20. Ty nie jesteś zakochany
Szósty grudnia, niedziela.
Siedziałem w sypialni i patrzyłem, jak Abi obgryza swoją nowiutką piłkę tenisową. Tego dnia miało odbyć się moje spotkanie z Lilith i Stephanie - w końcu były Mikołajki.
Ubrałem na siebie czarny sweter i jeansy w tym samym kolorze, aby chwilę później pomaszerować na dół. Mama zostawiła dla mnie oraz Gwen croissanty wypełnione nadzieniem czekoladowym. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem robić sobie kawę zbożową. W kieszeni spodni poczułem wibrację i wolną ręką wyjąłem telefon.
Lilith, moja uzależniona od Instagrama przyjaciółka, wrzuciła na portal selfie w świecącym sweterku z Rudolfem na środku. Polubiłem post i upiłem łyk ciepłego napoju z czerwonego kubka. Lubiłem święta... Ta cała otoczka radości i prezentów miała w sobie coś naprawdę wyjątkowego.
Moja mina zrzedła, kiedy przypomniałem sobie, że dziewczyny są ze sobą w związku. Do mojej pamięci wróciła piątkowa, a tak właściwie już sobotnia noc w domu Andersona. Jęknąłem przeciągle, aż po paru chwilach rozmyślania, do mojej głowy wpadła jedna, kluczowa myśl.
Stephanie była biseksualna.
Dlaczego o tym nie pomyślałem wcześniej? Przecież to by wiele tłumaczyło. "Istnieje jeszcze orientacja romantyczna oprócz seksualnej, debilu" dodałem sobie szybko. Ugryzłem rogala i westchnąłem.
Niepotrzebnie zawracałem sobie tym wszystkim głowę w święta.
***
Stałem ze Stephanie przed domem Lilith i czekaliśmy, aż blondynka wyjdzie ze środka. Zwlekała dosyć długo, z niewiadomych przyczyn, ale gdy zauważyłem Garetha na horyzoncie, wszystko nabrało sensu.
Nastolatka nareszcie otworzyła drzwi i nie musieliśmy czekać w tym okropnym mrozie. Cała nasza czwórka wybrała się w kierunku galerii handlowej w centrum miasteczka i niedługo później kroczyliśmy między sklepami. Sullivan szukała idealnych prezentów dla rodziny i przyjaciół, a ja tylko starałem się pomóc w wyborze czegoś dla męskiej części tej grupy. Gareth oczywiście większość moich pomysłów negował i parskał lub cmokał z dezaprobatą. Nie zdziwiło mnie to jednak, ponieważ znałem go już jakiś czas i wiedziałem, że nasze opinie się prawie wcale nie pokrywają.
Po półgodzinnym wyborze perfum dla ojca nastolatki, ponownie spojrzałem na Lil i zaśmiałem się, gdy zauważyłem stojącą obok niej Stephanie z blisko dwudziestoma papierkami popsikanymi męskimi zapachami.
Blondynka poszła do kasy, aby kupić buteleczkę z płynem, a ja spojrzałem tęskno na wyjście. Grizz niestety gdzieś zniknął, więc natychmiast gorączkowo zacząłem rozglądać się dookoła w celu poszukiwań - przecież on był jak dziecko.
– Gdzie jest Gareth? – zapytałem Stephanie, kiedy wciąż nie byłem w stanie zobaczyć chłopaka.
– Poszedł po gorącą czekoladę dla siebie. Mam nadzieję, że nie zwymiotuje – Dziewczyna zmarszczyła brwi. – W tym są pianki, bita śmietana i małe cukierki czekoladowe... Ja bym chyba haftowała po tym całą noc.
– Wiesz, on jest w pewien sposób odporny na nadmiar cukru – Zaśmiałem się, mimo, że sam nie byłem w najlepszym stanie. – Mógłby zjeść śmiertelną dawkę, a i tak pewnie nic by mu się nie stało.
– Skoro tak mówisz – Kasztanowowłosa posłała mi rozbawiony uśmiech, a kiedy wróciła do nas jej dziewczyna, wyszliśmy z drogerii.
– Patrzcie, święty Mikołaj! – Sullivan wskazała palcem na mężczyznę w sztucznej brodzie i czerwonym kubraku.
– Patrzcie, facet w czerwonej piżamie i sztucznej brodzie, który musi przebierać spodnie średnio co sześć dzieciaków, bo ze strachu na niego sikają! – Hetfield próbowała naśladować głos swojej dziewczyny.
