Pierwszy raz

   Budzik. Ten okropny dźwięk. Dzwoni i dzwoni, zapowiadając kolejne godziny nudnego i rutynowego dnia. Leon budzi się niechętnie. Nienawidzi poranków, nigdy się nie wysypia, a budzik przypomina mu o szkole, za którą też nie przepada.
   Chodzi do technikum już od czterech lat, ale nie mógł się do niego przekonać. Nie przeszkadzają mu uczniowie, nawet ich lubi. Problemem są nauczyciele. Wielu z nich uważa za przynajmniej niekompetentnych. Istnieje jeszcze fakt, że nie on wybrał sobie tę szkołę, ale jego matka. Kobieta, dla której najważniejsze są pieniądze, których nie ma za wiele. Posłała go do szkoły, bo autobus był za darmo...
   Leon zawsze wykazywał się zdolnościami ponad jego wiek. W podstawówce przeskoczył jedną klasę, a w gimnazjum kolejną. Dlatego też nie rozumiał, dlaczego nie mógł podjąć samodzielnej decyzji. Wiele od niego wymagano, a mało dawano w zamian. To Leona najbardziej denerwowało. Właśnie z tego powodu nienawidzi poranków, wszystkie te myśli go przytłaczają.
   Zrezygnowany wstał i poszedł do łazienki. W lustrze zobaczył młodego chłopaka o czarnych włosach i szarych oczach, a pod nimi cienie, sygnalizujące niewyspanie. Wąskie usta były suche i popękane, a mały zadarty nos czerwony od kataru. Na twarzy pozbawionej trądziku, nigdy go nie miał, czego sam nie znał przyczyny, widniał grymas niezadowolenia. Leo stał przed umywalką i ochlapał twarz lodowatą wodą.
– I co brzydalu? – Zaczął swoją codzienną rozmowę z samym sobą. – Znowu to samo. Pobudka, poranna toaleta, ubranie się, szkoła, powrót do domu, pomoc rodzicom i noc. Tak być nie może – pokręcił głową. – Dzisiaj się zabawimy. Ciekawe co na to powie pani Nowak? – Zaśmiał się i wykonał wszystkie swoje poranne czynności.
   Po wszystkim poszedł do pokoju i stanął przed szafą. Leo zawsze miał problem z doborem ubrań. Długo zastanawiał się, co włożyć. Czy to do siebie pasuje? Czy wypada to założyć do szkoły?
   W końcu zdecydował się na ciemne jeansy i czarną koszulę. Włożył też swoje ulubione czarne adidasy. Po wszystkim stanął przy dużym lustrze, które wisiało obok szafy. Cienie pod powiekami zniknęły, nos nie był już zaczerwieniony, katar przeszedł mu jak każdego ranka. To była kolejna dziwna rzecz. Zawsze gdy się budził dręczył go katar, ale po porannej toalecie znikał. Włosy miał świeżo umyte, wysuszone i idealnie ułożone. Zawsze układał je na lewą stronę, lekko zaczesując do tyłu. Mył je codziennie chcąc pozbyć się loków, z których szydzili jego znajomi. Na koniec włożył zegarek na rękę. Zabrał plecak, komórkę, słuchawki i okulary przeciwsłoneczne, po czym wyszedł na przystanek autobusowy.
   Na przystanek miał lekko ponad kilometr i bardzo lubił tę trasę. Zakładał słuchawki, włączał muzykę i powolnym krokiem szedł przed siebie. Podśpiewywał idąc. Jego głos był melodyjny i czysty. Nigdy nie fałszował. Mimo wszystko wstydził się swojego głosu i przy każdych zabudowaniach zniżał głos, gdy ktoś go mijał przestawał śpiewać i tak dziesięć minut.
   Na przystanku witał się ze znajomymi, czasami rozmawiali, ale zazwyczaj słuchał muzyki spacerując w okolicy przystanku. Podobnie w autobusie. Witał się z kolegami, siadał blisko nich, zamieniał parę zdań, ale na tym koniec. Później wyciągał książkę, podgłaszał muzykę i oddawał się lekturze.
   Zawsze kończył czytać kilkaset metrów od miasta, w którym mieściła się jego szkoła.
   Było to niewielkie, rozwijające się miasteczko, w którym mimo wszystko niewiele się działo. Aż do pewnej środy.
   Miasteczko zbudowane było na niewielkim wzniesieniu, a od strony, którą wjeżdżał jego autobus otaczał je las. Lubił go, dlatego właśnie kończył czytać tuż przed nim. Podziwiał drzewa i krajobraz. Codziennie od kilku lat. Jednak tym razem było inaczej.
