28. Fragment pocałunku Jonatana z Dawidem

Maj.

Minęły dwa miesiące od sytuacji na wycieczce, a ja wciąż nie zbliżyłem się bardziej do Stanleya. Myślałem, że zostaniemy parą, albo chociaż się tak będziemy zachowywać, ale widocznie się przeliczyłem.
Niedawno odebrałem swoje prawo jazdy i tamtego dnia wsiadłem po raz pierwszy do samochodu, ze świadomością, że mogę legalnie go prowadzić. Zgodnie z obietnicą złożoną dzień wcześniej, podjechałem pod dom nastolatka i poczekałem chwilę, aż ten wyszedł.

– Cześć – Chłopak położył sobie plecak między nogami i zapiął pas. Nachyliłem się nad nim, żeby go pocałować, ale tamten natychmiast odsunął ode mnie twarz. Westchnąłem i oparłem ręce na kierownicy.
– Przepraszam, nie mogę się wciąż przyzwyczaić – powiedział zmieszany, na co ja uruchomiłem ponownie silnik.
– Możemy jechać? – zapytałem, na co tamten skinął głową.
– Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać – przyznał w pewnym momencie Anderson.
– Jasne, mów – Wyjechałem z osiedla i ruszyłem w stronę szkoły.
– Wiesz, dostałem pewną propozycję... Chcą żebym poleciał na wymianę – Stanley podrapał się po głowie. – Do Minnesoty.
– Minnesoty? Ale... – Wprowadziłem samochód w zakręt. – To trochę daleko...
– Wiem. Chcą sprawdzić, czy nadawałbym się na wymianę do Włoch – dokończył.
– Dokąd? – Zjechałem szybko na pobocze. – Przecież to inny kontynent!

– Tak, bo wiesz, myślałem nad studiami i... Odezwałem się do uczelni, a oni postanowili wysłać mnie na wymianę próbną, przed taką całkowitą. Chcą sprawdzić, czy radzę sobie sam, daleko od domu... I czy jestem wyróżniającym się uczniem – Brązowooki spojrzał na mnie.
– Nie no... Rozumiem. Chyba – Ponownie wprawiłem samochód w ruch, ale już nie patrzyłem na nastolatka. – Więc co z... Z nami?
– Nie wiem. Nie byliśmy i tak razem, tylko raz się pocałowaliśmy. Wrócę za pół roku, po prostu... – Chłopak położył rękę na mojej dłoni, która z kolei spoczywała na skrzyni biegów. – Nie wiem, czy tam jechać, czy nie.
– Powinieneś jechać, taka okazja może się już nie nadarzyć – Podjechałem na parking szkolny. – Więc... Wybrałeś już uczelnię, tak?
– Myślałem nad taką jedną w Rzymie. A ty już... – mówił, ale nie pozwoliłem mu skończyć.
– Wybrałem uczelnię w Denver – mruknąłem. – Idź, bo się spóźnisz.
– W Denver? Przecież to niedaleko. Jak ty... – Brunet chwycił swój plecak w dłonie, ale wciąż nie wysiadł.

– A może nie jak ja to sobie wyobrażam, tylko ty? Chcesz studiować w Rzymie, kiedy ja będę siedział w Denver. Sądzisz że kilka lat rozłąki to świetny plan? Ja nie będę się uczył włoskiego, nic nie umiem w tym języku. Ledwo co z francuskim sobie radzę, szczerze mówiąc i... Ja nie zrezygnuję z Denver – warknąłem, już zirytowany całą sytuacją. Wysiadłem, a on ruszył za mną. – Wspieram cię i twoje marzenia są też moimi, ale nawet nie wiem, kim dla ciebie jestem, a ty do tego chcesz się wyprowadzić na drugi koniec świata. Ja chcę pójść na uniwersytet w Kolorado, a ty...
– Studia w Rzymie... – dokończył za mnie.

