57
Neptune
- Tatusiu, od teraz tutaj będę mieszkać?
Ukucnąłem przy Vivian. Objąłem smoczą dziewczynkę ramieniem i pogłaskałem ją po policzku.
- Tak, kochanie. Od teraz tu jest twój nowy dom.
Vivian rozejrzała się po holu pałacu. Chłonęła wzrokiem każdy detal. Wyglądała przy tym prześlicznie. Uśmiechała się, a w jej oczach widziałem nawet łzy. Cieszyłem się, że dałem jej nowy dom.
Światło słoneczne wpadające do holu pałacowego przez ogromne okna bardziej podkreślało liczne blizny i ślady po poparzeniach znajdujące się na twarzy dziewczynki. Vivian przeszła wiele. W końcu miałem upragnioną córeczkę. Miałem także czterech wspaniałych synów. Kilka tygodni temu nie przypuszczałbym, że moje życie zmieni się aż tak drastycznie.
Vivian odwróciła się do mnie. Spojrzała mi w oczy, co było dla niej łatwe jako, że kucałem tuż obok niej.
- Moja mama i mój tata nie będą na was źli, że mnie przygarnęliście?
Usłyszałem gwałtowny wdech Fiodora za moimi plecami. Mój mroczny król ukucnął obok mnie i pogłaskał dziewczynkę po włosach.
- Vivian, oni...
Mój chłopak nie wiedział, jak to powiedzieć. Ja jednak już wiele razy rozmawiałem z Vivian na temat jej okropnych rodziców. Nie zamierzałem karmić jej kłamstwami. Może nie była na tyle duża, aby rozmawiać z nią o poważnych sprawach, ale nie miałem prawa mydlić Vivi oczu. Musiała rozumieć, jaka była prawda.
- Skarbie, twoi rodzice zostawili cię pod opieką Ceceli w sierocińcu. Oni cię nie chcieli.
Kurwa. Może jednak nie powinienem być taki dosadny.
- Dlaczego? Nie kochali mnie?
- Posłuchaj, słonko - poprosiłem, klękając przed nią na obu kolanach. - Twoi rodzice najwyraźniej uznali, że nie będą w stanie się tobą zaopiekować. Dlatego oddali cię w ręce Ceceli. Zapewne uważali, że z nią będzie ci lepiej. Twoi rodzice nie kontaktowali się z tobą od dnia, w którym zostałaś umieszczona w sierocińcu. To oznacza, że na pewno nie będą na nas źli za to, że cię przygarnęliśmy. Wręcz przeciwnie. Powinni się z tego powodu cieszyć. W końcu masz stały dom i kochających tatusiów. Chyba nie przeszkadza ci to, że nie masz mamy?
Vivian patrzyła to na mnie, to na Fiodora. Jej głowa latała w te i we w te, co wyglądało śmiesznie i uroczo.
- Ja już was kocham.
Dziewczynka rozłożyła szeroko ręce. Przytuliła się do mnie i mojego chłopaka. Fiodor poklepał ją po plecach, a ja ucałowałem ją w czubek głowy.
- Dziękuję za to, że mnie zechcieliście. W przeciwieństwie do moich rodziców.
- Vivi, ale...
- Nie jestem taka głupia, tatusiu Neptunie - powiedziała, dumnie unosząc głowę. - Wiem, że mama i tata mnie nie kochali dlatego, że wyglądam tak, jak wyglądam. Nie jestem ładną dziewczynką. Mam wiele blizn na twarzy. Nigdy nie będę taka jak piękne księżniczki i królowe. Nie przeszkadza mi to jednak. Jestem jaka jestem. To nie moja wina, że wpadłam do tego wulkanu i się poraniłam. Nie mam wpływu na to, jak wyglądam, ale najbardziej liczy się dla mnie to, jakie mam serce. Kocham was i mam nadzieję, że wy też mnie pokochacie.
Poczułem kilka łez, które spłynęły po moich policzkach. Nigdy bowiem nie spodziewałbym się, że usłyszę od młodziutkiej Vivian takie słowa. Owszem, Vivi była bardzo mądra jak na swój wiek, ale nigdy nie usłyszałem od niej tak długiej wypowiedzi. Oczarowała mnie nią i sprawiła, że zacząłem jeszcze bardziej ją doceniać.