   W lesie pomiędzy drzewami majaczyły sylwetki ludzi. Jeden z nich stał kilka metrów od krawędzi lasu i przemieszczał się w równym tempie, co autobus. Reszta ludzi ustępowała miejsca innym. Tylko ten jeden podążał za nim, choć Leo mógłby przysiąść, że tamten stoi w miejscu. Podniósł rękę pozdrawiając go. Chłopak zdziwił się tym widokiem. Zaczepił kolegę siedzącego obok niego.
– Dawid, widzisz ich...? – Zapytał szturchając blądyna obok niego.
– Hmm? – Mruknął chłopak wyrwany z rozmowy. Dopiero po jakimś czasie doszło do niego pytanie Leona. – Chłopie tam nikogo nie ma. – Powiedział wracając do swojej rozmowy.
   Zdziwiony Leo wyjrzał ponownie przez okno. Dawid miał rację były tam tylko drzewa, które też zaraz zniknęły, bo wjechali do miasta. Chłopak wzruszył ramionami myśląc, że wyobraźnia spłatała mu figla.
   Wysiadając na przystanku obejrzał się za siebie czując czyjąś dziwną obecność.
– Leo, idziesz z nami? – Zapytał jeden z jego kumpli.
– Hm? – Wyrwany z rozmyślań brunet rozejrzał się za przyjaciółmi. – Co mówiłeś? – Zapytał wysokiego chłopaka o rozczochranych, brązowo rudych włosach.
– Pytałem się, czy chcesz iść z nami do sklepu i na fajkę przed lekcjami.
   Choć Leo nie palił i nie lubił dymu papierosowego, to towarzyszył czasem znajomym. Jednak tym razem odmówił, musiał powtórzyć materiał na angielski.
   Ruszył samotnie w stronę szkoły. Zakładając słuchawki rozejrzał się jeszcze raz. Zauważył dziwnego mężczyznę, który odwrócił wzrok, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Leo przyspieszył, a potrafił chodzić szybciej niż biegać, i chwilę później był już w szkole. Wszedł do środka, przywitał znajomych i usiadł na swojej ławce, przy której zawsze stał stolik. Wyciągnął podręcznik i powtarzał zagadnienia na sprawdzian z angielskiego.
   Tak jak podejrzewał. Dzień był nudny, szary tak jak wszystkie pozostałe. Jednak przyszedł czas na lekcje niemieckiego, a co za tym idzie, wyjście na miasto. Razem z dwoma kolegami prowadzili grupę. Szli na niewielki skwerek, skąd mieli podzielić się w grupy i przeprowadzić wywiad. Pani Nowak idąca na samym końcu podzieliła ich szybko i rozdała kartki z pytaniami. Szybko jednak wrócili z powrotem na skwerek. Dziś nie było zbyt wielu ludzi w mieście.
– W takim razie – odezwała się nauczycielka – w grupach odpowiecie na te pytania.
– Lepiej nie... – Zaczął jeden z chłopaków z jego grupy.
– Dlaczego? – Nauczycielka posłała mu pytające spojrzenie.
– Obawiam się, że nie wypowiedział bym ani jednego dobrego słowa o nazistach i mordercach. Już pierwsze pytanie jest trochę prowokacyjne. Co myślisz o przeszłości Niemiec...? – Drugi z chłopaków odpowiedział z uśmiechem.
   Zawsze, na prawie każdej lekcji niemieckiego, poruszali ten temat, choć nie mieli nic do dzisiejszych Niemców. To ich przeszłość była dla nich czymś, koło czego nie można było przejść obojętnie. Tak też uważał Leo, choć jeszcze nie wyraził swojego zdania na forum.
– Jeszcze raz coś takiego, a przysięgam, że jak wrócimy, to pójdziecie prosto do pani dyrektor – pogroziła im.
   Wtedy właśnie odezwał się Leo.
– Za co? – Zapytał, udając że nie rozumie.
– Jak to za co?! – Krzyknęła nauczycielka.
– Rozumiem, że chce pani ich ukarać za poglądy, które uznają. Za ich zdanie i za to, co powiedzieli. Choć to wszystko prawda – nauczycielka chciała mu przerwać, ale nie pozwolił jej na to. – O ile się nie mylę to w Polsce mamy wolność słowa i możemy wyznawać różne poglądy, jeśli nie zagrażamy przy tym sobie i innym. Nic pani nie mówi na prześladowania rasistowskie, czy na tle seksualnym – jeden z kolegów z jego klasy był poniżany, bo był gejem, a ona jako nauczycielka i wychowawczyni nic z tym nie robiła. – Jednak chce pani karać za prawdę. Bolesną, ale prawdę.
– To lekcja, a ja ją prowadzę, nie ty. Więc zaraz i ty do nich dołączysz.
