18

Ashley

Siedzę na przednim siedzeniu terenówki Brada. Słucham jakiś relaksacyjnych piosenek, którymi chłopak truje mnie już od godziny. Jakiś melodyjno-elektroniczny szajs, przez który człowiek ma ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. 

– Ja pierdole. – mamroczę pod nosem i chowam głowę w kolanach. 

Nie wiem dlaczego akurat mnie spotyka to całe nieszczęście. Jestem pomiędzy młotem a kowadłem. 

– Słyszałem. – odpowiada mi bardzo zrelaksowany głos z siedzenia obok. – Nie zanieczyszczaj wulgarnymi tekstami tego stanu. 

– Wyłącz to gówno. – mówię zmęczona. – To naprawdę nie pomaga, wręcz przeciwnie, mam chęć cię zabić. 

Siedzi i się nie odzywa. Wygląda jak jakiś cholerny posąg Buddy. No okej seksownego Buddy. Wygląda świetnie, ma znoszone krótkie spodenki, biały t-shirt, a jego ciemne włosy są znacznie dłuższe niż ostatnio. Związał je w krótki kucyk. 

Siedzi i głęboko oddycha, jakby wiedział co go czeka. Ma zamknięte powieki, co powoduje, ze wygląda jak uosobienie zen. 

– Ciężki dzień? – pyta nadal nie otwierając oczu. 

– Ciężki to mało powiedziane i dzień również. 

Brad otwiera oczy i patrzy na mnie.

– Co się stało? Mysza czakry ci wariują. 

Przewracam oczami. Zawsze miał swój świat ale teraz przesadza. 

– Co to do cholery są czakry?

– Ile razy mam ci opowiadać. W ogóle mnie nie słuchasz i co najgorsze nic nie wynosisz z moich wykładów. 

– Stop. – Mąci mi się w głowie. Jestem tak skołowana, że ledwo składam zdania. – Zostawmy w spokoju moje czakry, dobra? 

– Jak tam chcesz, osobiście uważam, że są bardzo ważne. 

– CałowałamsięzMaxem. – mówię bardzo szybko i na jednym wdechu. Zamykam oczy, żeby nie zobaczyć miny Brada i czekam. 

Wzdycha głośno ale nadal nic nie mówi. Zerkam na niego.

– No co? – pytam wkurzona. 

– Mysza. Rozmawialiśmy o tym. Miałaś dać sobie z nim spokój. 

– To nie było naprawdę, znaczy prawie. 

Czeka na moją kontynuację. Ja chyba nie jestem w stanie mu tego wszystkiego opowiedzieć. Mam wrażenie, ze gdy tylko otworzę usta, wszystko tryśnie. Pęknę wewnętrznie i już nigdy się nie pozbieram. 

– Mysza. – Przytula mnie ze swojego siedzenia. – Moja kochana. – Tulę się do niego jakby był ostatnią deską ratunku. 

– Mam dosyć jego, mam dosyć ciągłego udawania, ma dosyć kłamstw. 

– To mu powiedz.

– Oszalałeś prawda? – pytam zaskoczona i trochę poddenerwowana. 

– Minęły trzy lata, powinien znać prawdę. Sądzę, że z każdego faceta byłby świetny ojciec. 

– Prędzej świnie zaczną latać. 

Zastanawiam się nad tym. Czy gdybym mu zaufała, że tamto spotkanie było jednorazowe, ze to ruda wywłoka wpiła się w jego usta. Czy faktycznie chciałby utrzymywać kontakt z Liamem, czy byłby dobrym ojce. Nie ma sensu mu tego mówić, znienawidzi mnie za to. 

– Jak on to wszystko widzi. Wasze spotkanie?

– Zachowuje się jak kawał drania.

– Czyli jak zawsze Mysza. Przecież takiego go pokochałaś. 

Czy Brad do cholery zawsze musi mieć racje? 

Siedzę i milknę. Opadam z sił, nie wiem co mam teraz powiedzieć. Wiem powinnam przyznać chłopakowi rację, ale nie potrafię się przyznać. 

– Powinnaś z nim pogadać. Jeszcze raz.

– I co mam mu powiedzieć? Max zraniłeś mnie i złamałeś moje serce, ale po tylu latach nadal o tobie marze o i słuchaj mamy syna, który prawnie nie jest nasz?

– Przestań przecież nie jesteście na wojnie. – mówi łagodnie masując moje ramie. Opieram głowę o fotel kierowcy i głęboko oddycham.

– Jesteśmy. 

– Wydaję mi się, że Max o tym nie wie. Nie lubię chłopaka, skrzywdził cię, z resztą ja też nie byłem święty. W dodatku powiedziałaś ze jesteś rozsądną kobietą, nie dasz się już nabrać na jego gierki. Ale jedno wiem byłaś z nim szczęśliwa i zasługuję na prawdę. 

