Sen

   Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Sny nie były wytchnieniem, tak jak do tej pory, teraz stały się zmorą.
   Zaczęło się miło... Leo śnił o jednym ze "swoich światów". Podróżował, walczył, pomagał. Żył tak jak chciał, jak zawsze marzył. Jednak ten sen rozmazał się na rzecz czegoś innego.
   Las. Otoczony drzewami, wyczuwał niechęć roślin i czających się zwierząt. Wiedział, że go tu nie chcą. Jednak nie to przerażało Leona. On kojarzył miejsce, w którym się znalazł. Był to ten sam las, który od lat podziwiał. Jednak coś, oprócz zwierząt, czaiło się w cieniu drzew. Za sobą usłyszał szelest liści. Obracając się, wymierzył cios. Trafił na coś miękkiego, a przy uderzeniu coś pękło. Spojrzał w dół. Pod jego nogami leżał mężczyzna trzymający się za szczękę. Teraz już Leo wiedział na pewno, że to nie jest zwykły sen. On miał w pełni świadomy umysł, a wszystko wydawało się bardzo realne. Przykucnął nad rannym.
– Kim jesteś? – Zapytał przyglądając się mężczyźnie.
– Jednym z nas. – Odpowiedział mu jakiś głos.
   Nie zorientował się nawet kiedy, ale został otoczony. W jednej chwili kucał nad rannym mężczyzną, a w drugiej zwijał się z bólu od ciosu w brzuch. Atak nadszedł ze wszystkich stron. Ludzie dookoła niego zaczęli okładać go kamieniami, gałęziami, niektórzy kopali inni wymierzali ciosy rękami. Ból zawładnął całym ciałem. Co chwilę słyszał trzask łamanych kości. Jednak nie dał napastnikom satysfakcji. Nie krzyknął ani razu. W końcu podszedł do niego ten, który jako pierwszy go uderzył. Spojrzał na niego. To był on, ten, który zeszłego ranka pozdrowił go na skraju lasu.
– Nas się nie lekceważy, Młody Książę. Jesteś jednym z nas, więc tak właśnie się zachowuj.
   Zamachnął się nogą i z nadludzką siłą kopnął go w plecy, tak że odleciał na parę metrów. Tym razem nie wytrzymał, krzyknął z bólu. Po chwili uczucie to zniknęło. Nie czuł już nic, ani jednej części ciała. Domyślił się, że miał złamany kręgosłup. Zbliżył się jeden z napastników. Uniósł stopę i powiedział.
– Następnym razem, odpowiedz na pozdrowienie.
   Kopnął go w głowę...
   W tym momencie Leo obudził się, siadając na łóżku cały zlany potem. Nagle w każdej części ciała poczuł ogromny ból, jakby te wszystkie ciosy były prawdziwe. Rozebrał się cierpiąc przy każdym ruchu. Zobaczył, że jego ciało było całe sine. Wystraszony i ogłupiały położył się do łóżka. Spojrzał na zegarek. Było pięć po piątej. Postanowił, że spróbuje jeszcze zasnąć. Udało się, ale sny nie niosły ukojenia. Widział przerażające sceny. Śmierć tysięcy ludzi, agonię męczenników, demony pośród ludzi i tylko jedno, niewielkie światełko. Na koniec usłyszał tylko: Ono musi urosnąć, inaczej to wszystko stanie się rzeczywistością. Było to ostrzeżenie.
   Leo, poraz kolejny, wyrwany ze snów, obudził się na podłodze. Budzik zaczął dzwonić, a on z ulgą stwierdził, że jest już szósta. Przygotował się do szkoły. Przy kąpieli zauważył, że wszystkie siniaki zniknęły, ale cień tamtego bólu pozostawał w jego głowie. Półtorej godziny później autobus wyjechał koło lasu. Leo zamknął książkę, którą właśnie czytał. W oddali zamajaczyły postacie. Nie zważając na przyjaciół i dzieciaki z autobusu, podniósł rękę pozdrawiając ludzi, których widział tylko on, a ci odpowiedzieli mu tym samym, uśmiechając się z aprobatą.
