13. Jest październik, Tim. Październik!

Minęło kilka dni, dzięki czemu nastał kolejny miesiąc – październik.

Tego dnia szedłem szkolnym korytarzem w otoczeniu przyjaciół, gdy nagle w moim zasięgu wzroku pojawiła się pewna osoba.

Dziewczyna zarzuciła swoje blond włosy do tyłu i pełna radości przytuliła towarzyszącego jej adoratora.

– Jezu, Tim! Weź oddychaj! – Grizz szturchnął mnie łokciem w żebra, a ja wypuściłem powietrze z płuc. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstrzymałem oddech.
– Szybko znalazła sobie nowego chłopaka – stwierdził Mike. – Albo to ty się nie śpieszysz z poznaniem kogoś.
– Ej, on nie musi nikogo mieć. Ty przecież też jesteś sam! – Lilith zmarszczyła brwi. – Żaden z was nikogo nie ma!
– Tyle, że Tim długo tak nie da rady pociągnąć. Niedługo zacznie się jego "paranoja" – wtrącił Gareth.
– Nie mam paranoi – Warknąłem zirytowany. – Amber to przeszłość. Jeżeli jest szczęśliwa z...
– Williamem Brewerem – powiedział Stan, który znał go ze swojej drużyny.
– Jeżeli jest szczęśliwa z Bill'em Brewerem, to mi nic do tego. Widocznie on jest lepszym materiałem na chłopaka ode mnie – wyjaśniłem szybko, a Lilith pokiwała niepewnie głową.

Wszyscy w naszej paczce woleli dziewczyny, ale przecież żadne z nas nie myślało jak heteroseksualna panienka, więc skończyliśmy temat.
Przeszliśmy obok pary i rzuciliśmy im szybkie "cześć" – moja była dziewczyna rozszerzyła oczy i czym prędzej nas zatrzymała.

– Tim, czekaj! Przepraszam. No wiesz, za to wtedy... Nie chciałam cię obrazić, wiesz... Jak zrywaliśmy – Dziewczyna położyła swoją drobną dłoń na moim barku. Spojrzałem na jej rękę, a potem na nią, niezbyt świadomy tego, co planuje powiedzieć dalej.
– Nie no spoko, ja... – zacząłem mówić, lecz ona szybko przerwała moją wypowiedź.
– Gdybym wiedziała, że jesteś gejem, to bym to zrozumiała. Myślałam, że jestem dla ciebie problemem, a ty miałeś tak wielki kłopot ze sobą! Nie ze mną! – wydusiła z siebie, pełna fałszywej skruchy. – Przykro mi, że cię tak potraktowałam...
– Ge...jem? – Kaszlnąłem, patrząc na nią i niedowierzając w to, co słyszałem.
– Ty i Stan... Boże Tim, nie chciałam cię skrzywdzić wtedy, w sierpniu. Myślałam po prostu, że wolisz przyjaciół ode mnie – wydukała siedemnastolatka. – No i wolałeś...

Widząc to, jak się zachowywała i słysząc kolejne słowa płynące z jej ust, odszedłem w milczeniu. Nawet nie miałem ochoty zobaczyć jej reakcji.

Myślałem, że chciała po prostu pogadać jak znajoma ze znajomym – tymczasem jej chodziło jedynie o mój rzekomy coming out – a ja doskonale pamiętałem, jak na imprezach żartowała z homoseksualistów, jeszcze będąc trzeźwa. Nie zamierzałem słuchać dalej tych głupot, a cała reszta ruszyła za mną, zostawiając Scott w tyle.

– O co chodzi, czemu jej nie wytłumaczyłeś? – zapytał Stan.
Byłem w stanie wyczuć jego zmartwiony ton głosu.
Przecież to też jego sprawa; zastanowiłem się, czy zawrócić, ale...
– Cisnęła bekę z gejów trzy miesiące temu, a teraz nagle jej się odmieniło? No to nieźle – mruknąłem i zwolniłem w końcu kroku.

