Nowe mieszkanie, nowa drama i Brendon Urie

Zatrzymali się pod jednym z bloków niedaleko centrum Columbus.

- Josh, posłuchaj. Sprzedawca mieszkania już tam jest, więc weź postaraj się zachowywać tak, jakbyśmy byli kumplami. Dobrze? - Tyler powiedział do Josha gdy wchodzili po schodach. - Nie może podejrzewać, że... no wiesz...

- Tak wiem. - odpowiedział szybko Joshua. - No homo...

Stanęli pod drzwiami mieszkania z numerem 21 na czwartym piętrze. Joseph zadzwonił dzwonkiem. W drzwiach stał mężczyzna w wieku może 40 lat, z czarnymi włosami przetykanymi srebrnymi nitkami.

- Pan...? - zaczął gdy tylko ich wpuścił.

- Joseph.

- Więc, panie Joseph, wszystko jest tak jak się umówiliśmy...

Josh tego nie słuchał. Spacerował po mieszkaniu, zaglądał do pomieszczeń. Apartament był dość przestronny, był w nim salon połączony z jadalnią, zaraz obok kuchnia i łazienka. Znajdowały się tam też dwie sypialnie. W salonie były drzwi na balkon.

- Trzeba jeszcze tutaj podpisać... dobrze. Proszę, tu są klucze. Miłego dnia życzę! - głos mężczyzny stłumiło trzaśnięcie drzwiami.

- Josh? Gdzie jesteś? - Tyler zaczął chodzić po mieszkaniu i szukać Duna.

Znalazł go na balkonie. Stał i patrzył na panoramę Columbus.

- Josh... - Tyler niepewnie powtórzył i podrapał się po karku. - Chodź po rzeczy.

Dun w odpowiedzi westchnął i wszedł do środka.

- Co ci jest, Joshie? - Tyler położył dłoń na ramieniu Josha.

- Nic... - burknął.

- Nie sądzę. Chodź po rzeczy.

Josh ujął rękę Tylera i przyciągnął go do siebie. Przez chwilę patrzył w oczy bruneta i pocałował go jak nigdy wcześniej. Pocałunek był długi, pełen miłości.

- No tego to ja się po was nie spodziewałem. - w korytarzu zabrzmiał znajomy głos.

- Brendon! - zawołał Tyler, odrywając się od ust Josha. - Zawału dostałem!

Urie stał przy kanapie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy i nie spuszczał wzroku od chłopaków.

- Naucz się pukać zjebie! - syknął Josh.

- Nie nauczę się. Lubię podglądać. - zaśmał się.

- Ty jesteś chory.

- Wiem o tym.

- Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy? - wypalił Tyler.

- Widziałem jak tu wchodziliście, poczekałem aż tamten koleś wyjdzie i sobie weszłem. I to w niezłym momencie. - pokazał Josephowi krótki filmik w jego telefonie.

Jak na dłoni widać było jak Tyler i Josh się całują.

- Jesteś popierdzielony.

- Za to wszyscy mnie uwielbiają.

- Za to lotnisko na czole też. - wymamrotał Josh.

- Słyszałem to!

- Masz to usunąć, jasne?

- Hmmm... Nie.

- Brendon!

- No dobra... I możecie do mnie wpaść, mieszkam pod 27.

- Dobra, może kiedyś. Teraz wyrypiaj stąd, mamy ważniejsze sprawy.

Tyler usłyszał jak Brendon cicho śmiał się pod nosem gdy wychodził.

- Coś czuję, że on zrobi nam dramę w fandomie. - rzucił Josh.

- Chyba tak. Wystarczy poczekać godzinę lub dwie i się zacznie... Chodź po rzeczy.

- Mogą poczekać, nic się nie stanie. - Josh objął Tylera od tyłu i pocałował jego głowę.

- Josh, naprawdę. Nie poczekają.

Dun westchnął i skierował się do drzwi.

- No chodź. Co tak stoisz? - rzucił chłodnym tonem.

Chyba go skrzywdziłem... I dobrze.
Tyler przeszedł obok Josha i skręcił do windy. Dun natomiast przekręcił klucz w drzwiach i schował go do kieszeni. Stanął obok Tylera przy windzie.

- Przepraszam. - szepnął Joseph.

- Za co przepraszasz Tyjo?

- Za to, jak się zachowałem. Byłem zbyt oschły i w ogóle...

- Nie musisz przepraszać słońce. - Josh złapał rękę Tylera.

Joseph splótł razem ich palce i weszli do windy. Tyler dobrze wiedział, czego chce Josh. Starał się z tym poczekać, przynajmniej pół godziny. Może mu przejdzie... Nie przejdzie. Tyler nie zwrócił na to uwagi. Blurryface był uszczypliwy i uprzykszał mu życie. Winda zatrzymała się na parterze. Josh mocniej ścisnął dłoń Tylera. Wyszli z budynku i Joseph otworzył bagażnik. Obaj zabrali swoje rzeczy i zamierzali się skierować z powrotem do środka, ale coś im przeszkodziło.