- Kochanie, jesteś piękna. Nigdy nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej.
Fiodor pocałował Vivian w policzek. Po długim przytulasie Vivi odsunęła się od nas, podparła się rękoma pod boki i spojrzała na nas z uśmiechem.
- Wybaczcie, tatusiu Neptunie i tatusiu Fiodorze, ale teraz chciałabym lepiej poznać moich braciszków.
Apollo podszedł bliżej Vivi. Pochylił się mocno i zaczął ją obwąchiwać. Dziewczynka zaśmiała się, gdy Apollo trącił kościstym pyskiem jej głowę.
- Apollo, jesteś taki słodki! Wiesz, że kiedyś opowiadałam Claudiusowi o tym, jak bardzo bym chciała mieć takiego chłopaka jak ty?
Szkieletor przechylił głowę w bok, nie rozumiejąc, co mówiła do niego Vivian. Za to Claudius, który trzymał się z boku, westchnął ciężko i klepnął się w czoło.
- Vivian, to twój brat! Na bogów, nie możesz o nim fantazjować!
- Oj, przecież nie chcę, żeby Apollo był moim chłopakiem! Mam jeszcze Aresa i Hermesa, racja?
Vivian pobiegła przez pałacowe korytarze w stronę ogrodu tak, jakby dokładnie wiedziała, gdzie ma zmierzać. Za nią pobiegli Apollo, Ares i Hermes. Szkieletory szybko pokochały Vivian, ale nie było się czemu dziwić. Ta dziewczynka była fenomenalna. Kochałem ją całym sercem. Miałem wrażenie, że Fiodor także darzył ją silnym uczuciem. Vivian nie dało się nie kochać.
Claudius wydał z siebie dźwięk wyrażający niezadowolenie, ale wiedziałem, że był szczęśliwy, iż Vivian znalazła się z nami w pałacu. Od dawna traktował ją jak swoją młodszą siostrę. Nareszcie byliśmy rodziną. Wiedziałem, że Claudius będzie świetnym starszym bratem. Nie tylko dla Vivi, ale również dla Apolla, Aresa oraz Hermesa. Mimo, że wzrostem szkieletory znacznie przewyższały Claudiusa, to nie dało się ukryć, że były od niego o wiele młodsze.
Chłopiec popędził korytarzami za Vivian, aby jej pilnować. Wiedziałem, że dzieciaki mogły trochę narozrabiać, ale były w dobrych rękach. Cieszyłem się, że wszystko tak wspaniale się układało. Uradowało mnie również to, że mieszkańcy Cormac z takim spokojem, a wręcz szczęściem, przyjęli informację o synach swojego władcy. Mimo, że Fiodor ukrywał swoje dzieciaki przed poddanymi, okazało się, że wcale nie musiał tego robić. Mimo, że chłopcy mogli przerażać swoim wyglądem, nie dało się ich nie kochać. Miał dowiedzieć się o tym każdy, kto miał dać im szansę.
- Jestem taki zmęczony, kochanie. Chyba przydałaby nam się chwila odpoczynku, prawda?
Odwróciłem się do Fiodora. Jego neonowo zielone oczy faktycznie wyglądały na bardzo zmęczone. Nie było się jednak czemu dziwić. W ostatnich dniach wiele przeszliśmy.
- Masz jakiś pomysł na to, jak możemy się odprężyć, mój królu?
Podszedłem bliżej ciemnowłosego mrocznego króla Cormac. Fiodor uśmiechnął się. Chwycił mnie za nadgarstki i odwrócił tyłem do siebie. Wystarczyło, że oplótł swój demoniczny ogon wokół moich nadgarstków, a ja już stałem się jego więźniem.
- Kochanie, dzieci mogą nas nakryć.
Fiodor nie przejął się moimi słowami. Przygryzł mi płatek ucha, po czym przycisnął moje plecy do swojej piersi. Poczułem, jak erekcja wypychająca przód jego szaty wbija mi się w tyłek.
- Mam to na uwadze, mój niewolniku.
- Na bogów, znów chcesz się bawić tak, że to ja będę twoim jeńcem?
