40
Neptune
- Kurwa, jakiego ty masz ładnego penisa, skarbie! Coraz bardziej mi się podobasz!
Zamknąłem oczy, gdy usta króla Westona Desmonda owinęły się wokół mojego kutasa. Król klęczał przede mną, więc teoretycznie powinienem odczuwać satysfakcję, ale wcale tak nie było.
Musiałem przyznać Westonowi jedno. Potrafił doprowadzić demona do szału. Nie chciałem odczuwać przyjemności, ale miałem wrażenie, że król Desmondii wziął jakiś kurs dotyczący tego, jak sprawiać przyjemność facetowi.
Król pieścił dłońmi moje jądra, a czasami wkładał palec do mojego tyłka. Obciągał mi z głębokim gardłem. Sądziłem, że prędzej to ja miałem paść przed nim na kolana, aby zrobić mu loda, ale może w ten sposób chciał uśpić moją czujność. Musiałem mieć się na baczności, jednak gdy Weston zaczął łapczywie lizać czubeczek mojego penisa, przepadłem.
- Tak, Neptunku. Grzeczny chłopczyk. Dojdź dla tatusia.
Takie słowa wypowiedziane przez Fiodora zapewne sprawiłyby, że tryskałbym strumieniem spermy jak szalony. Kiedy jednak w ten sposób mówił do mnie Weston, czułem do siebie obrzydzenie.
Nie byłem w stanie nic poradzić na to, że doszedłem. Moim ciałem wstrząsnął potężny orgazm. Król masturbował mnie ręką i starannie spijał każdą kroplę mojej spermy. Gdy wydoił mnie do końca, zawisłem bezsilnie na krzyżu. Prawdopodobnie król Desmondii podziałał na mnie jakąś magią, która sprawiała, że stawałem się bezbronny. Nie byłem w stanie nawet ruszyć palcem u ręki. To było cholernie upokarzające.
Król wstał. Oddychałem ciężko, gdy chwycił mnie za podbródek i złożył pocałunek na moich ustach. Próbowałem odsunąć głowę, ale nie miałem szans.
- Staniesz się uległy szybciej niż przypuszczasz, Neptunku.
- Nie nazywaj mnie tak, skurwielu.
Weston Desmond parsknął śmiechem. Oczami wyobraźni widziałem jego zjawiskową śmierć.
- Ależ, skarbie. Nie musisz udawać, że ci się nie podobam.
- Wygląd to nie wszystko, sukinsynu. Możesz być przystojny, choć moim zdaniem absolutnie taki nie jesteś, ale jeśli masz paskudny charakter, nikt cię nie pokocha.
Desmond ścisnął mnie za szczękę. Skrzywiłem się. Zabolało.
Król zsunął jedną dłoń na moją pierś. Drugą ręką wciąż trzymał moją twarz. Weston błądził przez chwilę palcami po mojej klatce piersiowej, jednak gdy ta zabawa mu się znudziła, postanowił pobawić się moimi sutkami. Król Desmondii ściskał mnie za sutki i ciągnął je w swoją stronę, lekko przy tym wykręcając.
- Możesz robić, co zechcesz, Neptune, ale nie uciekniesz ode mnie. Jeszcze nikomu nie udało się tego dokonać. Obecnie moje królestwo otacza tak silna bariera, że nie będzie w stanie przepuścić absolutnie nikogo. Nawet twoich silnych braci. Tak więc uspokój się i zrozum, że poddaństwo jest twoją jedyną opcją. Niebawem każę ci zabawiać się z moją Aurorą i wówczas przekonasz się, jak cudowne jest życie w trójkącie.
Splunąłem królowi w twarz. Może potem miałem tego żałować, ale w tej chwili uśmiechałem się z chorą satysfakcją obserwując, jak Weston ściera ślinę.
- Chcesz się bawić w upokarzanie? Pasuje mi to, chłopczyku.
- Nie odzywaj się do mnie tak, jakbym był od ciebie młodszy, skurwielu.
