31

Neptune

Spojrzałem z niedowierzaniem na Fiodora. Powiedzenie, że był blady, to jak nic nie powiedzieć. Mój chłopak miał taki kolor skóry od urodzenia, jednak wystarczyło spojrzeć na jego rozbiegane spojrzenie, aby zrozumieć, że sam nie wiedział, co ma począć.

Ścisnąłem Fiodora za dłoń robiąc to pod blatem biurka, aby król Desmondii tego nie zauważył. Miałem jednak wrażenie, że patrzył on absolutnie wszędzie. Przez swoje białe jak mleko oczy mógł wydawać się niewidomy, ale czułem, że te oczy miały szczególną moc, która pozwalała mu widzieć więcej, niż pozostałe demony.

Król podparł podbródek oboma dłońmi, łokcie opierając na blacie biurka. Zrobiło mi się zimno.

- Myślę, Westonie, że to zbyt wcześnie, aby dywagować nad takimi negocjacjami - oznajmił Fiodor, podczas gdy ja wstrzymałem oddech bojąc się o to, co będzie dalej. - Nie omówiliśmy jeszcze żadnych warunków. Nie masz pojęcia, co mamy ci do zaoferowania. Połączenie trzech królestw to wielki krok. Poza tym, Neptune nie jest królem Quandrum, a jedynie księciem.

Cóż, w każdej innej sytuacji obraziłbym się na mojego chłopaka, gdyby powiedział coś takiego w obecności innych, ale w tym wypadku cieszyłem się, że byłem jedynie księciem.

- Och, ależ nie mówiłem o Quandrum. Interesuje mnie Cormac.

Zrobiłem wielkie oczy. Na szczęście nie piłem w tej chwili alkoholu, którym uraczył nas król. Gdyby tak było, zapewne wyplułbym wszystko na jego bezcenne biurko.

- Cormac? Dlaczego interesuje cię moja kraina, Desmondzie? Nic o niej nie wiesz.

- Fiodorze, nie zwracaj się do mnie po nazwisku. Nadałem je sobie, aby zwiększyć swój autorytet wśród poddanych, ale rzadko go używam. Nie podobało mi się, jakby ewentualnie miała brzmieć nazwa mojego królestwa. Wyobrażasz sobie taką krainę jak Westonlandia? Brzmi jak nazwa wesołego miasteczka. Na naszym świecie ich nie ma, ale słyszałem, że jest ich pełno na Ziemi. Ach, jakże chciałbym tam się kiedyś wybrać. Szkoda, że znajduje się tak daleko!

Prawie prychnąłem z niedowierzania. To, jak szybko i łatwo przechodził z tematu na temat, było niepokojące.

Fiodor położył łokcie na biurku, składając dłonie w piramidkę. Widziałem, że się opanował, co było niezwykle ważne w czasie negocjacji. Ja zapewne nie dałbym rady zachować takiego spokoju.

- Westonie, posłuchaj. Moja kraina ma tobie wiele do zaoferowania, ale pomysł połączenia Cormac i Desmondii póki co odpada. Skupmy się więc na tym, co obmyśliłem wcześniej. Pierwszą rzeczą, jaką chciałbym ci ofiarować, jest część lawy z naszego czynnego wulkanu. Ma ona działanie lecznicze. Potrafi wyleczyć różne choroby, a także naprawić złamane kości. Jest niezwykle silna, rzadka i cenna. Kolejną rzeczą, o której myślałem, jest część drewna pochodzącego z naszych drzew. Można za jego pomocą produkować wspaniały alkohol, a zauważyłem, że lubisz dobre trunki. Mamy wiele tych drzew, więc z pewnością część z nich przysłużyłaby się mieszkańcom Desmondii. Niestety Cormac nie ma dostępu do oceanu ani morza, dlatego nie mogę zaoferować ci nic nadmorskiego, ale pomyśl o tym, co ci zaproponowałem. Uważam, że to bardzo dobre i cenne rzeczy, które twoi poddani mogliby spożytkować.

Weston Desmond uważnie się w nas wpatrywał. Król Desmondii zapewne miał mnie za kogoś w rodzaju niewolnika Fiodora. Nie potrafiłem nawet otworzyć ust, aby wyrazić swoje zdanie. Zachowywałem się żałośnie i choć miałem tego świadomość, nie byłem w stanie tego zmienić. Za bardzo się bałem.

Fiodor gładził kciukiem wierzch mojej dłoni. Uśmiechał się do króla, jednak nie robił tego w sposób lekceważący ani wyrażający wyższość. Starał się go uspokoić.

- To faktycznie bardzo cenne surowce. Podoba mi się twoja propozycja, Fiodorze. Skoro jednak zdecydowałeś się na współpracę ze mną, a nie z żadnym innym władcą, musi zależeć ci na czymś z królestwa Desmondii. Dlatego powiedz mi, proszę, co takiego zechciałbyś?

Mój chłopak zamarł. Poczułem, jak krew w jego żyłach zaczęła szybciej płynąć. Widziałem, jak jego powieki drgały, podobnie zresztą jak dolna warga. Czułem, że musiałem wkroczyć do akcji. Tu nie było miejsca na wahania ani na błędy. Mogłem pokazać Westonowi Desmondowi, że Neptune, książę Quandrum, również miał coś do powiedzenia.

- Na początek zechcielibyśmy jedną z twoich niewolnic.

