27. To nie ma sensu. Brak zasięgu

Wyszliśmy na zewnątrz i spojrzałem na Stanleya.

– O co chodzi? – Chłopak stanął do mnie tyłem i rozłożył ręce. – Co chciałeś mi pow...

Nastolatek odwrócił się do mnie przodem i zmarszczył brwi. Już kiedyś widziałem go w takim stanie; na przykład pierwszego dnia szkoły, kiedy poznaliśmy Lilith.

Co miałem mu powiedzieć? Stałem chwilę w ciszy obserwując go.
Nie chciałem czekać dłużej. 

Przyciągnąłem go do siebie, szybko chwyciłem go za policzki i złączyłem nasze usta. Nie obchodziło mnie, czy tego chciał, czy też nie. Byłem egoistą, pragnącym zaspokoić swoją potrzebę bycia kochanym. Płakałem; tyle miesięcy chciałem to zrobić. Tyle czasu się powstrzymywałem... To było jak niezwykły sen, z którego nie chciałem się budzić. Chłopak położył dłonie na moich biodrach i oparliśmy się o najbliższe drzewo. To było jak spotkanie ognia z wodą, dwa zupełne przeciwieństwa, starające się dopełnić przy kontakcie fizycznym. Jeden próbujący ugasić poczynania drugiego. Nie chciałem się od niego oderwać, nie chciałem przestawać; pragnąłem tego pocałunku zbyt długo.

– Och – Westchnęła zawiedziona Lizzie, która wyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. – Rozumiem. To ja może pójdę...

Baker zniknęła, a ja przemieściłem swoje ręce z twarzy chłopaka za jego szyję i nad ramiona, dzięki czemu mogłem go trzymać przy drzewie. Nastolatek po krótkim czasie zakończył pocałunek i uniósł brwi.
– Czemu? – Anderson kaszlnął cicho.
– Bo wstrzymywałem się pierdolone ponad pół roku, a jak zobaczyłem Lizzie... Stan, cholera, coś we mnie pękło! Nie mogłem czekać, aż ona zabierze mi twój pierwszy pocałunek, ja... – Mój głos cichł, więc zacząłem się żałośnie śmiać. – Przepraszam, że to zrobiłem.
– Tim, ja... – zaczął mówić. – Czy... Czy zaprzeczałem naszemu "związkowi" kiedy Thomas puścił tamto nagranie? Czy w ogóle się odzywałem na ten temat?
– Nie... – wyszeptałam zdziwiony. Zamknąłem oczy i opuściłem głowę w dół. – Ale ty...
– Tim, to ty na każdym kroku próbowałeś udowodnić, że jesteś hetero, ja nigdy nic nie mówiłem na ten temat – Anderson położył dłoń na mojej ręce i odsunął mnie od siebie. – Ale ty nie jesteś gejem. Społeczeństwo wywarło na tobie taki wpływ.

– Jesteś jedynym chłopakiem, który mi się kiedykolwiek spodobał i przy żadnej dziewczynie nigdy nie czułem się tak, jak przy tobie... – Westchnąłem niemal krztusząc się własnymi słowami; nieświadomie zacząłem podnosić glos. – Zawsze zazdrościłem ci powodzenia u dziewczyn, ale z czasem zacząłem zazdrościć dziewczynom powodzenia u ciebie! Stan, cholera, nie wiem co mam jeszcze powiedzieć, żebyś zrozumiał!
– Nie zrozumiem – powiedział dosyć oschle, a ja poczułem powiew chłodu zza kurtyny drzew. Założyłem ręce, aby ocieplić się choć trochę i patrzyłem na chłopaka, nie wiedząc, co ten ma na myśli.

– Gdybym był hetero, to bym cię kurwa nie pocałował debilu, nawet w jakimś wyzwaniu. Gdybym był hetero, to bym się nie zawrócił do tego pierdolonego namiotu! Co mam jeszcze zrobić? Powiedzieć wszystkim? Rodzicom? Gwen? Proszę bardzo! – Wyjąłem telefon i wybrałem numer do mamy.
– To nie ma sensu. Brak zasięgu – Chłopak pociągnął nosem. – Tim, trudno mi uwierzyć w cokolwiek co mówisz, bo całe życie miałeś mnie gdzieś. Czułem, jakbym żył w twoim cieniu, mimo, że starałem się być zauważony. "Mam dziewczynę", "Stan, pomóż z dziewczyną", "Dziewczyna, dziewczyna, dziewczyna". Ja naprawdę się starałem, dobra? Ale trudno przez prawie całe życie patrzeć jak ktoś, kogo kochasz, wybiera kogoś innego i na ciebie patrzy jak na kolegę.