- Ależ ty masz niewyparzone usteczka, skarbie. Nie wiem, gdzie się wychowywałeś, ale moi rodzice nauczyli mnie, abym był miły wobec starszych. Wciąż chcesz ze mną walczyć czy w końcu zaakceptujesz swój los? Pragnę ci tylko przypomnieć, że nie masz w tej chwili dużego wyboru. Twoje ciało pęta bardzo silna magia, która czyni się moim niewolnikiem bez twojej zgody.
Kiedy król odpiął mnie od krzyża, byłem absolutnie pewien, że spadnę na kolana i trochę się obtłukę. Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wcale nie spadłem.
Moje ciało poruszało się wbrew mojej woli. Próbowałem ruszyć ręką, ale ona nie chciała mnie słuchać. Stałem się marionetką króla Desmondii. Weston śmiał się obserwując, jak pokracznie idę w jego stronę. Mężczyzna o białych oczach oddalał się ode mnie, a ja musiałem za nim iść, choć wcale tego nie chciałem.
Gdy znalazłem się przed Westonem, padłem przed nim na kolana. Wziąłem do ręki obrożę, którą król miał w ręce i dobrowolnie założyłem ją sobie na szyję. Nagle poczułem, jak na obrożę zostaje rzucony czar, który uniemożliwiał mi samodzielne zdjęcie tego ustrojstwa.
Moje ręce mimowolnie powędrowały w stronę szaty króla. Rozsunąłem ją na boki i spojrzałem na jego penisa.
Nie mogłem tego zrobić. Nie miałem prawa zachowywać się w ten sposób, gdy miałem chłopaka. Fiodor nigdy by mi tego nie wybaczył. Na bogów, sam nie byłbym w stanie sobie tego wybaczyć. Poza tym, co powiedzieliby moi rodzice? Może już nie żyli, ale wiedziałem, że obserwowali mnie z zaświatów. Na pewno widzieli więc, co się ze mną działo. Mogłem się łudzić, że mama i tata jakimś cudem dadzą znak Saturnowi i Mercury'emu, aby przyszli mi na pomoc, ale zmarli nie mieli chyba aż takiej mocy.
- Podoba ci się mój penis, prawda?
- Wal się.
- Będę walił, ale ciebie, kochanie. Daj mi jeszcze tylko moment. Będę jeszcze przez chwilę napawał się twoimi ustami.
Nie byłem w stanie siebie kontrolować. Poczułem okropny wstyd, gdy mimowolnie ścisnąłem Westona za pośladki i wziąłem w usta jego penisa. Podczas związku z Fiodorem nauczyłem się, jak brać z połykiem. Moje ciało naiwnie myślało, że miałem przed sobą właśnie mojego pięknego króla Cormac i wzięło z połykiem fiuta demona, którym się brzydziłem.
Król wplótł palce w moje włosy. Jęczał, gdy wbijałem pazury w jego tyłek i pieściłem ustami i językiem jego fiuta. Nigdy nie czułem się tak wykorzystany. Lubiłem, gdy Fiodor robił ze mnie swoją seksualną zabawkę, ale zabawy z nim były dobre dlatego, że mu ufałem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby ktokolwiek inny nazwał mnie małą dziwką czy kazałby mi całować sobie stopy, nie zrobiłbym tego. Kochałem Fiodora i ufałem mu bezgranicznie. Uważałem każdą naszą seksualną zabawę za szansę na eksplorację tego, co lubiliśmy, a za czym nie przepadaliśmy.
Zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć na wykrzywioną w chorej satysfakcji twarz króla Desmondii. Westonowi udało się mnie upokorzyć, ale nie zamierzałem się poddawać. Moje ciało może się mnie nie słuchało, ale to nic nie znaczyło. Wciąż miałem wolny umysł i wolne serce. To było dla mnie najważniejsze.
Nagle Weston wyjął mi z ust swojego kutasa, który wciąż był w stanie erekcji. Z jego czubeczka wypłynęło trochę preejakulatu. Nie panowałem nad tym, że oblizałem usta tak, jakbym bardzo chciał, żeby król znowu wsunął się w moje usta.
- Widzisz, jak posłuszny jesteś? Po co ci Fiodor, skoro masz mnie?
