# 6 #
- Dlaczego?! - wrzasnęłam - Co ja ci takiego zrobiłam?!
Te wszystkie emocje... Zamieniły się w tak ogromną frustrację, jakiej nigdy nie czułam. Wszystko uderzyło we mnie z taką siłą, że miałam ochotę, płakać, wrzeszczeć, pobić kogoś, a nawet się pociąć. Moje serce było teraz rozszarpywane na wszystkie strony przez uczucia, które dotychczas dusiłam w sobie.
- Sky... - białowłosy zaczął miłym, ale wyraźnie zszokowanym głosem.
- Nie ma żadnej Sky, kurwa! - uderzyłam głową o jego klatkę piersiową, a palce zacisnęłam na czarnej koszulce czerwonookiego.
- Co się stało? Sky, wszystko w porządku?
Zen ciągle próbował do mnie dotrzeć, ale ja wciąż płakałam, nie potrafiąc się powstrzymać. Przed oczami pojawiły się wspomnienia związane z moją rodziną, o ile w ogóle można to tak nazwać. W głowie wciąż szumiały mi słowa wielu osób, które mnie "nakierowywały" w życiu. Wszystkie ich rady zawsze przyjmowałam do siebie i ich przestrzegałam...
"Wolałbym syna, ty mała dziwko! Co ty niby potrafisz?"
"Pff... Kto by chciał taką brzydulę?!"
"Hahaha... Ale z ciebie idiotka!"
"Albo zostaniesz dziwką, albo będziesz traktowana jak facet"
"Życie to nie bajka, tylko ból, królewno"
"A co mnie ona obchodzi?! Zginie, to zginie"
"Mam ci pokazać, jak się pieprzy?!"
"Chcesz skończyć jak twój brat, czy może lepiej mam iść po twojego kumpla?"
"Zabij go powoli, a ty się patrz, cukiereczku..."
- Nie, stop, przestań! - krzyczałam, trzęsąc głową w amoku - Mam dość, mam dość!
W końcu czułam jak słabnę, mroczki migocą mi przed oczami jak lampki na choince, a słowa albinosa stają się dla mnie coraz mniej słyszalne. Serce uderzało mi o klatkę piersiową z całej siły, przyprawiając mnie o niemały ból.
~~~
Ciepło. Tak mi dobrze, ale gdzie ja jestem? Czuję się taka wykończona, wszystko mnie boli, w dodatku nie potrafię się ruszyć... Ciemność wokół mnie jest taka przerażająca... I ta pustka...
Jednak to coś ciepłego... Obok mnie... Tego jest kilka... Co to jest? To bardzo przyjemne, nawet to coś jest lepsze niż kołdra...
Uchyliłam powieki i zobaczyłam Sevena na przeciwko, tulącego się do mnie. Przy moich nogach zauważyłam Yoosunga, a gdy obróciłam głowę, o mały włos moja twarz nie zetknęła się z tą Zena. Wszyscy troje spali, nie zdając sobie sprawy, że ich "przytulanka" właśnie się obudziła. Mruknęłam niezadowolona i deczko obrzydzona trójką facetów wokół, przytulających się do mnie ze wszystkich stron. Nie byłabym w stanie uciec, więc po prostu westchnęłam ciężko, godząc się się ze swoim ciężkim losem.
Czas zabiły mi rozmyślania o wczorajszym dniu. Na samą myśl, co się mogło stać po tym, jak zemdlałam, przeszły mnie zimne dreszcze. Mam nadzieję, że to Yami mnie przebrała w moją koszulę nocną, bo chyba bym się wprowadziła do Kaito, gdyby to był któryś z koreańczyków. Swoją drogą, muszę odwiedzić dzisiaj wiśniowowłosego i trochę mu opowiedzieć coś nie coś. Nie chcę go jednak zbytnio smucić, dlatego nie powiem mu prawdy, może tylko pojedyncze rzeczy. Mogło by się wydawać, że on nie będzie mnie rozumiał, ale ja wiem: wszystko usłyszy i zrozumie. Później jeszcze się obudzi, a następnie powie: "Jesteś taka pojebana... I za to cię kocham, siostrzyczko!". Od dwóch lat mi to powtarza, gdy coś spieprzę, wcześniej nie byłby w stanie tego powiedzieć, w dodatku z tak wesołym tonem.
Przymknęłam jeszcze na chwilę oczy, gdy nagle usłyszałam jak białowłosy mrucze coś pod nosem, po czym poczułam jak się poprawia i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Luciel chyba poczuł, że trochę zostałam odciągnięta od niego, bo na nowo przybliżył się do mnie. Blondyn również się poprawił, wygodniej układając się przy moich nogach. Zbladłam, czując, jak cała trójka jest zdecydowanie za blisko mnie. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze i gdbym nie brała głębokich wdechów i wydechów, prawdopodobnie leciałabym do toalety, o ile w ogóle by udałoby mi się wyjść z tego więzienia.
