1
Ashley
Stoję w białej sukni na samym początku przepięknie ozdobionego kościoła. Do ławek poprzyczepiane są bukieciki storczyków i białych goździków. Na podłodze wiją się bardzo delikatne zielone gałązki do których przyczepione są stokrotki, a wszystko jest ułożone na białym lejącym się materiale. Spoglądam na wszystkich gości, którzy tylko czekają, aż postawię pierwszy krok i pójdę w kierunku ołtarza. Są uśmiechnięci, dodawają mi słów otuchy. Nerwowo ściskam w ręce mój mały bukiecik z tych samych kwiatków, z których przyozdobiony jest kościół. Jestem bardzo zdenerwowana, w końcu jest to najważniejszy dzień w moim życiu. Przygładzam dłonią moją zwiewną sukienkę i słyszę pierwsze takty "Hallelujah".
Wdech i wydech, spokojnie dam radę. Czekałam na ten dzień zdecydowanie za długo, żeby teraz przez głupie zdenerwowanie się wycofać. Nagle moją dłoń ktoś ściska i jak się okazuje jest to mój tata. Wygląda olśniewająco w granatowym garniturze i białej koszuli.
- Kochanie wyglądasz pięknie.- mówi jak zza mgłą. Co się dzieję, że tak słabo słyszę? Może powinnam się przewietrzyć?
Odwracam głowę w stronę ołtarza i widzę moją miłość. Kocham go, a to uczucie z każdej sekundy potęguje. Teraz już na zawsze będziemy razem.
Wraz z ojcem ruszamy do przodu. Prowadzi mnie pewnie, odległość jest niewielka, jakieś dziesięć metrów długości, ale za każdym razem gdy stawiam kolejne kroki, oddalam się o kolejne pięć metrów. Znów zerkam na ołtarz, stoi tam Max, oczywiście, ze on. Lecz nie jest sam. Obok niego w pięknej białej sukni ślubnej stoi rudowłosa piękność. Czuję jak łzy napływają mi do oczu gdy podchodzi do nich zadowolony Liam i przytula się do tej rudej wydry.
Mój czarnowłosy nachyla się do Caroline i ogarnia jej biały welon, pochyla się nad jej ustami i składa delikatny pocałunek...
I w tym właśnie momencie takie piękne i delikatne " Hallelujah", przeradza się w " Highway to Hell". Kurwa mogłam się tego spodziewać.
Podnoszę się zdyszana z łóżka i ocieram łzy, które nadal spadają mi po policzkach. Po raz kolejny ten sam sen i po raz kolejny przerwany w tym samym miejscu przez mój budzik. Od kiedy widziałam Maxa w tej kawiarni, czyli jaśniej od kiedy wyjechałam, co noc śni mi się to samo.
Z moja psychiką dzieję się naprawdę coś dziwnego. Od trzech pieprzonych lat śni mi się jakiś horror i od trzech pieprzonych lat jestem sama jak palec. Nie miałam nikogo, od kiedy dowiedziałam się jak jestem w ciąży. Moją tajemnice zna tylko mama, Ian, Kate, ojciec i Jennifer. Och przepraszam, jest jeszcze jedna osoba, która przyjeżdża do mnie raz w miesiącu i o wszystkim wie. Nie mogłam w to uwierzyć, ale naprawdę się przyjaźnimy, a tą osobą jest Brad. Może jestem głupia, że mu uwierzyłam, ale naprawdę jest dobrze czuć, że nie jestem z tym wszystkim sama.
Oczywiście Brad wrócił z nadzieją, że przebaczę mu wszystko i będę jego dziewczyną. Ale ja już nie wierzę ludziom. Nie potrafię nikomu zaufać w te sposób. I nie ja jestem tutaj najważniejsza tylko Liam. Nie liczą się już moje uczucia i potrzeby. To jego uczucia i potrzeby są na pierwszym miejscu.
Wstaję z łóżka i kieruję się do kuchni. Po całym mieszkaniu roznosi się zapach świeżo zaparzonej kawy. Czyli Bells musiała przyjechać albo teraz albo w nocy kiedy już spałam. Wchodzę do pomieszczenia i od razu rzuca się na mnie moja współlokatorka. Zazdroszczę jej wygląda jeszcze lepiej niż dwa miesiące temu. Jej skóra jest o dwa tony ciemniejsza, dzięki czemu jej oczy i włosy wyglądają jak bursztyny.
- Tyle czasu Ash!- zapiszczała - Stęskniłam się. Mam ci tyle do opowiedzenia. Ale najpierw spójrz na to!- teraz jej pisk przerodził się w krzyk i wystawia mi przed nos swoją dłoń, gdzie na serdecznym palcu znajduje się piękny słoty pierścionek z dużym diamentem.- Uwierzysz w to kochana? Wychodzę za mąż!
Patrze i w tym polega problem, że nie mogę w to uwierzyć. Jej chłopak, to znaczy teraz narzeczony Harry jest przesłodki i kochany, ale w życiu nie spodziewałabym się po nim takiego kroku. Jestem w tak cholernym szoku że stoję tam z otwartą buzią i patrze z niedowierzaniem nadal na jej rękę. Od razu przypomina mi się dzisiejszy sen i łzy znowu napływają mi do oczu. Nie jestem zazdrosna, a może jestem. Nie powinnam, muszę cieszyć się razem z nią.
