38. Stoisz na czatach, jak palę te fajki?

Jak zachowywać się w towarzystwie człowieka, którego uczucia wobec twojej osoby wykorzystujesz?

- Wszystkiego najlepszego! - Sarah roześmiała się i przytuliła szybko Tima. - Kupiłam ci czekoladę, wydaje mi się, że ją lubisz.
- Jasne, lubię - Nastolatek posłał jej lekki uśmiech i spróbował objąć dziewczynę ramieniem. Bezskutecznie, gdyż ta natychmiast odsunęła się.

Jak się zachować? Czy kłamstwo popłaca?

Stałem w łazience i myłem zęby, patrząc w lustro i zastanawiając się nad zdjęciem, które udało mi się zdobyć.

- Tim! - Pełen wiecznej ironii głos Megan rozniósł się po szkolnym korytarzu. - Wesołych urodzin.
- Dzięki, ale nie obchodzę - Brunet pocałował ją w policzek, na co obecny przy nim jego najlepszy przyjaciel wystawił język i udał odruch wymiotny. Cała trójka roześmiała się radośnie.

Zdjęcie na którym Thomas Green i Lizzie Baker stali obok rozbawieni. Z tyłu znajdowała się notatka, która miała mi pomóc.

- Urodziny są chujowe - Raven spojrzała na Warrena i wyjęła z plecaka paczkę o zawartości trzech papierosów.
- Nie pamiętam nawet kiedy mam urodziny, dopóki Facebook nie złoży mi życzeń - Chłopak parsknął rozbawiony i spuścił wzrok na ziemię. - Mama wie, że palisz fajki za szkołą?
- A tata wie, że stoisz na czatach, jak palę te fajki? - Córka nauczycielki od niemieckiego wymacała w kieszeni bluzy opakowanie zapałek i odpaliła jedną.

Wyplułem pastę do umywalki i przemyłem usta wodą. Potrzebowałem chwili, aby porządniej wybudzić się ze snu, dlatego ochlapałem również sobie twarz.

- Słyszałam, że masz urodziny - Amber Scott, przyszła dziewczyna Tima, uśmiechnęła się szeroko i położyła mu dłoń na ramieniu. Po chwili jednak wycofała się, a jej mina od razu zrzedła. - Od kiedy palisz papierosy?
- Nie palę. Może trochę biernie - Niebieskooki mrugnął do blondynki i poszedł pod salę od języka angielskiego.

Wyszedłem z łazienki. Timothy nie chciał spędzać tych urodzin jako coś niezwykłego i nieważne, co bym zrobił, on i tak byłby niezadowolony bądź też zawstydzony. Postanowiliśmy spędzić ten dzień jak rok wcześniej, na wspólnym nocowaniu z przyjaciółmi. Tym razem jednak spotkanie miało odbyć się w domu Tima, zważając na to, że wszyscy domownicy gdzieś wybyli. Piwnica Mike'a, czy malutki pokoik w mieszkanku Garetha nigdy nie były dobrymi miejscami do spędzania nocy w czwórkę osób, toteż jednogłośnie zadecydowaliśmy o takiej lokacji.

- Wszystkiego najlepszego! - Gareth podsunął chłopakowi pod nos babeczkę z wbitą na środku świeczką.
- ...Przepraszam, muszę się chyba przewietrzyć - Warren mruknął ponuro w odpowiedzi i wyszedł z domu.
- Coś powiedziałem nie tak? - Zdezorientowany blondyn rzucił Mike'owi pytające spojrzenie.
- Nie lubi obchodzić urodzin - Czarnowłosy splótł ręce na klatce piersiowej i obserwował reakcję nastolatka. Tremblay spuścił wzrok i odłożył wypiek na stół.
- Pójdę za nim - poinformował i wybiegł na dwór.

***

Po pewnym czasie byłem gotów do wyjścia. Chwyciłem za swoją deskorolkę i zbiegłem po schodach, by chwilę później móc jechać i czuć delikatny wietrzyk we włosach, podobnie jak w ubiegłym roku. Długo nie jeździłem, ale nic nie zapomniałem; manewry wciąż wychodziły mi dobrze. Może nie byłem świetnym deskorolkarzem, ale co nieco potrafiłem.

