7.

Kuba

Pierwszą lekcją jest matematyka. Lubię ją w sumie bardziej od informatyki, co wyróżnia mnie spośród moich kolegów. No może nie od Maksa, bo ten to w ogóle tylko wos i geografia. No i angielski ewentualnie.

Właściwie to z Maksem poznaliśmy się w anglojęzycznym prywatnym przedszkolu. Taka ciekawostka. Czyli znamy się ile? Kuuurwa, z jedenaście lat...

Nadal leżę na łóżku. Jest parę minut po siódmej i już dawno powinienem wstać, jeśli nie zamierzam spóźnić się na pierwszą lekcję.

Ale na nią nie idę.

Wierzę na słowo tej kobiecie od matmy, że nie wstawi mi nieobecności. Zresztą, podobno zawsze dotrzymuje słowa i w ogóle jest po stronie uczniów.

Nie to co moja poprzednia wychowawczyni.

Tamta szmata raz, że nie radziła sobie z nami, i dwa, bardzo ale to bardzo bała się dyrektora. Non stop wstawiała nam uwagi, jedynki, odsyłała do psychologa czy pedagoga, jeden chuj. Pamiętam, że miałem spore problemy z klasyfikacją, nie dlatego, że na sprawdzianach mi nie szło, ale właśnie przez jedynki z pracy na lekcji.

Przypominam sobie słowa mojej wychowawczyni przed feriami.

"Jeszcze nie jest za późno Jakub."

"Jeszcze możesz się zmienić Jakub."

"Jeszcze możesz zacząć od nowa, dam Ci czystą kartę, zapomnę, Jakub."

Czysta karta nie jest tym, czego chcę. Nigdy nie chciałem. To tak jakby zresetować całe moje życie, pozbawić doświadczeń, wspomnień, przyjaciół.

To tak jakby wszystkim wokoło usunąć mnie z pamięci.

Kazać mi zniknąć.

Wkurwia mnie to pierdolenie o nowym rozdziale w życiu, o zmianie otoczenia.

Nowy rozdział? Kurwa, każdy dzień to nowy rozdział, logicznie kontynuujący poprzednią część, którą było wczoraj.

Zmiana otoczenia? Mi moje się podoba. Lubię swoich znajomych, mimo że niektórzy to ćpuny, złodzieje i zaawansowana patola. Mimo, że niektóre osoby są szmatami, mimo że przez niektórych miałem dołki w swoim szesnastoletnim życiu. Zawsze był obok mnie ktoś, z kim mogłem zapalić fajkę, napić się browara nad rzeką, pójść na domówkę, pogadać na przerwie, popisać, spotkać się.

Zawsze znajdę takiego kogoś.

***


Zaczyna się lekcja. Nawet nie wiem jaka.

Wchodzę do sali ostatni, bo niby jak inaczej. Zamykam za sobą drzwi.

Zastanawiam się gdzie usiąść. Jest parę wolnych ławek.

I jest też chłopak, który siedzi sam.

Nie wiem jak ma na imię. Ma gęste brązowe loki, ciemne oczy i zadziorny uśmieszek. Wygląda na równego gościa.

Przed nim siedzi...

No tak.

Julka.

Przechodząc obok niej, łapię spojrzenie jej dużych, zielonkawych oczu. Nie mogę się zdecydować co do ich koloru. Cholera, cały czas światło pada inaczej.

Nie patrzę jej w oczy, widzę je kącikiem oka i to wystarcza.

- Można? - pytam chłodno chłopaka o brązowych lokach i unoszę brew.

- Jasne. - odpowiada i uśmiecha się delikatnie. Jak Maks.

- Kuba jestem.

- Jacek.

Julka

Średnio się dziś czuję. To przez Maćka. I przez okres pewnie też.

Sprawdzian z matmy odwrócił moją uwagę od wczorajszego zajścia, ale na przerwie nie ominął mnie temat nieobecności naszego przyjaciela.

Fakt, Jacek był przy tym ale przecież ani on, ani Gaba nie dostali SMS'a, że dziś nie będzie go w szkole.

Na pierwszej lekcji brakowało jeszcze kogoś.

Kuby.

