never grow up || one shot

Obi-Wan nie wiedział wiele o opiece nad dziewięciolatkiem, tym bardziej, że tym dziewięciolatkiem był Anakin Skywalker, jego bardzo potrzebujący uwagi Padawan.

Bez lepszego doboru słów, Anakin był trudnym dzieckiem, niesamowicie cudownym, ale trudnym. Widział i przeżył zdecydowanie zbyt wiele jak na dziewięcioletniego chłopca, zbyt wiele niż sam Obi-Wan był w stanie sobie wyobrazić i nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie się nim odpowiednio zająć, nie wiedział, czy będzie dla niego wystarczająco dobrym Mistrzem.

Robił wszystko co mógł. Pomagał mu czesać włosy rano, podsuwał mu większe porcje jedzenia, widząc jak chudo chłopiec wygląda, sprawdzał czy dobrze umył zęby, a nawet czasami zabierał go do Dexa.

Ale przez większość czasu, wszystko było po prostu trudne.

Życie niewolnika zdecydowanie odcisnęło na nim piętno. Były zachowania Anakina, które bardzo go niepokoiły, zachowania, których Obi-Wan nie do końca rozumiał, pomimo, że się starał.

Jak na przykład sytuacje w której Anakin chował jedzenie do kiszeni, aby "przechować je na później". Dopiero po tygodniu Obi-Wan zrozumiał, że chłopiec boi się tego, że zabraknie mu jedzenia. Kolejny tydzień zajęło mu aby przekonać go, że w Świątyni jest wystarczająco jedzenia i zawsze będzie miał je pod ręką.

Albo sytuacja w której Anakin ugryzł koleżankę z klasy bo myślał, że ma zamiar ukraść mu ciastko. Całe to zdarzenie stało się tak głośne, że sam Mistrz Yoda go o tym powiadomił.

Poza tym Anakin był dość samotny. Obi-Wan zachęcał go, aby znalazł sobie przyjaciół w swoim wieku, żartując, że nie może ciągle być przyczepiony do końca jego szaty i słuchać jak plotkuje z Quinlanem. Zakończyło się to oczywiście lśniącymi oczami  i zapewnieniami Obi-Wana, że wcale nie zamierza go odesłać z powrotem na Tatooine, i wcale nie ma go już dość.

Ale mimo tego, ciężko było patrzeć jak rówieśnicy odrzucają jego chłopca. Wszyscy byli świadomi, że Anakin nie miał sobie równych, jeśli chodzi o Moc, co prowadziło często do nieprzyjemnych wypadków, w których krzesła i ławki zaczynały lewitować, jeżeli czuł się zbyt zagrożony lub zaniepokojony. Wszyscy też niestety byli świadomi jego pochodzenia, co prowadziło ich do wtorkowego zdarzenia.

Ten szczególny wtorek nie różnił się niczym od pozostałych, gdyby nie to, że Obi-Wan został powitany przez swojego Padawana z pękniętą wargą i posiniaczonymi kostkami.

Oczywiście, został wcześniej powiadomiony o tym, że Anakin pobił się z kolegą klasy, Mistrzyni Jocasta Nu zadzwoniła do niego, tylko jak rozdzieliła chłopców, którzy pobili się podczas zajęć w Archiwum.

– Anakin? — zapytał, odkładając książkę, którą już dawno temu stracił zainteresowanie.

Ale dziewięciolatek kompletnie go zignorował od razu wchodząc do swojego pokoju i zatrzaskując drzwi.

Obi Wan westchnął, o takich sytuacjach jeszcze nie czytał w tych wszystkich książkach rodzicielskich, którymi się zaopatrzył gdy przyjął chłopca.

— Anakin — powiedział ponownie pukając w drzwi.

Brak odpowiedzi.

— Padawanie.

Znowu brak odpowiedzi.

— Liczę do trzech — powiedział na skraju cierpliwości.

Kolejny brak odpowiedzi.

— Jeden, dwa...

Anakin w końcu otworzył drzwi. Obi-Wan przyjrzał się jego twarzy bliżej. Pęknięta warga była opuchnięta, a kostki wydawały się niemal widocznie bolesne, poza tym mógł dostrzec niewylane łzy w jego oczach.

— Co się stało Mistrzu? — zapytał poważnie, ale Obi-Wan widział, jak bardzo jest na granicy łez.