– Widzisz? To nie ma sensu – Zatrzymałem się i chwyciłem go za ramiona. – Musisz się zastanowić, w jaki sposób chcesz to dalej pociągnąć... Ale nie wiem, jak długo ja sam dam radę. Twoją wymianę w liceum do Minnesoty i do Włoch dałbym radę znieść, ale nie wiem, jak ze studiowaniem tam. Jak mówiłem, nawet nie wiem, kim dla ciebie jestem, więc...
– Jesteś dla mnie ważny, Tim... – Stan wyciągnął do mnie dłoń, ale ja odsunąłem się.
– Ty zawsze byłeś dla mnie ważny, ale nie zawsze cię kochałem. Nie wiem, co ty teraz czujesz – Westchnąłem ciężko. – Zastanów się i... Idź na ten cholerny trening, bo się spóźnisz.
– Pogadamy o tym później, okej? Pa – Chłopak tak czy siak złapał mnie za rękę i pocałował w policzek (po raz pierwszy w życiu). Spuściłem głowę i oparłem się o maskę swojego samochodu.
Mogłem pojechać do domu i już nie wracać na lekcje, ale po chwili założyłem swój plecak i udałem się czym prędzej w stronę szkoły. Zajęcia miały się zacząć za półtora godziny, ale tak czy siak wszedłem do środka.

Po kilku minutach wkroczyłem na trybuny przy boisku footballowym i spojrzałem na rozgrzewającą się drużynę. Stanley, który właśnie wtedy truchtał okrążenie, popatrzył na mnie i pokręcił głową widocznie zmęczony całą tą sytuacją. Westchnąłem cicho i usiadłem na ławce.

***

– Czemu nie pojechałeś do domu? – Anderson szedł obok mnie korytarzem.
– Bo chciałem popatrzeć na twój trening. Czy to coś dziwnego? – Jęknąłem pod nosem. – Jeśli cię kocham, to chcę cię wspierać, tak?
– Ale nie chcesz, żebym wyjechał do Włoch – odparł, a ja położyłem mu dłoń na ramieniu.
– Chcę, żebyś był szczęśliwy, dobra? – Uśmiechnąłem się żałośnie. – Przemyślałem to i jeśli masz tam jechać to... Nie będę cię trzymał tutaj na siłę, okej? Jedź.
– Naprawdę? – Chłopak spojrzał na mnie, a ja kiwnąłem głową. – I to ci pasuje?
– No jasne. Przecież masz komputer, masz telefon. Będziesz dzwonił, tak? – Zabrałem swoją dłoń z jego ręki i podszedłem pod klasę.
– No... Będę. To na pewno – Nastolatek położył plecak pod ścianą i popatrzył się dookoła.
– Nikogo nie ma, skończyliście za szybko dzisiaj – Zaśmiałem się. – Pierwsi uczniowie zaczną przychodzić za jakieś piętnaście minut.
– Rozumiem – Chłopak podrapał się po karku i popatrzył na mnie. – Znowu przepraszam za to rano... I wczoraj. Tydzień temu... I tak od marca. Naprawdę bym chciał, ale przyzwyczaiłem się do bycia sam i nie za bardzo wiem jak...
– Po prostu za dużo myślisz – Pogłaskałem go po ramieniu. – Możesz przyjść do mnie dzisiaj i porozmawiamy... Pokażesz mi tę uczelnię w internecie. Spoko?
– Jasne – Uśmiechnął się szeroko. – Pojadę z tobą.

***

Byliśmy u mnie w pokoju. Leżałem na łóżku z laptopem i oglądałem stronę, którą Stan wpisał w przeglądarkę. W pewnym momencie chłopak przybliżył się do mnie i oparł głowę na moim ramieniu.

– Nie powinieneś trzymać laptopa na brzuchu, bo takie promieniowanie powoduje bezpłodność – Chłopak złapał za urządzenie, a ja westchnąłem.
– Leslie, nie będę miał dzieci – mruknąłem pod nosem.
– Nigdy nie wiesz, czy coś ci się nie zmieni. Jesteś biseksualny i... – Stan pociągnął laptopa wyżej.
– I nie chcę być z żadnymi kobietami, tylko z tobą – Zsunąłem komputer ponownie. – Więc daj spokój.
– No to się nabawisz nowotworu – Anderson zabrał komputer i położył go sobie na brzuchu.
– A ty to jakiś odporny jesteś? – Parsknąłem i przewróciłem się w taki sposób, żeby móc zawisnąć nad chłopakiem.
– Zepsujesz sobie komputer, głupku! – Nastolatek jęknął, a ja zaśmiałem się i pocałowałem go krótko w szyję.
– Okej, to było dobre, ale naprawdę zaraz zepsujesz sobie ten komputer – Chłopak w połowie usiadł, przez co ja upadłem na niego.

