● 2 ●
Do mieszkania weszliśmy cały czas się śmiejąc z opowiadania Akiego. Oboje zdjęliśmy buty oraz kurtki i weszliśmy wgłąb mieszkania. Gdy tylko stanęłam w progu salonu, od razu zauważyłam pięciu nowych ludzi. Mężczyzna z białymi włosami upiętymi w kitka leżał rozwalony na kanapie z toną chusteczek wokół. Blondyn robił coś na wysepce w kuchni, chyba pisał, ale niezbyt mu się przyjrzałam, bo wzrok skierowałam w stronę ciemnowłosego kolesia, głaszczącego białego sierściucha siedzącego mu na kolanach. Kolejny miał czerwone włosy i okulary w panterkę. Ostatnią nową osobą była kobieta z krótko przyciętymi włosami, która wyglądała na bardzo inteligentną. W jednej chwili poczułam jak wszystkie spojrzenia kierują się na mnie, łącznie z tym należącym do Yami.
- Cześć - wymamrotałam, kierując się w stronę swojego pokoju.
Nie zdążyłam dojść nawet do drzwi, gdy czarnowłosy złapał mnie za nadgarstek.
- Co ty wyrabiasz?!
- Staram się być kulturalna - uśmiechnęłam się słodko.
- Właśnie widzę - przewrócił oczami.
- A co? Może się wrócę i powiem im, żeby wypieprzali z tego mieszkania? Z wielką przyjemnością!
Otworzyłam drewnianą powłokę, przechodząc przez próg mojego pokoju zdecydowanym krokiem. Odłożyłam plecaczek obok łóżka, uprzednio wyciągając z niego telefon i walnęłam się na miękką pościel. Zaczęłam przeglądać Instagrama, kiedy mój przyjaciel westchnął ciężko, bełkocząc coś pod nosem.
- O co chodzi? - mruknęłam, patrząc na niego kątem oka - Wchodź.
Ciągle stał w drzwiach, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem. Raczej nie dlatego, że ledwo się przywitałam z przyjaciółmi szatynki, ale dlatego, bo go olałam. No i może jeszcze z powodu, iż wyjadłam mu większość słodkich zapasów.
- Ja idę.
- Już? - spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Muszę się wyspać, bo jutro będę się w uczyć.
- Taa... - prychnęłam - Bo ci jeszcze uwierzę...
- Pa!
I już go nie było. Zostałam tylko ja oraz mój kochany iPhone, z którym leżałam na łóżku, przeglądając jakieś portale społecznościowe. Nawet nie chciało mi się tyłka ruszyć, żeby zamknąć drzwi od pokoju. Po niedługim czasie w progu stanęła Yami z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Masz coś na alergię? Ale takiego mocnego...
Zerknęłam na nią z ukosa, myśląc gdzie wcisnęłam tabletki i do czego jej są potrzebne. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, ale koniec końców stwierdziłam, że raczej sama muszę je znaleźć, o ile dziewczyna ma jakiś ważny powód, żeby je dostać.
- Po co ci? - spytałam.
- Zen ma śmiertelną alergię na koty, a Jumin wziął Elizabeth ze sobą.
Popatrzyłam na nią jak na idiotkę, po czym parsknęłam śmiechem. Po pierwsze: jak można nazwać zwierzę takim imieniem?! Po drugie: po co ktoś bierze ze sobą kota, skoro jakiś inny ktoś ma na niego alergię?! I po trzecie: czy to nie przesada, żeby brać kota na tydzień?! Jakby nie miał koleś przyjaciół albo rodziny...
- Co cię tak bawi? - zmarszczyła brwi.
- Nieważne - pokręciłam z uśmiechem głową, wstając z materaca.
Weszłam do kuchni i zaczęłam przeszukiwać szafkę z lekarstwami. Na samym końcu znalazłam tabletki, gdy już wszystkie pudełka znalazły się wokół mnie na podłodze. Weszłam do salonu i rzuciłam lekarstwo w stronę albinosa, który naprawdę źle wyglądał, a przez pięćset ton chusteczek prawie nie było go widać. Białowłosy oberwał pudełkiem w głowę, ale najwyraźniej nie zabolało go to zbytnio, gdyż nie zrobił żadnej miny, tylko krzyknął za mną niewyraźne "Dzięki". W drodze powrotnej powrzucałam resztę tabletek i syropów jak leci z powrotem do szafki, po czym wróciłam do swojego "królestwa". Wzięłam ze sobą piżamę oraz czysty ręcznik, a następnie pomaszerowałam do łazienki, gdzie zakluczyłam drzwi dla własnego bezpieczeństwa. W końcu jak jest dużo osób, zawsze znajdzie się taki ktoś, kto wparuje ci nagle do łazienki...
