Ucieczka
Tyler obudził się niezwykle wcześnie. Wciąż było ciemno. Widział delikatny zarys ciała Josha. Patrzył na niego przez chwilę. Ale słodko śpi... może by tak go udusić? śmiał się Blurryface w jego głowie. Zamknij się. Nie. Masz go zabić. Tyler położył dłoń na ramieniu Josha.
- Josh... pomóż... - jąkał się.
Joshua otworzył oczy. Przestraszył się. Tęczówka lewego oka Tylera była czerwona. Poczuł jak palce Tylera oplatają jego szyję. Z trudem łapiąc oddech objął Josepha. Ten momentalnie puścił.
- Przepraszam... Blurry znowu zaczyna.
- Nie bój się. Dopóki ja jestem obok ciebie, Blurry nikogo nie skrzywdzi.
Tyler nie odpowiedział. Oparł głowę na ramieniu Josha. Wsłuchał się w bicie jego serca. Miał wrażenie, że bije ono dla niego. Wziął głęboki wdech i zasnął przytulony do Josha.
***
Obudził się sam w łóżku. Zdawało mu się, że wszystko co stało się ubiegłej nocy było tylko snem.
- Już wstałeś? - usłyszał nad sobą znajomy głos.
- A nie widać? - odpowiedział.
Josh zaśmiał się i podał mu kubek z kawą. Tyler usiadł obok niego. Lubił patrzeć na uśmiech Duna. Zawsze rozgrzewał serce i, przynajmniej Tylera, napełniał poczuciem bezpieczeństwa.
- Tyler... eee... - zaczął Josh. - czy chciałbyś być moim... no wiesz...
- Tak Jishwa. - nie dał mu dokończyć.
Delikatnie pocałował jego policzek. Dun przygryzł wargę. Wziął pusty kubek od Tylera i postawił go na biurku. Joseph wstał i, gdy tylko się odwrócił, zaczął całować Josha. Poczuł jego dłoń we włosach. Łóżko zaskrzypiało pod ich ciężarem. Tyler złapał nadgarstki Josha i przycisnął go do materaca. Wiedział, że Joshua jest silniejszy i wkrótce się uwolni. Zbytnio nie wiedział co robić, ale coś ze środka mu podpowiadało. Josh zacisnął pięści i przewrócił Josepha na plecy.
- Co teraz zrobisz, skarbie? - zaśmiał się Josh.
Tyler! Odepchnij go! wrzeszczał Blurryface. Lecz on go nie słuchał. Patrzył prosto w oczy Josha. Ten natomiast przygwoździł Tylera swoim ciałem do łóżka. Poczuł ból w dolnych partiach pleców.
- Josh... p-proszę... - jęczał cicho.
- Wytrzymaj... jeszcze... chwilę. - sapał Josh.
Pocałował Tylera, który cicho krzyknął w jego usta. Puścił nadgarstki Josha i zaczął się od niego odsuwać. Joshua! Coś ty narobił! Mówiłem ci: daj sobie spokój, on nie zechce. Ale ty swoje! Zmusiłeś go. Teraz Blurry będzie chciał się nas pozbyć. Myśli pewnie, że to ja ci kazałem. Ale nie, bo wielmożny Joshua William Dun musiał tak zrobić. Spooky lamentował w głowie Josha. Zamknij się. To nie moja wina. Ale on cię prosił. Pewnie żebyś przestał. Co ja ci mówiłem, Spooky? Miałeś się zamknąć. Nie. Będę ci robić wyrzuty sumienia. Boże... widzisz i nie grzmisz... JOSH!
Do końca dnia Spooky Jim nie dawał mu spokoju.
***
Około czwartej po południu do domu Dunów wpadła Jenna, Debby i rodzina Josha w komplecie. Zaczęli szukać Tylera i Josha, ale ich nie było. Tak dokładnie to zamknęli się w szafie w starym pokoju Abigail i czekali.
- Ej Josh... a jeśli nas tu znajdą? - szepnął Tyler.
- Daj spokój Ty. Nie domyślą się. - odparł Joshua i nasłuchiwał kroków.
Z korytarza doszedły ich głosy.
- No nie ma ich... rano w oknie widziałam Josha. Jestem tego pewna. - Ashley mówiła z widocznym zażenowaniem.
- A patrzyliście w moim starym pokoju? - zapytała Abigail.
- Cholera... - przeklnął pod nosem Josh. - Jak nas znajdą to mogiła.
- Josh... mam pomysł. Możemy wyskoczyć przez okno. - powiedział nieśmiało Joseph.
- Oszalałeś? Chcesz się zabić?
Nie. Chcę żebyś ty się zabił. rechotał Blurry. Stól pysk! syknął Tyler.
- Musimy tak zrobić. Nie ma wyjścia.
- Skoro tak trzeba... - westchnął Josh. - Wychodzimy.
Starając się nie robić hałasu wyszli z szafy i skierowali się do okna.
- Mamo! Gdzie ten klucz?! - zza drzwi usłyszeli Jordana.
- Nie ma go!
Ten z całej siły uderzył w stare drzwi. O mało nie wypadły z zawiasów.
- Tyler! Skacz! Już! - syknął Josh.
Obaj razem upadli na trawę. Wtedy drzwi puściły. W oknie pojawiła się Debby.
- Tam są! - krzyknęła.
- Zbieramy się! - Dun chwycił Tylera za nadgarstek i pociągnął za sobą do lasu za jego domem.
***
Tyler nie wiedział ile biegli. Nie spuszczał oczu z różowych włosów Josha przed nim. On zna ten las... Nie zgubimy się. pocieszał się w myślach. Jesteś pewien, mój drogi? zobaczył jak jakaś czarna dłoń łapie go w pasie i przewraca.
- Josh!!! - krzyczał.
- On Cię nie słyszy. - warknął dobrze znany mu głos.
Spojrzał w lewo. To, co tam zobaczył go nieźle przeraziło.
Trzymam was w napięciu!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top