▶ 4 ◀

// Nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tego zdjęcia! Uwielbiam je! TA MINA XD //

- Ale pięknie pachnie - powiedział Zen, wparowując do kuchni.

Zaciągnął się słodkim zapachem roznoszącym się po mieszkaniu. Stanął za mną, wpatrując się na moje poczynania z posiłkiem, którego już trochę udało mi się zrobić.

- Będę mógł trochę? - zapytał, wskazując na całkiem niezłą wieżę utworzoną z naleśników.

- Nie - warknęłam - Gdzie Yami?

- Wyszła ze swoją koleżanką na zakupy - mruknął, kierując swoją brudną łapę w stronę mojego jedzenia.

Z premedytacją uderzyłam go w dłoń, przez co ją odsunął z dala od talerza. Tyle, że to była chwila, zanim znów zaczął się dobierać do naleśników i po raz kolejny oberwał. Zrezygnowany stał już tylko nade mną z uwagą przyglądając się temu, co robię.

- Mógłbyś nie stać nade mną? - bąknęłam poirytowana.

Odsunął się, po czym usiadł na krześle przy wysepce, zaczynając się we mnie wpatrywać. Przewróciłam oczami na zachowanie tego idioty, skupiając się na kilku ostatnich naleśnikach. W tym czasie do kuchni wszedł Jumin, a za nim kot. Spojrzałam na nich kątem oka, dostrzegając oraz słysząc jak białowłosy kicha.

- Zabieraj ją ode mnie - warknął wyraźnie zirytowany - Wiesz, że mam alergię!

- Zawsze możesz stąd wyjść - wzruszył ramionami czarnowłosy.

Nasypał do kociej miski karmę, zgaduję, że jakąś najdroższą, i delikatnie pogłaskał Elizabeth po grzbiecie.

- Eli! - zawołał uradowany czerwonowłosy, którego obecność dotychczas była mi obojętna. Na razie nic jeszcze do niego nie miałam, oprócz tego, iż będzie ze mną w mieszkaniu przez najbliższe dwa miesiące.

Seven chciał pogłaskać kota w tym samym miejscu co mężczyzna, ale ten zagrodził mu drogę.

- Z dala od Elizabeth Trzeciej - syknął.

Parsknęłam śmiechem, biorąc talerz z posiłkiem na wysepkę. Jeszcze lepiej: nie dość, że któryś z nich nazwał to zwierzątko Elizabeth (zgaduję, że Jumin, bo się najbardziej nią opiekuje, po za tym ten sierściuch do niego pasuje), to jeszcze "Trzecia". Elizabeth Trzecia. Szkoda, że nie królowa Elżbieta Druga. Nawet podobnie...

Wyjęłam z szafki Nutellę, syrop klonowy oraz cukier puder, żebym miała w czym wybierać, a następnie zaczęłam jeść naleśniki. Zjadłam zaledwie trzy, więc resztę postanowiłam oddać innym.

- Ktoś ma ochotę na naleśniki? - zapytałam.

No i oczywiście wszyscy byli chętni, więc zostawiłam talerz na pastwę losu. Pomaszerowałam do salonu, gdzie Yoosung grał w LOL'a. Usiadłam obok niego na kanapie, oglądając jego wysiłek z zainteresowaniem.

- Mogę? - zerknęłam na drugą konsolę leżącą po drugiej stronie kanapy.

- Jasne.

Rzucił mi urządzenie, po czym oboje zaczęliśmy grać. Szło nam obojgu całkiem nieźle, ale z racji tego, że gram tylko, gdy któryś z chłopaków mnie odwiedza, przegrałam. Świetnie się przy tym bawiłam, głównie dlatego, bo nie znam tego chłopaka, więc nie do końca byłam w stanie przewidzieć jego ruchy.

- Nieźle - powiedział uśmiechając się do mnie - Dużo grasz?

- Trochę - przyznałam - A ty?

- Codziennie.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, po czym chciałam wstać z kanapy, ale niestety kot wskoczył mi na kolana. Musiałam go zdjąć ze swoich kolan i położyć obok blondyna. W tym momencie poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni spodni, dlatego też szybko go wyciągnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Halo?

- Dobry wieczór, pani Smith - odezwał się głos po drugiej stronie.

- Dobry wieczór, coś się stało? - zapytałam zdezorientowana. Szef zazwyczaj dzwonił do mnie, gdy była jakaś sprawa do omówienia.

- Nie, nie. Chciałbym panią zaprosić na kolację. Może być w sobotę?

Oho, już widzę jak Kaito nie daje mi spokoju. Uzna to pewnie za "randkę", więc spokoju nie będę miała na bank. Mam nadzieję, że spotkam się z moim szefem tylko służbowo. OBY!

- Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się odruchowo.

- Dobrze, w takim razie przyjadę po panią o dziewiętnastej.