Zdjęłam wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic włączając ciepłą wodę. Kropelki wody zaczęły spływać po mojej skórze, zostawiając na niej długie, mokre ślady. Po chwili pożądnie umyłam się arbuzowym żelem do mycia, a następnie spłukałam go z siebie. Owinęłam się wcześniej wyszykowanym ręcznikiem, po czym wrzuciłam brudne ciuchy do kosza na pranie. Umyłam zęby, debilnie patrząc się na swoje odbicie w lustrze.
Nigdy nie uważałam się za ładną dziewczynę, bo według mnie po prostu nią nie byłam. Z resztą na co to komu być pięknym? Tylko później same problemy z tego wychodzą, a i tak mi wystarczy, że mój własny szef się we mnie "kocha". Oczywiście często to wykorzystuję, bo tak to pewnie miałabym ciągle coś na głowie. Z tego to są nawet niezłe plusy, gorzej jak będzie chciał się posunąć o krok dalej. To by było...
Wyplułam pianę z ust i obmyłam szczoteczkę. Nalałam wody do kubeczka, a następnie wypłukałam nią swoją jamę ustną. Zdjąwszy ręcznik, ubrałam się w piżamę składającą się z krótkich, czarnych spodenek oraz białej, luźnej bluzki na ramiączkach z napisem "Eat. Sleep. Party. Repeat.". Zawiesiłam ręcznik na karniszu, po czym wymaszerowałam z łazienki.
Pierwsze co zrobiłam, gdy wróciłam do swojego pokoju, to rzuciłam się na łóżko, biorąc do ręki telefon. Jednak nikt nie był łaskawy dać mi chwili spokoju, bo rozległo się ciche pukanie do pokoju.
- Proszę! - zawołałam, zmuszając się do siadu.
Drzwi otworzyły się powoli, a w nich stanął ciemnowłosy mężczyzna, za którego nogami ujrzałam białego kota.
- Słucham - bąknęłam, kiedy się nie odzywał przez dłuższą chwilę.
- Jestem Jumin Han - przedstawił się. Od razu było widać, że to typowy koleś z korporacji.
- I? - uniosłam brwi.
Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział jak to dokładnie ująć. Na jego twarzy malowało się lekkie zawachanie, ale koniec końców wyrzucił to z siebie, doprowadzając mnie tym samym do zawału.
- Ja i moi koledzy zostaniemy na dwa miesiące.
W tym momencie moja nienawiść do całej bandy, która tu przyjechała, żeby udupić moje całkiem niezłe życie, wzrosła o tysiąc procent. Postarałam się, aby pokazać, że jego słowa były dla mnie raczej mało znaczące, co okazało się niemałym wysiłkiem.
- Dzięki - mruknęłam, z powrotem kładąc się na brzuch.
Usłyszałam tylko, jak zamykają się drzwi i pierwsze co zrobiłam, to napisałam do Akiego, który pewnie zakuwał o tej porze, jak zwykle z resztą.
Ja: Aki, przeprowadzam się do ciebie.
Pięć minut później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
Aki: Co się stało?
Ja: ARMAGEDON!!!
Aki: A tak na serio?
Ja: ARMAGEDON!!!
Ja: Przyjaciele Yami zostają na 2 MIESIĄCE!
Aki: Żartujesz?!
Ja: Nie
Aki: Wprowadzasz się do mnie?! O.O
Ja: Nie wiem. Zależy, czy ich zniosę, ale jest szansa w 99,99999%, że się do ciebie niedługo wprowadzę ;)
Aki: Ale nie wiem, czy ja ciebie zniosę!!!
Ja: Znieść, to ty co najwyżej jajko możesz.
Aki: Ta kropeczka nienawiści na końcu O.O
Ja: Idź lepiej spać, bo pierdolisz!
Aki: Dobranoc!
Ja: Pa!
Wyłączyłam urządzenie, a następnie podłączyłam je do kontaktu przy łóżku. Wlazłam pod cieplutką kołdrę, przekręciłam się na odpowiedni bok i przymknęłam oczy, czując jak powoli odpływam do krainy snów...
~~~
- Kurwa - warknęłam, kiedy drugi dzień pod rząd dzwonek mojego telefonu mnie obudził.
Miałam ochotę rzucić urządzeniem o ścianę i gdyby nie fakt, że było tak cholernie drogie, na pewno bym tak zrobiła. Była niedziela, a ja jutro muszę iść na siódmą do pracy, o ile prędzej nie dostanę jakiegoś zlecenia. Możnaby powiedzieć, że nie ważne czy jest weekend czy nie, zawsze muszę być gotowa.
- Halo? - wymamrotałam niewyspana.
- Och, przepraszam, obudziłem cię! Przepraszam, nie chciałem! Zadzwonię później!