– I kto tu jest głupkiem – Jęknąłem z udawanym płaczem. – Odłóż komputer...
– Nie, mieliśmy oglądać uczelnię – Zaśmiał się.
– No dobraaa... – Westchnąłem i przeturlałem się na pustą stronę łóżka. – Dawaj tę uczelnię.
– Żartowałem przecież. Po prostu gdybyś dłużej tak poleżał, to prawdopodobnie byś mnie udusił – Stanley zlustrował mnie wzrokiem. – Chociaż coś ostatnio ci się brzuch spłaszczył chyba, co?
– Bo ćwiczę na wf-ie. Nawet nie wiedziałem, że przez te wszystkie lata omijał mnie widok spoconego ciebie – Zachichotałem.
– Weź, to obrzydliwe – Chłopak odłożył laptopa na podłogę.
– Ale później idziesz pod prysznic i ładnie pachniesz – Uniosłem brew, na co tamten się roześmiał.

– Kompletny głupek z ciebie, Tim – Stanley zbliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek. – Zamknąłeś drzwi?
– Zamknąłem, pamiętałem – Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem twarz w jego stronę w taki sposób, że nasze nosy prawie się stykały. – To co teraz?

– No jak to co? Czytamy Biblię – odpowiedział z powagą.
– Proponuję zobrazowanie drugiej księgi Samuela – Zmrużyłem powieki. – Ale tylko fragment pocałunku Jonatana z Dawidem.
– Szukałeś tego specjalnie? – Nastolatek się roześmiał.
– Po prostu uczyłem się na pamięć Biblii, żebyśmy teraz nie musieli jej czytać – Wyszczerzyłem zęby. – Nie wiem jednak, czy chcesz, żebym to teraz recytował, bo Bozia patrzy, jak robimy głupoty.

– Ty przecież nie wierzysz nawet w Boga! – Rozbawiony chłopak uniósł brwi.
– Ale ty tak! – Podparłem się na lewym przedramieniu. – Za dużo gadasz, wyprowadzasz mnie z rytmu, a chciałem...
– Inscenizować pocałunek Jonatana z Dawidem – Stanley podniósł się i tym razem to on zawisł nade mną.
– Dokładnie – Złapałem go dłońmi za policzki i sprowadziłem do swojego poziomu, aby móc poprowadzić tę sytuację dalej. Chłopak szybko zmienił pozycję z "wiszącej" na zwykłą deskę, przez co nasze ciała praktycznie się ze sobą stykały.
– No, Warren, chyba nie mam już wyjścia – Anderson uśmiechnął się lekko.

– Oczywiście, że nie. Za długo czekałem na takie momenty, żebyś znowu mi uciekał – Złączyłem delikatnie nasze usta, ale tym razem pocałunek trwał znacznie dłużej niż ten pierwszy. Przypomniałem sobie marcowy wieczór w lesie, kiedy nie wytrzymałem i powiedziałem wszystko chłopakowi. W myślach pogratulowałem sobie odwagi i determinacji, a następnie poprowadziłem pocałunek trochę inaczej, przez co Stanley parsknął rozbawiony. Prawie się roześmiał, ale uznałem to za coś uroczego. Byłem pierwszą osobą, która się z nim całowała i dało się to wychwycić... Ale dzięki temu sam czułem się jak niedoświadczony gówniarz. W końcu on był pierwszym chłopakiem, którego kiedykolwiek pocałowałem.

– Poczekaj, przeszkadza mi coś – Jęknąłem w pewnym momencie, na co tamten oderwał się ode mnie prawie natychmiast. – Nie chcę być twoim przyjacielem z korzyściami...
– Nie musisz – Nerwowo się zaśmiał. – Możesz być...
– Noo... Kim? – Uśmiechnąłem się szeroko.
– Chłopakiem? – Nastolatek zmrużył oczy.
– Naprawdę to powiedziałeś? Czy coś źle usłyszałem? Chłopakiem? Ale kogo? – Podniosłem się lekko, przez co tym razem to on upadł na mnie.
– Debilu! – Stanley ponownie się podniósł. – Wywróciłeś mnie!
– Jakoś mi się nie podoba, kiedy jesteś nade mną – Parsknąłem, na co tamten rozszerzył oczy. – I czemu wcześniej nie chciałeś się całować, a dziś robisz to bez problemu?
– Chciałem, tylko... Czekaj, ty masz jakieś dominacyjne zapędy! – Chłopak usiadł teraz na moim brzuchu.
– Może. Złaź, bo się zrzygam! – Pchnąłem go lekko, na co tamten wystawił język.