Stanęliśmy pod salą od biologii, by po chwili móc wejść do środka.
Lekcja rozpoczęła się tym, że musiałem przymusowo usiąść z Mike'iem, bo nauczyciel zapragnął rozsiąść go oraz Stephanie.

– Co wy robiliście? – Zmierzyłem go wzrokiem a tamten przewrócił oczami.
– Graliśmy w państwa miasta – mruknął, wbijając przy tym intensywnie wzrok w nauczyciela. – Nie znoszę tego gościa.

Mniej więcej dziesięć lat młodszy od mojego taty mężczyzna rzucił nam gniewne spojrzenie, a ja posłałem mu w odpowiedzi uśmiech. Ten jedynie westchnął i zaczął pisać coś na tablicy. Obserwowałem przez chwilę, jak zwinnie zapisywał temat, aczkolwiek bardzo szybko powróciłem do konwersacji z przyjacielem.

– Jest już październik – Trafnie zauważył, a ja skinąłem głową.
– Niedługo halloween – wyszeptałem. – Craig Shey robi imprezę.
– Wiem. Ciekawe czy Patty przyjdzie – Zamyślił się.
– Patty? – Uniosłem brew, nie do końca rozumiejąc, co towarzysz ma na myśli.
– Patricia Hughes z 11a – Mike zmrużył oczy.
– Ona jest w mathletach, pojebało cię do reszty? Przecież jak cię o coś zapyta, to zniszczysz ją swoją głupotą – Parsknąłem z rozbawienia i sądzę, że właśnie to mnie zgubiło.

Pan Ronald Wright czym prędzej zareagował.
– Timothy Warren – powiedział dosyć głośno, a ja uniosłem wzrok. – Coś cię bawi?
– Nie, proszę pana – Wstałem, jak przystało, ale ten zezwolił mi usiąść.
– W takim razie proszę słuchać wykładu, bo przyda się w życiu – Kaszlnął dosyć głośno, przez co po klasie rozeszły się ciche szepty i stłumione chichoty.

Obejrzałem się po uczniach i zmarszczyłem brwi.
Zupełnie nie wiedziałem, jaki jest temat lekcji i dopiero z tablicy odczytałem "zapłodnienie". Wydawało mi się, że powinniśmy przerobić ten temat na edukacji seksualnej, ale nie narzekałem.

I tak nie zamierzałem słuchać tego gościa. Jedyne kobiety jakie chciały wejść do jego domu to pewnie jehowe... Nawet nie byłem pewien, czy on ma żonę. Brakowało obrączki na jego palcu, ale w tych czasach nic niewiadomo, to nie jakiś pierścionek świadczy o relacjach z drugim człowiekiem. O miłości.

Z zamyślenia wyrwał mnie Mike, który szturchnął moje ramię.

– Ej, projekt będzie – wyszeptał, a ja starałem się myśleć trzeźwo, mimo, że czułem się jak napity.
– Każdy z was dostanie paczkę mąki i przez tydzień musi o nią dbać jak o niemowlę, jeśli paczce się coś stanie... Będę wiedział, bo nie możecie nigdzie takiej znaleźć. Projekty zostaną ocenione pod koniec miesiąca – wybełkotał belfer. – Dobierzcie się w pary. Chłopcy z dziewczynami.
– Panie profesorze, a po co ten projekt? – zapytała Stephanie.
– Żeby nam obrzydzić bachory – rzucił Gareth w odpowiedzi.

Profesor Wright nie pisknął ani słowem i rozłożył na ławkach paczki.
Rozglądnąłem się dookoła poszukując idealnej partnerki do wychowania paczki mąki. Moja wybranka musiała mieć spektakularną osobowość i być delikatną osobą...

– Hej Tim, chcesz być tatą? – Lilith pokazała mi niebieski pakunek, na co ja pokiwałem głową.
– Jak chcesz nazwać naszą zmieloną pszenicę? – Założyłem ręce.
– Nazwijmy go Jayden. Jayden Sullivan-Warren – Dziewczyna szybko narysowała uśmiechniętą buźkę na papierze.
– Jesteście nienormalni – Mike roześmiał się, widząc wszystko, co robiliśmy.
– Ciiiiicho, bo Jayden usłyszy i się rozpłacze – Uśmiechnąłem się, na co ten niedowierzając, pokręcił głową.

