5.
Kuba
Już od dobrych dwóch godzin siedzę z Malekiem na imprezie u Dominika i cholernie się nudzę. Nawet nie mam ochoty na piwo, bo pierwszy raz od kilku miesięcy zadowalam się zimną Mountain Dew.
Koło mnie Maks popija Coca-Colę i pisze z jakąś dziewczyną, z którą - przynajmniej tak twierdzi - łączy go tylko projekt na wos.
Malek nigdy nie interesował się dziewczynami, nigdy nie upijał się na melanżach, nigdy nie palił papierosów, gdy wychodziliśmy na nie na przerwach - od wielkiego święta zaciągał się moim elektrykiem. Zawsze zastanawiam się po chuj przychodzi na te wszystkie imprezy, nawet nie dlatego, że nie pije i tym podobne, ale dlatego, że zazwyczaj z nikim nie rozmawia - no raz na jakiś czas odezwie się do mnie i tyle.
Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że coś ukrywa, ale nie chcę mu tego zarzucać. Nie chcę stracić najlepszego przyjaciela.
Ale z drugiej strony mam prawo wiedzieć, co się dzieje. Chcę mu pomóc, jeżeli mogę.
Maks tyle razy mnie ratował, że przestałem już liczyć. Nie chodzi mi nawet o zwykłe podpowiadanie na sprawdzianach, czy podawanie mi lekcji, gdy byłem chory. Malek zawsze dobrze mi radził, zawsze mnie wysłuchiwał i w sumie gdyby nie on, może by mnie tu nie było. Może.
- Maks? - zaczynam i spoglądam w jego stronę. Momentalnie odwraca wzrok od IPhone'a.
- Tak? - wyłącza telefon i chowa to do przedniej kieszeni jeansów.
- Mam ostatnio wrażenie, że... - kurwa, łatwo było podjąć temat, ale wysłowić się to już nie. Że też zawsze jak naprawdę potrzebuję się odezwać, to mam pierdoloną pustkę w głowie! - o czymś mi nie mówisz, w znaczeniu że coś ukrywasz i... - placzę się jak cholera.
Malek tylko wzdycha i patrzy gdzieś przed siebie; pewnie na Gochę liżącą się z Sewerynem albo na sporą grupkę naszych znajomych grających w butelkę na dywanie.
- Malek, ja... - ciągnę dalej. - ja chcę wiedzieć co się dzieje, nawet jeżeli nie mogę Ci pomóc...
Znów patrzy na mnie i delikatnie się uśmiecha.
- Nic się nie dzieje stary. Nic nowego. Zresztą... jeżeli Ci powiem to i tak nie pomoże, tylko pogorszysz sprawę... - wbija wzrok w ziemię, zupełnie jak zawsze, kiedy próbuje coś ukryć.
- Maks. - mówię trochę głośniej, by na mnie spojrzał, ale od nadal gapi się na swoje czarne trampki.
- Powiem Ci kiedy indziej dobra? A tak w ogóle... - zmienia temat, nawet nie czekając na moją reakcję. Ale przynajmniej teraz patrzy mi w oczy. - to zamierzasz być z Julką?
Jego pytanie boli. Kurwa, dopiero co odstresowałem się i przestałem o niej myśleć, to on mi przypomina o jej istnieniu. Teraz przed oczami mam piwnooką dziewczynę o włosach w odcieniu czekolady wpatrującą się w wysokiego blondyna, który z tego co się dowiedziałem ma na imię Karol. Lolek.
- Nie. - odpowiadam, w sumie niewiele myśląc.
- Chyba nie mówisz przez to, że obchodzi Cię jakiś durny zakład z Exelem?
- Nie! - protestuję, ale Maks chyba mi nie wierzy.
- Czyli co, zmieniłeś zdanie co do niej w ciągu paru godzin?
Boże, ile on zadaje pytań! Sto procent zostanie jakimś detektywem albo psychologiem czy innym psycho-czymś-tam. Powoli zaczyna mnie to denerwować, ale tak naprawdę to pogadałbym z nim o Julce i w ogóle.