On zawsze mówi coś mądrego, głębokiego i cholernie irytującego. Ale również zawsze ma rację. Nienawidzę Maxa, nienawidzę go ale zarazem nadal go kocham. A to boli. 

Nie rozumiem jednego, jak Brad, który cały czas coś do mnie czuje, może mi słać porady życiowe w których nie wysyła do diabła Blacka. Na początku owszem, pomagał mi w planie " nienawidzę Maxa", ale dzisiaj całkowicie zmienił swój pogląd. 

– Najważniejsze jednak jest to, abyś odpowiedziała sonie na jedno podstawowe pytanie. 

– Jakie?

– Czego ty tak właściwie chcesz Mysza? Masz wspaniałego, pomocnego i bardzo dojrzałego wykładowce w prawym rogu, a w lewym masz faceta, dzięki któremu twoje serce żyje. Musisz podjąć decyzje, nie możesz ich zwodzić. 

– Nie chce cierpieć Brad. – Prostuje się na swoim siedzeniu, bo jego słowa trafiają do mojego serca. Jestem rozdarta, stoję po środku i nie wiem jaką decyzję powinnam podjąć. 

– Nie pytam czego nie chcesz. Pytam czego chcesz.

I odpowiedź jest taka oczywista. 

– Chce być szczęśliwa. 

– A co cię uszczęśliwia?

Max. 

Nie.

Max, który zabiera mnie do wesołego miasteczka.

Max, z którym śpię na kanapie przed telewizorem.

Max, który tuli mnie. 

Nie, nie i jeszcze raz nie.

Nie mogę o nim myśleć.To jest złe. Widzę tylko jego dobre strony, a złe zanikają, a później po raz kolejny będę skrzywdzona. 

Cholera jasna. 

Otwieram drzwi i wysiadam z samochodu jak poparzona. Staje pod swoimi drzwiami i chce jż je otwierać, ale silne ramiona otaczają mnie w talii.

– Mysza...– Brad szepcze do mojego ucha zatapiając się nosem w moich włosach. 

– Przestań. – Chcę strzepnąć jego głowę, ale jest zbyt ciężka. 

– Pogadaj z nim i miej to już za sobą, czym prędzej tym lepiej. 

Nadal mnie przytula, a ja słabnę. 

– Nie będę z nim rozmawiać, to zakłamana szuja, która tylko chce mnie wyruchać. I ja również tego pragnę. Wyobrażasz sobie jaka chodzę nabuzowana. Jestem naładowana niespełnionym orgazmem, potrzebuje kutasa, a najlepszy do tej roli to ten Maxa. Później znowu będę płakać tylko dlatego, ze potrzebuje go fizycznie, rozumiesz tylko fizycznie, a gdy się we mnie znajdzie i zacznie szeptać te swoje słodkie słówka, ja znowu otworzę swoje serce. A ty znowu jebniesz mi swój pełen morałów wykład, w którym powiesz że jestem nieszczęśliwie zakochana, a kobieta rozsądna najpierw powinna zbadać grunt, a nie pchać się z dupą na jego Łajdacką Mość.

– Jestem pod wrażeniem, twojego rozsądnego umysłu. To była naprawdę godna uwagi autorefleksja Mysza. 

Otwieram drzwi kluczem i odwracam się do przyjaciela.

– Słucham cię i wyciągam wnioski. Nie jestem jeszcze gotowa na to starcie. Ale obiecuję ci kiedyś mu powiem. Pojedziesz z Liamem do ZOO? Nie mam ochoty na żaden wypad, najchętniej schlała bym dupę i oglądała serial. 

– Dobrze Mysza.– Brad podchodzi do mnie i po raz kolejny mnie przytula. 

– Jesteś najlepszym przyjacielem. – Odwzajemniam jego uścisk i czuje się bezpiecznie. 

– A ty najgorszą przyjaciółką. 

– Nienawidzę cię.

– Guzik prawda.

Wchodzę do mieszkania , gdzie znajduję Belle i Liama na środku salony z wielki kijami w ręku. Nie wiem czy to odpowiednia zabawka jak na prawie trzyletnie dziecko. Przeraża mnie fakt, ze mogą sobie zrobić krzywdę, znając moją przyjaciółkę i jej sposoby, jest to raczej nieuniknione. 

– Ashley...– Zadowolony chłopczyk krzyczy i biegnie w moim kierunku, po drodze upuszczając kij. – Tęskniłem. 

– Ja za tobą też kruszynko. – odpowiadam mu czule i całuje w czoło. 

– Brad. – krzyczy mi do ucha, nadal przylepiony w moją klatkę piersiową, gdy tylko zauważył mojego towarzysza. 