- Pewnie. I poza pracą proszę mi mówić po imieniu, Scarlett.

- Jasne. Joshida.

- Miło mi - w duchu przewracałam czas oczami - To do zobaczenia.

- Dowidzenia.

Rozłączyłam się, a następnie ruszyłam w stronę mojego pokoju. Wyjęłam z torebki dokumenty, po czym ruszyłam do salonu, przeglądając je na szybko. Tak naprawdę to musiałam wysłać zaledwie tylko kilka maili oraz przejrzeć dokładniej te papiery, uporządkowując je. Wzięłam swój laptop z komody, zabierając się do roboty. Poczułam jak ktoś staje nade mną, wgapiając się we mnie intensywnie.

- Gdzie pracujesz?

Spojrzałam na osobę przede mną. Był to Yoosung wlepiający wzrok w moje brzydkie oczy. Najbardziej nie znoszę swoich oczu, są takie zwykłe, szare. Włosów też nie mam jakiś szczególnych, po prostu ciemnobrązowe, jedynie na końcówkach podchodzą pod ciemny blond. Jestem przeciętną kobietą z zachowaniem impulsywnej nastolatki przypominającej dzieciaka w trakcie głupawki, z wyjątkiem pracy.

- W korporacji - na nowo utkwiłam wzrok w rzędzie wyrazów na ekranie laptopa, wracając myślami do maila.

- To tak jak Jumin.

- Aha - bąknęłam, wystukując na klawiaturze kolejne wyrazy.

Czułam jak odchodzi gdzieś, a obok mnie na kanapie siada ktoś inny. Nie przerwałam jednak swojej pracy, a tylko mocniej się skupiłam, żeby prędzej to skończyć.

- Wychodzisz gdzieś wieczorem w sobotę?

- Tak - mruknęłam, spoglądając na Zena - A teraz błagam, zaklej sobie ten ryj, bo mam robotę.

Posłuchał mnie, więc tylko patrzył się na to, co robię i przez trzy godziny siedział tak nade mną. Nie wiem, o co mu chodziło, ale wolałam nie pytać.

Kiedy skończyłam, wstałam z kanapy, po czym truchcikiem udałam się w stronę swojego pokoju. Dźwięk cichego tuptania moich stóp rozniósł się po mieszkaniu, w którym dotychczas panowała dziwna cisza. Gdy tylko weszłam do własnego "królestwa" od razu usłyszałam znajomą mi melodię. Przed naciśnięciem zielonej słuchawki zerknęłam szybko na ekran.

- Aki? - zdziwiłam się, przykładając urządzenie do ucha. Z reguły to ja do niego dzwonię.

- S - Sky... - zająknął się.

- O nie, błagam, powiedz, że tego nie zrobiłeś! - westchnęłam ciężko.

- P - przyj - jedziesz?

- Aki! Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie oglądał "Obecności" w samotności! - warknęłam zirytowana - I nie, nie przyjadę do ciebie!

Byłam na niego wściekła, że obejrzał ten horror, choć wiedział, iż później nie będzie mógł spać. Mogę się teraz wydać wredna, ale ludzie: ja mam jutro pracę, której nie mogę opuścić, bo mój przyjaciel sra w gacie ze strachu! Po za tym to nie tak, że on po prostu przypadkiem natknął się na ten film. Wszyscy, ja, Kaito i Yami, ostrzegaliśmy go, żeby nie oglądał "wybitnych" horrorów, kiedy żadne z nas u niego nie nocuje. Czarnowłosy w takich sprawach jest jak kobieta - boi się, gdy nie ma nikogo w pobliżu, choć jakimś cudem nauczył się mieszkać sam.

- P - proszę - wydukał.

- Nie, kategorycznie nie. Obejrzałeś, to teraz masz - powiedziałam dobitnie.

- S - Sky!

Rozłączyłam się bez dalszego ciągnięcia tej rozmowy, bo to było bez sensu. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie wpadła na jakiś korzystny dla mnie pomysł. Skierowałam się w stronę schodów, po których weszłam na górę i zapukałam do pierwszych lepszych drzwi. Po chwili stanął w nich Jumin, a za nim oczywiście jego Elizabeth Trzecia.

- Cześć, mam do ciebie prośbę - uśmiechnęłam się najlepiej jak potrafiłam, czyli pewnie wyglądałam jak psychopatka z krzywą gębą - Bo jest pewna sprawa... Tak w ogóle, nie idziesz jutro do pracy?

- Nie... Co się stało?

Przez chwilę miałam wrażenie, że popatrzył na mnie z czułością. Nie zwróciłam na to jednak uwagi, gdyż skupiłam się na tłumaczeniu słabego położenia mojego kumpla.