— Dostałem wiadomość od Mistrzyni Jocasty Nu — powiedział.

— Nie chce o tym rozmawiać.

— Będziemy o tym rozmawiać Padawanie — stwierdził tonem, który w normalnych okolicznościach nie dawałby możliwości na kłótnie, oczywiście okoliczności nie były normalne, więc Anakin nadal próbował.

— Jestem zmęczony, Mistrzu. Chce spać, proszę.

Obi-Wan usłyszał najdrobniejsze łamanie w jego głosie. Westchnął ponownie.

– Mogę wejść? — zapytał. Anakin zawahał się ale otworzył drzwi trochę szerzej. Mężczyzna usiadł na dywanie koło łóżka, które kiedyś było jego łóżkiem. Skrzyżował nogi i oparł łokcie na kolanach, czekając, aż jego Padawan do niego dołączy. Ale Anakin tylko stał nad nim niezgrabnie wciąż z lśniącymi oczami.

— Dołączysz do mnie? — zapytał. Chłopiec maszerował w jego stronę jakby szedł na rzeź, ale nie skomentował tego, czekając, aż znajdzie się koło niego.

— Dobrze, chce żebyś mnie posłuchał — powiedział kiedy już siedzieli razem na miękkim dywanie.

— Tak jest, Mistrzu — chłopiec westchnął żałośnie, Kenobi zastanawiał się czy to skomentować, ale zdecydował się kontynuować.

— Możesz płakać jeśli chcesz — oznajmił, co poskutkowało tym, że Anakin raptownie odwrócił głowę w jego stronę, patrząc na niego, jakby chciał ocenić czy zamierza się z niego nabijać.

— Jeżeli w taki sposób będziesz mógł uwolnić swoje emocje, możesz to zrobić. Nie ma czego się wstydzić — kontynuował.

Obi-Wan zamknął oczy i pozwolił by wszystkie negatywne emocje wypłynęły z niego. Po kilku momentach cichy pomyślał, że chłopak zignorował jego radę, jak miał to w zwyczaju robić i pozwolił by wszystkie emocje kłębiły się w nim jak w zamkniętej butelce. Ale kiedy otworzył oczy ujrzał łamiący obraz serce.

To wcale nie jego płacz tak go zabolał. Miał na myśli to co wcześniej mu powiedział, nie było nic złego w płakaniu, ale to jak cicho płakał, bez wydawania żadnego dźwięku, jakby już wcześniej opanował tą czynność rozdarło mu serce.

Jego oczy były zamknięte, ramiona się mu trzęsły a po zarumienionych policzkach spływały łzy, ale nie wydawał najmniejszego dźwięku.

– Wszystko w porządku, Padawanie. Po prostu pozwól, żeby wszystko z ciebie wypłynęło — powiedział uspokajająco. A przynajmniej miał nadzieję, że brzmiało to uspokajająco.

Tego właśnie potrzebował. Nadal nie był głośny, Obi-Wan słyszał ciche szlochy, kiedy jego chłopiec poniósł kolana pod brodę i zakrył twarz rękoma.

— Przepraszam Mistrzu — powiedział, wciąż cicho łkając.

— Nie przepraszaj — Obi-Wan podniósł rękę w stronę chłopca i zignorował drobne ukłucie w sercu, gdy ten się wzdrygnął na ten ruch. Zamiast tego położył dłoń na jego ramieniu, poruszając się w zwolnionym tempie, jakby obchodził się ze zranionym zwierzęciem. — Co cię tak zdenerwowało?

— Naśmiewał się z niewolników Mistrzu — powiedział znowu chowając twarz w swoich ramionach, jakby chciał się przed nim schować. — Powiedział, że niewolnicy zasługują tylko na śmierć.

— Anakin to nie praw... — próbował powiedzieć, ale dziewięciolatek mu przerwał.

— A potem śmiał się ze mnie, że nie potrafię pisać i że nie zasługuje aby być twoim Padawanem, gdy oni wszyscy umieją tyle, a nadal żaden Mistrz ich nie wybrał. A potem, on.. on — powiedział, łkając jeszcze mocniej. Nie przerywał mu pozwalając, żeby wszystkie jego emocje zostały uwolnione. — Nazwał mnie zepsutym towarem.

