7.

Staliśmy naprzeciw siebie, a po prawej stał Imayoshi z piłkę w jednej ręce i stoperem w drugiej, w ustach trzymał gwizdek. Daiki wyglądał na strasznie znudzonego i pewnie gdyby się nie zobowiązał wobec mnie... pfu! Wobec Satsuki, to by sobie poszedł. HA! W ogóle czemu ja sobie tym zaprzątam głowę. Może sobie być tym asem... najlepszym itp, itd. Jednak dla mnie to jest to kompletne ZERO.

Wpatrywałam się w jego mimikę twarzy... oczy mu się powoli zamykały...

HEE?! CZY ON ZAMIERZA TU SPAĆ?! Co to za człowiek?

Usłyszałam gwizdek i piłka poszła w górę. Zareagowałam i już po chwili wyskoczyłam by ją odebrać. Jednak po chwili poczułam lekki powiew powietrza i gdy już zamierzałam ją pchnąć... wtedy ktoś mi ją odebrał. A kto? Oczywiście "Pan znudzony życiem"! Kurde... no dobra, i tak wiedziałam, że mi się nie uda... że jej nie przejmę, więc... czemu? Dlaczego czuję zawód?

Chłopak uderzył mocno podeszwami o podłogę i kozłował piłką obok siebie. Wpatrywałam się w kulę czekając na dobry moment do ataku. Odczekałam parę sekund po czym szybko ruszyłam w stronę Daikiego. Cofnął się do tyłu wraz z piłką niszcząc przy tym mój dotychczasowy zamiar odebrania mu tego, co należy się teraz mnie. Uśmiechnął się parszywie... ugh.

Spojrzałam na jego nogi. Lewo... Przesunęłam się w wybraną stronę mając nadzieję, że zablokuję jego ruch. Jednak tak się nie stało. Ten idiota ruszył w kompletnie przeciwną... Co do...!

Obróciłam się słysząc pisk butów. Chłopak skoczył robiąc idealny wsad do kosza. Jeden... zero dla ciebie. Cholera, przecież... WSZYSTKO wskazywało na to, że ten kretyn zrobi krok w lewo. Więc co do diabła. Gra podobnie do moich kolegów z Ameryki. Ech...

Szybko przejęłam inicjatywę i od razu ruszyłam w stronę przeciwnego słupa z tarczą na samym czubku. Kiedy byłam na linii rzutów za trzy  przyjęłam pozycję. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam. Kompletnie nie mam wyczucia do trójek, ale... determinacja górowała nade mną od początku.  Już miałam zamiar wyrzucić piłkę do góry kiedy poczułam jak ktoś z tyłu mi tę piłkę wytrąca z rąk. JAKIM, KUŹWA, CUDEM!? Przecież był na drugim końcu boiska! To nie jest możliwe!

W szoku zachwiałam się tracąc równowagę. Wpatrywałam się w lecącą w stronę autu pomarańczową piłkę. Po chwili w pole mojego widzenia dostał się Daiki, nie pozwalając na jakikolwiek aut. Złapał ją i biegiem ruszył w moją stronę.

Jak szybko...

Nadal się nie ruszając szykowałam się na najgorsze. On tylko minął mnie bokiem powodując przy tym burzę moich włosach (chociaż były związane..).  W trakcie tego poczułam również jakiś przyjemny zapach... Kuźwa, nie dość, że gra... naprawdę dobrze, to jeszcze zajebiście pachnie. Nienawidzę go jeszcze bardziej... Po chwili usłyszałam okrzyki radości. Dwa, zero... przesrane...

- Śmieszne - usłyszałam za sobą niski, groźny głos. Odwróciłam się - Jest trzy do zera dla mnie. Masz jeszcze jakieś wątpliwości dziewczynko? - TRZY.... ZERO?! Kiedy niby był trzeci punkt?

 Ponownie się obróciłam na pięcie i poszłam po piłkę. Teraz mnie wkurzyłeś... Daiki. Odbiłam piłkę od parkietu i ruszyłam w stronę chłopaka. Zatoczyłam przed nim koło robiąc zmyłkę, po czym wyminęłam go z prawej. TAK! Udało mi się. Zostawiłam stojącego jak słup soli z tyłu i jak najszybciej pognałam do kosza.

Na linii rzutów wolnych zatrzymałam się gotowa do rzutu. Nic nie stało na drodze do tego bym chybiła. Ten jeden punkt... Podskoczyłam. Jednak kiedy wyrzuciłam piłkę w powietrze, nagle tak znikąd, zmaterializował się przede mną uśmiechnięty Daiki. Uderzył piłkę tak, że poleciała za mnie i odbijając się od ziemi poleciała w stronę siedzących na ławce.

Zdziwiona poślizgnęłam się i upadłam na tyłek czołgając się przed nim do tyłu niczym jakiś robak. Co za potwór! Ujrzałam, że chłopak macha do Shoichiego z pytaniem o czas.

Trzy... minuty... Rozbrzmiało w mojej głowie niczym echo.

Po tym wszystkim Aomine wyszedł z sali zostawiając mnie kompletnie samą na środku boiska. Poczułam jak moje oczy zachodzą mgłą. Czemu ja, do cholery jasnej, płaczę! PRZESTAŃ! Złapałam się za głowę hamując nagły wybuch płaczu.

Usłyszałam po chwili głosy. Zdawały się zbliżać w moją stronę. Błagam... tylko nie to. Nie chcę by widzieli mnie w takim stanie. Momoi... kapitan... inni członkowie drużyny. Szeptali coś o mnie. Starałam się to zagłuszyć, po czym podniosłam się z ziemi, wytarłam mokre oczy i zmusiłam się do najładniejszego uśmiechu na jaki było mnie stać.

- To kiedy kolejny trening?


-------------------------------

Siemka tasiemka! XDD Witam wszystkich w tym, oto... beznadziejnym rozdziale... :ccc Przepraszam za te sceny "rywalizacji"... ale nie umiem o nich pisać. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :3 Do zoba!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top