- Mój najlepszy przyjaciel, Aki, boi się oglądać horrorów w samotności, ale oczywiście obejrzał "Obecność", więc przed chwilą do mnie zadzwonił. Tyle, że ja nie mogę do niego przyjść bo mam jutro na siódmą do pracy, więc... Mógłbyś? - zrobiłam słodką minkę.

Szczerze, wiedziałam, jak to się skończy. Aki jest bardzo przystojny, a znając życie jak się wtuli w tego czarnowłosego psychola, co nazwał swojego biednego zwierzaka Elizabeth (tak, będę mu to wypominać nawet jak będzie leżał w zimnym grobie, no, chyba, że będzie miał ogrzewanie w trumnie), to się "zakocha" i bla, bla, bla... Fuj. O czym ja myślę! Jak oni będą się... Migd... Ble, stop, zaraz zwymiotuję!

Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, podczas której mężczyzna spojrzał żałośnie na swoją kicię, a następnie na mnie. W końcu jednak się zdecydował.

- Zgoda, ale niech Jaehee zajmie się Elizabeth.

Kiwnęłam głową z bananem wykutym na buzi, po czym przywołałam do siebie białą kupę sierści. Szybko zapytałam się, gdzie jest pokój brązowowłosej kobiety, a następnie ruszyłam w odpowiednim kierunku. Zastukałam do drzwi, ostrożnie trzymając sierściucha na rękach. Już widzę, jakby mnie Jumin zlał po dupie, gdyby coś się stało temu sierściuchowi...

Drewniana powłoka powolutku się uchyliła, ukazując drobną kobietę. Uśmiechnęła się do mnie słabo, widząc, co trzymam w rękach, a może raczej kogo.

- Jumin powiedział, że masz się nią zająć - podałam jej zwierzaka. Uśmiechnęłam się wrednie, kiedy zobaczyłam jej minę.

Bez słowa wzięła ode mnie kota, zatrzaskując za sobą drzwi. Otrzepałam z zadowoleniem ręce, schodząc na dół po schodach. Podskakując wesoło, skierowałam się do swojego pokoju, gdy po raz kolejny zadzwonił do mnie telefon.

- Aki, do jasnej...

- Przepraszam panią, ale Kaito Harushi miał poważny wypadek - odezwał się kobiecy głos.

W jednej chwili złapałam się za głowę, ale nie straciłam trzeźwości umysłu, nawet jeśli serce waliło mi jak młot. Cały świat stanął do góry nogami, a ostatnią rzeczą, jaka trzymała mnie przy stanie normalności była myśl, że on musi przeżyć.

- Gd - dzie o - on ter - raz j - jest? - wybełkotałam.

Kobieta podała mi adres szpitala, a ja prawie w ogóle nie myśląc, ubrałam kurtkę i buty. O mały włos zapominając o torebce, wybiegłam pędem z mieszkania. Na schodach minęłam Yami, która coś do mnie krzyczała, jednak szumiące w mojej głowie słowa nieznanej kobiety, przyćmiewały mi dźwięk bodźców z zewnątrz. Nic oprócz wiśniowowłosym leżącym w białej sali z podłączoną do jego żył kroplówką się nie liczyło.

Łamiąc wszystkie przepisy, podjechałam pod wyznaczony budynek. Wpadłam do niego jak wariatka, ostatnimi siłami przytrzymując się białego biurka od recepcji.

- Kaito Harushi, w jakiej sali? - wydyszałam.

- Siedemset jedenaście - bąknęła recepcjonistka - Pierwsze pietro.

Biegem pokonałam schody, po czym nerwowo zaczęłam patrzeć na numerki sal. W końcu znalazłam odpowiedni i wpadłam do pomieszczenia jak furiatka. Łzy spływały po moich policzkach już od dłuższego czasu, ale dopiero, gdy zobaczyłam poranionego chłopaka, zaniosłam się głębokim szlochem, takim samym jak dwa lata temu. Cała drżąc, podbiegłam do białego łóżka. Złapałam za kołdrę, a głowę oparłam o koniec materaca. Płakałam w takiej pozycji tak długo, dopóki lekarz nie położył ręki na moim ramieniu. Uniosłam głowę ze spuchniętych oczami, szlochając cicho przez cały czas. Wytarłam zewnętrzną stroną dłoni kilka łez, po czym ponownie spojrzałam na mężczyznę w białym fartuchu.

- Scarlett Smith? - zapytał, a ja powoli pokiwałam głową - Jest pani jego rodziną?

- J - jego rodzina n - nie żyje od d - dwudziestu lat - wydukałam - A - a jego o - ojczym został zastrzelony d - dwa lata t - temu.

- Rozumiem.

Na pewno znał naszą sytuację, dlatego więcej mnie o nic nie pytał. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna, bo nie wiem, jakbym mu to wytłumaczyła.

- Pański przyjaciel, Kaito Harushi, miał poważny wypadek samochodowy. Na szczęście udało się go uratować, ale... Jest w stanie śpiączki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top