Odwracam wzrok od pierścionka i przytulam Belle. Odwzajemnia ten gest i wesoło chichocze.
- Cieszę się razem z tobą Bells i mega ci zazdroszczę.- szepcze do jej ucha, bo boję się, że mój głos mógłby mnie zdradzić.
- Gdybyś w końcu wyszła na randkę to też byś kogoś poznała. Dziewczyno jesteś taka piękna, a facetów traktujesz jak tarantule.
- Nie jara mnie randkowanie, a tym bardziej niedojrzali gówniarze. Oczywiście twój Harry to totalnie coś innego.
- Tak sobie wmawiaj. Wiem że nie chcesz mówić o tym dlaczego kurna nie zachowujesz się jak prawdziwy student i ja to toleruje. Ale kobieto na wesele sama nie możesz przyjść! I nie wpuszczę cię z Bradem. Ostrzegam.- patrzy na mnie zmrużonym wzrokiem i celuje we mnie swoim wypielęgnowanym paznokciem.
- To najwyżej nie pojawię się na twoim weselu. - powiedziałam smutno.
- Nie ma takiej opcji ponieważ będziesz moją druhną.
Już otwieram buzie żeby jej coś powiedzieć, ale szybko gryzę się w język. Nie mogę jej tego zrobić. Wiem ile dla niej to znaczy. A ja muszę się przełamać i iść na to weselę. Zrobię to dla niej, ale pójdę sama albo z Bradem. Nikogo więcej nie biorę pod uwagę.
- Dobrze, ale idę sama!
- Wykluczone.- szybko mi przerwała- Idziemy zaraz na wykłady, a tam obgadamy z kim możesz iść. Albo mam lepszy sposób, randka w ciemno. Przydałoby się mojej małej Ash trochę rozrywki. Nie mówię od razu o umawianiu się na randki cały czas. Ale możesz poznać wiele ciekawych osób podczas tej zabawy.
- Wybij to sobie z głowy Bells. Sama albo z Bradem.
- To ja tutaj wszystkim rządzę nie masz nic do gadania. - patrzy na mnie władczo i trochę smutno. Serce mi mięknie. - Proszę zrób to dla mnie Ash!
I co by wszystkie inne przyjaciółki zrobiły na moim miejscu? No oczywiście muszę się zgodzić, a moje zasady pójdą się jebać. O ile wiem co jeszcze znaczy to słowo.
Nie ma już sensu kłócić się z blondynką bo i tak nie wygram. Biorę kubek kawy i idę do swojego pokoju przygotować się na zajęcia. Wybieram pierwsze lepsze ciuchy z szafy i się w nie przebieram. Nie ma sensu robić makijażu bo po co? Więc wychodzę z torbą z pokoju, a Bells już czeka na mnie przy drzwiach.
- Naprawdę? Czarne rurki, czarna bluza, czarne buty i czarna kurtka. A to wszystko kurwa dopełniają twoje czarne włosy. Mogłaś chociaż się pomalować.
- Nie ma sensu.
- Ash, po kim ty masz żałobę? Bo trzy lata to zdecydowanie za długo.
- Po swoim sercu Bells.- mówię smutno i wymijam ją, żeby jeszcze wziąć jabłko. - Lepiej już chodźmy, bo nie ma sensu denerwować naszego staruszka.
Wyszłyśmy z klatki schodowej i skierowałyśmy się w stronę budzącego do życia miasta. Blondynka cały czas opowiada o przygotowaniach do wesela, które ma się odbyć już za sześć miesięcy. Jesteśmy już na ulicy Ocean Ave i skręcamy po drodze po nasz nektar bogów.
Starbucks, czyli najbardziej znana kawiarnia na świecie, znajduję się na skrzyżowaniu dróg, od razu na przeciw naszej uczelni. Wraz z Bells wchodzimy do środka i zamawiamy czarną bez mleka i cukru. Tylko to jest nas w stanie odpowiednio pobudzić na zajęcia ogólnouczelniane z panem Smithem. Stary dziadek, który myśli, że zrobi z nas aktorów. Bo tak dodatkowe zajęcia to teatr.
Po odebraniu swojej ulubionej kawy wyszłyśmy na zewnątrz, od razu przechodząc na drugą stronę do uczelni. Zauważyłam, ze w kawiarni pracuje nowy chłopak, którego miałam okazje spotkać w tamtym roku na kilku zajęciach. Często do mnie zagadywał, ale jak to nowa ja zlewałam go. Na moim kubku widniało moje imię napisane pochyłą czcionką i numer telefonu.
Naprawdę, nawet w takim nie ogarze podobam się facetom? Wyglądam tragicznie, jak siedem nieszczęść, a oni nadal do mnie lgną. Nie mogłam powstrzymać niekontrolowanego śmiechu. Pamiętam doskonale jak dobrze się czułam, gdy byłam adorowana przez facetów i mogłam ich wykorzystywać dla zaspokojenia własnych potrzeb.
