47

Allie

- Jesteś moja. Już nigdy ode mnie nie odejdziesz, kochanie. Naznaczyłem cię. Za kilka miesięcy na świat przyjdą nasze dzieci. Może wtedy zrozumiesz, że posłuszeństwo może być opłacalne. Na pewno nie chcesz, aby nasze dzieci wychowywały się bez matki. Cóż to byłaby za strata, nieprawdaż?

Rogerowi mało było tego, że wypieprzył mnie mocno w cipkę. Zalał mnie swoją spermą. Wiedziałam więc, że niebawem urodzę dzieci, których smoczy strażnik tak bardzo pragnął. 

Wmawiałam sobie, że to nie miała być wina tych dzieci, że miały przyjść na świat z gwałtu. Zamierzałam je kochać, choć nie wyobrażałam sobie tego, że miałabym wychowywać je wspólnie z Rogerem. Nie znosiłam go i bałam się, że będzie mnie szantażował, jeśli nie będę spełniała jego zachcianek. Obawiałam się tego, że będzie groził mi, iż zabije nasze dzieci, jeśli zrobię coś nie po jego myśli. 

Mężczyzna po tradycyjnym seksie przewrócił mnie na brzuch. Skuł mi ręce za plecami, a ja jęknęłam z bólu. Mimo, że uprawiałam z nim seks już wielokrotnie, wciąż nie byłam w stanie przyzwyczaić się do rozmiaru jego penisa. 

- Jesteś moja także tutaj, żoneczko.

Smoczy demon polizał mnie po całej długości pleców. Zaśmiał się i wbił mi pazury w pośladki. 

- Twój tyłek jest cały mój. Zaraz w niego wejdę, skarbie. 

- Naprawdę chcesz, żeby twoje dzieci miały matkę, która będzie skatowana? 

Roger zamyślił się. Błądził pazurami po mojej skórze. Spinałam się i zaciskałam dłonie w pięści szykując się na to, co nieuniknione.

- Kochanie, kto powiedział, że będziesz katowana?

Miałam ochotę się zaśmiać. Nie miałam jednak na to siły. Ta sytuacja była tak absurdalna, że nie pozostało mi nic innego jak śmiech. 

- Ty to powiedziałeś, mądralo. 

Mężczyzna warknął na mnie. Nagle wbił się w mój tyłek bez żadnego ostrzeżenia. Krzyknęłam, chowając twarz w poduszce. Roger jednak najwyraźniej postanowił, że zależało mu na tym, aby słyszeć moje krzyki pełne bólu. Dlatego owinął sobie moje włosy wokół pięści i brutalnie odchylił mi głowę do tyłu. 

- Byłaś dziwką króla. Ciesz się, że cię przygarnąłem. Mogłaś umrzeć. 

- Kocham Erica. Nigdy cię nie pokocham. Może mnie zapłodnisz, ale nie sprawisz, że oddam ci serce. 

Demon wtargnął we mnie jeszcze mocniej. Skrzywiłam się. Po moich policzkach spłynęły łzy. Tego było za wiele. Bałam się, że Roger mnie rozerwie. Wmawiałam sobie jednak, że raczej nie miał zamiaru tego zrobić. Gdyby mocno mnie skrzywdził, nie dałabym rady urodzić jego dzieci.

- Może kochałaś Erica, ale jak możesz kochać go teraz, skoro straciłaś pamięć? 

- Pewnych rzeczy się nie zapomina.

Roger się spiął. Był tak podniecony, że mimo, iż chwilę temu doszedł, znów był gotów na orgazm. 

- Jesteś taka pyskata, dziewczynko. Będę miał z tobą mnóstwo frajdy. Dojdź dla mnie, księżniczko.

Kiedy Roger zaczął palcami pieścić moją łechtaczkę, za wszelką cenę próbowałam się od niego odsunąć. Moja wolna wola została jednak stłamszona przez jego magię. To było upokarzające, że mimo, iż nie chciałam dochodzić, moje ciało miało dla mnie inne plany. Orgazm przyszedł na mnie nagle i był tak silny, że zaczęłam drżeć. To było potężne doświadczenie. Moje ciało drżało w spazmach jeszcze długo po tym, jak doszłam. Roger za to klepał mnie po tyłku i śmiał się zwycięsko. Wiedział, że miał nade mną przewagę i cieszył się tym jak małe dziecko na widok nowej zabawki.

