45. Padalec z ciebie, wiesz?
Poranne promyki listopadowego słońca wdarły się przez okno do pokoju, zmuszając mnie, abym otworzył oczy. Z mojej prawej strony leżał wciąż śpiący, widocznie przemęczony chłopak. W nocy musiałem kilkakrotnie wstawać, aby pomóc mu szybko pójść do toalety, zwrócić... Zwrócić zbędny balast.
Był wyraźnie odwodniony i zmęczony nocnym wymiotowaniem, więc nie zamierzałem go budzić. Zamiast tego, na mojej twarzy, po raz pierwszy od kilku godzin, pojawił się grymas radości. Przybliżyłem się lekko i objąłem Tima ramieniem. Stęknął coś tylko pod nosem i dalej pogrążał się w krainach snu.
- Kocham cię - szepnąłem cicho, po czym zamknąłem oczy. Nieskromnie przyznałbym, że jestem dobrym chłopakiem. Zadbałem o Tima jak nikt inny; żadna z jego dziewczyn nigdy nie wstawała w nocy, żeby siedzieć z nim nad muszlą klozetową. Kto by tak w ogóle chciał?
Leżałem tak, z nadzieją, że znów zasnę... Ale nie dałem rady. Kiedy Warren się obudził, a jego zmęczony wzrok utkwił we mnie, otworzyłem oczy.
- Cześć, kochanie - Uśmiechnąłem się i pogładziłem jego policzek.
- Kochanie? - Parsknął rozbawiony. - Rzygałem całą noc jak kocur, a ty wciąż chcesz mnie tak nazywać? Co ci wczoraj mówiłem?
- Tak się napiłeś, że wziąłeś mnie za kapitana Titanica - mruknąłem cicho.
- O kurwa - Chłopak roześmiał się, zakrywając twarz dłońmi. - Nigdy więcej alkoholu. Nigdy.
- We Włoszech alkohol jest legalny dla ludzi w naszym wieku - Uniosłem brwi. - Nie wiem, czy dasz tak radę.
- Nie jestem alkoholikiem - wymruczał zmęczonym głosem i wtulił się w mój tors. - Ale śmierdzę menelem i sam to wyczułem...
- No to leć pod prysznic - poleciłem mu po chwili namysłu.
- Jeszcze pięć minutek... - Jęknął, wyraźnie zawiedziony moją odpowiedzią. - Daj poleżeć...
- Sam narzekałeś - podniosłem wzrok na jego już odkrytą twarz. - Zdecyduj się!
- To chodź ze mną - Uśmiechnął się łobuzersko, a na moją twarz wstąpił rumieniec.
- Twoi rodzice i siostra są w domu - syknąłem, niemało przerażony tą wizją. - Padalec z ciebie, wiesz?
- Sam jesteś padalec - Rozbawiony przegramolił się przez łóżko i powoli z niego wstał. - Zaraz wrócę, weź se jakieś ubrania. Swoją drogą, moje szorty świetnie na tobie leżą.
Uniósł kciuk w górę, a ja jeszcze bardziej zawstydziłem się.
- Idź do mycia - Wyjąkałem i rzuciłem w nastolatka poduszką. - Bo zrobię ci krzywdę, jak zaraz nie przestaniesz...
- No dobrze... - Przewrócił oczami i opuścił pomieszczenie.
Westchnąłem cicho i przyłożyłem sobie dłonie do twarzy. Byłem rozpalony.
Głupi Tim.
***
Siedzieliśmy przy stole, a ja wpatrywałem się w swoją porcję jajecznicy.
- Nie smakuje ci? - Zapytała mama Timothy'ego, na co pokręciłem głową.
- Smakuje - Stwierdziłem i nabrałem jedzenie na widelec.
Brunetka uśmiechnęła się ciepło i wróciła do czytania jakiejś gazety w swoim telefonie.
- Ej, Stan - zagadała Gwen. - Na co mogę przerobić pokój Tima, jak się wyprowadzicie?
- Gwen - Pan Warren rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie; wtedy zaśmiałem się cicho.
- Przerobiłbym go na jakąś pracownię - szepnąłem do dziewczynki, która w odpowiedzi skinęła energicznie głową.
- Ja wszystko słyszę - Nastolatek siedzący obok mnie zmarszczył brwi.
- Tim, zajmij się jedzeniem - Mama rodzeństwa chwyciła swój kubek i upiła łyk kawy.
- A propos wyprowadzki - Tata chłopaka uniósł wzrok znad talerza. - Jak to miało wyglądać, przypomnij, Stanley?
Spojrzałem na matematyka zakłopotany, by po chwili spuścić wzrok.
- Cóż, najpierw lecimy do Minnesoty, a potem do Włoch i...
- A po co w ogóle ta Minnesota? - zapytał, mimo że z pewnością wiedział.