Niedługo zajęła mi droga do posiadłości Warrenów, a gdy już się tam pojawiłem, zapukałem do drzwi. Otworzył mi Gareth i uśmiechnął się słabo.

- Hej - powiedział spokojnie blondyn.
- Cześć, wszystko okej? - Wszedłem do środka i zacząłem ściągać buty. - Jakiś taki nie w sosie chyba jesteś.
- Wypiłem dzban melisy na śniadanie - Wzruszył ramionami. - Miało mnie uspokoić, ale ujebałem się wrzątkiem i było tylko gorzej.
- Dzbanek melisy? Jak się nie porzygasz to zesrasz. Nie można tyle tego pić, Grizz - Zacmokałem z dezaprobatą.

- Ciekawe jak to jest srać i rzygać jednocześnie - Chłopak zaczął dumać.
- Nie chcę wiedzieć - Wzdrygnąłem się i spojrzałem na pobliskie schody. - Tim jest u góry?
- Ta - Gareth zaczął iść w tamtą stronę. - Mikey też.
- Mikey? - Uniosłem brwi w geście zdziwienia.
- Mikey - Osiemnastolatek wbiegł szybko na górę, a ja pokręciłem głową rozbawiony.

***

- Cześć Mike - Uśmiechnąłem się i przybiłem z nim piątkę. - Cześć, Tim.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić - Brunet wyglądał dosyć radośnie, ale wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie należała do najprostszych.
- Mhm, jasne - Skinąłem powoli głową. - Ale nie dziś.
- Dobrze - Westchnął i spojrzał na chłopaków. - Gramy w coś?
- Prawda czy wyzwanie? - Gareth leżał na podłodze i podrzucał co chwilę poduszkę.
- Never have I ever? - Mike przeciągnął się, na co ja pokiwałem głową.
- Dzięki za poparcie jego - Tremblay jęknął przeciągle.

Spuściłem wzrok na kręcącą się powoli butelkę. Sam nie wiem, kto wprawił ją w ruch, byłem rozkojarzony. Wiedziałem, że ta rozmowa z Timem czekała na mnie, a czas biegł szybciej niż siedmioletni ja, uciekający przed piłką na boisku.

- Stan - Usłyszałem swoje imię.
- Hę? - Zapatrzony w podłogę, szybko wyrwałem się z transu. - Co?
- Nigdy przenigdy nie powiedziałem komuś "kocham cię", nie czując tego - Gareth zmrużył oczy, a ja słysząc go jakby przez mgłę, zaprzeczyłem.

Czułem się spowolniony, ale nie odprężony. To było uczucie spięcia, bez możliwości pośpiechu.
Widziałem, jak Gareth kiwa głową, a zaraz za nim w ślad poszła reszta chłopaków...
Tim również. Tim pokiwał głową.

Chyba zemdlałem.

***

- Obudził się - Głos jednego z nich dobiegł do moich uszu. Nogi miałem oparte o kilka poduszek, ale wciąż nie mogłem zbyt dobrze kontaktować z otaczającym mnie światem.
- O Boże, to dobrze... - odpowiedział drugi, niemalże identyczny dźwięk.
- Stan, słyszysz mnie? - Najbliższy z głosów nie był tak odległy jak pozostałe i byłem w stanie po sposobie mowy wyczuć, że to Warren.
Chciałem odpowiedzieć, ale udało mi się tylko otworzyć usta i wydusić z siebie cichy jęk niezadowolenia. Jakim prawem mógł się przyznać do czegoś takiego i po tym wszystkim jeszcze...

- Stanley, słuchaj. Upadłeś, omdlałeś. Uderzyłeś się w głowę i... - Solenizant mówił cicho i wolno, a ja starałem się na tym wszystkim skupić.
- Co... - Zmrużyłem oczy. - Co ty pierdolisz...?
- Uderzyłeś się w łeb, czego nie rozumiesz? - Gareth powtórzył głośno i wyraźnie wypowiedź mojego chłopaka.
- Zostawcie nas samych na chwilę - poprosiłem, przykładając sobie dłoń do skroni. Po tych słowach dwójka nastolatków opuściła pomieszczenie, a ja zostałem z Warrenem.