Po seksie mężczyzna mnie rozkuł. Moje ciało miało tak bardzo dość, że nie byłam nawet w stanie się podnieść. 

W myślach przepraszałam Erica za to, że byłam tak słaba, iż nie byłam w stanie sprzeciwić się mojemu oprawcy. Mój ukochany nie zasługiwał na to, abym tak go potraktowała. Na dobrą sprawę, byłam jednak bezradna wobec silnych władców. Moja magia nie była tak potężna, jak magia, którą władali wszyscy pozostali mieszkańcy pałacu króla. 

Roger wsunął palce w moje włosy. Spięłam się w obawie, że mnie uderzy. On jednak zaczął szeptać uspokajające słowa. 

- Od teraz będę traktował cię godnie, kochana żono. Przynajmniej do czasu, aż urodzisz moje dzieci.

- Eric... On mnie znajdzie...

Smoczy demon zaśmiał się okrutnie. 

- Jesteś taka naiwna, Allie. Nie wiem, co ty masz w tej swojej główce. 

- Masz rację. Nic o mnie nie wiesz. Poślubiłeś dziewczynę, o której nie wiesz absolutnie nic. 

- To nam w niczym nie przeszkadza, słodziaku - zarechotał, podnosząc mnie. Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka, a mnie posadził sobie bokiem na kolanach. W łapę chwycił moją pierś i zaczął ją ugniatać. 

Nie widziałam sensu w dłuższej rozmowie z Rogerem. Nie mieliśmy prawa się ze sobą porozumieć. Dlatego pozwoliłam swojemu ciału odpocząć. Mój policzek opadł na pierś smoczego demona. Ten znów zaśmiał się z wyższością. Był okropnym draniem, skoro przyjemność sprawiało mu obserwowanie bezbronnej kobiety. 

Podniosłam gwałtownie głowę i rozejrzałam się dookoła, gdy usłyszałam niespodziewany huk. Roger także się zaniepokoił. Wstał z łóżka i nagi podszedł do okna. Położył smocze łapy na parapecie i wyjrzał do ogrodu. Zamruczał jakieś niezrozumiałe dla mnie słowo, po czym zawiązał sobie opaskę na biodrach i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą bez słowa wyjaśnienia. 

Nie miałam sił, ale czułam potrzebę, aby podążyć za nim. Zwlokłam się więc z łóżka. Nie czułam się na siłach, aby się ubierać, dlatego przytrzymując się ściany, wyszłam na zewnątrz. Na korytarzu zobaczyłam coś, czego nie spodziewałabym się w najśmielszych snach. 

Na bogów. Jeśli to, co miałam przed oczami było prawdą, wówczas istniała szansa na to, że moje życie nie skończy się już dzisiaj. 

Neptune

- Nie chcesz być mi posłuszny? Kochanie, nie chcesz chyba, abym zrobił krzywdę twoim bliskim. 

Posłałem Westonowi pełne niedowierzania spojrzenie. 

- Mówiłeś, że jeśli oddam ci się w niewolę, zostawisz moją rodziną w spokoju.

Król wplótł palce w moje krótkie włosy. Jego pazury drapały mnie po skórze głowy. 

- Kochanie, niewola oznacza posłuszeństwo. Ty ewidentnie nie chcesz być mi posłuszny, czego nie jestem w stanie zaakceptować. Musisz być grzeczny, jeśli chcesz, aby twoja rodzinka była szczęśliwa i bezpieczna. 

- Tego nie było w umowie!

Król podziałał na mnie swoją magią. Rzucił na mnie czar, przez który mimowolnie zsunąłem się z siedziska i spadłem na kolana. Weston skorzystał z chwili, w której byłem w pełni bezbronny i docisnął moją głowę do swojego krocza. Jeśli myślał, że pozwolę mu na to, aby wszedł mi do gardła, grubo się mylił. 