Król nie czekał na to, aż ochłonę. Chwycił mnie za rękę, a ja posłusznie wstałem. Panowałem tylko nad swoją twarzą. Straciłem nawet władzę nad swoim penisem, który mimo, że przed chwilą doznał spełnienia, znowu poczuł się rozochocony. Patrzyłem na to, jak się unosi i czułem wstyd.
Weston Desmond zaprowadził mnie do łóżka. Ułożył mnie na nim na plecach. Domyślałem się, co miało zaraz się wydarzyć, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości.
Mężczyzna przykuł mi ręce ciężkimi kajdanami do wezgłowia łoża. Moje nogi zostawił wolne. Teoretycznie rzecz biorąc, nie musiał mnie nawet skuwać, skoro nie panowałem nad swoim ciałem. To on miał nad nim władzę.
- Jesteś taki uroczy. Podoba mi się to, że będę pieprzył księcia. Zawsze waliłem tylko niewolników, którzy nie mieli do zaoferowania żadnego szczególnego statusu.
- Status to nie wszystko. Liczy się to, jaki ktoś jest.
- Och, uroczy jak zwykle! Niech uszczypnę te twoje suteczki, skarbie!
Syknąłem, gdy król uszczypnął mnie w sutki. Nie podobało mi się to, ale moje ciało miało na ten temat inne zdanie.
Odwróciłem głowę w bok. Choć tyle jeszcze mogłem zrobić. Za nic bowiem nie chciałem patrzeć na Westona, gdy ten pochylił głowę i zaczął naprzemiennie ssać moje sutki. Ciągnął je w swoją stronę zębami, a ja czułem się okropnie. Fiodor miał prawo mi tego nie wybaczyć. Nie mogłem jednak w tej chwili o nim myśleć, gdyż najzwyczajniej w świecie chciało mi się płakać. Bałem się, że miałem nigdy więcej nie zobaczyć pana mojego serca.
- Rozluźnij się. Muszę to w ciebie wsadzić.
Nie wiedziałem, co miał na myśli król, dopóki nie poczułem czegoś wciskającego mi się do tylnej dziurki.
Jęknąłem, gdy pokryty lubrykantem korek analny wszedł we mnie do końca. Spojrzałem między swoje nogi i zauważyłem, że do zatyczki doczepiony był puchaty ogonek.
- Zobacz tylko, jak uroczo wyglądasz, skarbie. Po prostu cud.
- Pieprz się. Nienawidzę cię.
- Och, wiem o tym. Szkoda tylko, że nie możesz nic z tym zrobić. Popatrz, jak moje ciało na ciebie reaguje, kochanie.
- Nie nazywaj mnie kochaniem! Jestem dla ciebie tylko mięsem do pieprzenia! Nie mydl mi oczu i nie mów, że cokolwiek między nami będzie! Wyrzucisz mnie na bruk, kiedy ci się znudzę!
- Neptunku, na pewno chcesz na mnie krzyczeć? Nie zależy ci na twoim chłopaku? Na twoim uczniu? Na twoim nowym przyjacielu?
Zacisnąłem usta, gdy Weston wspomniał o Fiodorze, Claudiusie i Ericu.
- Co z nimi będzie? Co się z nimi stanie, Westonie?
Król na moment odsunął się od moich sutków, które chyba najbardziej mu się spodobały. Gdy spojrzał mi w oczy, miałem wrażenie, że ogarniał go smutek. Być może tylko mi się tak wydawało.
- Obecnie siedzą zamknięci w celi w moich podziemiach.
- Czy dzieje im się krzywda?
- Jeśli są posłuszni, to zapewnie nie. Nie mogę jednak ci tego obiecać.
Przełknąłem ślinę. Król Desmondii zsunął się niżej i zaczął delikatnie pieścić palcami mojego penisa. Moje przyrodzenie było już czerwone z podniecenia. Czubek penisa dotykał mojego brzucha.
Miałem pewien pomysł, jednak był on bardzo ryzykowny. Mogłem spróbować, jednak oznaczałoby to, że musiałbym pożegnać się z Fiodorem. Nie tylko z nim, ale również z Claudiusem, Erikiem, Apollem, Aresem i Hermesem. Nie wspominałem o mojej ukochanej rodzinie. Saturnie, Effie, Mercury'm, Bree, Romeo, Knightcie, Blainie i pozostałych. Moich przyjaciołach takich jak Theo i Jake.
