to zapewne sprawka burbonu pomieszanego razem z kokainą, albo jakimś innym świństwem. Przypominam sobie tylko to, że gdy byłam w klubie z Ianem, wyszedłem na dwór, a tam jedna z dziewczyn zaproponowała mi, żebyśmy się zabawili. Idiotka...nie zabawiam się z dziewczynami od kiedy zostawiła mnie Ashley. Minął zaledwie rok, i mam tak po prostu zaliczać kogo popadnie? Samo wspomnienie Ashley powoduje tak okropny ból, że sięgam po butelkę, która znajduje się pod moimi nogami.

Wracając do wydarzeń z wieczora, odmówiłem jej a ona tak po po prostu wyciągnęła ze swojej kieszeni te przeklęte niebieskie tabletki.

- Zapomnisz o wszystkim przystojniaku, a twoje życie stanie się naprawdę dobre.- uśmiechała się do mnie tak szczerze, a wypity alkohol nie pomagał mi w podejmowaniu racjonalnych decyzji.

I ja Max kurwa idiota, wziąłem od niej tą tabletkę. I z tego co jestem w stanie sobie przypomnieć przenieśliśmy się z jej znajomymi do mnie.

Trzask drzwi frontowych, spowodował że skrzywiony podążyłem na korytarz. Mijałem właśnie kuchnie gdzie zdążyłem zauważyć kilka dziewczyn opartych o murek które pomachały do mnie. Natomiast w korytarzu stał mój przyjaciel. Nie był zadowolony, a jego czerwona twarz świetnie współgrała z kolorem ścian w przedpokoju. Odłożył jakąś torbę na stolik nieopodal drzwi wejściowych i szybkim krokiem wszedł do pokoju.

- Serio?- zapytał wkurwiony rozglądając się po pobojowisku.- Wam już dziękujemy dziewczyny możecie wracać do domu. - zaczął kopać nieprzytomnych kolesi, którzy też bardzo szybko zaczęli się zbierać. - Naprawdę jestem w stanie wiele zrozumieć. Przez cholerny rok Max codziennie upijałeś się wieczorami do nieprzytomności. Nic ci nie mówiłem..- przemierzał pokój takim zamaszystym krokiem. Wyglądał na osobę, która chce mi wpierdolić. Okej może to zrobić, zasłużyłem. Usiadłem na rogu przybrudzonej skórzanej kanapy w odcieniu beżu i opuściłem głowę w dół podpierając ją rekami.- Do jasnej cholery w końcu to moja siostra, mogłem temu zapobiec. Zakochałeś się, zostawiła cię. OKEJ!- zaczął krzyczeć. A ja od razu zmarszczyłem nos. Za głośno, zaraz wybuchnie mi mózg.

- Ciszej...

- Och do prawdy Max? Mam być ciszej? Trzeba było kurwa nie ćpać!- ostatnie zdanie odbijało się o moje skronie. Kurwa jestem taki głupi.- Nie chce stracić przyjaciela, a ty jesteś teraz na idealnej drodze do tego, żeby się to stało. I może nie powinienem tego mówić bo to moja siostra. Ale stary to tylko laska. Ogarnij dupę.

Mówiąc to tak po prostu wyminął mnie i wyszedł. A ja zostałem z tym wszystkim sam. I kto by pomyślał, ze to dopiero początek mojego problemu? Zastosowałem się do rady mojego przyjaciela. To tylko laska, i chce o niej zapomnieć. Szkoda tylko, że tylko w jedyny sposób udawało mi się o niej nie myśleć.

Teraz

To już rutyna. Wstaję i pierwsze co robię, biorę magiczną tabletkę. Pomaga? A jakże by inaczej. Mam wrażenie, że jestem bogiem. Mogę wszystko. Czy myślę o Ashley? Oczywiście, ale w pozytywny sposób.

Wstaję z łóżka i zakładam bokserki, które leżą na podłodze. Przecieram twarz dłońmi i spoglądam w lustro, które znajdę się na wielkiej, czarnej szafie w moim jakże czarnym pokoju. Pokochałem ten kolor. Oczy mam podkrążone, ale co się dziwić. W nocy spałem naprawdę niewiele. Spotkałem tak zajebistą dupę no i postanowiłem to wykorzystać. Co się okazało, była z nią jeszcze koleżanka, a perspektywa trójkąta, była kusząca. Chyba każdy by skorzystał, prawda?

