34. Zatrzymaj auto

Stanley i ten nowy, uroczy blondasek – Heather napiła się soku z czerwonego kubeczka. Anderson westchnął.
– Dlaczego chłopak? – Brunet założył ręce, na co nastolatka wzruszyła ramionami.

Gareth oparł głowę o moje ramię i zaczął opowiadać o tym, jak zamierza wykorzystać ostatni miesiąc wakacji.

– Gareth – Blondyn wystawił dłoń w jego stronę.
– Stan – Brązowooki usiadł na podłodze w garderobie.
– To... Co robimy? – zapytał widocznie zaciekawiony.
– Siedzimy tu przez siedem minut i potem wychodzimy? – Chłopak podrapał się po głowie. – Chyba, że chcesz pogadać.
– No to... W sumie nie znam tu nikogo. Fajnie by było mieć jakichś znajomych – przyznał Grizz i usiadł obok. – Chcesz się zaprzyjaźnić, Stan?

Słuchałem z wielką uwagą, jak cheerleader rozplanował sobie zajęcia na najbliższe dni.

– No i chciałbym jeszcze iść do wesołego miasteczka! – Tremblay objął rękami swój własny tors. – Przyjechało wczoraj rano. Pójdziesz ze mną?
– Wiesz, tak naprawdę to... – Chciałem przyznać, że to ciekawy pomysł na wspólne wyjście, ale wspomnieć, że raczej miałem inne plany.
– To dobrze, pójdziemy. Ale bez Tima i Mike'a – Osiemnastolatek wyszczerzył zęby. – Dzisiaj.
– Dlaczego bez nich? – Uniosłem brew w geście zdziwienia.

W gimnazjum miałem sporo znajomych – przyznał i po chwili roześmiał się cicho. – Musiałem się przeprowadzić na te wiochę z drugiego końca kraju, bo tu mamy przynajmniej jakąś rodzinę.
Co to ma do rzeczy? – Anderson spojrzał na niego, niezbyt rozumiejąc, o co mu chodziło.
Mama umarła już dawno temu, niedawno pogrzebaliśmy ojca – Blondyn przełknął ślinę. – Zostałem z macochą. Żyje tu moje kuzynostwo, a ponoć lepiej mieć bliskich przy sobie, czy coś.
Wiesz, mieszkam z ojczymem całe życie i tak naprawdę nigdy nie poznałem swojego ojca – Stan uśmiechnął się lekko. – Drudzy rodzice też potrafią być fajni.
Masz rację – Tremblay roześmiał się ponownie i szturchnął go w ramię. – Jesteś zajebisty, Stan.

– Chciałbym spędzić z tobą czas... Tak jak na początku – Piwnooki wtulił się we mnie, na co starałem się nie reagować. – Chcę odpocząć od drącego pizdę Mike'a, rzygającego Tima i Lilith siedzącej ciągle na telefonie. Chcę się pobawić, no wiesz!
– Jasne – Podrapałem się po karku, aby chwilę później ziewnąć. – Ja ci nie przeszkadzam?
– Coś ty, w żadnym wypadku – Chłopak machnął ręką. – Jesteś zmęczony?
– Strasznie – Ponownie ziewnąłem, zakrywając swoje usta dłonią.
– Powinieneś się porządnie wyspać – Tremblay założył ręce i wstał z kanapy. – Do łóżka, precz! Ja sobie idę... Ale wrócę wieczorem!
– Mhm – Zaśmiałem się cicho, by chwilę później moje "ciężkie" powieki mogły opaść. Sam zasnąłem niedługo potem z wycieńczenia... Na kanapie.

Jak przez mgłę mogłem usłyszeć wychodzącego z mojego domu Garetha, a przez kiepski stan świadomości nie miałem nawet możliwości wstania i zamknięcia drzwi.

– Już, przeruchani? Wyłaźcie, koniec rundy – Heather otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do nich.
– Zadzwoń, jak będziesz wolny, piękny – Gareth ułożył dłoń w gest telefonu i pomachał nią, wystawiając przy tym język i mrużąc jedno oko. Po tych słowach wyszedł, a Stanley parsknął cicho i podniósł się z podłogi.

***

Szedłem obok Grizza i patrzyłem, jak ten z radością przygląda się różnorakim atrakcjom. Chłopak zapatrzył się w jakieś stoisko, w wyniku czego szybko wpadł na przypadkowego przechodnia.

– Przepra... – Chłopak uniósł głowę i zobaczył przed swoimi oczami klowna. – KURWA, KURWA, KURWA!