Mogłem nigdy więcej ich nie zobaczyć. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale bezpieczeństwo moich bliskich było dla mnie priorytetem. Nie darowałbym sobie, gdyby któremuś z nich stała się krzywda.
Przybywając z Fiodorem do Desmondii, mieliśmy z tyłu głowy, że ta wyprawa mogła skończyć się katastrofalnie. Mogło tak być, ale nie musiało. Niestety okazało się, że jednak nie mogliśmy odnieść sukcesu.
Zanim wypowiedziałem jakiekolwiek słowa, Weston Desmond wyjął z mojego tyłka zatyczkę analną i wepchnął we mnie swojego dużego kutasa.
Odchyliłem głowę w tył. Król chwycił mnie za kółeczko doczepione do obroży. Założył sobie moje nogi na biodra i wchodził we mnie rytmicznie. Wkrótce znalazł się we mnie cały. Pieprzył mnie tak mocno, że czułem, jak jego jądra obijają się o mój tyłek.
- Na bogów, jesteś taki ciasny. Żaden z moich niewolników nie był taki ciaśniuteńki...
- Zamknij się. Kurwa, po prostu się zamknij.
- Zamknę ciebie, skarbie. W swoim pałacu. Nigdy stąd nie uciekniesz.
Płakałem. Płakałem jak żałosny chłopiec, a nie książę Quandrum, którym byłem. Weston raz po raz zlizywał łzy z moich policzków.
- Taki piękny. Jesteś taki cudowny, Neptunku.
- Wypuść moich bliskich. Pozwól im wrócić do domu.
- Neptunie, dom Erica jest tutaj.
- Pozwól im tam, kurwa, wrócić!
Król przestał się we mnie ruszać. Przechylił głowę lekko na bok, zachowując się tak, jakby nie dowierzał w to, że tak się do niego odezwałem.
- Mam pozwolić im wrócić do Cormac? Co będę z tego miał?
Nie mogłem uratować wszystkich. Nie śmiałem więc prosić Desmonda o to, aby pozwolił Allie wrócić z Erikiem do Cormac. Byłem pewien, że nie spełniłby mojej prośby. Nie miałem pewności, że miał pozwolić mi na realizację marzenia, ale musiałem spróbować.
- Jeśli pozwolisz Fiodorowi, Ericowi i Claudiusowi wrócić bezpiecznie do Cormac oraz dopilnujesz tego, że mojej rodzinie nie stanie się krzywda, nie będę z tobą walczył. Zostanę twoim seksualnym niewolnikiem.
To była moja porażka. To było najgorsze, co mogłem zrobić, ale czy miałem inny wybór?
Nie mogłem walczyć. Nie miałem na to sił. Magia Westona Desmonda była o wiele silniejsza od mojej. Król dysponował potężną armią, podczas gdy ja nie miałem w Desmondii nikogo oprócz Fiodora. Nawet on mimo, że był królem Cormac, nie dałby rady samodzielnie pokonać Westona.
Król zaczął się śmiać. Śmiał się tak bardzo, że jego penis, który znajdował się w moim tyłku, drgał. Czułem się jak śmieć. Nie byłem już nawet niewolnikiem, gdyż każdy niewolnik zasługiwał na szacunek. Byłem po prostu brudnym, nic nie znaczącym śmieciem.
- Umowa stoi, skarbie.
- Słucham?
Spojrzałem na króla z niedowierzaniem. On chyba sobie ze mnie żartował.
- Umowa stoi - powtórzył, całując mnie ochoczo w usta. - Ty zostaniesz ze mną, a ich nie potrzebuję. W końcu poszedłeś po rozum do głowy, kochanie!
Kiedy wykonał kolejne pchnięcie, znów mnie pieprząc, nie byłem pewien, czy aby na pewno dokonałem właściwego wyboru. Miałem jednak nadzieję, że pewnego dnia Fiodor zrozumie, iż zrobiłem to dla jego dobra.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top