— Ale przysięgam, że nie jestem zepsuty! — Anakin wykrzyknął, stając na równe nogi, był tak niski, że nawet siedząc Kenobi, był z nim na równi. — Wciąż się uczę prawda? Już umiem napisać swoje imię i kilka innych zdań, i ciągle czytamy, i radzę dobrze sobie radzę. Oprócz tego potrafię naprawić wszystkie droidy w świątyni i umiem je też zbudować i jestem przydatny, nawet jeśli nie umiem medytować tak jak pozostali, nie jestem zepsuty, Mistrzu naprawdę! Proszę nie odsyłaj mnie.

Jeśli jego serce nie było złamane wcześniej, to teraz mógł przysiąc że usłyszał drobny trzask w swojej klatce piersiowej.

— Anakin — powiedział, próbując, aby jego własny głos się nie łamał. — Nie jesteś zepsuty. Nigdzie cię nie odsyłam — powiedział wciąż próbując brzmieć uspokajająco.

— Nie? — zapytał, głosem przepełnionym od różnych emocji. — Ale on miał rację, jestem do niczego. Mam dziewięć lat a nawet nie potrafię przeczytać dłuższego zdania. Jestem zbyt uparty, lekkomyślny i niecierpliwy. Sam bym siebie odesłał.

— Anakin — powtórzył, sprawując, że chłopiec skierował swoje niebieskie, załzawione oczy na niego. — Nigdzie cię nie odsyłam. Jesteś moim Padawnem, twoje miejsce jest przy mnie. A co do... — westchnął, próbując pozbierać swoje myśli w całość. Czemu to wszystko było takie trudne? Czemu nie dostał jakiejś instrukcji obsługi, kiedy przyjął Anakina pod swój dach?

— Nie jesteś innymi. Inne dzieci były tu w Świątyni gdy mieli nie więcej niż trzy lata. Zostali nauczani wszystkich tych rzeczy, zanim w ogóle zaczęli samodzielnie myśleć. I tak, nie umiałeś czytać i pisać i co z tego? To wcale nie zaprzecza temu jak wspaniałym dzieckiem jesteś. Jesteś miły, pomocny, troskliwy i tak bardzo szybko się uczysz. Przysięgam, że tak dobrze posługujesz się mieczem, że mógłbyś prawie mi dorównywać — powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, co nagrodziło go cichym chichotem ze strony chłopca.

— Twoje serce jest tym, co odróżnia cię od innych. A ja nie mógłbym być z ciebie bardziej dumny mając tak wspaniałego Padawana — mówiąc to wstał z podłogi. — No dalej, robi się późno a to był długi dzień. Idź do łazienki a ja zobaczę co da się zrobić z tą wargą. Jutro rano porozmawiamy o tym, jak przemoc jest niewłaściwą metodą rozwiązywania konfliktów.

Słysząc to Anakin od razu wstał prędko wychodząc z pokój, ale równie szybko się wrócił, wyglądając jakby czegoś zapomniał. Oparł się o framugę drzwi, spoglądając na niego swoimi wciąż opuchniętymi od płaczu oczami.

— Mistrzu? — zapytał, niemal nieśmiało.

— Tak Padawanie?

— Czy mogę cię przytulić?

Obi-Wan zastygł w miejscu i mrugnął kilka razy. Nikt nigdy go o to nie spytał.

— No cóż, czemu nie? — zapytał z uśmiechem.

Chłopiec szybko do niego podbiegł oplatając jego biodra swoimi chudymi ramionami. Wymamrotał coś, ale mężczyzna nie mógł tego dosłyszeć, gdy twarz Anakina była przyciśnięta do jego brzucha.

Pozwolił sobie sam wtopić się w uścisk. Nie chciał się przyznawać do tego jak bardzo go potrzebował.

— Co powiedziałeś mały? — zapytał, delikatnie ściskając jego drobne ciało.

— Powiedziałem, że nigdy nie myślałem o tym, jak wspaniale by było mieć ojca. Ale teraz gdy go mam nie oddałbym tego uczucia nigdy w świecie.

I z tym dziewięciolatek pobiegł z powrotem do łazienki.

๋࣭ ⭑⚝

a/n

początkowo to miał być fluff ale wyszło jak wyszło

wszystkiego najlepszego z okazji dnia ojca obi-dad!!!

(okładkę pewnie potem zdejmę ale narazie cieszcie się fanartem)

sorki, że tak późno i buziaki — victoria

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top