Kaito - człowiek bardzo pokręcony. Dla przyjaciół jest tak miły, że nawet niektórzy mają go dość. Do innych ludzi, szczególnie do tych, których nienawidzi, jest wulgarny, arogancki i niekiedy im przyłoży. Nawet po tych latach spędzonych z nim w piekle nie jestem w stanie do końca go rozgryźć. Jedynie potrafię powiedzieć, że jego zachowanie może wynikać z przeszłości i wcale mu się nie dziwię. Sama nieraz prawie popadłam w różne dziwne zachowania spowodowane tym, co się działo wokół mnie. Z kilkunastu nastolatków przeżyłam tylko ja i Kaito, z czego mamy nawyk do trzymania się blisko siebie, gdy któreś z nas jest w potrzebie. Z nas dwojga to chłopak jest starszy, ale zaledwie o kilka miesięcy. On zawsze był dla mnie jak brat - mogłam na nim polegać bez względu na wszystko. Tak jak wiśniowowłosy jest miły dla mnie, tak ja staram się być dobra dla niego.
- Nie, nie, nic się nie stało.
- Na pewno?
- Tak. Mów o co chodzi - mruknęłam.
- Idziesz dziś ze mną do kina na "It"?
- Pewnie. Pójdziemy później na naleśniki i ciasto? - zapropnowałam. Zrobiłam to głównie po to, żeby nie siedzieć w domu.
- Okay! To będę po ciebie za godzinę.
- To pa!
- Paa! - przedłużył ostatnią głoskę.
Gdy skończył, rozłączyłam się. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam z niechęcią na drzwi. Przyznaję, jestem aspołeczna, ale to nie moja wina. Szczerze, to się tak mocno we mnie zakorzeniło, że nowi ludzie z poza mojego otoczenia, z którymi muszę rozmawiać o czymś innym niż o pracy, to tortura. Nienawidzę tego, ale wcale a wcale nie mam zamiaru się zmieniać.
Wstałam i zaczęłam wykonywać swoje poranne czynności. Kot ciągle plątał mi się pod nogami, na co klnęłam od czasu do czasu pod nosem. Po niecałych dwudziestu minutach byłam gotowa, więc poszłam do kuchni.
Przy wysepce siedzieli wszyscy przyjaciele szatynki wesoło o czymś z nią rozmawiając. Kątem oka na nich zerknęłam i stwierdziłam, że białowłosy mężczyzna wygląda już lepiej. Dałam mu w końcu chyba najmocniejsze lekarstwa na alergię, jakie tylko mogą istnieć.
Otworzywszy jedną z szafek, wyjęłam z niej pudełko z płatkami oraz miskę. Następnie zajrzałam do lodówki i stwierdziłam, że Yami zrobiła zakupy, więc następnym razem będzie moja kolej. Wyjęłam z dolnej części lodówki mleko, którym zalałam płatki. Odłożyłam wszystkie składniki na swoje miejsce i wzięłam łyżkę do ręki.
- Sky! Chodź do nas! - zawołała dziewczyna, widząc jak maszeruję z miską do salonu.
- Nie - burknęłam.
Usadowiłam się na kanapie, biorąc do ręki pilota, którym po chwili włączyłam telewizor. Znalazłam w telewizji jakąś powtórkę całkiem niezłego serialu, a następnie zaczęłam jeść gapiąc się na ekran. Obok mnie usadowiło się białe futrzaste zwierzątko, kładąc swoją główkę na moich kolanach. Przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam z racji, że lepsze jest towarzystwo kota, niż ludzi, z którymi tak czy siak musiałabym rozmawiać. Tak więc ten biały sierściuch, nazwany najgorszym imieniem jakie dla niego istnieje, czyli Elizabeth, mimowolnie stał się moim kompanem przy porannym posiłku.
W końcu jednak ruszyłam tyłek z kanapy, zmuszona zanieść pustą miskę do zlewu. W międzyczasie wyłączyłam telewizor, a potem poszłam się spakować. Wyciągnęłam czarną, skórzaną torebkę i spokowałam do niej potrzebne rzeczy takie jak chusteczki, klucze, dokumenty i jeszcze kilka innych przedmiotów.
Gdy nareszcie zadzwonił dzwonek do drzwi, Yami podbiegła do nich krzycząc: "Już otwieram". Potem tylko słyszałam jak szatynka rozmawia z Kaito o tym, że spodziewała się tutaj Akiego, a nie jego. Wyszłam z pokoju do przedsionka, biorąc ze sobą torebkę.
- Hej - przywitałam się z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć! - zawołał radośnie, nieoczekiwanie mnie przytulając.
- Puszczaj! - warknęłam, starając się wyszarpać z objęć wiśniowowłosego - Muszę się ubrać!
Dziewczyna zachichotała widząc moją reakcję. Kiedy chłopak mnie puścił, spojrzałam na niego groźnie fukając pod nosem. Ubrałam swoje buty i narzuciłam na siebie pierwszą lepszą kurtkę. Pożegnałam się na szybko z szatynką, po czym wyszłam razem z Kaito z mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top