15. Przebrałeś się za siebie

Impreza Halloweenowa miała odbyć się w sobotę, ale najpierw wróćmy do piątkowego popołudnia.

– Lilith Sullivan i Timothy Warren, dostajecie "A" z minusem za projekt z dzieckiem – mruknął pan Wright i kliknął coś na komputerze. Posłałem radosne spojrzenie dziewczynie, a ona podniosła kciuk do góry.

Mike i Stephanie przynieśli do szkoły – tak jak sądziliśmy – ciasto czekoladowe zrobione z ich mąki.

– Co to jest? – Nauczyciel uniósł wzrok na parę. – Gdzie dziecko?
– Wie pan, dzieci dorastają... Nasza mąka zamieniła się w piękne ciasto. Jesteśmy dumnymi rodzicami – Stephanie wyszczerzyła się.
– Córka po prostu szybciej się rozwija. Nie może pan tego pojąć, panie Wright? – Mike zmrużył oczy, a nauczyciel pokręcił zrezygnowany głową. – Czy ma pan problem do naszego dziecka?
– "B" plus... Za dobre chęci – powiedział i odesłał ich na miejsca.
Mike zadowolony usiadł obok mnie i założył ręce na klatce piersiowej.
– Zjemy to ciasto – wyszeptał, ale ja jedynie wsłuchiwałem się w kolejno stawiane oceny.

Po krótkim czasie nadeszła pora na Garetha i Rebbecę (och tak, już byłem pewien, że to jej imię).

– To nawet nie ta mąka, panie Tremblay – Popatrzył również na cheerleaderkę – Panno Perkins.
– No, tamta się rozwaliła... Ale kupiliśmy nową i jest z nami szczęśliwa! – odparł Grizz.
– Panie Tremblay... Czy jeżeli upadnie panu dziecko, to zrobi sobie pan nowe? – Ronald Wright złapał się za głowę.
– Mąka to nie dziecko, niech się pan cieszy, że odkupiliśmy chociaż – Rebecca założyła ręce.
– "D" plus – mężczyzna machnął dłonią. – Zejdźcie mi z oczu.

Lizzie i Stanley jako jedni z nielicznych otrzymali "A". Po skończonej lekcji wyszliśmy na korytarz.

– Szkoda, że nie można się u nas w szkole przebierać na Halloween – Westchnęła Lilith, a Mike ją poparł.
– Pamiętajcie o jutrzejszej imprezie u Craig'a Sheya! – przypomniał Gareth, na co wszyscy skinęli głowami. – Ja się przebieram za misia! Mam uszka i taką puchatą bluzę...
– Przebierasz się za misia Grizzly? - Parsknął Murphy, a blondyn szybko to potwierdził.
– A wy, za co się przebieracie? – zapytał zaciekawiony.

Zupełnie nie wiedziałem, za co. Nie miałem żadnego pomysłu, zatem wzruszyłem ramionami i pozwoliłem mówić innym.

– Za czarownicę – Lilith zaśmiała się cicho. – Zresztą, jak co roku.
– Myślałem po prostu, żeby ubrać rogi diabła i do tego czerwony golf – Anderson podrapał się po karku. – Nie jestem kreatywny.
– Ja przebieram się za policjanta – Mike rozglądnął się po korytarzu. – Patty przyjdzie, pytałem ją.
– O, a za kogo się przebiera? – Lilith ożywiła się momentalnie.
Kim Possible – mruknął Gareth i sporzał na mnie. – A ty, Tim? Za co się przebierasz?

– W sumie to nie mam pomysłu, chyba za to, za co rok temu – Podrapałem się po głowie, na co Tremblay zacmokał z dezaprobatą.
– Rok temu przebrałeś się za siebie – Zmarszczył brwi. – W tym roku zostaniesz... Eee, aniołkiem!
– Pojebało cię chyba – Zaśmiałem się. – W białych ciuszkach jeszcze nigdy nie wyskoczyłem na żadną imprezę.
– Więc trzeba to zmienić, na pewno masz coś białego! – Blondyn położył sobie ręce na biodrach. – Albo chociaż niebieskiego. Aureolkę i skrzydła to ja ci pożyczę... Tylko musisz potem oddać, bo Bóg mi następnych nie zrobi.
– Śmieszne – Parsknąłem, ale widocznie nie miałem już nic do gadania.

Po prostu musiałem się pogodzić z faktem, że będę paradował w przebraniu anioła na imprezie u Craig'a Sheya.

Dzień skończył się bardzo szybko, a w nocy prawie wcale nie mogłem spać. Gapiłem się w sufit, myśląc o tym, co niedawno usłyszałem od Lilith.
– Co za głupie gadanie... – wyszeptałem sam do siebie i przewróciłem się na bok.

W pewnym momencie poczułem pod ręką naprawdę przyjemny materiał, a gdy oświeciłem go telefonem, aby zobaczyć, co zapomniałem wyjąć z łóżka, skamieniałem.
Od około miesiąca, w szparze między łóżkiem a ścianą leżała bluza.

Bluza Stanleya.