Schodzę na dół, po dębowych schodach , zachwyca mnie zapach kawy, który wydobywa się z kuchni. Nina to mój anioł i dziwie się jeszcze, że przebywa ze mną. Myślałem, że przez to jaki bezwzględny się stałem zostawi mnie i znowu wyjedzie do wujostwa. Ale ona chyba nie chce mnie zostawić tutaj samego. Boi się i wcale jej się nie dziwię, sam o siebie też się obawiam.

- Siostro...czy już Ci mówiłem, że jesteś moim aniołem?

Nina zmierzyła mnie wzrokiem i jej mina wyrażała więcej, niż jakiekolwiek słowa. Zawiodłem ją po raz kolejny. Każdego wieczoru mówię, ze to ostatni raz. Nie chce jej oszukiwać, ale nie potrafię inaczej, Uśmiecham się do niej jak szczeniak. Nie potrafię tego pohamować.

- Znowu brałeś?

- Bez wykładów Nina, dzięki temu żyje się lepiej.

- Nie jestem pewna, co bardziej wolałam, czy wtedy kiedy piłeś, czy kiedy bierzesz. Nie wiem też co jest mniejszym złem. Szykuj się na wykłady. Ja już idę.

- Dziękuje siostrzyczko. - podszedłem do niej i sprzedałem soczystego buziaka w policzek. Złapałem za kubek z kawą i wypiłem ją prawie jednym duszkiem. Wziąłem swoją torbę na treningi. Od kilku miesięcy chodzimy razem z Ianem, na siłownie. Nie chce dać po sobie poznać, jak bardzo używki wykańczają moje ciało. Bo szczerze jest gorzej niż się tego spodziewałem. Więc postanowiłem trochę przypakować. O dziwo, efekt jest pocieszający i w dodatku dziewczyny lgną do mnie jak pszczoły do miodu.

Po porannej toalecie wychodzę z domu i wsiadając do samochodu, kieruje się w stronę domu mojego przyjaciela. Zazwyczaj staje na mostku i czekam za nim. Nie chce tam wchodzić i zmierzać się ze wzrokiem pana Mongomery. Wiem, że mnie nie lubi, od momentu kiedy Ashley mnie zostawiła, ale to ona mnie zostawiła, a nie ja ją. Zauważam zaparkowany samochód matki Iana. Zapewne przyjechała w odwiedziny.

Czekam jeszcze pięć minut, ale mój przyjaciel nie wychodzi. Z racji tego, ze nie chce robić sobie jeszcze więcej wrogów, zamiast trąbić wychodzę z samochodu i zmierzam do drzwi. Zachwyca mnie ogród przed domem. Śliczne krzewy i kwiaty, przyozdabiają to miejsce. Przypomina mi to, jak wieczorem przychodziłem pod okno Ashley i razem bardzo długo w nocy rozmawialiśmy. Tęsknie za nią. Ale bez niej też jest dobrze.

Jestem już coraz bliżej wielkich i ciemnych drzwi wejściowych. Chce już dotknąć dzwonka, gdy drzwi się otwierają a w nich stoi kopia mojej miłości. Tak to jej matka. Są prawie identyczne, aczkolwiek Ashley odziedziczyła bardzo dużo również po swoim ojcu. Matka brunetki od zawsze mnie lubi i podziwia moje starania po śmierci rodziców. Gdyby tylko dowiedziała się jak teraz się stoczyłem. Nie byłaby ze mnie dumna.

Spoglądam na twarz kobiety i mogę dostrzec zaniepokojenie. Ale nie moim wyglądem, czy sposobem życia. Jest przestraszona. Jakby zobaczyła ducha. Jej oczy są tak wielkie, a sylwetka nieznacznie się trzęsie. Chcę się przywitać, ale uniemożliwia mi to głos dochodzący partie niżej. Jakim cudem nie zobaczyłem tego dzieciaka wcześniej.

