Dwadzieścia trzy

Kiedy jego ręce wędrują pod moją koszulkę, zamieram. Przerywam pocałunek i odsuwam się na wyciągnięcie ręki.

- Nie mogę - szepczę i zagryzam wargi.

Mam ochotę się rozpłakać jak małe dziecko. Zauważam, że zmieszany Harry nerwowo wygina palce.

- Przepraszam - mówię cicho i odsuwam się, żeby nakryć się kocem.

- Co się stało? - pyta a ja kręcę głową w odpowiedzi.

Zapada cisza. Czuję się źle z tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło między nami. Czuję jak przybliża się do mnie i obejmuje ramieniem.

- Możesz mi powiedzieć, Claire - mówi cicho tuż obok mojego ucha i kładzie brodę na moim ramieniu. - Widzę, że coś jest nie tak.

Milczę przez chwilę, układając wszystko po kolei w głowie. Czuję jak Harry delikatnie jeździ palcami po moim ramieniu. Zbieram w sobie siłę, żeby się nie rozpłakać. Delikatnie obracam się w stronę chłopaka, żeby widzieć jego twarz.

- Zawaliłam.

- Nie praw... - zaczyna, ale urywa, gdy wchodzę mu w słowo:

- Tak. Ledwo zaliczyłam semestr, bo nagle zachciało mi się wrócić do pisania! - mówię podirytowana i zła na samą siebie. - W dodatku przez to wszystko olałam ciebie. I wszystko się zepsuło.

- Nie wszystko. Przecież wracamy na dobrą drogę.

- Nieprawda - zaprzeczam. - Coś jest nie tak. Nie czujesz tego? Między nami jest inaczej niż dwa miesiące temu.

Harry przez chwilę milczy ze zmarszczonym nosem, głęboko się nad czymś zastanawiając, aż wreszcie się odzywa:

- Ludzie się zmieniają.

- O, daj spokój! - prycham. - Na pewno nie w dwa miesiące.

- Ale czy to ważne?

- Sam zacząłeś o tym mówić - zauważam.

- Claire, jest po pierwszej w nocy, mam spowolnione myślenie.

Uśmiecham się złośliwie.

- Wydaje mi się, że w twoim przypadku nie potrzeba środka nocy, żebyś miał spowolnione myślenie.

- No i wróciła moja Claire... - wzdycha z rozbawieniem.

Zasypiamy niedługo później. Dopiero nad ranem budzi mi chłodny strumień powietrza tuż obok mojego ucha. Leniwie otwieram oczy. Harry leży obok i dmucha na moje włosy.

- Przestań - mamroczę.

- Więc wstawaj! - Chichocze.

Dopiero teraz zauważam, że ma na sobie swoje czarne spodnie z dziurami i koszulę w kratę. Leniwie zwlekam się do łazienki, żeby przebrać się z piżamy i wykonać poranną toaletę. Dziesięć minut później wchodzę z powrotem do pokoju i zaczynam poszukiwania kosmetyczki.

- Czego szukasz? - pyta Harry nie odrywając wzroku od telefonu.

- Mojej kosmetyczki, widziałeś gdzieś ją może?

- E-e - kręci głową i odrzuca na bok telefon. - Nie musisz się malować, bo jesteś piękna nawet bez makijażu.

Uśmiecham się w jego stronę, czuję, że naprawdę go kocham. Kocham to jak mnie traktuje. Jak zabiera mnie na spacery. Jak chucha na moje zziębnięte dłonie żeby je rozgrzać. Jak mnie całuje. Sposób, w jaki wymawia moje imię. To, że zawsze stara się być pozytywny. To, jak bardzo się o mnie troszczy. Jak pokazuje, że mu zależy. Kocham go. Kocham w nim to wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top