Zdecydowałam się jednak zaryzykować. Delikatnie zdjęłam rękę czerwonookiego ze swojej talii, kładąc ją na miękkiej pościeli. Bąknął coś pod nosem w miedzyczasie, ale nie przykułam do tego uwagi skupiona na drugiej ręce należącej do czerwonowłosego, która dotychczas leżała niebezpiecznie blisko mojego tyłka, a konkretnie na biodrze. Wypuściłam cicho powietrze, kiedy Seven nawet się nie ruszył. Powoli odsunęłam od Yoosunga moje nogi i sprawnymi ruchami wydostałam się... z MOJEGO łóżka. Szybko zgarnęłam telefon z komody przy drzwiach, a następnie ruszyłam w stronę łazienki. Zamknęłam się w niej na klucz, po czym spojrzałam w lustro.
Moja twarz była trochę bledsza niż zwykle, usta wyschnięte, oczy wciąż jeszcze trochę zaczerwienione od płaczu, a włosy wyglądały jak gniazdo ptaka.
W jednym momencie przypomniały mi się czasy, w których praktycznie codziennie budziłam się z takim wyglądem. Każdej nocy płakałam, a raczej cicho pochlipywałam, żeby nie wkurwić taty lub jego przyjaciół. Codziennie ten sam schemat, nie ważne, czy był to weekend, czy dni powszednie. Moje życie było zbyt monotonne, żeby je porównywać każdego dnia. Jedynie patrząc na lata, można by było zauważyć niewielkie zmiany w moim życiu. Tak naprawdę oprócz tego, że stawałam się coraz starsza wraz z Kaito, nic się nie zmieniało. No może było kilka wyróżniających się wydarzeń... Niezbyt przyjemnych.
Zerknęłam na telefon, wychodząc z łazienki. Miałam kilka nowych wiadomości, więc przeszłam do kuchni i usiadłam przy wysepce, zaczynając czytać sms'y.
Yami: Nie będzie mnie dzisiaj przez cały dzień, bo Hiroshi się rozchorowała, więc muszę zająć się sklepem
Ja: Zajebiście.
Kolejne wiadomości były od Akiego, a ostatnia z nich doszła pięć minut temu, jednak nie słyszałam jak przychodzi, bo wyciszyłam urządzenie. Czytając je myślałam, że zaraz wrócę z powrotem do kibla, żeby zwymiotować, choć nie wiem nawet czym.
Aki: Sky, ja się naprawdę zakochałem!
Aki: To takie cudowne! Żałuj, że nikogo nie kochasz, ty bezuczuciowa istoto! T.T
Aki: Jumin, mnie tak fajnie tulił i uspokajał, i szeptał, i... No wiesz.
Aki: Sky?
Aki: SKY!!!
Aki: Masz focha?!
Aki: Wymiotujesz?
Aki: UMIERASZ?! O.O
Ja: Chciałbyś, ty sadysto!
Aki: JA?! O.O
Ja: Dokładnie
Aki: Nie jestem sadystą!
Ja: Niszczysz moje zdrowie, a co gorsza psychikę, swoim pierdoleniem!
Aki: Ale ja... No wiesz... Ten tego...
Ja: Ty co?! Po tobie mogę się wszystkiego spodziewać, zaczynając od wywalenia Jumina z mieszkania, po pieprzenie się z nim w tym momencie
Aki: O.O
Aki: ZA KOGO TY MNIE MASZ?!
Ja: Zależy. Czasami jesteś debilem, ale zdarza się, że masz przebłyski inteligencji
Aki: A ty to niby lepsza?!
Ja: NAPISZESZ MI W KOŃCU CO MIAŁEŚ NA MYŚLI CZY NIE?!
Aki: #CAPSLOCKTEAM
Ja: -.-
Aki: No dobra, chodziło mi o to, że jestem gejem i nie wiem, czy on też jest...
Ja: To się dowiedz, jak jesteś taki ciekawy, a nie teraz piszesz ze mną!
Aki: Wiesz, że Yami jest yaoistką?
Ja: Kto to jest ta "yaoistka"?!
Aki: Taka fanka gejów *.*
Ja: ŻE CO, KURWA?!
Aki: Tylko spokojnie... Oddychaj, wszystko jest dobrze!
Ja: Później pogadamy... Muszę przyswoić... Pa
Aki: Pa pa!
Odechciało mi się jeść śniadania po sms'ach z czarnowłosym, więc tak po prostu siedziałam na wysepce wpatrując się tępo w ścianę. Słuchałam jak zegar tyka, sekundy i minuty mijały, a ja nadal tak siedziałam, zastanawiając się nad słowami, które kiedyś przypadkiem usłyszałam od jakiegoś przechodnia.
"Człowiek bez miłości to jak człowiek bez duszy"
Pamiętam, że go wtedy wyśmiałam, mówiąc, iż gada od rzeczy. A ten koleś po prostu pokręcił głową i powiedział: "Sama się o tym przekonasz". Od tego czasu minęło jakieś półtora roku i nadal nie rozumiem tego, co on do mnie powiedział. Przez całe życie plułam na miłość, którą obdarowują sobie "kochankowie", ale żyje mi się z tym naprawdę dobrze. Moja "miłość" to nic więcej niż przyjaźń, którą staram się szanować, bo tylko na niej opiera się moje życie.