Przypominały mi Mike'a i Grizza... Naprawdę, bardzo.
Nie wiem nawet dlaczego – po prostu... Takie odniosłem wrażenie.
Spojrzałem na zmęczonego mężczyznę z około siedmioletnią dziewczynką na kolanach. Dziecko było widocznie przerażone i bliskie rozpłakania; zapewne sam "Mikołaj" miał dość i chciał już wrócić do swoich czterech ścian. Uśmiechnąłem się współczująco i zauważyłem, że dziewczyny ruszyły w stronę ruchomych schodów. Przyśpieszyłem i chwilę później dotrzymywałem im już kroku. Jechaliśmy na górę po Garetha; a ja, im wyżej byliśmy, tym bardziej odczuwałem, jak źle się czułem. Być może to kwestia ciśnienia lub tego, że zjadłem wtedy jedynie śniadanie...
Albo tego, że widziałem jego imię w tak wielu miejscach, że nie mogłem się na niczym skupić.
Każdy mały szczegół przypominał mi o nim i powodował, że miałem ochotę zwymiotować. Tak strasznie mnie to przytłaczało – chcesz spokojnie spędzić dzień, a tutaj ktoś, jak na złość, krzyczy głośne "Stanley", widzisz gdzieś naklejkę "Stan", a w jeszcze innym miejscu słyszysz reklamę kredytu hipotecznego u gościa o tym samym nazwisku.
Zeszliśmy z ruchomych schodów i skierowaliśmy się w stronę Tremblaya pijącego spokojnie gorącą czekoladę.
– Hej Grizz – Lilith uśmiechnęła się i usiadła centralnie obok niego, na co ten pomachał jej jedną ręką.
Ledwo co spocząłem na krześle, a moje mdłości znacznie się nasiliły. Przeprosiłem i natychmiast odbiegłem od stołu.
– A jemu co? – zapytała zdziwiona Stephanie.
– W ciąży jest – Zaśmiał się Gareth, ale szybko został skarcony przez Lilith.
Otworzyłem drzwi od najbliższej łazienki, jaką znalazłem i nie dbając o zatrzaśnięcie zamka w kabinie, zacząłem wymiotować. Usłyszałem z kabiny obok ciche "o kurwa" i kroki w stronę umywalek.
Dotykanie publicznej toalety było naprawdę dołujące, ale pocieszył mnie fakt, że wyglądała na nieużywaną tego dnia. Kiedy torsje ustały, otarłem buzię wierzchem dłoni i zdegustowany spuściłem wodę. Wyszedłem z kabiny, umyłem twarz i wypłukałem dokładnie usta. Spojrzałem w lustro – zobaczyłem tam jedynie bladego debila, który właśnie się zerzygał na myśl o przyjacielu z dzieciństwa.
– Spokojnie, Tim. Ty nie jesteś zakochany. Naprawdę nie jesteś. To, co ostatnio sobie wmówiłeś, to kłamstwo. Nie kochasz Stanleya – pomyślałem i uderzyłem się dłonią w twarz. Wyszedłem z łazienki i znalazłem swoich przyjaciół.
– Przepraszam, źle się czuję – mruknąłem, ale wciąż się do nich nie dosiadłem. – Chyba wrócę do domu.
– Dla mnie spoko – Gareth upił łyk swojej czekolady. – Szerokiej drogi.
– Ej, no nie! Jak on idzie, to my też! – Lilith założyła ręce, a Tremblay przewrócił oczami; ale ja już udałem się do schodów i zjeżdżałem na dół, żeby móc zaraz pójść na autobus. Kątem oka widziałem jeszcze, jak Lil próbowała za mną pobiec, ale Stephanie ją zatrzymała.
Zniszczyłem im dzień.
***
Tego wieczoru leżałem na swoim łóżku z laptopem przed oczami i oglądałem Hindusów, którzy budowali domy pod ziemią.
Tak, to już ten moment w życiu, kiedy jesteś zmęczony, zażenowany i zdruzgotany swoją głupotą, a jedyne, co możesz znieść, to prowizoryczni architekci z Indii. Kolejny raz wydmuchałem nos i wrzuciłem chusteczkę do kosza, leżącego przy biurku.
– Timmy... – Usłyszałem głos mamy, dobiegający od strony wejścia do pokoju.
– Cześć – Usiadłem powoli, choć i tak moje oczy zapełniły się czernią.
Złapałem się za głowę i zmrużyłem powieki, a kobieta usiadła przy mnie.