- Nie.
- Stary, zaciąłeś się? - stara się obrócić wszystko w żart. Udaje mu się, bo szeroko się uśmiecham, na co on odpowiada tym samym. Przez parę sekund szczerzymy się jak dwa upite debile, ale przerywa nam mój telefon.
- Przepraszam na chwilę. - mówię i wychodzę do pokoju obok by odebrać.
Dzwoni moja matka.
Zaciskam zęby i odbieram.
- Tak?
Moja matka z prędkością karabinu maszynowego zaczyna i kończy różne tematy; począwszy od mojej uwagi w dzienniku, przez moją nieobecność w domu, pierdolnik w moim pokoju (albo jak ona to nazwała "istny burdel na kołach, gdzie tylko dziada z babą brakuje"), finiszując informacją, że mój ojciec wrócił do domu.
To ostatnie przyprawia mnie o dreszcz. Nie widziałem go od dobrego miesiąca, bo był w delegacji gdzieśtam. A teraz wrócił, tak bez uprzedzenia... Cholera, jakbym to wiedział, to za żaden chuj nie szedłbym na tą imprezę, tylko siedziałbym w domu i czekał aż zapuka trzy razy w dębowe drzwi naszego apartamentu. Wtedy bym mu otworzył i...
- MASZ ZARAZ WRACAĆ DO DOMU, ROZUMIESZ?!?! - drze się do słuchawki moja matka, tak, że aż odsuwam telefon od ucha, żeby nie stracić słuchu.
- Dobra, nie musisz się tak drzeć, nie jestem głuchy, wiesz? - tym pytaniem kończę moją rozmowę z matką, i nawet nie czekając na jej odpowiedź, rozłączam się.
Biorę głęboki oddech. Boże, jak ja jej nienawidzę!
Czy ona kiedykolwiek przestanie mnie traktować tak, jakbym robił coś złego?! Czy kiedykolwiek zacznie ze mną normalnie rozmawiać, a nie tylko wiecznie się czepiać i wrzeszczeć?!
Czasami mam jej ochotę wygarnąć co o niej sądzę, wyjść, trząsnąć drzwiami i nigdy nie wrócić. Zapewne byłaby szczęśliwa.
Wracam do Maleka.
- Muszę wracać. - informuję go bez zbędnych ceregieli.
Maks kiwa głową.
- To do jutra. - odprowadza mnie wzrokiem do drzwi.
Droga do wieżowca, w którym mieszkam, mija mi szybko. Kiedy wysiadam z windy na dziesiątym piętrze, w drzwiach stoi moja matka z ustami zaciśniętymi w cienką kreskę. Mijam ją i zdejmuję buty w korytarzu. Zaczyna się drzeć, ale kompletnie jej nie słucham. Wchodzę do kuchni, gdzie siedzi przy stole i popija espresso mój ojciec. Bacznie mnie obserwuje i dopiero po chwili się odzywa, właściwe w tym samym momencie co ja.
- Cześć.
Słysząc to, jak się zagraliśmy, obaj szeroko się uśmiechamy.
- Magduś, zostawisz nas samych? - pyta mój ojciec matkę, bo właśnie weszła do kuchni, żebym jeszcze lepiej słyszał jej darcie się.
Matka milknie i kiwa głową, po czym zamyka za sobą drzwi.
Ojciec wyciąga paczkę papierosów z kieszeni szarej marynarki.
Unosi brew w pytającym geście, na który odpowiadam skinieniem głowy. Kieruję kroki w stronę drzwi balkonowych i wychodzę przez nie na zewnątrz. Owiewa mnie chłodny wiatr. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz zimna. Oddycham głęboko. Od razu czuję się lepiej.
W wychodzeniu na szlugi najbardziej właśnie lubię moment przed zapaleniem. Wiatr, zmiana temperatury, dreszcz i możliwość głębokiego odetchnięcia świeżym powietrzem. Podobno to właśnie to, a nie samo palenie, jest najbardziej odstresowywujące.