Nawet nie zauważyłam kiedy do kuchni weszła Jaehee i dopiero, gdy przeszła obok mnie, wyprostowałam się, spoglądając na kobietę robiącą sobie śniadanie.
- Co ty tu robisz? - mruknęła.
- Nic, co powinno cię obchodzić - prychnęłam, zatapiając wzrok w ekranie mojego telefonu.
- Okres?
Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem, a ona wróciła do swojej pracy. Czegoś mi brakowało, czegoś białego, puszystego, wiecznie gubiącego sierść, plączącego się pod nogami...
- Jumin zabrał sierściucha? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie, Elizabeth leży na kanapie.
Zerknęłam w kierunku wymienionego mebla. Istotnie, leżała tam wielka, zwinięta w kłębek, biała kupa sierści z niebieskimi oczami przeszywającymi mnie na wylot.
- Kurwa... - warknęłam pod nosem, odwracając się w stronę wysepki.
Oparłam głowę na blacie, patrząc na poczynania Jaehee, która cały czas robiła sobie posiłek.
- Jak się spało? - mruknął ktoś za mną, a ja z przerażenia prawie spadłam z krzesła.
Obkręciłam się w stronę źródła dźwięku, czyli przeciągającego się czerwonowłosego. Przewróciłam oczami, zeskakując ze stołka, bo zrozumiałam, że już nie mam szans na święty spokój. Zdecydownym krokiem poszłam w stronę mojego pokoju, gdzie pozostała dwójka smacznie sobie spała. Gdybym chciała ich zepchnąć, nie miałabym szans, dlatego też postanowiłam użyć swoich strun głosowych.
- WYNOCHA Z MOJEGO ŁÓŻKA! - wrzasnęłam, stając nad meblem.
Momentalnie oboje podskoczyli, szeroko otwierając oczy i łapiąc się odruchowo za uszy. Popatrzyli na mnie gniewnym wzrokiem, ale widząc, że nic nie wskurają, zregnowani podreptali w stronę korytarza. Zadowolona rzuciłam się na łóżko, jednak na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas, gdy poczułam zapach Zena na kołdrze.
- Fuj - wstałam niezadowolona, kierując się w stronę szafy z ubraniami.
Gdy poranna toaleta była już odznaczona, a śniadanie zjedzone, ściągnęłam pościel z mojego łóżka i nałożyłam nową. Poprzednią dałam do prania, ponieważ nie miałam najmniejszech ochoty dusić się w trzech różnych smrodach.
- Zen! Gdzie postawiłeś mój samochód? - krzyknęłam, ubierając buty.
W jednej sekundzie mężczyzna pojawił się w hallu z szerokim bananem na twarzy. To, że nie miał na sobie koszulki, to już tylko szczegół, bynajmniej dla mnie.
- Przy końcu parkingu. Gdzie jedziesz, księżniczko?
- Do Honolulu - warknęłam, zatrzaskując drzwi.
Jego klata wcale nie zrobiła na mnie wrażenia, a od tej "księżniczki" miałam ochotę mu w mordę przywalić. Wyszłam z mieszkania, czując na sobie piekący wzrok czerwonookiego.
Kiedy w końcu znalazłam auto i wyjechałam z parkingu, włączyłam sobie radio. Zanim znalazłam odpowiednią piosenkę, zdążyłam przejechać jedną trzecią drogi do szpitala. Resztę trasy spędziłam na spokojnej jeździe oraz nerwowym nuceniu kilkunastu znanych utworów.
Zaparkowałam samochód naprzeciw budynku, po czym weszłam do środka. Wiedziałam już, gdzie jest Kaito, więc po prostu ruszyłam w odpowiednim kierunku. Weszłam do gabinetu, niepewnie otwierając białe, szpitalne drzwi. Ze smutkiem spojrzałam na czerwonowłosego, który ciągle leżał nieprzytomny, trwając w śpiączce.
~~~
- To dziwne gadać do kogoś, kto nawet na ciebie nie patrzy... Ale i tak wiem, że mnie chociaż słuchasz, to zawsze coś. Na jutro ci przyniosę jakąś książkę, co ty tam lubisz... A no tak, chciałeś przeczytać... Nie, nie wiem. Coś ci w każdym poczytam...
Gadałam tak przez kilka godzin jak idiotka do mojego przyjaciela, a od czasu do czasu wpadał do pomieszczenia doktor, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Ogółem siedziałam tam mniej więcej sześć godzin, nie potrafiłam tak po prostu odejść.
Przestałam mówić, gdy usłyszałam znaną mi melodię.
- Halo? - mruknęłam, przykładając iPhone'a do ucha.
- CZEMU MI NIE POWIEDZIAŁAŚ, TY... TY... TY NIEWYCHOWANA BUFONICO!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top