Zauważyłem, że Michael dobrał się w parę ze Stephanie Hetfield; Gareth z jakąś cheerleaderką, której imienia zupełnie nie byłem w stanie sobie przypomnieć, mimo, że byliśmy razem w klasie od ponad dwóch lat lat (chyba miała na imię Rebecca). Stanley z kolei szybko znalazł pomoc u Lizzie Baker.

W sumie, Lizzie była super dziewczyną i zastanawiałem się, czemu nie rozmawiałem z nią prawie wcale... Byliśmy przecież razem w klasie przez niecałe trzy lata. Jedyne co wiedziałem, to fakt, że nazwisko Lizzie idealnie współgrało z zawodem jej rodziców – mieli własną piekarnię. Brunetka była wietnamskiej urody i zawsze dbała o swój wygląd. Nie była jednak pustą lalunią i dlatego właśnie tak bardzo mnie zaskoczył nasz brak jakiegokolwiek kontaktu.

Lizzie nie pasowała do Stana, oboje byli zbyt mili. Tylko by się w kółko przepraszali.

– Timothy! – Lilith pociągnęła za rękaw mojej koszuli (co wystarczyło, aby wyrwać mnie z zamyślenia). – Nie słuchasz mnie. Jesteś ostatnio strasznie nieobecny...
– Przepraszam – Położyłem sobie dłoń na policzku. – Możesz mówić.
– Powiedziałam, że przyjdę do ciebie dzisiaj, jeśli nie widzisz w tym problemu i omówimy wszystko na spokojnie. Jak ci nie pasuje, to możemy się spotkać w innym terminie... – Blondynka kołysała mąkę jak niemowlaka. Widocznie bardzo dobrze wcieliła się w swoją rolę... A przynajmniej robiła to na potrzeby omamienia nauczyciela; już w pierwszym możliwym momencie.
– Nie, w porządku. Przyjdź – Przetarłem powiekę wierzchem dłoni, a nastolatka zapowiedziała, że pójdzie ze mną od razu po szkole...

Rozglądnąłem się jeszcze raz po klasie i znów zobaczyłem dziesięć pozostałych par. Zadzwonił dzwonek, a ja zrozumiałem, że nadszedł czas na wyjście z sali. Trzymałem Jayden'a w bardzo bezpiecznym uścisku, żeby przez przypadek go nie upuścić i nie zaprzepaścić już na starcie możliwości na "A" z plusem.
W końcu dobrze wykonany projekt, to świetnie oceniony projekt.

"Jeszcze tydzień, na spokojnie... Dasz radę!" – pomyślałem, wchodząc do kolejnej sali i kładąc "potomka" na ławce. Tata uśmiechnął się do mnie, a ja przywitałem go machnięciem ręki. Chyba musiałem z nim porozmawiać, takie odniosłem wrażenie. Podszedłem do jego biurka i oparłem się o nie dłonią.

– Lil dzisiaj do nas przyjdzie – zagadałem, na co ten pokiwał głową.
Widocznie próbował ukryć uśmiech, malujący się na jego twarzy.
Westchnąłem cicho, nawet nie próbując go uświadomić, że dziewczyna nie była mną wcale zainteresowana.

– Zjedzcie coś na mieście, dzisiaj nie będzie obiadu. Wracam później, bo wieczorem będą spotkania z rodzicami – Uświadomił mnie szybko. – Przeleję ci na kartę pieniądze.
– Dzięki, tato – Uśmiechnąłem się i skierowałem krok w stronę ławki.
– Panie Warren – poprawił mnie.

Matematyka była ostatnią lekcją.

Po skończonych zajęciach staliśmy na parterze szkoły.
Oparłem się o szafki, czekając, aż Lilith obwiąże swój bordowy szal wokół szyi.

– Zastanawiam się, jak może ci nie być zimno w tej jeansowej kurtce – Prychnęła i zabrała w końcu ode mnie Jayden'a. – Jest październik, Tim. Październik!

