21
Ashley
Siedzę w kawiarni. Jest ona moim ulubionym miejscem, ponieważ mają darmowe Wi-Fi i najlepszą czarną kawę w mieście. Jest środek dnia, upalnego dnia, a ja siedzę i wymieniam się moimi doświadczeniami z samochodu Maxa, z Bradem.
Powiedział, że to pomaga, gdy wygadam się komuś i dam upust mojemu napięciu seksualnemu. Nie wiem, czy jest to dobre, że piszę swojemu byłemu chłopakowi o tym, jak moja cipka się ściska, gdy tylko poczuję zapach Maxa, ale on mnie nie ocenia. Wydaje mi się, że mnie nawet rozumie.
Jestem właśnie w trakcie opisywania mojej frustracji w samochodzie i tego, jaka bliska byłam wepchnięcia jego książęcej mości w moje ciasne progi, gdy na moim stoliku ląduje talerz z sałatką cezar. Już mam mówić, że niczego nie zamawiałam, jedynie czekam na znajomego, ale dodatkową kawą bym nie pogardziła. Podnoszę wzrok w górę i spotykam się z bacznym spojrzeniem Boga seksu.
- Wyglądasz coraz gorzej. - karci mnie wzrokiem. - Nie możesz żyć tylko na kawie i ...kawie.
- Ależ da się, jestem tego najlepszym przykładem.
Uśmiecham się do niego. Mam nadzieję, że nie puści mi kolejnego wykładu. Nie jest moją matką. Przyglądam mu się dokładniej i mogę zauważyć wycieńczenie w jego wzroku. Jest blady, ma podkrążone oczy, a białka są zaczerwienione.
- Nie jestem twoim wrogiem Ash, wręcz przeciwnie, jesteś dla mnie bardzo ważna. - mówi poważnie. Czyli jednak będzie wykład. - Wyglądasz jak wieszak. Okej wieszak z zajebistymi cyckami. - Szybko się poprawia. - Ale powinnaś coś zjeść.
Patrzę na talerz i dopiero teraz uświadamiam sobie, jaka jestem głodna. Przyjmuję jego gałązkę oliwną i zajadam się przepyszną sałatką.
Chłopak siada obok mnie i przygląda mi się z uśmiechem. Zastanawiam się, czy mam coś na twarzy, czy z nim naprawdę jest tak źle i cieszy się z tego, że jem.
- Dlaczego chciałaś się spotkać właśnie tutaj. - Rozgląda się po kawiarni, która jest, nie oszukujmy się, zatłoczona.
- Mniejsze pole rażenia, jest tutaj zbyt wiele osób. Nie rzucę się na ciebie. - odpowiadam szczerze, ponieważ nie widzę sensu, żeby go okłamywać.
Czuje do niego pociąg seksualny i koniec.
- Zaczekaj - mówi zagubiony. - Nie wiem, czy cię dobrze zrozumiałem. Nie chcesz się ze mną spotkać w cztery oczy, ponieważ boisz się, że mógłbym cię wykorzystać?
- Nie chodzi o to Max. - Przecieram oczy, żeby nie musiała patrzeć w jego zranione tęczówki. - Nie wierzę sobie, rozumiesz ?
- Wiem, że byłem dupkiem Ashley. - Głos Maxa jest skruszony. - Ale czy teraz to będzie tak wyglądać?
- Max...
- Byłem idiotą, rozumiem to. Spieprzyłem Ash, ale w końcu jestem blisko ciebie. Marzyłem o tym. A nam znowu nie wychodzi.
Brak mi tchu. Dlaczego on musi tak bardzo to utrudniać?
- Obiecuję ci, wyjdzie. Zmieniłem się. Mam nadzieję, że w końcu to zobaczysz.
- To jakiś żart? Co ty wyprawiasz?
Kręci mi się w głowię. Mam chęć na wielką szklankę wody. Nie wiem, co bym z nią zrobiła - wypiła, czy się oblała.
- To nie jest żart Ashley, chce być z tobą. Ale jeśli tobie to nie pasuje. Chce być, chociaż blisko ciebie.
- To jakieś cholerne mrzonki. Nic z tego nie wyjdzie.
Bierze moją dłoń w swoje i delikatnie muska moją skórę. Prosty gest, a wywołuje u mnie wiele emocji.
- Ashley, skoro ty się boisz i nie chcesz...- zaczyna łagodnie i patrzy prosto w moje oczy. Jest cholernie blady i ledwo trzyma się na nogach. - Nie hamuj mnie. Nie każ mi postępować tak samo. Marzyłem o tym, aby choć chwilę potrzymać cię za rękę cholerne trzy lata dziewczyno.