Wszyscy wokół skierowali spojrzenia na nas, a ja spuściłem głowę w dół, westchnąłem i złapałem Grizza za kołnierz koszulki.

– Przepraszam – powiedziałem do zdziwionego komika i pociągnąłem przyjaciela za sobą. – Gareth, kretynie!
– Nie moja wina, że był straszny! To jak jumpscare w prawdziwym życiu! – Jęknął niezadowolony, na co ja pokręciłem głową.
– Zróbmy tak. Wejdziemy do domu strachów, a jeśli krzykniesz, hmmm... Trzy razy, to dzwonię po kogoś i wracam do domu, a ty zmieniasz partnera! – Zatrzymałem się z nim przy wielkiej atrakcji.
– Dobra – odparł Tremblay i spojrzał na moją dłoń. – Nie musisz już trzymać mojej koszulki.
– Ach... Jasne – Zabrałem szybko dłoń i wyruszyliśmy do budowli przepełnionej krzykiem turystów.

Po pewnym czasie pierwsza tura wyszła, a my i następni ludzie mogliśmy zacząć zwiedzanie "nawiedzonego" budynku.

***

Wiedziałem. Po prostu wiedziałem, że tak będzie. Gareth już na samym wejściu krzyknął kilka razy i mogłem z triumfem dzwonić do Tima oraz Lilith. Stało się to szybciej niż przewidywałem, ale to nawet i lepiej.

– Jesteś okropny – Grizz wystawił język w moją stronę. – Od kiedy jesteś z Timem, tylko z nim chcesz spędzać czas.
– Gareth, chcę spać – Ziewnąłem a tamten popatrzył na mnie z żalem.
– Yhy! Swoje fantazje seksualne to jemu opowiadaj, a nie mi! – Blondyn oburzył się.
– Jestem tylko zmęczony – Uśmiechnąłem się delikatnie, a tamten zmarszczył czoło. – Złość piękności szkodzi.
– Nawet już zacząłeś mówić jak Tim – Tremblay kopnął kamień leżący przed domem strachów. – Co za okropny człowiek z ciebie.
– No, potworny – przewróciłem oczami.
– Mhm – Osiemnastolatek pokiwał głową i pociągnął nosem. – Zjadłbym jabłko w karmelu.
– Lilith z tobą zje – odparłem i ponownie ziewnąłem.

– Chyba naprawdę ostatnio za często nie sypiasz – Zauważył blondyn. – Co wy w tym łóżku wyprawiacie?
– Zaskoczę cię, ale to nasza prywatna sprawa – Przewróciłem oczami.
– Czyli pewnie nic nie robicie – Grizz rozejrzał się dookoła. – Kiedy oni przyjadą?
– Po pierwsze, powtarzam, że to nasza prywatna sprawa... – Kiwnąłem głową powoli. – A po drugie, będą za jakieś dwadzieścia minut, dopiero co się dowiedzieli przecież...
– No dobra, dobra – Chłopak zmrużył oczy. – Ale dziś nie zasnę, myśląc o tym, jak sobie igraszkujecie.
– Gareth... – Zaśmiałem się.
– Przynajmniej cię rozbawiłem – Piwnooki wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Ciekawe czy Tim też jest takim gburem dzisiaj. W sensie, nie wiem, może mózgi wam się łączą jakoś?

– To tak nie działa... – Zacisnąłem usta w wąską kreskę.
– To co wy w ogóle robicie w tym związku? Płaczecie za sobą? Och Tim, przytul mnie, tak cię kocham! – Tremblay starał się naśladować mój głos. – Jesteście dorośli, a nawet nie śpicie ze sobą! Porzuciłeś marzenia o wymianie dla niego, a teraz...
– Chyba bardziej ty się tym przejmujesz, niż ja – Uśmiechnąłem się kpiąco. – Co było, to było... Teraz minęło trochę czasu i...
– Żałujesz, że nie poleciałeś do Minnesoty? – Grizz starał się wyperswadować na mnie odpowiedź twierdzącą, ale ja pokręciłem głową.

– Wiesz, studia w Denver... – zacząłem mówić, lecz tamten zacmokał z dezaprobatą, nie pozwalając mi dokończyć.
– Nie wmówisz mi, że mogłeś dostać się na studia w Rzymie, a wybrałeś Tima Warrena i uniwerek w Kolorado – Zamrugał kilka razy i zmrużył oczy. – Widać, że żałujesz. Chciałeś wejść na pokład samolotu i odlecieć do Minnesoty, żeby dostać stypendium na te twoje durne studia archeologiczne.