Czułam się dziwnie. Tak jakby wczoraj było tylko snem.

Dzwonek kończy rozmowę o Maćku. Wchodzimy do sali od niemieckiego. Siadam z Gabą przez Jackiem, który niestety musi siedzieć dziś praktycznie cały dzień sam.

Rozpakowywuję plecak szybciej niż zwykle, podnoszę wzrok. Akurat koło mojej ławki przechodzi Kuba.

Patrzę przez chwilę na jego włosy, potem ramiona, bluzę, aż w końcu lekko zawstydzona przenoszę wzrok na Lolka na drugim końcu klasy, zorientowawszy się, że Kuba chyba podłapał moje spojrzenie. Kurwa!

- Było coś z niemca? - pyta Gaba jak zawsze.

- Ćwiczenia. - odpowiadam standardowo.

- A dobra. Już pamiętam.

Zaczyna się lekcja. Sprawdzanie obecności i moje standardowe upajanie się głębią głosu i akcentem Lolka przy "ich bin da".

Jeszcze nie zdążyłam odetchnąć, a już słyszę podobną perełkę zza siebie.

To Kuba.

Boże, ależ on ma głos... Zawsze mam wrażenie, że niemiecki podbija brzmienie męskiego głosu. Ale tylko wtedy gdy sam ten głos już jest zajebisty.

Tak się składa że Kuba... no i Lolek ma się rozumieć, mają zajebiste męskie głosy, już dawno po mutacji. Co jak co, ale te piski w pierwszej klasie naprawdę działały mi na nerwy.

Pani kończy sprawdzać listę i przechodzi do prowadzenia lekcji. Znowu czas przeszły.

Lekcja minęłaby spokojnie, gdyby nie ciągle rozmowy i śmiechy za mną. Co jest. Przecież nie ma Maćka...

No tak. Kuba tam siedzi. Z Jackiem. Ale że się tak zaprzyjaźnili...

- Panowie na końcu, trochę ciszej. - upomina ich nauczycielka.

- Entschuldigung. - mówi tym zajebistym głosem Kuba.

I wraca do rozmowy z Jackiem.

***

Już od tygodnia to trwa. Jacek wszędzie chodzi z Kubą.

Przestał z nami gadać. W sensie ze mną i Gabą. Z Maćkiem nie, bo nadal go nie ma. Dziś ma przyjść pierwszy raz od akcji z Kinią.

"Chory był."

Chyba nie on, ale jego biedne serce. I łeb w sumie też.

- Usiądę dziś z Maćkiem, nie obrazisz się? - pytam Gabę, gdy widzę, że Maciek zbliża się do szafek.

- Jasne, że nie. Ale usiądę za Wami.

- Wiadomix girl. - uśmiecham się.

- Siemka. - mówi Maciek podchodząc do nas. - Nie całujemy się, bo zarażam.

- W dupie tam. - podchodzę i przytulam go. - Tęskniłyśmy.

Odwzajemnia uścisk.

- Nienawidzę chorować. - odpowiada i przytula Gabę. - Gdzie Jacek?

Nie wiem co odpowiedzieć. Na szczęście Gaba mnie wyręcza.

- Z Kubą.

- Zaprzyjaźnili się? - Maciek aż unosi brew.

- Dziwisz się? On lubi poznawać nowych ludzi.

- Do tej pory myślałem, że tylko rodzaju żeńskiego.

Uśmiecham się.

- Nie nasz interes z kim się zadaje. Jak będzie chciał z nami pogadać, to pogada.

W tym momencie do szafek podchodzi Lolek. Momentalnie przechodzi mnie dreszcz.

Przybija piątkę Maćkowi.

- Siema stary. Dawno Cię nie widziałem.

- Chory byłem.

- Cześć dziewczyny. - rzuca jeszcze.

- Hejka. - odpowiadam uśmiechając się.

Marzę, żeby kiedyś nadszedł dzień, gdy przywita się ze mną buziakiem w policzek. Albo w usta.

- Idziemy na górę? - pyta Gaba i podnosi torebkę z podłogi.

- Czekaj, odwieszę bluzę. - mówi Maciek i już po chwili całą trójką idziemy w stronę schodów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top