– Yyy... Leo... Co ty robisz? – zapytał Mateusz, rudawy chłopak, który wczoraj proponował mu poranny wypad na papierosa.
– A co cię to obchodzi? – odpowiedział pytaniem z ostrzegawczym błyskiem w oczach.
   Leo czuł, że się zmieniał. Czuł, że szkolny prymus, kulturalny, miły i uprzejmy chłopak, który stronił od wszelkiej przemocy znikał, a na jego miejsce wchodził ktoś, kto zabójczą inteligencję wykorzystywał do swoich celów. Dla którego liczył się tylko on sam, jego ludzie, przyjaciele i rodzina. Przywódca, który wiedział jak walczyć i dało się to poznać już po jednym spojrzeniu, ktoś, kto nie zawaha się skrzywdzić innych. Pewny siebie i swoich możliwości. Już teraz wiedział jaki będzie kiedyś. To mu się nie podobało. Do tego te sny...
   Przyjaciele spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
– W sumie nieważne... – stwierdził, chowając książkę, którą niedawno czytał do plecaka.
– To, co powiedziałeś wczoraj Nowak... Ekstra! – Dawid zmienił temat. Co prawda chodzili razem do klasy, ale on był w innej grupie na niemieckim i nie mógł tego słyszeć, podobnie Mateusz, ale plotki, a w szczególności o Leonie, szybko się rozchodzą.
– Dzisiaj mam spotkanie z nią, dyrektorką i moją matką – wyznał przyjaciołom.
   Obrócił się, patrząc na ludzi z lasu. Jeden machnął mu ręką, dając znak, aby nie zwracał już na nich uwagi. Tak więc pogrążył się w rozmowie z przyjaciółmi. Śmiali się głośno, dziś nie zrezygnował ze wspólnego czasu przed lekcjami.
   Do szkoły weszli równo o ósmej. Ruszyli pod swoją klasę, śmiali się głośno i żartowali. Leo czuł się wśród nich dobrze, jak jeszcze nigdy. Mijając kolejnych uczniów witali się ze znajomymi. Rafał, kolega Leona jeszcze z podstawówki, jego najlepszy przyjaciel, zatrzymał go na chwilę, rzucając „Pogadamy na przerwie?”. Gdy uzyskał potwierdzenie, puścił go nie,  zadając więcej pytań.
   Chwilę później razem ze znajomymi był już pod klasą. Wraz z panią Lewandowską, nauczycielką języka polskiego, przyszła pani dyrektor z surową miną. Rozmowy ucichły, tylko grupka Leona uśmiechała się nadal.
   – Evang, idziesz ze mną – powiedziała, na co Leo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
   – Czy coś się stało pani dyrektor? – zapytał niewinnie, a jego przyjaciele zaśmiali się głośno.
   – Nie żartuj sobie, do mojego gabinetu – pewnym krokiem ruszył przed siebie, nie czekał aż dyrektorka pójdzie za nim. – A wam nie będzie tak do śmiechu, jak dorzucę wam kilka zajęć dodatkowych – powiedziała i ruszyła za Leonem.
   Rozmowy uczniów z 4r/l i wymienianie różnych scenariuszy tego, co miało się stać było słychać aż pod drzwiami do gabinetu.
   Wszedł z uśmiechem do środka. Pomieszczenie było niewielkie. Cała jedną ścianę, tę po lewo od drzwi, zajmowały szafa i regały z różnymi segregatorami i dokumentami. Biurko było puste, jeśli nie liczyć laptopa i leżącego obok niego tableta. Pod oknem stała kanapa, a przed nią stolik.
   Pani dyrektor usiadła za biurkiem, a za jej plecami ustała droga, kochana wychowawczyni Leona.
   – Witam panią – powiedział na jej widok, a z jego ust nie schodził uśmieszek.
   Nauczycielka rzuciła mu miażdżące spojrzenie, jednak on wzruszył tylko ramionami.
   – Możesz mi powiedzieć, co to było? – odezwała się po pewnym czasie dyrektorka.
   – To? Przywitałem się kulturalnie z panią Nowak – odpowiedział.