– Chcesz iść z Bradem do ZOO, zobaczyć żyrafę?

– Fafa?

 – Tak żyrafa młody. – słyszę zadowolony głos Brada z a plecami. 

– Pewnie. – odpowiada uradowany malec. 

– To chodźmy się przebrać.

Od godziny siedzę i czytam jedynego e-maila, którego zdążył mi przesłać Max. Zatapiam smutki w butelce wina. Sączę małymi łyczkami ostatni kieliszek i obiecuje sobie, że po raz ostatni czytam jego wiadomość. 

Ashley,

Straciłem dwa dni. Dwa dni z mojego cholernego i przeklętego życia, żeby ciebie znaleźć. Od kiedy wyjechałaś i zostawiłaś mi tą marną kartkę, minęły dwa dni. Dzwoniłem, pisałem, byłem u twojego ojca, a nawet matki. Ale to wszystko na nic. Zapadłaś się pod ziemie i do cholery nie wiem jak to możliwe. 

W końcu zebrałem się na odwagę, żeby do ciebie napisać i nie wiem czy to przez burbon, czy prze cholerną tęsknotę Ash. Powinienem ten rozdział zostawić za sobą, ale nie potrafię. Nie wiem co mógłbym Ci teraz napisać...

Tak cholernie chce żebyś wróciła. 

Nie jestem sobą i choć brzmię jak totalna pipa, nie potrafię bez ciebie żyć. Nadal patrze na puste miejsca w szafce czy w łazience i nie potrafię zrozumieć. Nie wiem o co chodzi, a to mnie niszczy. Z frustracji i braku wypowiedzianych słów rwę sobie włosy z głowy. Dlaczego mnie zostawiłaś? 

I gdybyś tylko teraz stanęła w moich drzwiach, rzuciłbym się Tobie na kolana. Zrobiłbym wszystko, żebyś była tylko szczęśliwa. 

Tęsknie za Tobą.

Za Twoją przyjaźnią.

Za Twoim nastawieniem Ashley do życia. 

Tęsknie nawet za powietrzem, którym razem oddychaliśmy.

Bez Ciebie się duszę. 

To chyba wszystko co chciałem Ci napisać. 

Max

P.S. Postanowiłem napisać tą wiadomość, chociaż doskonale wiem, że nie odpiszesz. Chciałem mieć tylko świadomość, że przez chwilę o mnie pomyślałaś Ash. 

P.P.S. Mam nadzieję, że również tęsknisz za mną i teraz jest ci lepiej. A tak naprawdę w głębi serca mam nadzieję, ze usychasz z żalu. 

Chce jeszcze raz przeczytać, ale nie daje rady. Wino się skończyło, a oczy pieką mnie niemiłosiernie. 

I popełniam największy błąd swojego życia. 

Do Max
" Chce z Tobą porozmawiać. "

Żeby nie stchórzyć od razu klikam "wyślij".

Sucho mi w ustach. Wnętrze pokoju faluje. Jestem porządnie pijana i wysłałam wiadomość do Maxa. W moim wnętrzu tworzy się wielka dziura przerażenia. Napisałam do niego z propozycją rozmowy. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, skoro nie jestem na to gotowa. To wszystko przez gadanie Brada. Poczułam wewnętrzną rozpacz i potrzebuje usłyszeć jego głos.

Jaka ja jestem głupia. 

Wstaje z jękiem z łóżka i spaceruje nerwowo po pokoju. Co chwila potykam się i uderzam udem w rant łóżka. Ściskam telefon w ręce i chociaż wiem, że to niemożliwe, sprawdzam w Google jak można cofnąć wysłaną wiadomość. 

Znów siadam na łóżku i otwieram pierwszą lepszą książkę którą znajduje na stoliku nocnym. Chce skupić się na treści, ale nawet nie mogę jej przeczytać ponieważ litery są zmazane. Jestem zmęczona, napalona i pijana. 

Dostaje wiadomość i podskakuje na łóżku. Boje się spojrzeć na telefon i zobaczyć reakcji Maxa. Ale w końcu się łamię.

Od Bella
" Jestem w klubie na Wall Street. I chociaż wiem, że chciałaś mieć samotny wieczór, to błagam PRZYJDŹ TU!!! Ile gorących kolesi!!!"

Uśmiecham się pod nosem. Bella jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało swata mnie na każdym kroku. Szuka mi idealnego, pięknego i napakowanego księcia z bajki. Ale chyba przelicza swoje możliwości bo nawet w bajkach nie ma takich ideałów. 

Po chwili dzwoni telefon. Wiem, że to moja przyjaciółka i chce mnie namówić na imprezę i gorący seks z nieznajomym. 