Uderzyłem się w czoło i podniosłem ubranie do góry. Bordowy materiał zwisał mi nad twarzą, a ja wpatrywałem się w niego. W końcu opuściłem własność przyjaciela i westchnąłem.
Pachniała nim nadal i to bardzo intensywnie. Dziwne, że się nie upomniał... Ale rzeczywiście od tamtej pory nosił inną bluzę w szkole.

Zasnąłem

***

Wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy całą czwórką do Stanleya. Jak zwykle – ja po środku, Lilith po lewej, Mike za kółkiem, a Gareth obok niego.
Było około osiemnastej, więc impreza zaczęła się dobre pół godziny wcześniej. Blondynka poprawiła swój kapelusz czarownicy, jednocześnie trącając moją aureolę.

– Aj, przepraszam! Już, naprawiam! – Uśmiechnęła się i przekrzywiła opaskę w drugą stronę. – Idealnie!
– No ja mam nadzieję – Zaśmiałem się cicho, na co Gareth odwrócił głowę w naszą stronę. Blondyn miał namalowany zwierzęcy nos i podkreślone na czarno oczy; w sumie, wyglądał jak miś z bajki dla dzieci.

– Dobrze zrobiłem, że użyłem na tobie tego lakieru do włosów – Chłopak podrapał się po brodzie. – Rozepnij guzik koszuli.

Jak polecił, tak zrobiłem, na co tamten z aprobatą pokiwał głową. Lilith podniosła oba kciuki do góry i wyszczerzyła się. Wkrótce stanęliśmy na podjeździe Andersonów i do samochodu wparował Stan.

– Hej wszystkim – Brunet uniósł dłoń w geście powitania i zapiął pas. – Niedźwiedziu, panie glino, czarownico i Aniele Boży.
– Stróżu mój – wymamrotałem, na co ten się zaśmiał. – Przypomniałem sobie, że mam twoją bluzę. Po imprezie ci oddam, bo wisi na suszarce w domu.
– Zapomniałem w ogóle, że ci ją dałem – Wzruszył ramionami.
– Nadal jesteś chory? – zagadała Lilith, a ja pokręciłem głową.
– Nie, jest okej – przyznałem i popatrzyłem na drogę przed nami. Nie lubiłem za bardzo imprez, ale nie narzekałem jakoś za bardzo. W końcu mieliśmy trzymać się wszyscy razem.

Mieliśmy.

Zorientowałem się, że jestem sam, gdy Lilith uciekła gdzieś ze Stephanie, Gareth i Stan wkręcili się w karaoke, Mike poszedł flirtować z Patty Hughes, a ja siedziałem na kanapie, między pijaną Lizzie Baker a nieprzytomnym Billem Brewerem. Zapowiadał się przecudowny wieczór, w towarzystwie przyjaciół... Ale cóż, wyszło jak zwykle.

– H.... Thimo.... Timothy – Lizzie oparła głowę na moim ramieniu. – Czemu tu sieee...dzisz? Gdzie Garold?
– Gareth – poprawiłem ją i nawet nie reagowałem na to co robiła. – Śpiewa na karaoke.
– O mój Boże! Ko... Kocham karaoke! Zabierz mnie na karaoke! – zarządała Wietnamka.
– Lizzie, jesteś pijana. Przecież my normalnie nawet ze sobą nie rozmawiamy – mruknąłem i odsunąłem ją od siebie, widocznie w idealnym momencie...
Nastolatka chwilę później postanowiła zwrócić zawartość żołądka na wykładzinę rodziców Craig'a Sheya. Nie mogłem dłużej siedzieć w tym smrodzie, więc podałem jej wodę ze stołu i odszedłem. Nie mój rzyg, nie moja sprawa.

Przeszedłem obok telewizora, gdzie rozgrywał się turniej piosenki. Stan obserwował to z boku, a Gareth śpiewał utwór Lady Gagi... Cóż, przeszedłem obok nich; ani Lilith i Stephanie, ani Mike i Patty nie znajdowali się w moim polu widzenia, zatem nie chcąc ich szukać, wyszedłem na taras. Świeże powietrze znacznie mnie orzeźwiło. W domu śmierdziało alkoholem, papierosami, jedzeniem i wymiotami Lizzie oraz kilku innych osób. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co by powiedzieli na to państwo Shey.

Craig jako jeden z bogatszych dzieciaków w naszej szkole posiadał basen – który, jak zauważyłem, nie był jeszcze okupowany przez nikogo. Jednak podchodząc bliżej, na skraju basenu, dostrzegłem Michaela Murphy'ego, siedzącego i całującego rudą rówieśniczkę z klasy 11a.

Powoli i niezauważalnie wycofałem się i skierowałem krok do ogrodu z drugiej strony posiadłości. Obecność fanów krykieta nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem, dlatego zrezygnowany wróciłem do środka. Momentalnie imprezowy smród dopadł moje nozdrza i przyprawił o mdłości. Nie zamierzałem wracać do Lizzie oraz Billa i wąchać rzygów, powoli wchłaniających się w podłogę, zatem udałem się na górę. Moja nadzieja w tamtym momencie opierała się tylko na tym, żeby nie trafić na żadnych ćpunów albo seksoholików, jak w tych wszystkich filmach.