Nie wiem, co mną bardziej wstrząsa, jego piękne słowa i delikatność, czy to, w jakim jest stanie. Czuję się, jakbym rozmawiała z dwiema innymi osobami. Jeszcze kilka dni temu był przy mnie ten chamski Max dupek, w którym się zakochałam, a teraz siedzi przy mnie romantyk, wycieńczony psychicznie zakochany we mnie mężczyzna.
Ciągle na mnie patrzy i trzyma moją dłoń. Zapomniałam, jaki jego dotyk może być kojący. Gdy na niego patrzę, jestem pewna jednego. Brad miał rację. Może on mnie zranił, ale ja jego również.
Złamałam Maxowi serce.
- Dobrze się czujesz ? - pytam z przejęciem, ponieważ widzę, jak prawie osuwa się z krzesełka.
- Chyba dopadła mnie jakaś choroba. - mówi cicho i patrzy na mnie z żalem w oczach.
Podnoszę się ze swojego miejsca i idę stanąć obok niego. Dotykam jego bladego czoła, które jest pokryte malutkimi kroplami potu.
Chryste, on jest rozgrzany.
- Jesteś autem?
Przytakuje głową. Nie wiem jakim cudem zdołał tu dojechać. Jest z nim tragicznie. Potrzebuje ciepłego koca i herbaty.
Niewiele myśląc, wyjmuję pieniądze z portfela i kładę na stoliku.
- Dasz radę dojść do samochodu?
Kiwa głową i nie mówi nic więcej. Wychodzimy z kawiarni i kierujemy się do jego wozu. Tego samochodu, w którym o mało ostatnio nie uprawialiśmy gorącego seksu.
Zaciskam uda na to wspomnienie i prowadzę chłopaka na miejsce pasażera.
- Chyba żartujesz. - mówi ledwie słyszalnie. - Nie będziesz prowadziła mojego auta.
Przewracam oczami, ponieważ w końcu wraca stary Max. To oczywiste, że nigdy by do tego nie dopuścił, ale nie mamy innego wyjścia.
- Nie dramatyzuj. - zapinam mu pasy i obchodzę samochód. Zasiadam za kółkiem i gromie go spojrzeniem. - To tylko kilka kilometrów. Nie da się rozwalić auta na tej przecznicy. Nikt tutaj nie jeździ.
- Zamów taksówkę. - prośba w jego głosie jest wyczuwalna. Chce mi się śmiać.
- Ani mi się śni.
Uśmiecham się do niego, a on tylko przewraca oczami. Nie jest przekonany do mojego pomysłu. Ale nic mnie to nie obchodzi. Nie mamy wyjścia. Włączam ogrzewanie, bo chłopak ma widoczne dreszcze. Nie wiem jaki problem ma w przyznaniu się, jak kiczowato się czuję i nie jest w stanie nawet prowadzić.
Kiedy jedziemy w jednym aucie, mam nieodparte wrażenie, że jest to sytuacja dziwna, choć znajoma, zapełniona pewną nutką nadciągającej katastrofy. Wraca dobrze mi znane poczucie, że chociaż znajduję się w dogodnym położeniu, za chwile rozpęta się dramat. Jestem jak człowiek, który pomimo uczulenia na skorupiaki, nie może powstrzymać się od zjedzenia homara. Jak ktoś, kto wie, że zaraz wpadnie w gąszcz trującej rośliny, ale się nie zatrzymuje, biegnie dalej.
Boję się, że zaraz wydarzy się coś, co całkowicie zmieni moje życie.
W pewnym momencie Max zasypia i jego ręka ląduje na mojej dłoni.
Przechodzi mnie dreszcz podniecenia. Matko Boska, ależ ja go pragnę.
Podjeżdżam bardzo ostrożnie pod jego dom. Mam nadzieję, że w środku jest Nina, nie chce tam wchodzić. Wyciągam telefon i dzwonię.
Nie odbiera.
Jasna cholera by to trafiła.
- Max. - szepczę mu do ucha.
Chłopak mruczy coś pod nosem.
- Max jesteśmy na miejscu.
Nic.
Świetnie.
- Max, kurwa!
Podnoszę głos. Chłopak się budzi i patrzy na mnie przerażony.
- Tak?
- Jesteśmy pod domem.
- Wejdziesz? - mówi cicho do mojego ucha.