Zaśmiał się, wzruszając ramionami. Może nie mogłem zobaczyć tego gestu, stojąc odwrócony do niego plecami, ale łatwo go poczułem.
- Spodobała mi się rola twojego właściciela. Cóż mogę na to poradzić?
- Mawia się, że z problemami należy się przespać, mam rację?
Jego śmiech w odpowiedzi był rozbrajający.
- Też słyszałem taką teorię, kochanie. Co ty na to, abyśmy odreagowali w klubie? Jeśli oczywiście czujesz się na siłach. Nie chcę cię do niczego zmuszać, Neptune. Nie po tym, co przeszedłeś w Eriallie.
Odwróciłem się przodem do Fiodora, na co ten mi pozwolił. Mój pan wciąż nie rozwiązał mi rąk, ale nie przeszkadzało mi to, że byłem spętany. Lubiłem czuć się wykorzystywany przez mojego ukochanego skarba. Taki już byłem. Trochę zboczony i ześwirowany, ale dopóki nie robiłem innym krzywdy swoim zachowaniem uważałem, że mogłem być taki, jaki chciałem być.
- Fiodorze, mówiłem ci już, że...
W oczach mojego ukochanego zobaczyłem łzy. Musiałem uwolnić się z tych słodkich kajdan. Gdy mi się to udało, położyłem dłonie na policzkach mojego króla. Fiodor unikał kontaktu wzrokowego ze mną. Nie podobało mi się to. Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak.
- Kochanie...
- Staram się o tym zapomnieć.
- O czym, skarbie?
- O tym, że zostałeś zgwałcony.
Przeszły mnie ciarki, słysząc to okrutne słowo, ale szybko się opanowałem.
- Słoneczko, mówiłem ci, że się tym nie przejąłem. Ty też tego nie rób.
Fiodor pokręcił przecząco głową, nie hamując dłużej łez. Polizałem go po policzkach, wywołując jego krótki śmiech.
- Wiem, Neptune. Jesteś silny. O wiele silniejszy ode mnie. Po prostu tak bardzo chcę, żeby było normalnie. Wiem, że obiecałem ci, że po powrocie do Cormac ci się oświadczę, ale boję się, że to nie jest odpowiedni moment. Miało być idealnie. Chciałem, żeby otaczały nas świece, róże i zabawki erotyczne. Miało być po naszemu, a jest...
- Zaraz, zaraz. Kochanie, czy ty chcesz mi się oświadczyć?
Fiodor wyjął z kieszeni szaty granatowe pudełeczko pokryte aksamitem. Gdy je otworzył, moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścień, jaki w życiu widziałem. Był duży, srebrny i wyglądał na ciężki. Na jego szczycie znajdował się kamień w kolorze oceanu. Nie znałem się na nazwach kamieni szlachetnych, ale ten był bardzo piękny. Otoczony był małymi srebrnymi diamencikami. Wyglądał na taki, który mężczyzna powinien podarować kobiecie, a nie drugiemu mężczyźnie. Fiodor jednak zrobił go sam. Włożył w jego wykonanie całe serce.
Mój król nagle padł przede mną na oba kolana. Zrobił to tutaj, w pałacowym holu. Słońce pięknie oświetlało jego idealne oblicze. Fiodor, swoim zdaniem, nie był piękny, ale dla mnie był najpiękniejszą istotą kiedykolwiek stąpającą po tym świecie.
Mój pan chwycił mnie za rękę. Ostrożnie założył mi pierścień na palec. Nic nie mówił. Nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Głaskałem go po czarnych jak noc włosach czekając, aż się uspokoi.
Pierścień pięknie mienił mi się na palcu. Bardzo mi się podobał. Fiodor jednak nie zapytał, czy za niego wyjdę. Odpowiedź była oczywista, ale...
- Kocham cię, Neptunie, książę Quandrum.
Na bogów. Chyba jednak doczekałem się wymarzonych oświadczyn.
- Wiesz, że jesteś miłością mojego życia. Zaakceptowałeś mnie takim, jakim jestem. Z mnóstwem wad, blizn i zerową pewnością siebie. Uratowałeś mnie z dołka, z którego bez ciebie bym się nie podniósł. Dla mnie przeprowadziłeś się do Cormac. Zaakceptowałeś moje dzieci. Wybrałeś się ze mną na misję do Desmondii, teraz Eriallie, i o mało nie straciłem cię na zawsze.