- Otwórz swoje usteczka, Neptunku. Wiesz, że jestem w stanie cię do tego zmusić. Chyba nie chcesz, abym używał na tobie swojej magii. 

Moje ciało było we władaniu Westona. Miałem nadzieję, że niebawem mój umysł nie miał dołączyć do reszty ciała. Nie chciałem stawać się jego laleczką do seksu. Nie taki powinien być mój los jako księcia Quandrum. Miałem do siebie szacunek, a skoro ten gość go do mnie nie miał, nie był to mój problem. 

Nagle poczułem, jak moja ciało ogarnia kolejna fala magii. Było to tak niespodziewane i bolesne, że nagle krzyknąłem. Król zaśmiał się dźwięcznie, obserwując moje starania dotyczące tego, aby pozostać świadomym. 

- Dokładnie tak, kochanie. Poddaj się temu. Obiecuję, że nie będzie bolało. Cóż, jednak cofam swoje słowa. Ból jest bardzo ważny i przyjemny, dlatego obaj musimy go czuć. Nie wiem jednak czy...

Król Weston nie dokończył zdania. Nagle bowiem usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Mężczyzna wstał, a ja odetchnąłem z ulgą, gdy uświadomiłem sobie, że jego magia przestała na mnie działać. Może w dalszym ciągu byłem skuty kajdanami, jednak moje mięśnie wolne były od działania magii. 

Weston wybiegł na korytarz, a ja ostrożnie się podniosłem. Nie było to łatwe, gdy miało się skute nogi. Na pomoc szybko przyszedł mi jednak Venisse. Strażnik, którego poznałem wcześniej, był już przytomny. Uśmiechnął się do mnie i gdy rzucił na mnie czar, więżące mnie kajdany zniknęły. Posłałem do Venisse'a spojrzenie pełne wdzięczności. Mężczyzna skinął do mnie twierdząco głową. 

- Chodź, Neptune. Wierzę, że spodoba ci się to, co zaraz zobaczysz.

Nie miałem pojęcia, o czym mówił Venisse, dopóki nie wyszedłem na pałacowy korytarz. 

To, co tam zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Było to coś, co było tak absurdalnie piękne, że miałem wrażenie, iż fantazjowałem. 

Na szerokim i długim korytarzu zebrali się absolutnie wszyscy. Nie tylko strażnicy króla Desmonda, ale także pozostali "pracownicy" pałacu oraz poddani. Jakimś cudem wdarli się do pałacu króla, dumnie dzierżąc w dłoniach wszelkiego rodzaju broń. Niektórzy mieli przy sobie zwykłe noże i księgi z zaklęciami, a inni dumnie dzierżyli w dłoniach bardziej napawające strachem przyrządy.

Król Weston Desmond został przyparty do muru. W przenośni i dosłownie. 

Truver, strażnik, który okazał mi dobroć, przyciskał króla do ściany pałacu. Gordon i Hugo trzymali króla za ręce, aby nie był w stanie uciec. Widziałem pełne nienawiści spojrzenie władcy Desmondii. Nie wiedział, co się dzieje. Nie był w stanie uwierzyć w to, że wszyscy się zbuntowali. 

Widziałem tu także wszystkie niewolnice i wszystkich niewolników króla. Tillie, Jade, Night, Snow i pozostałych. Mimo, że większość z nich była naga, nie czuli się z tego powodu wstydu. To miał być dzień ich triumfu. Wcale nie potrzebowali mnie i Fiodora do tego, aby pokonać króla. 

- Cóż za wspaniały widok! Kurwa, nie tego się spodziewałem, ale niech mnie piorun strzeli, jeśli się nie cieszę!

Czy to były omamy, czy naprawdę słyszałem głos mojego najstarszego brata?

Odwróciłem się i w wejściu do pałacu zobaczyłem kilkadziesiąt istot, które nagle zamieniły się w setki. Próbowałem ogarnąć wzrokiem wszystkich, ale priorytetowe miejsce w moim polu widzenia zajmowali ci, których najbardziej kochałem.

Moi bracia, Saturn i Mercury, byli tutaj. Był tu także Romeo, mój dobry przyjaciel. Widziałem również Claudiusa, Erica i wielu innych. Moja największa uwaga skupiona była jednak na jednym, konkretnym chłopaku. 