- Co cię tak cieszy?- spytała blondynka, gdy zajmowałyśmy swoje miejsce na ogromnej auli.
- Zobacz na to- wystawiłam w jej stronę kubek, a ta wytrzeszczyła oczy.
- Mam nadzieję, że do niego napiszesz, niezłe z niego ciacho.
- Tak napiszę i oczywiście spędzę z nim noc. Bells, pomyśl najpierw.
- Nie rób z siebie cnotki, nieraz naprawdę jesteś nie do wytrzymania, ktoś od czasu do czasu powinien cię porządnie wyruchać.
Niektórzy słysząc słowa mojej przyjaciółki zaczęli się odwracać w naszą stronę. Spojrzenia facetów były skierowane na moją osobę, a ja już miałam ochotę pokazać im fuck'a. Niektórzy z nich postanowili nawet pomachać. Matko jaka żenada.
- Nie musisz tak krzyczeć, nie każdy musi znać moją sytuacje seksualną. Nie potrzebuję tego, okej?
- Nie wierzę!
- To uwierz!- teraz już krzyczałam. Jakim prawem wybiera mi partnerów do łóżka. Czy ja jej się wpieprzam do życia?
- Ashley każdy potrzebuje seksu! Zachowujesz się jakbyś była dziewicą! A może jesteś!?
Teraz to patrzą na mnie wszyscy, nawet ci za oknem, zdaję sobie z tego sprawę. A ja się robię cała czerwona, bo co te osoby teraz o mnie myślą. Dlaczego Bells nie może ugryźć się w język. Kiedyś byłam wręcz uzależniona od seksu i byłam głupia jak diabli. Teraz jestem dojrzała i nie potrzebuje jakieś kolesia do pieprzenia. Umiem bez tego wytrzymać, moje priorytety są teraz inne. Już chce jej się odgryźć, gdy przerywa mi niesamowicie gruby głos i seksowny głos.
-Jest to bardzo ciekawy temat, możemy go poruszyć na moich następnych wykładach. Ale pozwolicie może panie, że się przedstawię?- spojrzałam na źródło głosu. I oniemiałam. Patrzyłam się chyba na niego z otwartą buzią. Już dawno żaden mężczyzna, nie wzbudził u mnie choćby najmniejszego zainteresowania.
Stał przede mną nieziemski facet. Szare eleganckie spodnie i do tego szare buty, biała koszula podwinięta do łokci. Posturę też miał niczego sobie, ale jego twarz była przystojna i to bardzo. Ciemne włosy, zarost, malinowe usta z szelmowskim uśmieszkiem i szare oczy, które iskrzyły z rozbawienia. Gapił się na mnie, a ja nie pozostawałam mu dłużna, tylko na mojej twarzy widniał rumieniec i to dość czerwony, jak dorodny burak. Spuściłam wzrok, usiadłam i wymruczałam ciche przepraszam. Jak tylko wyjdziemy z sali obiecuję sobie że zabije moją przyjaciółkę gołymi rękami.
- Dobrze moi drodzy, pozwólcie że się przedstawię. Nazywam się Greg Parker. I będę waszym nowym wykładowcą z teatru. Z racji tego, że jestem tutaj nowy i w trakcie swoich studiów doktoranckich, będziemy mieli połączone te miłe zajęcia z drugim stopniem waszego kierunku. Pan Smith niestety zachorował, a jego wiek nie pozwala na dalsze użeranie się z wami.- powiedział dalej się uśmiechając i dalej patrząc na mnie.- Wyprzedzając wasze pytania, mam dwadzieścia dziewięć lat, pochodzę z Dominikany, ale od piątego roku życia mieszkam w Nowym Jorku. Ach i jeszcze jedno, nie mam dziewczyny.
Niektóre z tych idiotek w przodzie się zaśmiały i zaczęły proponować przystojniakowi wspólny weekend, albo noc. On puścił te propozycje mimo uszu. Nie wierzę, że nazwałam go przystojniakiem. Ashley otrząśnij się. Faceci to zło. To moja domena życiowa od trzech lat.
- Chciałbym, żeby każdy z was się przedstawił i powiedział kilka słów o sobie. Może zacznijmy...- udawał że się zastanawia. Widziałam to. Podparł się ręką o brodę i patrzył na mnie z takich uśmiechem, ze miałam ochotę wyparować.- Zacznijmy od naszej dziewicy. Proszę przedstaw się.
Wszyscy się zaśmiali, a ja zgromiłam go wzrokiem. Może się zmieniłam i jestem dojrzalsza, ale trochę starej, zdeterminowanej Ashley jest we mnie.
Zaczynamy zabawę.
Kochani mamy już pierwszy rozdział! Może nie należy do idealnych, ale mam tyle planów co do tej części, że nie wiem który wdrążyć w życie. Mam jednakże nadzieję, że spodoba wam się mój pomysł.
Zachęcam do komentowania! Jestem ciekawa co Wy myślicie o tym rozdziale.
Dziękuję również, za takie zainteresowanie prologiem :)
Pozdrawiam gorąco i życzę miłego czytania
writes_girl
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top