– Słuchaj ty napalona, królowo imprez. Naprawdę nie chce słuchać o mega seksownych chłoptasiach, którzy się tam znajdują i nie mogę ich bzyknąć. Jestem napalona i pijana więc zostaw w spokoju moją zaniedbaną cipkę. 

Po drugiej tronie słyszę głęboki oddech i jestem prawie pewna, że nie należy do Belli. Zerkam na wyświetlacz i chce zapaść się pod ziemię, bo na ekranie widnieje imię mojego byłego kochanka. 

Delikatne kaszlnięcie rozchodzi się na linii.

– Bardziej interesuje mnie twoja zaniedbana cipka, niż potencjalni faceci do wyruchania. Jak się ona ma? 

Kurna. Na moje poliki wkrada się szkarłanie czerwony kolor. Dekolt i twarz mnie pieką. 

– Myślałam, ze to ktoś inny.

– Powracając do tematu, chciałbym się teraz znaleźć blisko ciebie. Skoro jesteś taka napalona i pijana. Ale nie jest to wykonalne. Chciałaś pogadać, więc dzwonie. 

– Teraz to kiepski pomysł. – Nie mam siły na słuchanie jego sprośnych tekstów. 

– To może się spotkamy?

– Sobota wieczór?

– Brzmi super, dzięki. 

– Zanim dojdzie do tej soboty, pozabijamy się. Także nie masz za co dziękować. 

Słyszę śmiech po drugiej stronie i nie potrafię ukryć małego uśmiechu na moich ustach. Śmiech Maxa jest taki kojący. 

– Okej coś jeszcze? Musze kończyć.

– Ashley...– mówi pospiesznie.

– Tak?

– Zaczekaj muszę ci coś jeszcze powiedzieć. 

– Czekam. – Zimny dreszcz przebiega mi po kręgosłupie.

Po chwili wahania, Max dodaje:

– Tęsknie za tobą Ash. 

Proste słowa. A wywołują takie cholerne wariacje mojego serca.

– Musiałem ci to powiedzieć. Ja...Chce się z tobą znowu kochać. Ashley...

Nie wiem jak to możliwe, ze zdołałam już się zachwycić dwoma słowami: tęsknie i kochać. Ale szybko to mija. Dopiero teraz dostrzegłam dziwnie przydługie końcówki wymawiane przez chłopaka.

– Jesteś pijany Max.– To nie jest pytanie. Ja to doskonale wiem. 

– Trochę. 

– Nie można być trochę pijanym. Jest się pijanym albo nie jest Max.

– Okej...– mówi zirytowany. – Jestem zalany w trzy dupy. Ale to nie zmienia moich uczuć Ash. Wręcz przeciwnie nareszcie mam odwagę by powiedzieć jak cholernie tęsknie Ash. Za Twoimi pocałunkami...Za twoją skórą...Ash...

– Max, przestań. To nie ma sensu jesteś pijany.

– Ty też. – usprawiedliwia się. 

– Dlaczego pijesz Max?

– Przez nasz pocałunek. – odpowiada szczerze. Mogę to wyczuć jest bardzo stanowczy. – Nie mogę zapomnieć smaku twoich ust. Cały czas czuje jak je do mnie przyciskasz. 

– Proszę cię...– jęczę sfrustrowana do telefonu.

– Rozumiem cię Ashley, ale musiałem ci to powiedzieć. – mówi cicho. – Tęsknie za tobą... i wspomniałem, ze jestem pijany?

Śmieję się w głos. Czuje się tak jakby te trzy lata nie miały miejsca, ale doskonale wiem, ze to nie prawda.

– Idź spać Max.

– Dobrze przepiękna Ash. 

Uśmiecham się na jego miłe słowa.

– Dobranoc Max.

– Czy po tym co ci powiedziałem, nienawidzisz mnie trochę mniej? – pyta skruszonym głosem, a ja ciesze się, że rozmawiamy przez telefon. Mięknę od jego słów. 

– Nie wiem. – mówię uśmiechając się pod nosem, chociaż wewnątrz doskonale wiem, że go kocham. – Może.

– Trochę, czy mniej niż trochę?

– Troszkę Max.

– Uwielbiam cię Ashley.

Kochani mamy kolejny rozdział. 

Zaniedbałam Was bardzo mocno, ale jak już pisałam u siebie na tablicy – SESJA TO ZŁO. Zostały mi dwa tygodnie i wyciskają ze mnie dosłownie wszystko, śpię tylko 4h dziennie. :( 

Także nie gniewajcie się za zaniedbane pracę. Nadrobię je kochani. 

Jak wam podoba się rozdział? Ehh był pisany na siłę. Ale mam nadzieję, że zadowoli Was. 

Miłego wieczoru

😘😘

writes_girl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top