19. Zastałem Rebeccę w męskim kiblu

Podeszliśmy prędko do blondwłosego chłopaka i pomachaliśmy mu. Gareth miał całą poczerwieniałą od mrozu i biegu twarz; pociągał co chwilę nosem.

– Co to za romantyczne spacery o wpół do trzeciej? – Zaśmiał się cicho, ale nie był to radosny śmiech. Dodatkowo, przez jego głos usłyszałem, że już zdążył dostać kataru.
– Co to za wychodzenie z balu o wpół do trzeciej? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, na co tamten pokręcił zrezygnowany głową.
– Powiem wam w domu. No chyba, że wybieraliście się gdzieś indziej, albo nie mam wstępu na wasze randez-vous... – Tremblay zatrzepotał jasnymi rzęsami, a my wytłumaczyliśmy, że wrócilibyśmy szybciej, gdybyśmy go nie zauważyli.

Skierowaliśmy kroki w stronę domu Andersona i po niedługim czasie spaceru byliśmy już w środku. Grizz rozpiął marynarkę i zawiesił ją na wieszaku w przedpokoju.

– Miałem wracać o czwartej z Michael'em – zaczął mówić piwnooki.
– Michael'em? No to będzie grubo – Westchnąłem. – Co zrobił?
– Daj mi mówić! – warknął i uciszył mnie gestem dłoni. – Było już grubo po pierwszym tańcu, nie wiem, z pięć godzin? Może sześć. No i już stwierdziłem, że czas iść do łazienki; każdy chyba wie, po co idzie się do kibla... Więc wyszedłem z sali gimnastycznej i wyruszyłem korytarzem do kibla. Jakież było moje zdziwienie, gdy... Zastałem Rebeccę w męskim kiblu.

Nie odzywałem się. Mogłem jedynie podejrzewać, co wydarzyło się dalej, dlatego postanowiłem słuchać historii Grizza, który i tak był już wyjątkowo mocno zdenerwowany.

– Rebeccę liżącą się z Mike'iem! Nawet nie weszli do kabiny! Po prostu lizali się na ścianie! Ohyda...! – Siedemnastolatek zmarszczył brwi. – Patty Hughes szukała go między tymi wszystkimi ludźmi! Patty Hughes, z którą przyszedł na ten pierdolony bal! Wyszedłem z kibla i minąłem się z nią na korytarzu. Szła do damskiej łazienki. Do pierdolonej łazienki obok!

– Mike... – Stanley przyłożył sobie dłoń do czoła.
– Co mu znowu odpierdala, myślałem, że już z tym skończył... – mruknąłem niezadowolony.
– Słuchaj, kochanieńki. Jak raz zdradził, to drugi raz też może – Gareth zmarszczył nos. – A Mike to właśnie taki typ człowieka!
– Może powinniśmy z nim pogadać, czy coś... – zaproponował Anderson, na co ja pokiwałem energicznie głową.

Próbowałem zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku minut, ale nie potrafiłem. Wciąż w głowie miałem moment, w którym próbowałem go pocałować. Co mi w ogóle strzeliło do łba?

– Ja się nie zamierzam do niego odzywać – Blondyn poinformował nas o swoim postanowieniu i tylko uniósł brodę do góry. – Mike to po prostu...
– Idiota – powiedziałem na głos swoją myśl. Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, o czym opowiadał mój przedmówca.
– Dokładnie! – Tremblay wskazał na mnie palcem. – Dokładnie, tak!
– Chwila... – Spojrzałem na chłopaka, niezbyt świadomy tego, dlaczego z takim entuzjazmem potwierdził moją myśl. Właśnie nazwałem siebie idiotą. Dopiero po chwili zrozumiałem, o co chodziło.

Blondyn myślał, że mówię o Murphy'm. Nie zamierzałem jednak niczego po sobie zdradzić i tylko kiwnąłem głową. Postanowiłem przyznać mu rację.

– Przestańmy może o nim gadać, bo zniszczymy sobie tę noc. Rano wrócimy do tematu okej? – zapytał w końcu brunet ze zmieszanym uśmiechem. Odpowiedź była jednoznaczna i wszyscy skierowaliśmy się na piętro, do pokoju gospodarza.

Nie wziąłem nic na przebranie, miałem całą noc przecież oglądać filmy i wrócić nad ranem. Kaszlnąłem kilka razy, zdając sobie sprawę z tego, że moja bluza oraz spodnie wciąż są przemoczone od śniegu, a ja doszczętnie przemarznięty. Nie chciałem się odzywać, tak bardzo pragnąłem wtedy tylko milczeć i nie wypuścić ze swoich ust jakiejś niemądrej wiązanki słów. Gareth został na kilka minut w łazience, żeby się mniej więcej odświeżyć i przebrać.