– Znowu to samo. Widzę, że w tej szkole nie można myśleć. Nie można nic powiedzieć... – Pokręcił głową, a widząc minę kobiety powstrzymał uśmiech.
– To nie prawda!
– Nie? Więc dlaczego nie pozwala mi pani wyrazić tego co myślę, a chłopaków karci za ich zdanie o przeszłości Niemiec? – Zapytał wyrzucając z siebie, to co miał na języku od czterech lat. Kobietę zatkało. Jej najlepszy uczeń, którego nigdy nie lubiła, ale który zawsze był miły i kulturalny, odzywał się do niej w taki sposób? Nie mogła uwierzyć, a Leo nie zamierzał kończyć na tym co powiedział. – W takim razie teraz ja powiem co myślę o Niemczech i ich przeszłości. Od początku istnienia państwa polskiego nas atakowali i gnębili. Najpierw na tle religijnym, później dlatego że chcieli nasze ziemie. Na końcu ich pycha nie znała już granic. Nazwali siebie nadludźmi, resztę, w szczególności Żydów, Romanów i Słowian, za rasy podrzędne. To my, Polacy, byliśmy ich pierwszą ofiarą. Dlaczego? Bo ówczesny rząd odrzucił ich propozycje. Niewielu o tym wie, ale Hitler chciał mieć Polskę jako sojusznika, wierzył, że dzięki temu odniesie szybki i spektakularne zwycięstwo na wojnie. Pomińmy też fakt, że byli tchórzami, ich sojusznikami byli inni Słowianie, tyle tylko, że potężni, ZSRR. Nie dostaliśmy od nich nic za to, że zniszczyli i zrujnowali nasz kraj. A w nagrodę my uczymy się ich języka, poznajemy ich kulturę i historię, bo w kilku krajach mówi się w ich języku... Po włosku, czy hiszpańsku też mówi się w wielu krajach, ale my uczmy się o naszych dawnych prześladowcach. Wie pani co? To oni powinni poszerzać swoją wiedzę o nas. Dowiedzieć się, co nam zrobili ich przodkowie, bo być może za kilkanaście lat już całkiem zapomną o ich zbrodniach. Powinni uczyć się od nas – skończył. – Dobra chłopaki, odpowiedzmy na te pytania. – Powiedział, odchodząc kawałek.
   Po lekcjach wrócił do domu pierwszym autobusem. Mama napisała mu, że ma jak najszybciej wracać. W szkole stał się bohaterem. Wielu podzieliło jego zdanie, wielu przekonał do tego zdania. A uczniowie z innych klas wiedzieli o jego "przemówieniu" zanim jeszcze wrócili do szkoły. Nie dostał żadnej nagany, nie było wizyty u dyrektorki. Nic.
   Jednak pani Nowak powiadomiła jego matkę. Leo nie przejmował się tym za bardzo, wiedział, że i ona tak myśli. Był przekonany, że pod tym względem ma jej wsparcie. Często opowiadał jej o swojej wychowawczyni, do której zdążyła się zniechęcić już po pierwszym roku jego nauki w szkole.
– Dzwoniła pani Nowak – usłyszał zanim jeszcze wszedł do kuchni. – Już myślałam, że nigdy jej tego nie powiesz – otworzył drzwi zdziwiony.
  Wiedział, że matka podziela jego poglądy, ale nie miał pojęcia, że chce aby powiedział o nich głośno. I to nauczycielce niemieckiego.
– Ty... Czekałaś na to?
– Oczywiście. Wiedziałam, że nie wytrzymasz. Jutro mam pojechać do szkoły. Dobrze, że zrobiłeś to teraz. Tydzień przed zakończeniem roku. Widać kiedy nauczyciele dają wam już trochę luzu...
– Nie wszyscy – wtrącił przypominając sobie angielski.
– Nie ważne, idź do siebie. Zawołam cię na obiad.
   I poszedł. Resztę dnia spędził w swoim pokoju, pisząc swoją powieść i czytając różne książki od fantasy i kryminał, przez romanse do książek historycznych. Lubił czytać kilka książek na raz, dzięki temu miał kilka historii w głowie i rozmyślając nad nimi, nigdy się nie nudził, za bardzo. Nie poszedł na obiad, nie był głodny, więc cały wieczór poświęcił na lektury, słuchanie muzyki i gry na telefonje. Gdy w końcu spojrzał na zegarek, było już grubo po trzeciej w nocy. Godziny demonów. Przez jego wyobraźnię śniły mu się często właśnie takie istoty, gdy zasypiał o tej godzinie. Mimo wszystko odłożył komórkę i książki, zgasił lampkę nocną i ułożył się do snu. Odpuścił sobie kąpiel i przebieranie się. Zasnął jak leżał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top