Zgadzam się. Jestem zahipnotyzowana. Gdyby teraz zapytał się, czy może mnie zabić. Również bym się zgodziła.
Prowadzi mnie do mieszkania, delikatnie sunąc swoją ręką po moich nagich plecach. Jestem całkowicie pochłonięta tym doznaniem. Nawet nie zauważam, kiedy znajdujemy się w kuchni. W tej kuchni gdzie przygotowywałam mu kolację.
Rozglądam się niezręcznie po pomieszczeniu. Nic się tutaj nie zmieniło. Ściany, meble, wyposażenie. Wszystko wygląda tak samo. Nawet czarny kubek na kawę stoi w tym samym miejscu co zapamiętałam.
Pamiętam również jak siedziałam przy tym małym stoliku w samej koszuli Maxa.
Ciekawe ile dziewczyn po mnie tutaj przyprowadził.
- Max?
Szukam go wzrokiem.
- Tutaj.
Podążam za jego głosem i widzę go, jak opiera się czołem o zimną szybę.
- Dobrze się czujesz?- pytam go po raz kolejny tego wieczora.
- Tak.
Kłamie. Nie patrzy na mnie. Wzrok ma utkwiony w jakiś punkt znajdujący się za szybą. Podchodzę bliżej i kładę dłoń na jego ramieniu.
- Max jesteś rozpalony.
- To przez ciebie.
Przewracam oczami, bo choć chłopak nie ma siły ustać o własnych siłach, zgrywa chojraka.
- Idź do łóżka, zaraz przyniosę Ci coś na dreszcze.
Nie czekam na jego pozwolenie. Idę z powrotem do kuchni i przygotowuję mu rozgrzewającą herbatę z miodem i goździkami. Doskonale pamiętam rozmieszczenie naczyń w półkach. Radzę sobie świetnie. Przygotowuję napój, cicho nucąc piosenkę, która leci w radiu. Czuję się jak u siebie.
Tęsknie za tym beztroskim czasem. Chciałabym wrócić do tamtego momentu, może wtedy nie popełniłabym błędu życia. Nie to, że Liam nim jest. Kocham go ponad wszystko. Błędem życia jest moje złamane serce, którego jeszcze nikt nie był w stanie zlepić.
Wchodzę do sypialni chłopaka i poraża mnie to, że nadal ma moją bluzę. Leży na krzesełku. Wygląda na zakurzoną, jakby nikt jej nie prał od trzech lat.
- Przyniosłam ci herbatę. - mówię, podchodząc do łóżka i podaję mu kubek. - Chyba powinnam zadzwonić po lekarza. - dodaję poważnie.
Max patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Minęło tak dużo czasu. - mówi sennie. - A ty nadal się o mnie martwisz.
Trafia w dychę. Sama się nad tym zastanawiam dlaczego. Powinnam mieć swoje życie, swój świat. A nadal Max jest na pierwszym miejscu. Powinnam mieć głęboko w czterech literach jego przeziębienie.
Zalega między nami głucha cisza. Oboje wiemy, że to dla nas ostatnia szansa. Odpowiedni czas, by ocalić coś z tej katastrofy, którą był nasz związek. Presja jest przytłaczająca. Chrząkam. W ustach mam tak sucho, jak na Saharze.
Czuję nerwowy ucisk w żołądku. Mam ochotę na kieliszek tequili i papierosa. Od dawna nie paliłam, ale ta przytłaczająca chwila powoduję niewzmożoną chęć, by sięgnąć po tytoń.
Max nerwowo błąka wzrokiem po suficie. Sama czuję zmęczenie. Kładę się obok niego i oglądamy ten sam biały, przybrudnawy sufit. Jestem pewna, że słyszę, jak trybiki w jego głowie przeskakują, a on sam składa jakieś sensowne wypowiedzi i wyjaśnienia. Jest niespokojny, mam chęć go zapewnić, ze wszystko będzie dobrze. Ale tutaj leży problem, ponieważ nie wiem, jak dalej potoczy się nasza historia. Jest spora szansa, że ten wieczór diabli wezmą. Mam dziwne przeczucie, że obojętnie co dzisiaj powie Max, ja nie podejmę kary łagodzącej. Moje dobre intencje, nic tutaj nie dadzą.
A on o tym wie, równie dobrze co ja.
Mijają chyba wieki, aż w końcu jedno z nas się odzywa.
- Chciałaś pogadać. - Max sprawia wrażenie zniecierpliwionego, pociera twarz dłonią.
- Masz rację. - odpowiadam. - Chciałam.
