16. Wziąłeś bluzę z suszarki?
Kompletnie pijany wszedłem do domu, uciszając Garetha. Rodziców i Gwen nie było tak czy siak w środku, bo pojechali do dziadków... Ale człowiek, który jest naładowany procentami i tak zachowuje się jak dureń. Jakimś cudem zamknąłem drzwi i szybko się podparłem na barku Stanleya.
– Przysypiasz na stojąco, głupku – mruknął jedyny trzeźwy w towarzystwie i wziął mnie pod ramię, każąc Garethowi poczekać. Zaprowadził mnie do mojego pokoju i wrócił się po blondyna do salonu. Jakim cudem wprowadził dwóch upitych gości na pierwsze piętro?
Też chciałbym to wiedzieć.
Kiedy grzebał w mojej szafie w poszukiwaniu koca dla Tremblay'a, ja leżałem na łóżku i rozbawiony wpatrywałem się w sufit.
– Wiedzialem, że to zły pomysł, żebyś w ogóle cokolwiek pił – Chłopak położył na podłodze karimatę i opatulił ją miękkimi materiałami.
Gareth prawie natychmiastowo został tam położony i odpłynął do innej krainy, lecz ze mną niestety nie było tak łatwo.
– Stan, kocham cię, brachu – Zaśmiałem się. – Ta bluza leżała tu miesiąc i skapnąłem się poprzedniej nocy!
– Idź spać, Tim – odparł spokojnie brunet.
– Ile przegród ma nos? – Położyłem sobie dłoń na twarzy. – Ej, ktoś mi ukradł nos!
– Tim... Błagam cię – Brązowooki mierzył mnie zmęczonym spojrzeniem. To nie pierwszy raz, gdy zobaczył mnie w takim stanie, ale i tak musiałem być dla niego męczący.
– Pewnie to ty masz mój nos i dlatego próbujesz mnie uśpić – Znacznie spoważniałem. – Chyba się zrzygam.
Stanley zerwał się z krzesła i uklęknął przy mnie.
– Na pewno? – jęknął, a ja kiwnąłem głową. Pomógł mi wstać i poszliśmy prędko do łazienki, obok pokoju Gwen.
Stanął za mną, a ja przechyliłem się w bok. Szybko mnie złapał, zanim upadłem i pomógł mi usiąść na podłodze. Złapał mnie od tyłu, za ramiona, a ja zawisnąłem nad muszlą klozetową.
– Jednak mi się nie chce – stęknąłem, na co ten odetchnął. Siedziałem tak jeszcze chwilę dla pewności i po chwili przemyłem twarz zimną wodą z kranu.
– Chodź, napijesz się wody – Wziął mnie ponownie pod ramię i zaprowadził na dół, do kuchni.
Zatoczyłem się kilka razy, ale zostałem posadzony na krześle. Zachichotałem tępo i zacząłem machać nogami.
– Ciekawe co robi Megan Wilson – Pokręciłem palcem po powierzchni stołu. – Pewnie śpi. Wiesz, Megan strasznie uroczo chrapie.
– Mhm – Stan nalał wody do szklanki i podszedł do lodówki.
– Albo znalazła sobie kogoś, kto ją kocha. Chociaż wiesz, ja ją bardzo kocham – Oparłem policzek na ręce. – Ciebie też.
– Yhy, jasne – Chłopak podał mi szklankę pełną wody z cytryną. – Wypij. Trochę cię otrzeźwi.
– Może powinienem się zejść z nią, żeby mnie nie brali za geja? Śmieszne, wiesz? Naprawdę ją lubiłem – Wziąłem łyk napoju. – Ale ciebie lubię tak samo. A może trochę bardziej.
– Wygadujesz głupoty, pij – Anderson włączył telefon i zaczął coś sprawdzać.
– Co robisz? – Zamieszałem metalową słomką w środku szklanki. – Leslie?
– Piszę do twojej siostry, żeby ją spytać, kiedy wracają – jęknął przeciągle. – Nie powinni cię widzieć w takim stanie.
– A Gwen cię kocha, hihi, kocha cię! – Skrzywiłem się lekko. – Głupia.
– Sam jesteś głupi – Uśmiechnął się. – I tak zapomnisz jutro o wszystkim.
– Ale o czym? – Zmrużyłem oczy, próbując skupić się na jego słowach.
– Wszystkim. O tym, że prawie się spawiowałeś i myślałeś, że ukradłem ci nos – Abi przeszła obok moich nóg i położyła się przy stopach Stanleya. – O Megan Wilson i o mnie.
– Ale naprawdę was kocham, jesteście przesłodcy! A Lizzie zrzygała się prawie na moje buty – Podrapałem się po głowie. – Fajne te gwiazdki były.
– Te spadające? – zapytał brunet.
– Taak, o co poprosiłeś? – Nachyliłem się nad stołem i wpatrywałem się w niego. – Jutro zapomnę, możesz powiedzieć. Gwiazdki mnie nie uznają.
– Żeby było między nami w porządku – Wzruszył ramionami. – Ostatnio mam wrażenie, że... Oddalamy się jakoś. Nie chcę stracić przyjaciela.
– Urocze! – Zachichotałem i po chwili przyjąłem lekkie uderzenie na głowę. – Ja chciałem...
– No? – Chłopak się zaciekawił. – Co chciałeś?
Wpatrzyłem mu się prosto w oczy i zmarszczyłem brwi. Co ja chciałem? Zapomniałem kompletnie.
– Nie pamiętam – Parsknąłem rozbawiony. – Naprawdę.