Pociągnąłem za klamkę pierwszych lepszych drzwi, ale były zamknięte na klucz. Nie zamierzałem podejmować dalszych prób otworzenia ich, zatem poszedłem dalej. Następne drzwi z kolei były otwarte i prowadziły do łazienki. Wszedłem do środka i sprawdziłem, czy na pewno ktoś nie zasnął w wannie, albo jakimś kącie – a kiedy byłem już pewny, że zostałem sam, szybko zakluczyłem drzwi i oparłem się o umywalkę. Popatrzyłem w lustro i westchnąłem, poprawiając znów przekrzywioną aureolę.

– Nonsens, co ja tu w ogóle robię? Uciekam od ludzi, a nie o to przecież chodzi w imprezach... – wyszeptałem do siebie i po chwili w pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie. – Zajęte!
– Tim? – Usłyszałem żeński głos. – To ja, Stephanie! Szukamy cię z Lil!
– Co? – Otworzyłem drzwi, a kasztanowowłosa wparowała do środka.
– Chciałyśmy wam coś pokazać, ale chłopcy są... Zajęci, więc szukałyśmy tylko ciebie – Nastolatka uśmiechnęła się lekko, a ja westchnąłem.
– No dobra... To prowadź – Odwzajemniłem mimikę, a ona podskoczyła radośnie, złapała mnie za przedramię i pociągnęła do schodów.
– Lilith! Znalazłam go! – Krzyknęła, przygłuszana przez muzykę, ale na szczęście blondynka ją usłyszała i spojrzała na nas z szerokim uśmiechem.

Zeszliśmy po schodach i zostałem zaciągnięty ponownie na zewnątrz. Fala rzeźkiego powietrza otuliła nas i cała trójka lekko zadrżała.
– To... Co chciałyście pokazać? – Rozglądnąłem się, na co roześmiana Lilith ujęła moją twarz w dłonie i przekierowała w górę.
Niebo było całe czarne i pokryte drobnymi światełkami, ale to, co najbardziej rzucało się w oczy... To fakt, że znaczna część owych punkcików się poruszała.

– Wow! Przecież deszcze spadających gwiazd są chyba w sierpniu, a nie pod koniec października, nie? – Zdziwiłem się.
– Piękne, prawda? – Lil zachichotała cicho.
– O w mordę, spadające gwiazdy! – Usłyszeliśmy głos Grizza za sobą i odwróciliśmy się szybko. – Ale super!
– No, no, jego zawołałyście, a nas nie? – wydukał Stanley. – Ta zniewaga krwi wymaga.
– Dobrze powiedziane, zważając na to, że przebrałeś się za diabła – Zauważyła Hetfield, przez co Anderson uśmiechnął się.
– Świetne zombie z ciebie – skomplementował, na co ona ukłoniła się w podzięce.

Usiedliśmy razem na trawniku i patrzyliśmy w piątkę na niebo. Mike jako jedyny nie przyszedł, ale nie winiłem go za to. Uśmiechnąłem się pod nosem i wpatrzyłem dokładnie w niebo.
– Dobra, pomyślmy jakieś życzenia! – Gareth klasnął w dłonie i od razu wszyscy w zastanowieniu zamknęli oczy.
– Już! – Powiedziały dziewczyny i Grizz w jednym czasie. Chwilę później Stan również powiedział, że złożył życzenie. Siedziałem najdłużej, myśląc nad tym i jedyne na co wpadłem, to "chciałbym dowiedzieć się, kim jestem".

– Oby się spełniło, cokolwiek sobie wymarzyliście – Sullivan oparła głowę na ramieniu swojej dziewczyny, a ja poczułem niemiły chłód.

Nagle podbiegł do nas Craig z kilkoma osobami i aparatem, ponieważ uznali, że to idealny pomysł, aby zrobić nam polaroidowe zdjęcia.
– Powiedzcie "cukierek albo psikus"! – zaproponowała jakaś dziewczyna.

Wystawiłem dwa palce w górę, pokazując znak pokoju, a w moje ślady poszedł również Stanley.

– Cukierek albo psikus! – krzyknęliśmy jednym chórem i zdjęcie wypadło z aparatu.

。*✧✨✧*。

//Cześć kochani! W ten sposób rozpoczynamy dzisiejszy maraton – z okazji końca miesiąca, a tym samym końca wakacji! Życzę wam samych dobrych ocen – jeśli idziecie do nowej szkoły, to powodzenia! A jeżeli już skończyliście szkołę i idziecie na studia lub do pracy, to również wszystkiego dobrego!

Co sądzicie o tym rozdziale? Podzielcie się koniecznie wrażeniami! Wiem, że zawsze o to was pytam, ale po prostu chcę nawiązać kontakt z moimi ukochanymi czytelnikami!

Nooo, to już chyba wszystko. Życzę miłego maratonu i mam nadzieję, że cieszycie się z nowych rozdziałów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top