- O Boże to prawda! - parę metrów przed nimi stało kilka fanek.

- Już wyciekło... zabije Uriego. - westchnął Josh.

- Szybko, do bloku, zanim nas dogonią. - powiedział Tyler.

Szybko wbiegli do budynku i weszli do windy. Josh nacisnął przycisk z numerem 4 i ruszyli w górę. Oby nas nie znalazły, oby nas nie znalazły... Josh powtarzał sobie w myślach. Drzwi windy otworzyły się i po chwili Tyler przekręcał klucz w drzwiach wewnątrz mieszkania. Josh westchnął ciężko i oparł się o ścianę.

- Ledwo zdążyliśmy.

- No tak, ledwo co... Ale nas nie znajdą. - powiedział Tyler.

- I to jest najważniejsze. - dodał Joshua i pocałował Tylera w policzek.

Joseph poczuł jak Josh obejmuje go prawym ramieniem w pasie i podnosi.

- Jesteś leciutki. - zaśmiał się. - Chodź, wypróbujemy to łóżko małżeńskie.

Tyler wiedział co teraz zrobi Josh. Pozwolił mu na to. Sam poniekąd też tego chciał. Dun położył go na miękkim materacu i znalazł się nad Tylerem. Ten nagle poczuł jego usta na swoich. Zrzucił Joshowi czapkę z głowy i ukrył palce w jego włosach. Kolano Josha przypadkiem otarło się o krocze Tylera, który cicho jęknął w usta swojego chłopaka.

- Podoba ci się, co? - Josh zapytał z lekkim uśmiechem.

- Nawet nie wiesz jak, skarbie. - mruknął w odpowiedzi Tyler i znów przywarł do jego ust.

Josh na kilka sekund oderwał się od Tylera i zaczął schodzić niżej zostawiając malinki na delikatnej skórze Josepha. Zerwał z niego koszulkę i odrzucił to, co z niej zostało na bok. Tyler, słysząc przyśpieszający oddech Josha, dostał gęsiej skórki i zatopił palce głębiej w jasnych włosach Duna, który dochodził już do spodni Tylera. Powoli zsunął mu je z nóg i to samo zrobił ze swoimi. Podniósł się z kolan i zrzucił swoją koszulkę, ukazując tym samym niezwykle dobrze widoczną linię v w okolicy bioder.

DADDY
Przepraszam, musiałam. Zawsze fangirluję, gdy widzę takie zdj z koncertów...

Josh przylgnął swoim ciałem do Tylera. Joseph ostentacyjnie zdjął swoje bokserki i jego ciało przeszedł nagły i dość przyjemny ból zmieszany z dreszczem.

- Za długo na to czekałem. Z a d ł u g o. - Josh skupił swoje oczy o kolorze kawy mocca na oczach Tylera w tym samym odcieniu.

Pierwszy ruch.
Spokojny i wolny, jakby Josh chciał aby Tyler też to poczuł.
Drugi ruch.
Bardziej pewny. Tyler jęknął cicho i na ułamek sekundy spojrzał w dół.
Trzeci ruch.
Mocniejszy i szybszy. Tyler poczuł to, co czuł w tym momencie Josh.
Kilka kolejnych.
Każdy coraz szybszy. Tyler zamknął oczy, Josh przygryzł wargę. Był blisko, bardzo blisko.
Jeszcze kilka.
Tyler wygiął plecy w łuk, a Josh stłumił jego krzyk swoimi ustami. Nie mógł już wytrzymać, był coraz bliżej. Tyler podniósł się do pozycji siedzącej i oplótł swoje nogi wokół bioder Josha. Dun uśmiechnął się lekko, co sprawiło, że był jeszcze bliżej niż wcześniej. Jego oddech przyspieszył, a ruchy były wciąż za wolne. Tyler oderwał się od ust Josha, padł na poduszki i złapał framugę łóżka. Z jego gardła samoistnie wydobywały się jęki, coraz głośniejsze, a oddech przyspieszał. Wiedział, że Josh jest blisko.
Po kilku chwilach po jego podbrzuszu przeszła fala ciepła, a Dun położył się obok. Tyler odwrócił głowę i jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Josha.

- Musimy to kiedyś powtórzyć. - wysapał, patrząc w ciemne oczy Duna.

- Może zaraz? - zaśmiał się w odpowiedzi Josh.

- Chciałbyś. Nie mam siły.

- Przecież wiem fasolko.

- Co ja ci mówiłem o tej fasolce, Joshua? - powiedział zirytowany Tyler, przykrywając się kołdrą.

Josh mu nie odpowiedział. Wszedł pod kołdrę i przysunął się do Tylera, który się do niego przytulił i oparł głowę na jego nagiej klatce piersiowej.

- Kocham cię. - mruknął, zasypiając.

- Ja ciebie też... - Josh szepnął w odpowiedzi i pocałował czubek jego głowy.

No i jest!
Nie umiem pisać scen gejowskich segzów, ale spróbowałam.
Zchrzaniłam sprawę xd.
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top