Skierowaliśmy się do wyjścia; w tym czasie próbowałem wytłumaczyć blondynce, dlaczego nie jest mi zimno. Kiedy jednak otworzyliśmy drzwi, a wiatr otulił moją twarz, od razu pożałowałem swoich słów i pewności. To był już ten moment, kiedy mogłem zacząć nosić bluzę z logo szkoły, zamiast mundurku.
Zaczerwieniłem się od mrozu i w końcu również kichnąłem.

– Aha! Wiedziałam! – krzyknęła dziewczyna i uderzyła mnie lewą dłonią w ramię. – Ty... Ty jesteś chory jeszcze od wtedy, jak rozpadał się śnieg!
– Upuścisz zaraz nasz projekt – Westchnąłem cicho. – Uważaj, bo nie chcę dostać "F" za zabicie mąki.
– To ty go nieś, jak taki mądry jesteś! Dzieci to trudna sprawa! – mruknęła przeciągle. – W końcu wykład Wright'a "przyda się w życiu", bla bla bla.

Gadała zupełnie jak Gareth...

Zabrałem jej paczkę z rąk i niosłem pod pachą. Najlepszym uczniem nie byłem, ale jak już za coś się zabiorę, to robię to do końca.

– Dobra, stawiam ci maka, ale ojcem twojej mąki to jestem tylko i wyłącznie zastępczym – Rozglądnąłem się dookoła i wstąpiłem na przejście dla pieszych.
– Stawiasz mi maka? Za co to? – Pobiegła za mną, a ja wzruszyłem ramionami. Lilith pokiwała głową i opatuliła swoją twarz bardziej szalikiem. – Nie założysz jakiejś bluzy? Rozchorujesz się na dobre i nie pójdziesz na imprezę do Craig'a.
– Muszę przystanąć gdzieś, a na ulicy przecież się nie zatrzymam. Mam ją w plecaku – wytłumaczyłem, na co ta (ku mojemu zaskoczeniu) odpięła zamek mojej torby i wygrzebała z niej bordową bluzę ze złotym napisem "HS" na lewej piersi.

Złapałem wdzięcznie za materiał i będąc już na chodniku, postanowiłem się ocieplić.

– W sumie, to masz młodszą siostrę, co nie? – Nieśmiała do tej pory Sullivan wyszczerzyła zęby i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała dalej. – Chętnie bym ją poznała, jestem ciekawa czy jest do ciebie podobna.
– Gwen jest... Specyficzna. Ale mamy podobno takie samo poczucie humoru – Wzruszyłem ramionami. – Jej najlepsza przyjaciółka to kuzynka Grizza.
– Coś ty! – Otworzyła lekko usta.
– No, córka jego wujka od strony mamy. Czy jakoś tak – Wskazałem przed siebie. – Jak skręcimy teraz w prawo, to szybciej dojdziemy do maka.
– Więc chodźmy – Usłyszałem.

Więc chodźmy.

。*✧✨✧*。

//Hej ho! Przychodzę z nowym rozdziałem i (mam nadzieję) cudowną informacją, że już za mniej więcej dwa tygodnie pojawi się następny maraton liczący aż trzy rozdziały! Cieszycie się? Bo ja bardzo!

Swoją drogą, to hej, starszaki! Jak tam wyniki matur oraz egzaminów zawodowych (jeśli już były, bo matur były na pewno)?

Hej absolwenci podstawówek! Jak tam rekrutacja do szkół? Ja sama – właśnie dziś – zaniosłam ostatnie dokumenty i mogę się już dumnie nazywać licealistką!

Pamiętajcie jednak, że jeżeli nie dostaliście się na pierwszy wybór, nie znaczy, że macie czuć się gorzej. Szkoła to jedynie placówka. Być może waszą przyszła klasa i nauczyciele będą fajni?

A nawet jeśli nie, to byle do końca edukacji! Damy radę!

Wracając do tematu, pamiętajcie o podzieleniu się swoimi wrażeniami no i... Do zobaczenia w sekcji komentarzy oraz za tydzień w nowym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top