Usiadłem na fioletowej pufie, na której w wakacje spał Tremblay i przekląłem w myślach tamten dzień. Dzień, w którym graliśmy w Never have I ever i opowiedziałem o swoich byłych dziewczynach. Kiedy Amber Scott nazwała mnie gówniarzem i zostałem odprawiony do domu z własną bluzą w dłoniach... Kiedy ostatni raz bez zawahania byłem w stanie nazwać siebie heteroseksualnym.

Orientacja nie zmienia się z dnia na dzień, a ja zupełnie ignorując ten fakt, siedziałem i patrzyłem na to, co robił Stan.

Starałem się ukryć fakt, że patrzyłem właśnie na jego nagie plecy. Minęły dosłownie sekundy, gdy ponownie miał na sobie bluzę – tym razem inną, do snu. Wróciłem wzrokiem na wyłączony jeszcze chwilę wcześniej ekran telefonu i odblokowałem go.

– Tim? – Usłyszałem jego głos i poczułem nagły, ale bardzo mocny przypływ stresu. Myślałem, że jakimś cudem zauważył, co robiłem i, że chciał zapytać mnie, co to ma znaczyć.
– Ta? – mruknąłem, nie odrywając wzroku znad urządzenia.
– Na pewno nic nie chciałeś mi powiedzieć na tamtej ławce? – Spojrzałem na niego i dostrzegłem niepokój w jego oczach.
– Wiesz, w-wypadło mi z głowy – Zaśmiałem się najbardziej szczerze, jak tylko byłem w stanie, w tamtym momencie.
– Ach, rozumiem – Nastolatek wrócił do przebierania, a ja już kompletnie zdurniałem.

W przedszkolu go nie znosiłem, a potem, w podstawówce oraz gimnazjum, rozpoczęła się nasza przyjaźń i reszta niefortunnych przypadków. Takich przypadków, jak moje uczucie do niego. Wciąż w rodzinnych albumach Andersonów widniało kilka starych fotografii, na których robiłem coś głupiego z przyjacielem. Uśmiechnąłem się na myśl o tym i spuściłem wzrok. Jak łatwo było przejść z nienawiści, przez przyjaźń, aż do zakochania?

– Co tak cicho jeste... Kiedy ty się przebrałeś? – Gareth stał w drzwiach i patrzył na Stanleya.
– Ach, przed chwilą, właśnie schowałem bluzę i spodnie do szafy i... – zaczął mówić chłopak, ale niższy mu przerwał.
– Stary, to gejowe – Blondyn uśmiechnął się i uniósł brwi. – Tim patrzył? Gacie też ściągałeś?

W mojej głowie zadudnił śmiech Andersona. Poczułem, jak ręce zaczynają pocić mi się coraz bardziej, a oczy powoli wysychają. Zamrugałem kilkukrotnie, czując piekące uczucie i przetarłem powieki wierzchem dłoni. Przecież ja lubiłem dziewczyny... A mój przyjaciel takową nie był. Momentalnie rozbolał mnie brzuch, co było spowodowane najprawdopodobniej stresem; jęknąłem prawie niesłyszalnie.

– Ej, przebieraj się Tim. Masz mokre ciuchy – zawołał Tremblay ubrany w lekko przyduże ciuchy mojego najlepszego przyjaciela. Podał mi dresy oraz fioletową bluzę z kapturem, a ja powędrowałem do toalety, aby zrobić to, co mi polecono.

Kilka minut później wróciłem do pomieszczenia – Stanley leżał na swoim łóżku i już widocznie przysypiał, był zmęczony... O Grizzie nie wspominając. Uśmiechnąłem się, widząc, jak Stan próbował nie zamknąć oczu i przesuwał palec po ekranie swojego telefonu.
Zgasiłem światło i położyłem się na dostawce do łóżka. Grizz szybko odleciał do krainy snu – drugi z nich bardzo prędko poszedł w jego ślady.
Patrzyłem na sufit – a raczej na pustkę ukrytą w ciemnościach pokoju  i rozmyślałem o wydarzeniach tamtego dnia. Przecież to wszystko to jednorazowy wybryk. Mój umysł po prostu nieśmiesznie ze mnie zażartował i stworzył w mojej głowie tę wizję... Mike i Grizz mieli rację. Kiedy jestem sam, to zaczynam panikować, to na pewno wynik stresu.

Usłyszałem, jak nastolatek obok mnie przewraca się na brzuch; w tym samym momencie na moim prawym ramieniu spoczęła jego dłoń. Rozszerzyłem oczy i pozwoliłem wpłynąć rumieńcowi na policzki. Serce zabiło mocniej, a ja sam uśmiechałem się mimowolnie do sufitu, zupełnie jak głupi do sera. Przez głowę przeszła mi nieznana nigdy wcześniej, spokojna melodia, a ciało przeszył delikatny, prawie niewyczuwalny dreszcz. Znałem to coś... Było podobne do tego, co poczułem, gdy dotarło do mnie, że zauroczyłem się w Megan Wilson... Tylko w tym momencie czułem to miliard razy mocniej.