Prawdopodobnie dłużej byśmy się wygłupiali, gdyby nie pewien drobny szczegół, jakim okazała się być moja mama.

– Tim, wyprowadziłeś psa? – Usłyszałem, jak kobieta wchodzi po schodach więc natychmiast zrzuciłem z siebie Stanleya i wstałem, starając się doprowadzić swoją koszulę do ładu.
– No, dzięki – mruknął Stan, wstając z podłogi, na którą przypadkiem go zrzuciłem. Planowałem odepchnąć go na łóżko, ale nie było ono aż tak wielkie, aby się zmieścił... Więc zapewniłem mu twarde lądowanie. Odkluczyłem drzwi i stanąłem w wejściu.
– Co ty sobie zrobiłeś z włosami? Wyglądasz jakbyś z kimś walczył – Mama zacmokała z dezaprobatą i poprawiła mi fryzurę, aby chwilę później wkroczyć do pokoju i zobaczyć siedzącego na łóżku Stanleya.

– Dzień dobry – Ciemnowłosy posłał jej promienny uśmiech. – Miło panią widzieć!
– Dzień dobry – Niebieskooka podeszła do okna i je zamknęła. – Przeziębicie się. Tim, wyjdź z psem.
– No dobra, Stan chodź. Wyjdziemy z Abi – Westchnąłem, na co mama spojrzała na nastolatka.
– Ty też się rozczochrałeś – Pokręciła głową i podeszła do niego, aby również go uczesać jedynie za pomocą dłoni. – Masz strasznie ciepłe czoło! Już się przeziębiłeś?
– Nie, nie, za duży wysiłek fizyczny – Stan się roześmiał i popatrzył w oczy kobiecie. – Rano miałem trening, a później dwa wf-y.
– Wymęczą was w tej szkole – Jęknęła cicho i pokręciła głową. – No dobra, idźcie z tym psem.
– Tak jest, pani kapitan – Zasalutowałem i oboje zbiegliśmy na dół, zostawiając mamę w tyle.

– Następnym razem siedzimy u mnie – Roześmiał się, kiedy zakładał buty.
– Następnym razem? A kiedy ty lecisz do tej Minnesoty? – Zarzuciłem na siebie swoją ulubioną, niezawodną, jeansową kurtkę.
– Za miesiąc, tylko musiałbym im szybko odpisać, żeby mogli znaleźć miejsce dla mnie w ich szkole. Wiesz, to trochę trwa – Chłopak pokręcił głową. – Chyba polecę.
– Leć, będziesz przynajmniej mądrzejszy niż jakiś frajer, który zamierza studiować w Denver – Przewróciłem oczami i przypiąłem Abi smycz do obroży.
– No, frajer. Ale przynajmniej masz fajnego psa – Stanley podrapał labradora za uchem.

Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że Busia wyczuła jakąś różnicę w jego zachowaniu, ale w sumie, to nie powinno mnie to dziwić.

Psy są naprawdę mądrymi stworzeniami.


。*✧✨✧*。

//Heej!! Dziś taki... "przeskakiwany" rozdział. Nie dość, że dwa miesiące od pierwszego wydarzenia, to jeszcze raz w aucie, potem w szkole, potem w domu... I na koniec na dworze... Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to. Tylko dziś tak będzie. No i... Wrzucam wcześniej rozdział! Szybciej o pół godziny! A to dlatego, że mam na jutro dużo zadań domowych i muszę się za nie zabrać...

Chyba nie macie mi tego za złe!

No i jeszcze jedna ważna sprawa. Zaczęłam planować kolejną książkę. To dosyć odległe plany, bo zamierzam ją publikować po zakończeniu Never have I ever, ale chciałam was zapytać, czy czytalibyście taki survival mojego autorstwa. Staram się jak mogę, a kocham survivaleeee!

Noooo i to tyle! Dziękuję za przeczytanie i do następnego tygodnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top