Wstęp

- Josh! Chodź tu! - krzyczała Debby.

- Idę, już idę. - odpowiedział Josh. - Idiotka. - szepnął do Tylera siedzącego obok.

Ten tylko parsknął śmiechem. Niezbyt lubił Debby. Ostatnio była strasznie opryskliwa. W szczególności po tym, gdy w Szwecji Jenna wepchnęła ją do wody. "To było nawet śmieszne" -wspominał później Josh.
W tym samym momencie Debby znów zaczęła krzyczeć i wyzywać Josha od idiotów, debili, ch**ów i innych niecenzuralnych rzeczy.

- Zerwałem z nią... - powiedział spokojnie, gdy wrócił. - Zaraz powinna wyjść, złapać taryfę i "lecieć do domu, bo ma mnie dość".

Tyler i Jenna parsknęli śmiechem. Faktycznie, Debby wyszła z busa obrażona. Nie odwracała się, nic nie mówiła.

***

- Stary, co cię inspiruje? - spytał nagle Tyler przed wejściem na scenę.

- Eee... - Josh zastanawiał się przez chwilę. - Wysoka trawa.

Przez ułamek sekundy panowała niezręczna cisza. Kilku ochroniarzy zaczęło dusić w sobie śmiech. W końcu chłopaki też zaczęli się śmiać. Wtedy weszli na scenę.

***

Po zakończonym koncercie chłopaki wrócili na backstage. Josh zarzucił sobie koszulkę na lewy bark.

- To był ogień. - powiedział nagle. - W życiu się tak nie zmęczyłem.

- I ty to mówisz... - bąknął Tyler podczas wyciągania soczewek. - Auu!

- Co ci?

- Josh, ja nie widzę!

- Uspokuj się, dobra? Ja ci to wyciągnę.

- Auu! Uważaj debilu!

- Staram się!

Po około dziesięciu minutach szarpaniny Josh miał na palcu "przeklętą" czerwoną soczewkę. Tyler siedział z boku i przykładał woreczek z lodem do lewego oka.

- Następnym razem uważaj. - warknął. -  Bo z zespołu wylecisz.

- Prędzej ty.

- Ogarnijcie się. - syknęła z zażenowaniem Jenna. - I przestańcie się kłócić.

- To on zaczął! - zawołali jednym głosem.

- Ehh... z facetami jak z dziećmi... - westchnęła.

***

Josh wstał i podszedł do wyjścia.

- Gdzie idziesz? - spytał Tyler, nie odrywając wzroku od komórki.

- A co cię to obchodzi? Na after party... Co? Nie idziesz?

- Zaczekaj...

- Co, zaczęło ci zależeć na kumplu?

- Przestań już!

Po tym zapadła minuta niezręcznej ciszy. Obaj wyszli i skierowali się w stronę klubu.

Oto i jest! Ff o Joshlerze!
Nie przypuszczałam, że ono kiedykolwiek powstanie...
Rozdział krótki, bo to prolog...
Narazie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top