- Mamusiu, Ashley.- lekko sepleniąc, bardzo mały chłopczyk wypowiedział kilka słów. Wypowiedziane imię, delikatnie ściska moje serce. Przez co momentalnie się spinam. Nie jestem głupi i doskonale wiem, że mowa tutaj o mojej Ashley. Spojrzałem na niego i jestem w szoku. Czy pani Mongomery kogoś ma? Nic mi o tym nie wiadomo, że była w ciąży i urodziła dziecko. Ale nie widziałam jej chyba niecałe cztery lata. Chłopczyk jest uroczy. Ma czarne włosy, błękitne spojrzenie i uroczy uśmiech. Ciągnie swoją matkę za rękę, i wyrywa się do przodu, przez co niezdarnie potyka się o swoje malutkie stópki i leci wprost na ziemię. Szybko temu zapobiegam i w porę chwytam malca.

- Hej mały, lepiej uważaj. Jak ci na imię?.- pytam i czochram go po włosach. Jakbym widział swoje zdjęcia z dzieciństwa. Chłopczyk zrobił wielkie oczy, ale nie przestraszył się mnie. Próbował przybić ze mną piątkę, ale jak to małe dzieci, nie wychodzi im to za dobrze.

- Liam, chodź do mnie.- powiedziała chłodno pani Mongomery.- Przepraszam cię Max, ale nie mamy czasu na pogawędki.

Wyminęła mnie i z dzieckiem na rękach, skierowała się do samochodu. Chłopczyk odwrócił się, żeby mi pomachać. Był przesłodki. Nie wiem od kiedy rozczulam się nad dziećmi jak jakaś baba, ale ten bystrzak skradł mi serce. Odmachałem maluchowi i wkroczyłem pewnie do środka. W salonie stal Ian i pakował się do torby.

- Szykujesz się jak baba stary.- krzyknąłem do niego, a ten podskoczył widocznie przestraszony.

- Kurwa! Kiedy wszedłeś?

- Twoja mama wychodziła i otworzyła mi drzwi.

- Moja mama ? Widziałeś się z moją mamą?- kurwa co im jest? On też wygląda na przerażonego. Patrzy się jakbym powiedział, że mam pogrzeb w rodzinie czy coś.

- Tak stary - zacząłem się śmiać- Co wy oglądaliście przed moim przyjściem. Cykacie się jakbym był seryjnym mordercą.

- Nie nic. Chodźmy już.

Drogę na siłownie pokonaliśmy w kompletniej ciszy. Ian cały czas siedział na telefonie i z kimś pisał. Nie wiem co ich dzisiaj wzięło. Zaparkowałem pod budynkiem i wyszedłem po nasze torby na trening. Skierowaliśmy się w stronę wielkich, szklanych drzwi.

Wykończony po dwugodzinnym wycisku skierowałem się w stronę szatni, ale zatrzymała mnie bardzo piękna blondynka. Stała na środku korytarza prowadzącego do łazienek i szatni. Ściskała w ręce butelkę z wodą i zalotnie mrugała w moim kierunku. Jak te wszystkie puste lale, myślała pewnie że to jest potrzebne żeby zaciągnąć faceta do łóżka. Dziewczyny serio my zawsze chcemy. Nie trzeba z siebie robić idiotki.

- Hej przystojniaku, nie byłbyś chętny na jeszcze kilka ćwiczeń w łazience?

A niech je wszystkie diabli weźmie. Pewnie, że jestem chętny. Uśmiecham się do niej, co ona bierze jako tak. Jest zabójcza. Długie zgrabne nogi i tyłek nie z tej ziemi. Wchodzimy do szatni i mamy szczęście, ze jesteśmy tylko my. Dziewczyna się do mnie odwraca i zarzuca mi ręce na szyję. Chce mnie pocałować, ale przekręcam twarz w drugą stronę i zlizuję pot z jej dekoltu.

- No daj buziaka.- zaczyna wydymać usta, a cholerny nastrój na szybki numerek szlag bierze.

- Myślałem że chcesz się pieprzyć, a nie pieścić!

- Trochę pieszczot nikomu nie zaszkodzi.