- Stan... - Niebieskooki złapał mnie za dłoń, którą od niego zabrałem.
- Nie dotykaj mnie, proszę - wymamrotałem i starałem się wyostrzyć pole widzenia. - Czemu pokiwałeś głową, kiedy...
- Chodziło mi o Amber - naprostował i ponownie położył rękę na mojej. - I wtedy, gdy siedzieliśmy u mnie w kuchni... Wiesz, jak byłem pijany. Mamrotałem coś o Megan. Jej też wtedy nie kochałem.
- Ale kochałeś w ogóle - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Była moją dziewczyną, Stanley. Kochałem ją kiedyś, ale teraz nic między nami nie ma i... W sumie, nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, bo nic nie zrobiłem. Jestem z tobą - Timothy westchnął ciężko. - I nigdy, ale to przenigdy nie skłamałem, że cię kocham.

- Mówisz całkowicie na serio? - Zamknąłem oczy i spróbowałem usiąść.
- Poczekaj, pomogę ci - Młodszy objął mnie ramieniem i asekurował, gdy siadałem. - Mówię serio. Po co miałbym kłamać, że coś do ciebie czuję? Co bym z tego miał?
- A co miałeś ze związku z Amber? - Otworzyłem oczy i uniosłem na niego wzrok.
- Złudzenie miłości - Posłał mi zdołowany uśmiech i przytulił się do mnie. - Miłości, którą mam teraz i...

- Przestań smęcić, prześpijcie się w końcu! - krzyknął Tremblay zza zamkniętych drzwi, co wskazywało na to, że podsłuchiwał.
- Grizz, uspokój się! - Murphy zganił osiemnastolatka za zachowanie, a ich głosy natychmiast umilkły.

Pokręciłem głową.
- Źle się czuję
- Nie musimy już grać. Porobimy coś innego i... - Tim natychmiast zaczął obmyślać jakiś plan awaryjny.
- Tim, wczoraj miałem wyłączoną komórkę, bo poszedłem do domu Thomasa - przerwałem mu. - Byłem tam i zabrałem dowód.
- Co? - Osiemnastolatek spojrzał mi w oczy.

- Tak to dlatego. I nie poleciałem do Minnesoty, bo... - Przełknąłem ślinę i przyłożyłem sobie dłoń do twarzy. - Bo miałem dowody i nie chciałem mieć tych cholernych snów. Rozumiesz?
- Czyli normalnie... - Mój chłopak spuścił wzrok na swoje stopy. - Poleciałbyś.
- Przykro mi - Wstałem i zakręciło mi się lekko w głowie. - Kocham cię i to nawet bardzo... Ale to nie ty spowodowałeś moją zmianę decyzji.
- Stan, usiądź. Źle się czujesz, może ci się coś... - Tim złapał mnie za nadgarstek i wstał. - Coś może ci się stać.

Ponownie przełknąłem ślinę i wyjąłem z kieszeni telefon.
- Wiesz co to?
- Twój telefon - Jego głos zadrżał.
- Pamiętasz marcową wycieczkę? - Pociągnąłem nosem.
- Co się wtedy stało? - zapytał, jeszcze nieświadomy tego co miało za chwilę nastąpić.

Włączyłem dyktafon.

。*✧✨✧*。

//Uch, no cóż... Taki tam rozdział. Tim nie wiedział o dużej ilości rzeczy, a Stan ma wiele tajemnic, które w końcu trzeba wyjawić. Nie może to przecież tak trwać wiecznie; związek oparty na kłamstwach jest toksyczny. Dlatego w najbliższych rozdziałach wytłumaczymy co nieco i wydaje mi się, że od obecnego momentu zostało nam około 10 rozdziałów.

Wydaje się, że to niewiele, ale jeśli rozłożymy je na miesiące, to jednak trochę jeszcze minie czasu.

Dziś rozdział pojawia się o godzinę szybciej niż zwykle, bo mam dobry humor.

Miłego dnia, do przyszłego tygodnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top