Dłoń chłopaka zacisnęła się trochę mocniej na mojej ręce, a ja stęknąłem nieświadomie. Właśnie wtedy pojąłem, że naprawdę zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu z dzieciństwa. Jego szczupłe palce, leżące spokojnie na moim ramieniu, działały jak uderzenia i kopnięcia na ofiarę ataku. Nie chciałem dopuszczać do siebie takiej myśli, ale cichy świst wdychanego przez niego powietrza i zarys twarzy w mroku bardzo dobrze poradził sobie z każdą możliwą barierą postawioną wokół serca.

Przewróciłem się na lewy bok i teraz prawie całkowicie mogłem zanurzyć się w jego objęciach. To było okropne. Czułem się, jakbym go wykorzystywał, robił coś złego. Niedozwolonego.

Prawdą było, że chłopak przytulał wszystko, co popadnie podczas snu, ale wciąż to, co zrobiłem, wzbudzało we mnie obrzydzenie do siebie.
Nie mogłem jednak nie ulec pokusie i wtuliłem się w niego całkowicie. Widziałem jego spokojną twarz, pogrążoną we śnie. Zamknąłem oczy i odpłynąłem.

***

Obudziłem się. Na niebo wschodziło słońce, więc było może około siódmej bądź też ósmej rano. Gareth chrapał po drugiej stronie pokoju, a Stanley delikatnie uśmiechał się przez sen – leżał centralnie naprzeciwko mnie. Nasze twarze znów dzieliło kilka cali. Powoli zdjąłem jego rękę ze swojego ciała i położyłem ją na kołdrze pomiędzy nami. Ostatni raz, z tęsknotą i wielkim kłuciem w głębi serca, spojrzałem na siedemnastolatka. Przesunąłem się z powrotem na swoją, dostawioną część łóżka i przewróciłem na drugi bok. Pociągnąłem jeszcze nosem i próbowałem ponownie zasnąć.

Nie dałem rady. Wiedziałem, że tak nie mogłem robić. Nie powinienem był spełniać swojego pragnienia jego kosztem. Zamknąłem oczy, mimo, że nie byłem w stanie spać. Po prostu nie potrafiłem.

Dopiero co poznałem smak... Zauroczenia? Nie, miłości. Dopiero co poznałem smak miłości i już musiałem o nim zapomnieć. Wyrzec się go.

On po prostu by nie zrozumiał.
Wyśmiałby mnie. Zerwałby kontakt.

Mimo, że to Stan, którego nigdy nie posądziłbym o zostawienie kogokolwiek na pastwę losu.

Po prostu nie powinienem się w nim zakochiwać. Zrobiłem błąd, dopuszczając do siebie jakiekolwiek uczucia związane z nim. Ponownie pociągnąłem nosem; po moim policzku spływała łza.

Tak bardzo nie chciałem, aby tamten uścisk się kończył. Zupełnie straciłem głowę.

Jedna noc wystarczyła, aby moje całe życie wywróciło się do góry nogami.

。*✧✨✧*。

//Hej, hej! No i... Stało się. Rozkręciłam fabułę. Na początku myślałam, że to zbyt szybkie, żeby od razu to sobie uświadomił, ale z drugiej strony miłość przychodzi znienacka. Ja sama kiedyś obudziłam się rano i pomyślałam "kurde, ale mi się ten chłopak podoba" i mimo, że to żadna miłość nie była, to to wrażenie pojawiło się równie niespodziewanie.

Jak wrażenia? Musieliście czekać dwadzieścia rozdziałów aż Tim to ogarnął! W tym momencie tak bardzo nie mogę się doczekać waszych komentarzy, że mam nadzieję na ich najwięcej.

I dziś publikuję rozdział o dwie godziny za szybko, gdyż muszę iść spać przed szkołą, a zazwyczaj publikowałam około północy. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza.

Kolejną sprawą jest to, że jestem tak roztargniona, że ostatnimi czasy publikuję przypadkiem rozdziały, zatem jeżeli nie są to okolice poniedziałku – proszę was, abyście nie otwierali NOWEGO rozdziału, bo na 100% nie jest dokończony albo ma błędy. Dlatego szybko cofam publikację, ale wiadomo, że nie zawsze zdążę przed wami. Szczególnie, że jesteście naprawdę szybcy.

Ostatnie dwie rzeczy jakie chcę wam powiedzieć:

1. Mam teraz szkołę na głowie, więc jeżeli byłyby jakieś problemy z następnymi rozdziałami, to na pewno was o tym poinformuję na tablicy, którą polecam śledzić raz na jakiś czas!
2. Baaaardzo dziękuję za ponad 1.5k wyświetleń. Lecicie z tym strasznie szybko, jeszcze niedawno wbiło mi 100, a już niedługo będzie 2k. Jesteście przekochani!! Strasznie mnie motywujecie do dalszego pisania, kocham was!

Iiiiiii... To tyle! Do następnego tygodnia, trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top