Czternaście
- Clarusia, zaraz zaśpisz na zajęcia.
Niechętnie otwieram oczy. Nade mną stoi Melody i potrząsa moim ramieniem.
- Oo! Wstałaś! - uśmiecha się i zostawia mnie w spokoju.
Nie rozumiem jej. Ale to akurat teraz mało mnie obchodzi.
Harry: Cześć Kochanie ❤
Claire: Którą masz godzinę?
Harry: Jest 2 po południu, a co?
Claire: Nic. U nas jest po 8.
Harry: Wiem, Skarbie 😂
Harry: Coś nie tak?
Claire: Wszystko ok
Harry: To o co chodzi?
Claire: Brakuje mi Ciebie 💔
Harry: Mi Ciebie też. Wieczorem zrobimy wideokonferencję!
Claire: Jeśli chodzi Ci o mój wieczór to u Ciebie będzie już grubo po 1 w nocy, a jeśli odwrotnie, to nadal będę na zajęciach.
Harry: Chodzi mi o Twój wieczór, głuptasku 😂
Claire: Będziesz ze mną gadał, a rano będziesz musiał iść do pracy.
Harry: Nie martw się 😉 Dwie espresso i będę jak nowo narodzony. Jedno późne pójście spać mi nie zaszkodzi.
Claire: Mam nadzieję. Muszę lecieć na zajęcia, do zobaczenia wieczorem xx
W szybkim tempie zbieram wszystkie swoje rzeczy i z tobą na ramieniu wybiegam z pokoju. Biegnąc po schodach jeszcze robię szybkiego koczka.
Wszystkie wykłady dłużą mi się niemiłosiernie, jakby czas zwolnił kilkakrotnie. Wreszcie koło szesnastej wchodzę do kampusowej biblioteki, żeby znaleźć kilka książek, które pan Blerry kazał nam przeczytać. W czytelni mijam się z Melody, która wciska mi w dłoń swój proteinowy batonik, puszcza oczko i znika za pierwszym regałem książek. Nigdy jej chyba nie zrozumiem.
Późnym popołudniem, a wczesnym wieczorem, kiedy w akademik dopiero budzi się do życia, szybko zaszywam się w moim pokoju, na łóżku, w samym rogu, owinięta moim czerwonym kocem po samą szyję. Niecierpliwie bębnię w plastikową obudowę laptopa w oczekiwaniu na uruchomienie systemu. Wreszcie udaje mi się zalogować i zanim jeszcze wszystkie programy się załączą, dzwonię do Harry'ego.
Sygnał wybieranego połączenia urywa się nagle, a na ekranie pojawia się rozczochrana głowa mojego chłopaka. Szybko upewniam się, że mój kucyk zbytnio się nie rozwalił i włączam kamerkę.
- Cześć, kochanie - mówi cicho z szerokim uśmiechem.
- Hej - uśmiecham się delikatnie.
Czuję się jakbyśmy rozmawiali dopiero po raz pierwszy...
- Jak tam w Ameryce?
- Całkiem dobrze, dosyć ciepło...
- A praca?
- Też jest okej, nie mam zbyt dużo na głowie, tak jak miałem w Anglii - milknie na chwilę. - Wolałbym pracować więcej, ale bliżej ciebie.
Uśmiecham się do niego i zaciskam zęby, żeby nie rozpłakać się przed kamerą.
Odpowiadam na wszystkie pytania Harry'ego dotyczące studiów. Rozgaduję się na temat irytującej Melody i jej wszystkich dziwactw i kończę dopiero, gdy wchodzi do pokoju. Zaczynam więc przyciszonym głosem opowiadać o beznadziejnej książce, którą ostatnio przeczytałam.
Harry zaczyna ziewać, co daje mi do zrozumienia, że musi być naprawdę zmęczony.
- Jesteś zmęczony, idź spać, Harry.
- Nie, chcę jeszcze chwilę z tobą porozmawiać - protestuje.
- Muszę się jeszcze pouczyć na jutro, a już prawie jedenasta - mówię i dociera do mnie przerażający fakt. - Czy u ciebie już jest piąta nad ranem?
- Taak? - odpowiada niepewnie jakby wiedział, że zaraz go okrzyczę.
- Na którą idziesz do pracy? - pytam lekko zirytowana, że nie przerwał mojego nic nieznaczącego monologu.
- Na ósmą.
- Świetnie! - parskam z ironią. - Przeze mnie będziesz ledwo żywy!
Harry unosi jeden kącik ust do góry w zmęczonym uśmiechu i delikatnie kręci głową.
- Kocham cię - szepczę.
- Ja ciebie też, dobranoc - mówi i posyła mi buziaka w powietrzu.
Rozłączamy się. Szybkim ruchem zamykam laptopa i odrzucam go w nogi. Zaczynam płakać jak opętana. Zawijam się w swój koc i w pozycji embrionalnej przepłakuję resztę nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top