– Stanley, ale... – Złapałem się za głowę. – Całe życie?
– Spodobałeś mi się w podstawówce i przez te wszystkie lata trzymałem to w sobie, bo wiedziałem, że jak się dowiesz, to nie będziemy już przyjaciółmi – Głos chłopaka powoli się załamywał. – Rozumiesz? Wolałem cierpieć przez ten cały czas, niż cię stracić, ale z każdą kolejną dziewczyną nie dawałem sobie coraz bardziej rady i kiedy zobaczyłem twoją reakcję na zachowanie Thomasa, wiedziałem, że nic tu po mnie.
– Moja reakcja taka była, bo bałem się, że zerwiesz ze mną kontakt – Złapałem go mocno za nadgarstek. – Myślałem, że byłem hetero, ale myślałem też, że uznasz mnie za geja i przestaniesz się do mnie odzywać, żeby...

Brunet patrzył na moją rękę; szybko mrugał, a na jego usta wkradł się żałosny uśmiech. W jego oczach dostrzegłem błyszczące w świetle księżyca łzy, więc puściłem go szybko i cofnąłem się.
– Przepraszam, ja... – Pokręciłem głową. – Nie wiem. Nie wiem, czemu to zrobiłem.
– Tim, ja naprawdę cię kocham, ale nie chcę ci tak niszczyć życia – Siedemnastolatek wyminął mnie, a ja poszedłem za nim. – Wypij kawę z Kennedy, proszę.
– Stan, kurwa, przestań! – Odwróciłem go i dostrzegłem niepokój oraz zmęczenie w jego oczach. – Mam dość tłumaczenia ci. Rozumiesz? Mam dość! Jesteś zazdrosny o byle gówno!
– To nie tłumacz – powiedział spokojnym tonem.
– Nie niszczysz mi życia, bo taki już jestem i to się nie zmieni... Dobra? To nie twoja wina – Potrząsnąłem nim.

– O kurwa – Gareth otarł niewidzialną łzę z policzka. – Następnym razem mniej dramatu i więcej pikanterii, bo od dziesięciu minut kłócicie się o to samo.
– Czy ty nas podsłuchiwałeś? – Oburzyłem się.
– Poszedłem po bluzę do SWOJEGO namiotu, ale zobaczyłem was, więc sobie podsłuchałem – przyznał, zakładając ręce. – Ale jesteście w cholerę nudni. Stanley, powiedziałeś mi przy pierwszym spotkaniu, że jesteś gejem, a jemu nigdy? I jeszcze masz do niego o to problem? Gościu!

Brunet spuścił głowę, a ja wciąż patrzyłem na Garetha, niedowierzając własnym uszom.
– A ty, debilu? – zwrócił się do mnie. – Zakochałeś się w nim, więc umówiłeś się z Kennedy? Walnij się w łeb. Jesteś zazdrosny o Lizzie, a sam nawijasz mu o Megan i innych twoich niewypałach.

Po tych słowach popatrzyłem ponownie na swojego najlepszego przyjaciela i z trudem wciągnąłem powietrze do nozdrzy. Było coraz zimniej, a ja miałem dosyć całej tej sytuacji.
– Stan... – Pociągnąłem nosem i drżącą ręką uniosłem jego głowę. – Przepraszam. Wiem, że to musiało boleć.
– W cholerę – Płakał. On naprawdę płakał. Przytuliłem go i chwilę później usłyszałem, jak Gareth się oddala. Spojrzałem w jego stronę i zobaczyłem, jak zniknął za drzewami. Poszedł z powrotem na ognisko, nie wziął nawet bluzy.
– Wracajmy – poprosił po chwili Anderson, opierając brodę w moim zagłębieniu barku.
– W porządku – Uśmiechnąłem się przez łzy.
– Niech to zostanie między nami, proszę. Chociaż na jakiś czas. Nie chcę, żeby... – Starszy odsunął się.
– Okej, ale czy jest między nami dobrze? – Niepewnie wpatrywałem się w jego twarz.
– Jest dobrze – wyszeptał i otarł policzki rękawem swojej bluzy.

