I like you
09.05.1987
Minęło kilka dni od tamtej imprezy. Od tamtego czasu zastanawiała mnie jedna rzecz. Czy ja jestem lesbijką? Ta myśl cholernie mnie nurtowała. Szczerze mówiąc nie miałabym z tym problemu, ale byłoby to coś zupełnie nowego dla mnie. Już nawet nie obchodziło mnie co na to rodzice. W końca ja ich też nie obchodzę. Ten dzień również miał być ważnym dla mnie, a w szczególności dla moje brata. Dziś miał debiutować ze swoim zespołem o tak dziwnej nazwie, że jej nie pamiętam. Coś na N. Zabrałam się z nimi wanem Dave'a, wóz miał tylko trzy siedzenia i spory bagażnik, w którym siedziałam ja i instrumenty. Było duszno i co chwila musiałam łapać turlającą się gitarę lub inny dużych rozmiarów przedmiot. Koncert odbywał się w małym klubie, gdy przyjechaliśmy prawie nikogo tam nie było. Przebywał tam barman i grupa ludzi, którzy pili piwo przy jednym ze stolików. Udaliśmy się na backstage, czyli kwadratowy pokój z obdrapaną toaletką i dwoma dużymi kanapami ze zniszczonej brązowej skóry. Chłopcy zaczęli rozpakowywać i stroić sprzęt. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła kelnerka i zapytała czy chcemy coś do picia. Chłopaki zamówili naturalnie piwo ,a ja mimo,że miałam na nie ochotę poprosiłam o wodę. To wszystko dlatego, że byłam nieoficjalną menagerką tego zespołu i musiałam być profesjonalna. O ile w ogóle da się być profesjonalnym menagerem wciąż chodząc do liceum.
- Czekajcie, to jak wy się nazywacie?- zapytałam z głupią miną, do prawdy bardzo jestem profesjonalna.
-Nirvana!- wrzasnął oburzony Kurt. Powtarzał mi to tyle razy. Przewróciłam teatralnie oczami. Wstałam z sofy, którą do tej pory okupowałam i poszłam do właściciela lokalu dogadać szczegóły. Jak się okazało właściciel był właścicielką. Przedstawiła się jako Tamara Lee. Była to kobieta około lat trzydziestu, ubrana w koszulkę z Iron Maiden, skórzane spodnie i kowbojki. Włosy miała czarne i kręcone. Wyglądała jak typowa gwiazda rocka obecnej dekady. Fajnie. Okazała się być również bardzo sympatyczna.
- Na razie zapłacę im umówioną kwotę, jak spodobają się ludziom to może kolejny koncert czy coś w tym stylu. - powiedziała odpalając papierosa. Wiedziałam,że są dobrzy i spodobają się ludziom. Uśmiechnęłam się pod nosem.- Chcesz jednego?-zapytała ,a ja pokiwałam twierdząco głowom. - Dziewczyna?Koleżanka? Czy tylko menagerka?
-Siostra wokalisty, żadna ze mnie menagerka mam 18 lat.- zaśmiałam się -Po prostu nie ma nikogo kto by to ogarnął i padło na mnie.
- Musisz mieć twardą dupę młoda. Pamiętaj!- machnęła palcem.
Jakiś czas później udałam się na główną sale, gdzie było już pełno ludzi. Teraz mogłam zamówić piwo i delektować się nim bez problemu. Chwilę potem na niewielkiej scenie pojawił się Krist, Dave i Kurt. Nikt nie bił braw, wystraszyłam się. Tłum ożywił się gdy zaczęli grać. Tak bardzo mi ulżyło. Ludziom podobała się ich muzyka. Jezu jak dobrze.
- Elize?- ktoś szturnchnął mnie w ramię. Odwróciłam gwałtownie głowę. Zobaczyłam anielską twarz. Znowu się kurwa zarumieniłam.
-O!Hea...Heather miło cię widzieć.-zająknęłam się. Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona. Jak przyjemnie było mieć ją tak blisko. Zamówiła piwo i usiadła obok mnie. Z bezpiecznej odległości obserwowałyśmy show.
-Chodź.- chwyciła mnie za rękaw kurtki i pociągnęła za sobą na zewnątrz. Przywarła mną do muru i delikatnie pogładziła mnie po policzku.- Lubię cię...Elize...Podobasz mi się...- między nami zapadła cisza, sparaliżowało mnie nie mogłam nic wydusić. Wpatrywałam się tylko w jej czarne oczy. - Kurwa, powiedz coś.- syknęła.
-Też mi się podobasz...Prawdę mówiąc nie widziałam nikogo tak pięknego jak ty. -wycedziłam cicho. Nic nie odpowiedziała tylko wpoiła się w moje usta.- odleciałam. Chciałam żeby ten moment trwał na zawsze. I trwał rzeczywiście bardzo długo bo przerwali nam dopiero chłopaki wychodzący z klubu. Musiałyśmy wyjść pod koniec koncertu, szczerze mówiąc całkowicie straciłam poczucie czasu.
- Chodźcie laski, lecimy do domu Ashley!- zarumieniłam się. Właśnie mój brat zobaczył jak liżę się z jego znajomą. No dobra, a kim jest Ashley? To dziewczyna Kurta i moja serdeczna koleżanka. Właściwie każdy tu się z każdym zna. Dom był parterowy, dziewczyna dzieliła go z dwoma przyjaciółkami, które znałam z imprez. Caroline i Mae. Miłe dziewczyny. Impreza rozkręciła się na całego. Był alkohol, trawa, kokaina i głośna muzyka. Ja resztę wieczoru wolałam jednak spędzić w ramionach Heather, popijając wino marki wino i paląc Malboro. Właściwie tego wieczoru miałam okazję ją poznać odrobinę lepiej. Okazało się, że jest dwa lata starsza czyli ten sam rocznic co mój braciszek.
- Chcesz być moją dziewczyną?- zapytała w końcu delikatnie przepitym głosem.
- Oczywiście, że chcę!- odpowiedziałam i pocałowałam jej czerwone usta. Po chwili pomyślałam tylko, czy to nie dzieje się odrobinę za szybko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top