Serio? Nie całuję się. To moja zasada. W dodatku serio zero pieszczot, to ja mam być zaspokojony, a nie jakaś laska, której imienia nawet nie znam. Nie wchodzi w to, przykro mi. Nie ubolewam, znajdzie się inna naiwna.

Wkurwiony wychodzę z szatni, a dziewczyna wybiega za mną. Jest rozpalona i poirytowana. Najwidoczniej czekała na soczysty orgazm.

- Oszalałeś?

- To ty oszalałaś. Mylisz ruchanie z kochaniem skarbie.

- Odbiło Ci?

- Słuchaj, nie szukam dziewczyny, tylko cipki.

- Dupek.- podeszła do mnie i chciała mnie uderzyć, ale ja zdążyłem ją wyminąć i wejść do męskiej szatni. Wkurwiają mnie takie lalunie. Serio chciała mnie najpierw bzyknąć a później oczekiwać ode mnie związku? Jej niedoczekanie. Związek mogłem mieć tylko i wyłącznie z Ashley.

Mijam Iana, który już chce o coś zapytać, ale nie daje mu dojść do słowa.

- Idę na kawę, tą koło kampusu. Wróć trasówką.

- Ale..

- Później idę na wykłady. Samochód będzie tutaj. Potrzebuje świeżego powietrza.

I tyle. Nie musi nic więcej wiedzieć. Wchodzę pod zimny prysznic i jedyne o czym potrafię myśleć to usta Ashley. Tak bardzo za nimi tęsknie. Cały czas sobie ją wyobrażam. Pieprze jakaś laskę i widzę Ashley. Śpię widzę Ashley. A teraz, ten cały dzień i spotkanie z jej matką, powoduję, ze nie myślę o niczym innym. Dlaczego mnie zostawiła? Zmieniła numer, miejsce zamieszkania. Wyparowała, tak nagle i nawet nie wiem dlaczego.

Przebieram się w świeże ciuchy i wychodzę na ulicę. Słońce dzisiaj jest naprawdę ostre i przeklinam siebie w duchu, że nie wziąłem ze sobą okularów. Patrze na otaczający mnie świat i zastanawiam się gdzie Ci wszyscy ludzie ta pędzą. Co chwile słyszę tylko głośne trąbienie, i przekleństwa. Ja jetem wyluzowany. Nie mam zamiaru zakłócać mojej harmonii. Jestem już coraz bliżej kampusu. Mija mnie dużo studentów, niektórzy mnie nawet rozpoznają i machają cześć. Uśmiecham się do nich. Od dwóch lat, ten pieprzony uśmiech nie schodzi mi z gęby.

Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam wiadomości. Jakieś pojedyncze zdania od dziewczyn, co robię wieczorem. Ignoruje je, jak będę chciał to sobie kogoś znajdę na wieczór. Mijam też kilka wiadomości od mojego dostawcy, pyta kiedy przyjdę po towar. Chce mu odpisać, że prawdopodobnie dzisiaj wieczorem, kiedy ktoś z impetem na mnie wpada. Dziewczyna odbija się o mój tors i ląduje na kostce. Cały czas jakieś na mnie lecą, ale ta to już dosłownie. Same wpadają mi w ramiona. Wyciągam w jej kierunku rękę i uśmiecham się do niej. I po chwili zostaję oczarowany lazurowymi oczami. Włosy o wiele ciemniejsze niż to sobie przypominam. Zmęczenie było wypisane na jej twarzy, a czarne ubrania sprawiały wrażenie jakby zgubiła kilka kilogramów. Wyglądała zarazem zjawiskowo i bardzo anemicznie.

- Max...- wyszeptała patrząc prosto w moje oczy.



Witam WAS moi kochani to już kolejny rozdział. Mam nadzieję, że podoba WAM się ta historia równie mocno co WITHOUT EMOTIONS.

Dziękuję, za takie ochocze komentowanie i za wszystkie głosy <3
Jesteście wielcy. Nie spodziewałam się, że tyle osób to czyta :)

I zachęcam wszystkich, którzy mnie tutaj odwiedzają i czytają opowiadanie, na zostawianie małej cząstki siebie :)

Rozdział o wiele dłuższy. Ale w końcu to Max, mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Życzę miłej lektury i pozdrawiam wiosennie :)

writes_girl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top