   – Nie o to mi chodziło. Mówię o twojej wczorajszej lekcji języka niemieckiego.
   – Ach, to... Wyrażanie własnego zdania na narzucony przez nauczyciela temat.
   – Ty pieprzony gówniarzu... – Zaczęła Nowak, ale Leo przerwał jej kierując na nią mordercze spojrzenie.
   – Jak mnie pani nazwała?
   – Ja... To znaczy... – Jąkała się.
   – Tak się zastanawiam, czy takie zachowanie nie zainteresowałoby ludzi wyżej postawionych niż wy. No nie wiem... Może kuratorium? Nauczycielka wyzywająca i gnębiąca uczniów, którzy mają odmienne od niej zdanie... – Nowak spuściła głowę, a dyrektorka posłała jej karcące spojrzenie.
   – Opowiedz mi proszę, co się stało wczoraj na lekcji – poprosiła pani dyrektor.
   Szybko streścił jej ostatnie zajęcia języka niemieckiego. Nie naginał prawdy, niczego nie koloryzował, mówił, jak było.
   – Jak sama pani słyszy, pani dyrektor, było to tylko wyrażenie własnego zdania z uzasadnieniem i małym wtrąceniem historycznym.
   Wiedział, że niczym nie zawinił, więc nie czuł wyrzutów sumienia. Chciał być zapamiętany nie tylko jako najlepszy uczeń w szkole, ale także jako ktoś, kto nie bał się mieć swojego zdania.
   – Proszę też sobie oszczędzić pomysłu opuszczenia mojej oceny z zachowania. Nie naruszyłem statutu szkoły, więc nie można zwołać rady i sześć dni przed zakończeniem roku szkolnego zmienić mi ocenę.
   Stopnie były wystawione i zatwierdzone przez radę już od tygodnia, więc nie bał się, że coś mu grozi. Potrafił naginać zasady pod siebie, znał też je wszystkie, więc był bezkarny.
   Kobiety zaczęły się naradzać, choć wiedziały, że Leo miał rację.
   – Jeszcze jedno, jeśli mogę – odezwał się znowu. – Napisałem już do mamy, żeby nie przyjeżdżała, nie widzę takiej potrzeby. Nie złamałem zasad, jestem pełnoletni... Jest niepotrzebna, a ma małe dziecko jak panie wiedzą, to po co ma się fatygować, prawda?
   Obie patrzyły na niego zdziwione. Zachowywał się tak, jakby to on miał stawiać warunki, jakby to on był dyrektorem szkoły i miał prawo do decydowania o tym, kto i kiedy będzie przyjeżdżać i odjeżdżać.
   – Tak... Tak, może masz rację – odezwała się pani dyrektor.
   – Ale, pani... – chciała jej coś powiedzieć nauczycielka niemieckiego, ale jej przerwałem.
   – Rozumiem, że to wszystko i mogę już iść?
   – Tak, do zobaczenia na rozdaniu świadectw.
   Dyrektorka wstała, gdy Leo wychodził. Kiedy zamknął za sobą drzwi, usłyszał przytłumioną rozmowę kobiet.
   – O takie coś mi głowę zawracasz...!
   – Ale ja...
   – Masz szczęście, że wychodzi już z tej szkoły. To bystry chłopak! Naopowiadałaś mi niewiadomo czego! Policzymy się później!
   Rozmowa ucichła, ale chłopak usłyszał kroki, które zbliżały się do drzwi. Szybko odbiegł kawałek, akurat, gdy zadzwonił dzwonek. Z gabinetu wyszła pani Nowak i obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
   Z klasy wybiegli koledzy Leona, którym streścił przebieg rozmowy. Byli podekscytowani, jakby opowiadał im o niewiadomo jakich nowościach. Później pobiegł do Rafała i wytłumaczył mu się ze wszystkiego. Jak się okazało nie był zły, ale zaciekawiony. On też nie lubił Nowak i miał takie poglądy jak Leo, więc podzielał jego zdanie.
   Później dzień minął tak samo. Noc była już taka jak każda inna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top