– Gwiazdy nadal spadają – Uśmiechnął się, a ja znowu zająłem się swoim piciem.
– Chciałbym w sumie... Znaleźć sobie kogoś fajnego w życiu – Pokiwałem głową na boki i zacząłem ponownie machać nogami.
– Megan? – Stan uniósł brew, a ja parsknąłem.
– Nie, raczej nie. Jednak jej nie kocham, to zupełnie inny świat – mruknąłem. – W ogóle, czemu Garethowi ostatnio tak odpierdala?
– To... To znaczy? – Nastolatek rzucił mi zmieszane spojrzenie.
– Zajął się nami jak jakaś swatka, a sam rzuca tęskne spojrzenia Mike'owi – Pokręciłem znowu rurką, obijając ją o ścianki szklanki. – Jakby chciał sobie zająć czymś głowę.
– Wiesz, Grizz to specyficzny człowiek – wymamrotał brązowooki, a ja dalej się w niego wpatrywałem. – Różne pomysły przychodzą mu do głowy. Ale chyba ci to nie przeszkadza, no nie?
– Coś ty – Roześmiałem się głośno, na co ten mnie uciszył, przystawiając sobie palec do ust. – Przecież cię kocham, stary.
– Naprawdę głupek z ciebie – Chłopak wstał, a ja podążyłem za nim wzrokiem.
Abi warknęła przez sen i zaczęła machać łapami. Pewnie śniło jej się, że jest wilkiem, albo coś w ten deseń. Znów zwróciłem spojrzenie na Andersona. Chłopak wyglądał przez okno – obserwował gwiazdy. W sumie zastanawiające, naprawdę wydawało mi się niemożliwe, aby spadały w listopadzie. A rzecz w tym, że właśnie jedenasty miesiąc roku się zaczął i nie powinno mieć to miejsca.
Ale ja się nie znam na astronomii, więc nawet nie wiedziałem, o czym mówię, czy też w ogóle myślę.
Zresztą, ja się nawet na życiu nie znałem i nie wiedziałem, czy dobrze o nim myślałem. O nim.
***
Obudziłem się rano, w swoim łóżku, z potężnym bólem głowy. Po Stanleyu nie zostało ani śladu, za to na podłodze spał wciąż nasz blondwłosy przyjaciel. Wyszedłem z pokoju i rozmasowując skroń, wstąpiłem do kuchni. Pusto.
Zobaczyłem na stole szklankę z wodą i cytryną. Prawie nic nie pamiętałem, ale to naczynie jakoś utkwiło w mojej głowie.
– Staaan? – wyjęczałem i napiłem się napoju.
– Czekaj! – Usłyszałem jego głos. Był w łazience, obok salonu.
Po chwili dotarł do mnie również dźwięk odkręcania kranu od umywalki. Podszedłem tam, stanąłem obok drzwi i oparłem się o ścianę.
– Zdechnę zaraz – wymamrotałem do siebie i w tym samym czasie chłopak wyszedł z pomieszczenia.
Patrzyłem na niego zmęczonym wzrokiem, a on uśmiechał się delikatnie. Miał taki radosny wyraz twarzy.
– Będziesz rzygał? – zapytał w końcu, tym samym wyrywając mnie z transu.
Jednakże jego grymas twarzy zmienił się w coś między drwiną a zmartwieniem. Nie potrafiłem go rozszyfrować. Pokręciłem przecząco głową, a Stan zaśmiał się cicho i poszedł do kuchni. Zdziwiłem się lekko i wkroczyłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i wtedy zrozumiałem, że wyglądałem jak zombie. Prawdopodobnie to go rozśmieszyło. Przepłukałem twarz lodowatą wodą i przeczesałem włosy dłonią.
***
– Stan, co się wczoraj działo? – Stanąłem przed nim i przytrzymałem się krzesła. – Co ja mówiłem?
– Jak bardzo mnie kochasz i, że ukradłem ci nos – Przewrócił oczami. – Szkoda, że nie serce.
– Pytam na poważnie – Zmarszczyłem brwi, a Stanley rzucił mi rozbawione spojrzenie.
Och, czyli naprawdę to mówiłem.
– Przepraszam – Zawstydziłem się. – Wiesz, że tak nie myślę...
– Podobno słowa pijanego, to myśli trzeźwego – Grizz poklepał mnie po plecach. Zczerwieniałem i zacząłem się nerwowo śmiać.
– Kiedy tu wszedłeś? – Próbowałem zmienić temat.
– Z trzy minuty temu, ale bardzo fascynująca historia. Chętnie usłyszę więcej – Grizz roześmiał się. – Jestem ciekaw, co tu się wydarzyło, kiedy spałem.
– Kolejny głupek do kolekcji – wymamrotał Stan, a my popatrzyliśmy po sobie.
Jak zwykle, miał rację.
– Tim niedługo po naszej rozmowie zaczął ziewać. Zaprowadziłem go do łóżka i posiedziałem chwilę na krześle w pokoju. Jak już uznałem, że się nie zrzygacie w nocy, to poszedłem na dół i chwilę oglądałem jakiś film. Potem zasnąłem i obudziłem się może z godzinę temu – Brunet wszystko opowiedział szczegółowo... Aż zbyt.
Niemożliwe, aby spamiętał to tak dobrze. Coś było na rzeczy, ale nie pamiętałem prawie nic z tamtejszej nocy, oprócz...
– Wziąłeś bluzę z suszarki? – zagadałem.
– Nie chce mi się – odparł z kamienną miną.
Na pewno było coś na rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top