Czarnowłosy demon z potężnymi ciemnymi skrzydłami w czarnej jak mrok szacie stał na przedzie armii z Cormac i Quandrum. Stał dumnie i rozglądał się wokół siebie, chłonąc wzrokiem chaos.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, coś między nami zaskoczyło. Fiodor otworzył usta i zaczął iść w moją stronę. Przez kilka pierwszych chwil byłem tak skonsternowany, że nie miałem pojęcia, co się dzieje. Dopiero po kilku sekundach moje ciało ogarnęła rozpaczliwa chęć, aby jak najszybciej znaleźć się w ramionach mojego ukochanego. Zacząłem biec do Fiodora podobnie, jak on zaczął biec do mnie. Spotkaliśmy się w połowie drogi. Zamiast jednak od razu się przytulić, patrzyliśmy na siebie. 

Fiodor był cały i zdrowy. Ubrany był w piękną szatę i wyglądał jak prawdziwy król. 

Ja za to byłem nagi. Bezbronny i żałosny.

- Neptune. 

- Fiodor.

Mój głos się załamał. Jęknąłem i nie wytrzymując dłużej, wpadłem w objęcia mojego ukochanego. 

- Nie masz pojęcia, jak bardzo cię o ciebie martwiłem! Neptune, nie wierzę... 

- Już dobrze, demonku - zaśmiałem się, nazywając go tak, jak Fiodor zwykł zwracać się do mnie. - Jestem cały. 

- Kochanie, ale ty...

Fiodor odsunął się ode mnie na odległość ramion. Płakał okrutnie. Musiałem objąć dłońmi jego twarz i zetrzeć z niej łzy. 

- Kocham cię, Fiodorze. Mój królu ciemności. 

- Neptune, nie uratowałem cię... Ty oddałeś się... Za mnie....

- Czasami musimy się poświęcać dla większego dobra - wyjaśniłem, choć wiedziałem, że gdybyśmy znaleźli się w odwrotnej sytuacji, Fiodor zrobiłby dla mnie to samo. - Nie żałuję, skarbie. Wciąż nie rozumiem, jakim cudem przedarliście się przez barierę i tu trafiliście, ale w tej chwili nie jest to dla mnie ważne. Cholernie się cieszę, że was widzę. Na bogów, tak bardzo cię kocham, mój panie. 

Nie wytrzymałem. Pocałowałem Fiodora na oczach wszystkich. 

Byłem nagi. Miałem świadomość tego, że moje ciało nosiło na sobie ślady pocałunków i niechcianych pieszczot króla Westona Desmonda, ale to w tej chwili nie było dla mnie ważne.

Pochyliłem Fiodora na podłogą, przytrzymując go za plecy. Śmiałem się, gdy kurczowo łapał się moich ramion. Jeśli myślał, że byłem w stanie go puścić, to się grubo mylił. 

- Rozumiem, że kochasz swojego chłopaka, ale nie przywitasz się z braciszkami? 

Usłyszałem Mercury'ego. Odsunąłem się od Fiodora, spojrzeniem obiecując mu, że niebawem miałem zamiar porządnie się nim zająć. 

- Kurwa, co ten skurwiel ci zrobił? Obetnę mu głowę. Och, wiesz jak bardzo lubię, gdy leje się krew. 

Zaśmiałem się, gdy Saturn zaczął zacierać ręce. Zapewne w głowie szykował misterny plan pozbawienia Westona życia. Nie miałem zamiaru stawać Saturnowi na drodze. Nikt nie zabijał demonów i innych istot w tak zjawiskowy sposób jak on. 

Przytuliłem obu braci, nie wstydząc się tego, że byłem nagi. Poklepałem ich obu po plecach, ciesząc się ich  obecnością. Mimo, że miałem ochotę odlecieć z nimi na smokach w stronę zachodzącego słońca, to były jeszcze dwie sprawy, które musieliśmy doprowadzić do końca. Pierwszą z nich było zabicie Westona Desmonda, a drugą dopilnowanie, żeby Allie i Eric doznali swojego "długo i szczęśliwie".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top