Mimo wszystko, to wyznanie nie trwało długo; sądziłem, że zajmie więcej czasu. Przez tak wiele miesięcy wyobrażałem sobie to jako wielogodzinny płacz, zgrzytanie zębów, odrzucenie. Wtedy, na wycieczce, poczułem się jak w serialu. Nierealnym, fikcyjnym świecie, w którym głównemu bohaterowi w końcu coś się udało. Nigdy nie pomyślałbym, że chłopak, którego uważałem za heteroseksualnego, przez cały ten czas, tak naprawdę kochał mnie. Nie byłem wtedy w stanie myśleć racjonalnie, wydawało mi się, że zaraz wstanę, a to wszystko okaże się jedynie słodkim snem. To było zbyt cudowne – zbyt na moją rękę. Ale się nie obudziłem, to nie był sen.

***

Siedziałem ponownie na kłodzie przy ognisku, a w dłoniach trzymałem kubek z wystygniętą już kawą. Kennedy wpatrywała się we mnie, obracając w dłoniach pusty już kubeczek po swoim napoju.
– Poszedłeś po Lizzie, ale jak ona wróciła, ty wciąż tam byłeś – wyszeptała.
– Byłem – przyznałem, wpatrując się pustym wzrokiem w ogień.
– Stan też wrócił przed tobą – kontynuowała.
– Wiem, minęliśmy się – Upiłem łyk zbożowego napoju.
– Czy wszystko jest w porządku Tim? Czy Lizzie... – Dziewczyna położyła dłoń na mojej ręce, a ja przypomniałem sobie sytuację sprzed paru minut, kiedy to ja chwyciłem Stanleya.
– Nie, to nie Lizzie – Zaśmiałem się. – Jest dobrze. Po prostu muszę sobie poukładać trochę rzeczy w głowie.
– Rozumiem – Larson kiwnęła głową i cofnęła rękę. – Przepraszam, jak coś zrobiłam nie tak. Czasami zapominam, gdzie są granice... Nie znoszę tego, ale...
– Kennedy, to nie w tobie jest problem dobra? Możemy pogadać szczerze? – Przyłożyłem sobie dłoń do skroni i ściszyłem ton. – Ja jestem biseksualny, ale na ten moment podoba mi się chłopak i nawet gdybym był z tobą, to ten związek byłby jednostronny, bo kocham kogoś innego.

– Och... Rozumiem – Szatynka drgnęła. – Czyli to jednak prawda. Tamta plotka...
– Tak, ale on nie ma z tym żadnego związku i wolałbym, żeby to zostało między nami. Jesteś mądra i śliczna, ale cię nie kocham. Do... Do miłości nie da się zmusić – Uśmiechnąłem się słabo. – I ty też mnie nie kochasz, to zwykłe zauroczenie. My nawet ze sobą zbyt wiele nie rozmawialiśmy. Nie znasz mnie i podoba ci się to, co poznałaś, a tego jest naprawdę niewiele.
– Dziękuję – Kennedy zaśmiała się i pociągnęła nosem. – Już chyba rozumiem, co masz na myśli. Cóż, powodzenia, Tim.
– Dziękuję – Popatrzyłem na czubki swoich butów, a następnie uniosłem wzrok na szczęśliwego Stanleya, siedzącego po drugiej stronie ogniska. Chłopak rozmawiał z Craigiem Shey'em, był bardzo ożywiony i nie wyglądał jak ktoś, kto płakał kwadrans wcześniej. Tak bardzo cieszyłem się, że w końcu wyrzuciłem wszystko z siebie i nie zostałem odrzucony. Czułem się jak zakochana nastolatka, której uczucia właśnie przyjął najprzystojniejszy chłopak w szkole.

– Tylko nie zepsuj relacji z tym chłopakiem – dodała po chwili. – Bo wyglądasz na szczęśliwego.
– Postaram się – Zacząłem wyłamywać sobie powoli palce. – Chyba jestem na dobrej drodze.
– Cieszy mnie to – Dziewczyna wstała. – Chyba pójdę spać, dobranoc.
– Dobranoc – odpowiedziałem spokojnie i odprowadziłem dziewczynę wzrokiem w stronę ciemnych drzew.

。*✧✨✧*。

//No... Spodziewaliście się? Ja nie. W sensie, już zaczęłam pisać drugi tom, więc jednak trochę tak. Mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie po następnych rozdziałach. Drugi tom wiele wyjaśni, więc teraz cieszcie się całusem, ale pamiętajcie, że następne rozdziały budują akcję kolejnych i nie wszystko jest takie, jak wygląda na pierwszy rzut oka.

Pamiętajcie, że zachęcam was do tworzenia teorii, bardzo ciekawie się je czyta! Pozdrawiam i do następnego tygodnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top