Po chwili dołącza do mnie mój ojciec i opierając się o balkonową barjerkę spogląda w dół, na ulicę i jeżdżące po niej samochody. Zawsze to robi. To taki jego rytuał przed paleniem.
Podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Ma je tak samo szare jak ja. Odwraca wzrok i wyjmuje z kieszeni posrebrzaną zapalniczkę. Drugą rękę, w której trzyma paczkę papierosów, wyciąga w moją stronę.
- Częstuj się. - mówi spokojnie.
Biorę jednego i pozwalam ojcu zapalić mi papierosa. Teraz czekam, aż sam zapali swojego. Zawsze czekam na niego, tak jak przy stole czeka się na wszystkie osoby, żeby zacząć jeść w jednym momencie.
Po paru sekundach w milczeniu każdy z nas zaciąga się dymem ze swojej fajki, wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
Ciekawe, czy Julka pali.
Albo ten Lolek.
Czuję, że wszystko się we mnie napina. Na wspomnienie tego, jak Julka patrzyła w stronę Karola, mam ochotę wspomnianego zbić do nieprzytomności.
- Co u Ciebie Kuba? - z wizji bójki z Lolkiem wyrywa mnie pytanie mojego ojca. Odwrócony w moją stronę wypuszcza z ust dym tak, że wiatr zabiera to że sobą gdzieś w chuj za niego.
- Nic. - odpowiadam. Nie chcę od razu wszystkiego opowiadać, wiem, że uwielbia drążyć temat i zadawać kolejne pytania, więc nie chcę odbierać mu tej przyjemności.
- Magda mówiła, że po feriach przenoszą Cię do innej klasy. Bez sensu tak tuż przed egzaminami, a właściwie to przed końcem roku. Nie wytrzymaliby?
- No jak widać nie. Przeniesienie Dominika czy Ksawerego nie dało efektu, to przenieśli mnie w nadziei, że będą mieli łatwiej. Niedoczekanie.
- A fajna chociaż ta nowa klasa?
Wzruszam ramionami. Ojciec chyba widzi, że na razie nie warto pytać o nic więcej w tym temacie, bo pyta trochę bez sensu:
- Co u Malwiny?
Malwina - niska, ciemnoruda "modelka" z Instagrama z mojej starej klasy, była moją dziewczyną, kiedy ojciec wyjeżdżał. Zerwaliśmy tuż przed feriami, kiedy Gocha przyprowadziła na imprezę swoją psiapsi z zajęć dodatkowych. Patrycję.
- Z nią to już nie aktualne od prawie trzech tygodni. - mówię wypuszczając dym z ust. - Fakt, była ładna, ale znalazłem ładniejszą.
- Jak jej na imię?
Tu waham się, bo mam ochotę powiedzieć, że Julka, ale czuję, że mój ojciec pyta o tą, dla której zerwałem z Malwiną. A nie była nią Iwanowska.
- Patrycja.
- Jak wygląda?
Ojciec już dawno oduczył się pytać jaka jest moja nowa dziewczyna, bo nigdy nie wybieram ich po charakterze. Zawsze bardziej liczył się wygląd.
Liczył?! Co ja gadam?! Nadal się liczy!!!
- Czarne loki i czarna, wredna dusza. Zerwaliśmy w piątek.
- Jak ma na imię?
Jestem pod wrażeniem toku myślenia i inteligencji ojca. Wiedział, że znalazłem inną? Jak? Przecież tego się nie da domyślić po takich słowach, a jeśli nawet, to nie w takim czasie!!
- Zerwaliśmy, bo była strasznie wredna w stosunku do moich kumpli, a potem i do mnie. - mówię, i po raz ostatni zaciągam się papierosem, z którego został już właściwie pet.
Po chwili dodaję, ku własnemu zdziwieniu:
- Nie ma innej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top