Siedem

- Claire! -krzyczy moja mama z dołu. - Harry dzwonił, że będzie tutaj za dwadzieścia minut!

- Kurwa – klnę pod nosem.

- Coś ty powiedziała? - Moja rodzicielka staje w drzwiach z rękami na biodrach i groźną miną.

Za nią pojawia się James i posyła mi uspokajający uśmiech.

- Betty, daj spokój – mówi spokojnie. - Widzisz, że Clars się stresuje.

Posyłam mężczyźnie uśmiech w podzięce i próbuję dopiąć sukienkę z tyłu.

- Mamo, pomóż mi! - jęczę, zaczynam być coraz bardziej nerwowa.

Moja mama podchodzi do mnie i zapina suwak z tyłu mojej brzoskwiniowej sukienki.

- Dzięki –burczę i siadam przed lustrem, żeby ściągnąć papiloty.

- Naprawdę pięknie wyglądasz, Harry będzie zachwycony – mówi James i puszcza mi oczko, a następnie wychodzi.

Kończę rozplatać włosy, a następnie spinam pojedyncze kosmyki włosów z tyłu głowy, żeby nie wchodziły mi do oczu. Szybko dokańczam makijaż, poprawiając detale. Następnie poprawiam sukienkę w dużym lustrze szafy.

Dzwonek do drzwi sprawia, że krew zaczyna mi krążyć szybciej.

- Siedem minut przed czasem, skurczybyk! - krzyczę i w popłochu staram się znaleźć drugą szpilkę.

Przerywam, gdy słyszę śmiech Harry'ego. Podnoszę głowę. Stoi oparty jednym ramieniem o futrynę drzwi z rękami założonymi na piersi. Granatowy garnitur, biała koszula i mucha. Włosy ma związane w koka i uśmiecha się do mnie szeroko. Stojąc kilka metrów od niego, czuję jak pięknie pachnie. O Boże.

- Ślicznie wyglądasz, kochanie – uśmiecha się jeszcze szerzej (o ile to w ogóle możliwe) i zgarnia mnie do uścisku.

- Tylko delikatnie, bo zniszczysz mi makijaż – mówię i pozwalam się mu zgarnąć w objęcia.

- Zawsze jestem delikatny – odpowiada z uśmieszkiem, który sugeruje, że ma pełną świadomość, że wcale tak nie jest.

- Mhm – mruczę z ironią i odsuwam się od niego. - Wyglądasz uroczo z tą muchą.

- Uroczo? - dziwi się i śmiesznie marszczy nos, na co chichoczę. - Zawsze czekałem na to, aż kobieta nie powie mi, że wyglądam dobrze albo seksownie, tylko uroczo...

- No widzisz –wystawiam mu język ze śmiechem, na co on wywraca oczami.

Kończę naszą pogawędkę i wracam do szukania drugiego buta. Sprawdzam pod łóżkiem, odgarniając zwisającą narzutę, żeby zajrzeć pod mebel.

- Skarbie, co ty robisz? - pyta z rozbawieniem.

- Szukam buta –odpowiadam bliska płaczu.

- Buta?

- Tak, kuźwa! -wstaję z podłogi i wyrzucam ręce w górę. - Buta! Takie coś, co wsadzasz na stopy!

- Słownictwo, młoda damo! - krzyczy James, przechodząc z jakimś pudłem pod moimi drzwiami. - Więcej nie będę cię krył przed mamą, bo ją da się udobruchać tylko czekoladowym ciastem, a już się skończyło!

- Przepraszam! -mówię i otwieram szafę.

- Tylko ty możesz zgubić buta – naśmiewa się ze mnie chłopak.

- Nie śmiej się, lepiej mi pomóż.

- Okej – unosi ręce do góry, widząc mój wzrok i zagląda pod biurko.

- Skarbie? - Do pokoju wchodzi mama. - Czy to nie twój but? - wyciąga w moją stronę szpilkę.

SERIO. Zabieram od niej zgubę i zakładam na stopę.

- Gdzie go znalazłaś?

- Pod drzwiami wejściowymi – odpowiada. - Dlaczego go tam zaniosłaś?

- Nie zrobiłam tego – burczę i zerkam do lustra, żeby poprawić włosy.

- No, chyba ja ci nie wyniosłam buta! - mama puka się w czoło, na co wzruszam ramionami.

Do pokoju, ocierając się o futrynę i nogi mamy, wchodzi biały kot.

- Ty! - wymierzam palcem w zdezorientowanego kota. - Złodzieju mały! Sio!

Kot zerka na mnie i jak gdyby nigdy nic, podchodzi do Harry'ego, który robi kilka kroków do tyłu.

- O nie... - odsuwa kota od siebie rękami, zanim zdąży się połasić o jego nogi. - Kocham kotki, ale mam granatowy garnitur.

- Mamo, zabierz ją! - protestuję, tupiąc nogą.

Nie interweniuję, bo sama nie chcę mieć kociej sierści na sukience.

- James! - krzyczy mama. - Zabierz swojego kotka!

- Dom wariatów –mamroczę i uderzam się dłonią w czoło.

Na schodach słychać szybkie kroki i mężczyzna zjawia się w moim pokoju, na ratunek Harry'emu i jego garniturowi.

- Chodź, Kiciu –James bierze kota na ręce i wychodzi. - Znajdziemy sobie lepsze zajęcie, skoro nas tam nie chcą! - dodaje głośno z korytarza.

Wszyscy wybuchamy śmiechem. Mój jest trochę paniczny, bo uświadamiam sobie, że nie mam zielonego pojęcia gdzie jest moja kopertówka. Rozpoczynam poszukiwania.

- Skarbie, czego szukasz?

- Mojej kopertówki– sapię zdenerwowana.

- Tej? - pyta, machając mi przed oczami wspomnianą przeze mnie rzeczą.

- Zamorduję cię– syczę i odbieram mu swoją własność, na co chichocze.

Człowieku, przestań chichotać! - irytuję się w myślach, ale gryzę się w język, bo tak naprawdę kocham jego chichot. Schodzimy na dół, gdzie krząta się James z kartonami. Mama wychyla głowę z kuchni, zapewne słysząc stukot moich szpilek. Rozpromienia się na nasz widok. Szybko żegnamy się z nimi i wychodzę na chłodne, jesienne powietrze, mocniej opatulając się granatowym płaszczykiem. Wsiadam do auta Harry'ego, czując nerwowe ściskanie w żołądku.


~*~

1. Po co te kartony?

2. Kot jest od Jamesa – dlatego nie było go wcześniej.

3.Tak, jadą na ślub Gemmy.

4. Zapraszam na inne moje prace! 😊

Podoba mi się ten rozdział, sama nie wiem dlaczego. Chyba zostanie moim ulubionym, zaraz po tym, w którym Hazz zapytał Claire czy zostanie jego dziewczyną ❤

A jaki jest Wasz ulubiony rozdział?

Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top