- Tam jest główna siedziba wysyłająca uczniów na wymiany, wedle tego programu - objaśniłem krótko. - Muszą sprawdzić, czy poradzimy sobie na dalszy dystans. To bardziej ekskluzywna oferta niż pozostałe, więc muszą być pewni na tysiąc procent... Pobędziemy tam do czerwca, a w lipcu wyślą nas do Europy, żebyśmy przygotowali się do roku akademickiego.
- Tak cię tylko sprawdzałem - Mężczyzna zaśmiał się krótko.
- Tato... - Warren przewrócił oczami, widocznie zażenowany postępowaniem ojca. - Znasz Stana dłużej ode mnie, po co go sprawdzasz?
Pan Robert w odpowiedzi jedynie wystawił język do swojego syna i dokończył jedzenie jajecznicy.
Nie byłem przyzwyczajony do takich śniadań, mimo że jadłem u nich już wiele razy. Po prostu, od kiedy ja i Tim zostaliśmy parą, odnosiłem coraz częściej wrażenie, że zwracam uwagę na mniejsze szczegóły. Drobiazgi, na które wcześniej nawet bym nie wpadł... Jak by się to wszystko potoczyło, gdybym wtedy wyjechał?
- Zimnej jajecznicy się nie je - powiedziała Amy Warren, a ja przeprosiłem.
- Nie martw się - Jej mąż popatrzył na mnie z uśmiechem, ale wciąż kierował słowa do kobiety. - Stracił apetyt, kiedy twój syn w nocy wypawiował podobną porcję.
- Jesteś ohydny, tato - Gwen wpadła w atak niekontrolowanego śmiechu, a Timothy uderzył się w czoło z otwartej dłoni.
- Dziękuję, było pyszne - Mężczyzna wstał, by włożyć swój talerz do zmywarki i wyszedł z kuchni.
- Po prostu to wyrzucę - Mama mojego chłopaka posłała mi uśmiech i zabrała ode mnie talerz. - Nie denerwuj się niczym.
***
Denerwowałem się. Za kilka miesięcy miałem zostawić dotychczasowe życie i wynieść się z Kolorado, ba, ze Stanów Zjednoczonych! A potem... Potem żyć w Rzymie kilka lat, a może i więcej, do tego z Timem.
Związek, studia, praca; całe życie w takim układzie. Czy tego chciałem? Ja tego pragnąłem jak nikt inny! Ale stres miotał mną jako swą ofiarą.
- Za miesiąc spotkamy się ze Steph - Tim przytulił mnie od tyłu i pocałował mnie w szyję, gdy pusto wpatrywałem się w okno jego pokoju.
- I będzie bal - mruknąłem cicho. - Może uda nam się namówić ją na przylot i...
- Ale ty chyba nie chcesz iść? - Zaśmiał się.
- Znaczy się, czy ja wiem... - odrzekłem zakłopotany.
- No nie gadaj... - Mocniej wtulił się w moje plecy. - Nie gadaj, że chcesz iść na ten bal maturalny.
- To nasze ostatnie chwile w tej szkole. Byłeś raz na jakimś komersie w gimnazjum i później to wszystko przekreśliłeś - Obróciłem się do niego przodem i położyłem dłonie na jego karku. - Może będzie fajnie jak ja pójdę z tobą?
- No dobra - mruknął pod nosem po chwili zastanowienia. - Możemy spróbować.
- Jak będzie niefajnie, to wrócimy do mnie i porobimy coś ciekawego - Uśmiechnąłem się delikatnie, przez co na twarzy bruneta wykwitł grymas zdziwienia.
- Ach tak? - zapytał z zaciekawieniem. - To oby było niefajnie.
- Przestań niszczyć atmosferę - Zmarszczyłem brwi.
- No dobrze, dobrze - wymruczał cicho.
***
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i spojrzałem na Tima.
- Wyglądała na miłą - Wzruszyłem ramionami. - I jest zweryfikowana na stronach nieruchomościowych.
- No to chyba już załatwiliśmy sobie mieszkanie - Uśmiechnął się, na co ja skinąłem głową. - Na za pół roku.
- Będę tęsknił za domem - przyznałem szybko, ale niechętnie.
- Hej, to twoje marzenie. Nie możesz się poddawać, gdy już zaszliśmy tak daleko - Położył mi dłoń na ramieniu.
- Rety, ja chyba po prostu... Nigdy nie byłem tak czymkolwiek zestresowany - Zaśmiałem się cicho.
- Widzę - Jego tęczówki radośnie przefikołkowały po powierzchni białek, tworząc przy tym złudzenie przewrotu.
Podzielałem ten "entuzjazm" całym sercem.
。*✧✨✧*。
//Mam jedno pytanie. CZY WAM TEŻ TĘCZÓWKI FIKOŁKUJĄ PO BIAŁKACH, CZY TO TYLKO TIM TAK MA?? Oprócz odpowiedzi czekam również na wasze komentarze, wrażenia, może też i gwiazdki, kto tam wie... Liczę na reakcję, haha!
Oprócz tego, mam nadzieję, że tydzień minął wam dobrze. Tym samym chcę życzyć wam wszystkiego dobrego iiiii... Widzimy się w przyszłym tygodniu! Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top