- Fiodorze...
- Kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę życia - ciągnął, płacząc okropnie. - Wiem, że nie takich oświadczyn się spodziewałeś. Miałem nadzieję, że będą bardziej romantyczne i mniej łzawe. Nie chcę być taki narzekający na wszystko, ale błagam cię, Neptunie. Wyjdź za mnie. Stań się moim mężem. Chcę stworzyć z tobą piękną rodzinę. Taką, której niczego nie będzie brakowało. Ty będziesz moim księciem, moim panem oraz moim niewolnikiem. Neptunie, czy zostaniesz moją drugą połówką?
- Cholera, już myślałem, że nie zapytasz. Oczywiście, że, kurwa, tak!
Padłem przed Fiodorem na kolana i pocałowałem go mocno w usta. Mój ukochany wziął głęboki wdech. Był do bólu podniecony, ale ta chwila nie musiała być erotyczna. Mieliśmy mieć pełno erotycznych uniesień w przyszłości. Niedalekiej, jak się potem okazało.
- Kurwa, kocham cię - wychrypiałem w jego usta, chwytając go za krocze.
- Mój książę. Na bogów, w końcu jesteś mój.
- Zawsze byłem twój, Fiodorze. Nie dość, że mam pana, to niebawem będę miał męża!
Fiodor wybuchnął śmiechem. Położyłem go na podłodze na plecach i tym razem to ja zniewoliłem jego nadgarstki za pomocą swojego demonicznego ogona. Pocałowałem mojego narzeczonego jeszcze raz w usta, po czym zacząłem przedzierać pazurami jego czarną szatę.
- Aqua! Vulcan!
Nie spodziewałem się, że Fiodor wezwie swoich strażników. Ci zjawili się przy nas w ciągu sekundy. Mężczyźni spojrzeli na nas i uśmiechnęli się do siebie.
- Tak, panie?
- Jak widzicie, świętujemy to, że niebawem będę miał męża. Mój narzeczony postanowił, że zerżnie mnie tutaj, w holu pałacu, dlaczego czy możecie zająć się naszymi dziećmi? Na pewno wyrosną na takie zboczuszki, jakimi jesteśmy my, ale nie chcemy, żeby stało się to w tak młodym wieku.
- Och, tak się składa, panie, że my też zamierzaliśmy ci o czymś powiedzieć.
Vulcan, którego ciało składało się w całości z ognia, chwycił za rękę Aquę. Z kolei ciało tego mężczyzny składało się w pełni z wody. Mimo to, obaj mieli się ku sobie. Widzieliśmy ich uczucie już dawno temu, a obecnie, widząc pierścionki na ich palcach, uśmiechnęliśmy się do siebie z Fiodorem jak ostatni idioci.
- My też bierzemy ślub. Zaczekamy jednak, aż wy zrobicie to pierwsi. Także bawcie się spokojnie. Pobawimy się z waszymi dziećmi. Nie musicie się nigdzie spieszyć - oznajmił speszony Aqua, którego wodniste policzki przybrały czerwony kolor.
- Gratulacje! - krzyknąłem, gdy strażnicy się oddalali.
Zaśmiewałem się z Fiodorem do nieprzytomności. Mój narzeczony miał na piersi ślady po moich pazurach, a jego fiut czekał na mnie twardy i gotowy. Zanim jednak przystąpiliśmy do gorącego seksu, złapałem mojego ukochanego za podbródek i oparłem swoje czoło o jego czoło.
- Dokonaliśmy tego. Aqua i Vulcan są razem - oznajmiłem, na co Fiodor skradł mi szybki pocałunek.
- Zrobiliśmy o wiele więcej, skarbie. Teraz włóż już mojego fiuta do swoich ust, bo zaraz spłonę!
- Na pewno nie tak, jak spłonie Aqua, gdy jego ognisty narzeczony wsunie mu kutasa do tyłka.
Parsknąłem śmiechem, opluwając przy tym Fiodora. Ten wykrzywił się zabawnie i przewrócił oczami.
Może nie byliśmy idealni, ale byliśmy sobą.
To w zupełności nam wystarczało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top