Ściska mi się żołądek. Próbuję się rozluźnić, ale czuję, jak Max dotyka swoim palcem mojej dłoni. Taki mały gest, a wstrząsa całym moim ciałem. Ten dotyk jest tak ujmujący.
- Dobrze się czujesz? - pyta. Czyżby wyczuł moje spięcie. Jeśli tak, jest dobry, a wręcz fenomenalny.
- Jest wyśmienicie, bardzo wygodne łóżko.
W tej sprawie nie kłamie. Łóżko jest świetne, wygodne i pachnie nim. Na stoliku nocnym mogę dostrzec pustą butelkę burbonu. Obok niej leżą papierosy i metalowa zapalniczka.
Kłamię za to w sprawie samopoczucia. Nie wierzę, sobie i mojej samokontroli. Jestem tak cholernie nabuzowana i nie potrafię odróżnić pożądania od uczucia. Nie wiem, czy jeszcze jakiekolwiek mi zostało.
- Ash...
Nie patrzę na niego. Doskonale wiem, co zaraz nastąpi. Spojrzę w te jego oczy pełne bólu, pełne skruchy i zmiękną mi gacie. Zaczynam pocić się ze zdenerwowania.
- Nie o to pytałem. - Odwraca się w moją stronę. Już nie patrzy na sufit, teraz patrzy na mnie.
Czuję jego przepalające spojrzenie w całym ciele. Nieznacznie sunie swoją ręką w górę mojego ramienia, znów zjeżdża z nią w dół i zatrzymuje się na moim brzuchu. Kreśli delikatne kółka na moim nagim pasku skóry. Odprężam się, chcę, aby nie przestawał.
- Pytałem, co o tym sądzisz. - mówi spokojnie. Słyszę go znacznie bliżej siebie. - O tym, co powiedziałem ci w kawiarni.
Odwracam swoją głowę i patrze prosto w jego piękne oczy. Nie wiem, jak można opisać to przyciąganie pomiędzy nami. Z nim czuję się jak w niebie już teraz, a jeszcze nie dobrał się do moich majtek.
- Nie wiem jak to możliwe, że po tylu latach ty nadal tak na mnie działasz. - szepcze i dotyka mojej twarzy.
- Jak? - Dokładnie wiem, o co mu chodzi, ale chce to usłyszeć z jego ust.
- Przy tobie czuję się spokojny i jednocześnie podminowany. Oszalały z nerwów i rozanielony. Czuję się, jakbym był dzikim zwierzęciem i najbardziej cywilizowanym człowiekiem w historii ludzkości. Twoja obecność sprawia, że zapominam o tym koszmarze trzech lat i po prostu...
- Co? - głos mi się łamie od emocji.
Spogląda na mnie pożądliwym spojrzeniem.
- Chce w tobie zatonąć Ash, zapomnieć o tym, co nas rozdzieliło.
Jakby to było takie proste.
- Tęskniłem za tobą, nawet nie masz pojęcia jak mocno. Nie wiesz, co z sobą zrobiłem, żeby choć przez chwilę o tym nie myśleć.
Waham się, ponieważ mój rozsądek podpowiada mi, że lada chwila cały mój świat stanie się dramatem. Naprawdę nie powinnam jeść tego homara i biec tak szybko by wpaść w te zarośla.
Trwa to tylko trzy sekundy, potem zanurzam palce w jego mokrych od potu włosach, a on oplata mnie ramionami i wtuliwszy swój nos w moją szyję, z drżeniem oddycha z ulgą, by po chwili zasnąć.
- Kocham cię. - szepcze bardzo cicho Max.
Moje serce budzi się do życia. Jestem wniebowzięta, szczęśliwa, a jednocześnie zawiedziona.
Też cię kocham, Max. - Odpowiadam mu w myślach.
Misiaczki! 🐻
Przebrnęliśmy przez najcięższy rozdział tego opowiadania. Nie wiem dlaczego, ale nigdy jeszcze tak się nie zmęczyłam podczas pisania jak dzisiaj. Kompletnie nie miałam koncepcji jak to wszystko połączyć.
Najgorsze jednak jest to, że doskonale wiem, iż zbliżamy się do końca, a ja nadal nie wiem co zrobić z Ashley, Gregiem, Maxem i Liamem. Nie mam pomysłu na to jak zakończyć to opowiadanie. 😖
Mam nadzieję, że nagle mnie olśni 😁💡
Pozdrawiam Was i życzę miłego weekendu kochani 😘😘😘
writes_girl
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top