4.
Julka
Lekcja matematyki zapowiada się tak, jak najbardziej lubię; róbta se co chceta, ale te dwie strony z ćwiczeń będą do oceny.
- No dobra, jutro mamy sprawdzian, więc w ramach powtórzenia zróbcie wszystkie ćwiczenia z zeszytu ćwiczeń, których nie zrobiliśmy. Tylko macie być cicho, bo inaczej głowy Wam powyrywam, i to przy samych piętach, zrozumiano? A Ty, jak Ci tam było... - zaczyna nauczycielka zmrużonymi oczyma patrząc na chmurnego Kubę.
- Namielin. - podpowiada jej.
- A no tak, no tak... - mamrocze pod nosem kobieta. - Ty już pisałeś sprawdzian z tego działu, więc możesz nie przychodzić jutro na lekcję, nie wstawię Ci nieobecności. - i wraca do swojego biurka.
Większość klasy, w tym Jacek, Maciek i Gaba, odwracają się by spojrzeć na Kubę. Ja nie muszę tego robić, bo siedząc oparta plecami o ścianę i tak go widzę.
Spogląda w moim kierunku tymi szarymi, pięknymi oczami. Tylko przez sekundę nasze spojrzenia krzyżują się, bo odwracam wzrok.
Nie mogę się na niego patrzeć, on... jest zbyt przystojny. Gaba kiedyś chyba mi o nim mówiła... Że ma każdą dziewczynę jaką chce, właśnie dzięki swojemu wyglądowi. A ja nie chcę się zaliczać do grona jego "dziewczyn".
Jednak z drugiej strony... Tak strasznie chciałabym mieć chłopaka, mieć się do kogo przytulić, kogo pocałować... Mimo, że... Boże, jak ciężko to przyznać... dałam się macać Kacprowi w damskiej toalecie, to nigdy go nie pocałowałam.
Ale przecież nie wiem, czy Kuba nie jest taki sam jak Kacper. Może tak się na mnie patrzy tylko dlatego, że chce mnie przelecieć dla zakładu i tyle?
- Julka no! Co z Tobą? - mówi zdenerwowana Gaba.
- Mówiłaś coś?
- Tak, chciałam się zapytać, czy tylko ja mam cały dział już zrobiony.
Otwieram ćwiczenia na właściwej stronie i przeglądam cały dział.
Nie tylko ona.
- To co będziemy robić?
Wzruszam ramionami.
- Możemy pograć w wisielca, jak zawsze.
- Spoko. Ty zgadujesz pierwsza.
Kiedy Gaba zastanawia się nad hasłem, ja zaczynam myśleć o... Kubie, rzecz jasna.
Cholera, co jest nie tak?! Jeszcze wczoraj śniłam o tym, żeby cały nadchodzący Bal Gimnazjalny przetańczyć z Lolkiem, na którego zwróciłam uwagę już pierwszego dnia gimnazjum.
Spoglądam w jego stronę. Przygryza długopis zastanawiając się nad zadaniami. Nie mogę napatrzeć się na jego blond włosy i czarne oprawki szkieł korekcyjnych.
Tak, teraz wiem, że wygranie zakładu będzie proste. Wystarczy tylko skupić się na Lolku i...
- Ej.
Ktoś szturcha mnie w plecy długopisem. Odwracam się.
Kuba.
- Tak? - pytam mierząc go niezbyt zadowolonym wzrokiem.
- Jaka jest następna lekcja?
- Biologia. - odpowiadam krótko i odwracam się do Gaby, która jest już gotowa do gry. - A. - strzelam najbardziej opłacalną opcję.
Kuba
Trochę mi się nie podoba, że Julka tak chętnie spogląda w stronę blondyna z drugiej ławki pod oknem.
Z drugiej strony może to jej chłopak? Przecież nie widziałem, co działo się na przerwie, a na tej nadchodzącej też nie zobaczę. W końcu idę na szluga.
Ciekawe ilu z tych kujonów coś pali... Pewnie nikt. A może jednak... Nie, raczej nikt.
Wraca do mnie myśl o Julce i tamtym chłopaku. W sumie może i dobrze, że ma kogoś. Ja nigdy nie bawiłem się w odbijanie, bo uważam, że to chamskie. Zresztą... pół światu tego kwiatu.
Dzisiaj jest impreza u Domina. Może tam jakąś wyrwę. Chociaż po Patrycji nie mam na to ochoty.
Zauważam dziwną zależność; każda laska, jaką podrywam na jakiejkolwiek imprezie, po jakimś tygodniu okazuje się straszną suką. A dziewczyny które poznaję na przykład w szkole, są do wytrzymania przez trochę więcej niż dwa tygodnie.
Ciekawe, ile wytrzymałbym z Julką...
Kurwa, Julka i Julka. Co jest ze mną nie tak?!
Muszę się ogarnąć. Julka nie będzie moją dziewczyną i kropka.
Powinienem zająć się przygotowywaniem do egzaminu i poprawianiem ocen. No i imprezami oczywiście.
Nie jakąś dziewczyną, której po skończeniu szkoły już nigdy nie zobaczę.
Ten argument dostatecznie kończy moje myśli o dziewczynie siedzącej przede mną.
Nareszcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top