– Dobra... Powiem ci. Nie wiem, co z tym Rzymem, jeszcze mam szansę się tam dostać, ale nie zamierzam jak na razie z tego korzystać, bo... Dawno nie byłem tak szczęśliwy – Opuściłem wzrok na koniuszki swoich butów. Gareth nie mógł poznać prawdy, za szybko by się wygadał. – Nie mów Timowi.
– Jasne, będę milczał – Nastolatek wychylił się, a po kilku sekundach poinformował mnie za pomocą sygnałów wzrokowych o tym, że mój chłopak właśnie wysiadł z samochodu wraz z Lilith i zmierzał z nią w naszą stronę. – Przysięgam!
– Co przysięgasz? – Sullivan podbiegła do Tremblaya i uwiesiła mu się na szyi.
– Że już nie będzie się wydzierał wniebogłosy – Uśmiechnąłem się do dziewczyny.

***

Otworzyłem drzwi od samochodu Warrena i usiadłem na przednim miejscu pasażera.

– Nie chciałbyś może, żebym nauczył cię kierować samochodem? – zagadał niebieskooki, przekręcając przy tym kluczyk w stacyjce. – Fajnie by było spędzić jakoś czas poza domem.
– Wiesz... – Ziewnąłem. – Chciałbym bardzo, ale jestem strasznie zmęczony.
– Dobrze się czujesz? – Pojazd wciąż stał na parkingu, a siedemnastolatek wpatrywał się we mnie. – Powiedziałem coś nie t...
– Nie – odparłem. – Nie wyspałem się.

– Znów te sny? – Timothy powoli wyjechał na drogę.
– Nie znów, tylko wciąż – Westchnąłem cicho. – Naprawdę muszę wziąć jakieś proszki na to.
– Nie próbowałeś świadomie śnić? Wiesz... – Zjechaliśmy na mniej uczęszczaną drogę. – Może, gdybyś spróbował, to pozbyłbyś się tego natrętnego koszmaru.
– Tim, nie urodziłem się wczoraj – Zaśmiałem się żałośnie. – Próbowałem wszystkiego, co by mi nie zaszkodziło.

Nagle, usłyszałem ciche szurnięcie przy samochodzie.

– Zatrzymaj auto – powiedziałem stanowczo. – Sprawdzę co to...
– Jasne – Chłopak powoli zjechał na pobocze, a ja włączyłem latarkę w telefonie. Nic nie dostrzegłem, więc skierowałem źródło światła w trochę inne miejsce. Między kukurydzą rosnącą na równoległym do drogi polu dostrzegłem dwa poruszające się, jasne punkty. Podszedłem bliżej, a gdy zrozumiałem, że to lisie ślepia, natychmiast się wycofałem.

Szybko... Ale też rozważnie, wsiadłem z powrotem do auta i zawiesiłem spokojne spojrzenie na Timie.

– Lis – Zaśmiałem się pusto. – Nic mu nie jest.
– Za często trafiamy na zwierzęta przy tej drodze – Zauważył chłopak. – Trzeba jeździć wolniej.
– Rety... Masz rację – przyznałem. – Chciałbyś zostać dziś u mnie?
– Pomyślałem, że może to ty byś został u mnie – Timothy zjechał ponownie z pobocza na drogę. – Wyprzytulałbym cię i zły sen by minął...
– Chętnie zostanę, ale... – Zawahałem się. – To żadna klątwa zdejmowana pocałunkiem prawdziwej miłości, czy czymś w tym stylu... To po prostu zły sen.
– Sądzisz, że to jakiś znak? – Brunet wjechał na ulicę prowadzącą na nasze osiedle.
– Nie wiem, przez ten sen mam coraz większe wrażenie, że to nie jego wina – Podkręciłem zrezygnowany głową. – Że ktoś go... No wiesz. Wrobił.

。*✧✨✧*。

//Może i rozdział nie jest opublikowany o piętnastej trzydzieści, ale... W niedzielę! Co sądzicie? Akcja coraz bardziej powiewa enigmą, haha. Ale wierzę, że ktoś z was połączy wszystkie kropki jakąś czerwoną niteczką, niczym detektyw!

A dlaczego takie opóźnienie, pewnie zapytacie? Cóż... Wczoraj, po raz pierwszy w życiu ból miesiączkowy doprowadził mnie prawie do wymiotów, więc postanowiłam odpocząć. Już jest lepiej, mimo że wciąż muszę na siebie uważać.

Dałam jednak radę z publikacją i czekam z niecierpliwością na wasze komentarze! Widzimy się za tydzień, do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top