– Wszystko okej? Jakoś niemrawo dziś wyglądasz... – Brunetka przyłożyła dłoń do mojego czoła.
– Jest okej, nic mi nie jest – Uśmiechnąłem się szeroko, ale po chwili ponownie zamknąłem oczy. – Jestem w ciąży pewnie.
– Aha, czyli grypa – Westchnęła cicho i odwzajemniła mój uśmiech. – Nie podchodź do Gwen, bo ją zarazisz!
– Tak jest, pani kapitan! – Zacząłem się cicho śmiać... Niestety nie potrwało to długo, gdyż szybko śmiech został zastąpiony kaszlem.
– Nie idź jutro do szkoły, bo zarazisz całą klasę i jeszcze tatę – mruknęła cicho. – To przez tą jeansową kurtkę... Powinieneś nosić płaszcz w zimę.
Spojrzałem na rękawy swojego czarnego swetra i kiwnąłem powoli głową. Mama miała rację, ale nie chciałem tego przyznać otwarcie – głupio się czułem w czymś cieplejszym, mimo, że moi przyjaciele ubierali właśnie tego typu ciuchy. To tylko ja wpadam na wystarczająco głupie pomysły, żeby zagrozić samemu sobie. Pociągnąłem nosem, a mama parsknęła cicho.
– Tim, pamiętaj, że jakby się coś działo... – powiedziała, ale nie pozwoliłem jej dokończyć.
– Nic się nie dzieje –
– powiadomiłem kobietę.
– W porządku, ale jakby się coś działo, to możesz mi mówić... Albo tacie... – wytłumaczyła spokojnie. – Wydaje mi się... Albo zacząłeś właśnie wchodzić w swój okres buntu... No wiesz, większość to przechodziła wcześniej, ale ty chyba teraz.
– Daj spokój, po prostu nie mam już ochoty na niektóre rzeczy, przez te wszystkie sprawy, które się ostatnio dzieją – Kichnąłem głośno.
– Przyniosę ci jakieś tabletki na zbicie gorączki i krople do nosa – powiadomiła mnie i zniknęła za drzwiami pomieszczenia.
***
Resztę wieczoru spędziłem na wpatrywaniu się w Instagrama.
Lilith opublikowała na swoim profilu zdjęcie z Garethem, a ja westchnąłem na myśl o wydarzeniach tamtego dnia. Nagle, strona samoistnie zaprowadziła mnie na szczyt zdjęć obserwowanych przeze mnie kont i dostrzegłem profil Lizzie Baker. Nastolatka wrzuciła jakiś czas wcześniej fotografię nieba, a polubił ją nikt inny jak Stanley Anderson (i kilka innych ludzi).
Zwróciłem uwagę tylko na niego; po chwili wahania kliknąłem jego ikonkę. Aplikacja przekierowała mnie na prywatny profil (który zaobserwowałem kilka lat wcześniej) i ukazała parę zdjęć ze skate parku.
Zaśmiałem się, kiedy zobaczyłem nasze głupie miny na pewnej fotografii. Stanley skończył wtedy piętnaście lat i dostał ode mnie swoją pierwszą deskorolkę...
Kogo ja próbowałem oszukać?
Zakochałem się w nim po uszy i nie wiedziałem, jak się zachować.
Byłem takim nieudacznikiem...
。*✧✨✧*。
//Hej ho! No to... Jak wrażenia? W końcu jeansowa kurtka Tim'a postanowiła dać się we znaki :pp
No i!! Nie pomyliłam terminów!! Jeśli chcecie być bardziej na bieżąco z różnymi zapowiedziami, dokładnymi godzinami publikacji i wskazówkami do rozdziałów, to zapraszam was bardzo serdecznie na mojego Twittera, gdzie pod hashtagiem #NHIEnikluuagsnt informuję was o wszystkim.
Znając dokładniejszą godzinę rozdziału, możecie ustawić sobie budzik na tę porę! Sądzę, że to naprawdę wygodne :v
Możecie też pod koniec każdego rozdziału pisać "Chcę powiadomienie" i gdy tylko opublikuję rozdział, napiszę do was odpowiedź, abyście mogli dowiedzieć się od razu! Wiem, że Wattpad płata figle i nie informuje o aktualizacjach książek :((
Poza tym, jak zwykle, nie mogę doczekać się waszych wrażeń i komentarzy ToT
Noooo i to tyle! Miłego tygodnia i widzimy się za tydzień!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top