Fiodor warknął cicho, jakby wściekły na mnie. Może myślał, że podobnie jak on będę odzywał się do króla w sposób łagodny, ale nie mogłem taki być. Byłem księciem i choć nie zajmowałem w królestwie pozycji tak wysokiej jak Saturn, to znałem się na negocjacjach. Co prawda, sam nigdy nie wziąłem w żadnych udziału, jednak nie mogłem siedzieć bezczynnie, tym samym pokazując władcy swoją bierność. Przybyłem tu po to, aby uratować Allie i być przy Fiodorze. Jak się okazało po przybyciu do królestwa Desmondii, ratunku wymagali wszyscy poddani i niewolnicy zamknięci w pałacu, jednak odbicie jednej z niewolnic na początek byłoby dla nas ogromnym sukcesem.

Król oparł się wygodnie o oparcie swojego fotela bardziej przypominającego tron niż zwyczajny fotel. Złożył dłonie zakończone ostrymi białymi pazurami na brzuchu. Spojrzał na swoją niewolnicę, którą była Aurora. Dziewczyna, wciąż przykuta do krzyża, wiła się, gdy jej cipkę atakował wibrator. Jęczała cicho, jednak nie była na tyle głośna, aby nam przeszkadzać.

- Nie oddam wam mojej słodkiej Aurory. Możecie więc wziąć każdą inną.

- Naprawdę? Nie przeszkadza ci to, Westonie, że każdy z twoich strażników ma swoją niewolnicę lub swojego niewolnika i czuje się do niego przywiązany?

Weston parsknął śmiechem. Pokręcił przecząco głową. Dopił do końca alkohol znajdujący się w szklaneczce i zaśmiał się ponownie.

- Większość moich strażników nie czuje przywiązania do swoich niewolnic. Wyjątkiem są Quentin i Kiko oraz Roger i Allie.

- Allie? Czy ona na pewno kocha swojego pana?

Weston zmarszczył brwi. Może zabrnąłem ze swoimi negocjacjami za daleko, ale nie było już drogi odwrotu.

- Allie kocha Rogera, a Roger kocha Allie. Przykro mi więc, chłopcy. Jeśli to właśnie Allie lub Kiko chcieliście zabrać, muszę was rozczarować. One nie są na wymianę. Podobnie jak moja Aurora.

Mimo, że było mi szkoda niewinnej Aurory, to akurat nie o nią toczyła się walka.

- Rozumiem. Cóż, w takim razie zaczekamy na twoją propozycję, królu. Może masz dla nas coś równie cennego jak nasze surowce, które ci zaproponowaliśmy?

Weston wstał z fotela. Podszedł do Aurory. Zaczął bawić się piersiami swojej niewolnicy. Aurora jęczała, całując usta swojego pana. Weston darzył dziewczynę jakimś uczuciem, ale z pewnością nie była to miłość. Może się o nią troszczył, jednak to nic nie znaczyło. W dalszym ciągu był brudnym skurwielem, którego nienawidziłem, zapewne podobnie jak mój chłopak.

- Podejdźcie, chłopcy. Chciałbym wam coś pokazać.

Kiedy Weston wydał nam taki rozkaz, który tylko brzmiał jak prośba, nie mieliśmy innego wyjścia. Razem z Fiodorem podeszliśmy do króla Desmondii, który bezwstydnie ściskał przy nas sutki niebieskowłosej dziewczyny.

- Opiekowanie się niewolnicą to piękna sprawa. Prawdziwy dar.

Skurwiel pieprzył od rzeczy, ale cóż mogłem na to począć? Niektórzy najwyraźniej przychodzili na świat bez mózgów.

- Aurora jest kochana. Nie macie pojęcia, jak trudno mi było wyszkolić ją na uległą. Buntowała się. Próbowała uciekać, ale za każdym razem ją karałem. Z czasem lizanie moich stóp i chłosta przestały wystarczać. Musiałem obciąć jej język i dopiero wtedy Aurora nabrała do mnie szacunku. Nie mogła dłużej na mnie krzyczeć ani mnie wyzywać. Czasami brakuje mi jej pyskatych usteczek, ale do rozmów mam inne demony.

Zauważyłem, że po policzku Aurory pociekła łza. Dziewczyna patrzyła na mnie i na Fiodora z błaganiem. Chciała, abyśmy jej pomogli.

Cholera. To było trudniejsze niż myślałem. Miałem nadzieję, że naszym głównym celem będzie odbicie Allie z rąk Westona i sprowadzenie jej do Cormac. Dziewczyna miała trafić z powrotem w ręce Erica, choć nikt nie wiedział, jak zareaguje na jego widok. Nie należało bowiem zapomnieć o tym, że Allie straciła pamięć. Pamiętała jedynie Rogera. Jej kata i gwałciciela.

Aurora jednak także potrzebowała pomocy. Podobnie jak Kiko i inne niewolnice, a także niewolnicy.

Nie kłamałem, gdy mówiłem Fiodorowi, że nie zbawi całego świata. Nie był przecież cudotwórcą. Mimo, że w wielu królestwach cierpiało mnóstwo demonów oraz innych istot, nie mogliśmy uratować każdego. Byłem absolutnie pewien swoich słów, ale gdy własnymi oczami patrzyłem na ból niewolników znajdujących się w rękach Westona Desmonda, czułem, że powinienem coś zmienić. Może nie mogłem uratować wszystkich, ale pomoc choć kilku demonom byłaby dla mnie sukcesem.

Aurora pisnęła, gdy jej pan wyjął z jej cipki wibrator. Zaśmiał się patrząc na to, jak mokra była zabawka. Oblizał wibrator, a ja o mało nie zwymiotowałem. W innych okolicznościach taki gest nie byłby dla mnie odrażający, ale chyba nienawiść do Westona robiła swoje. Nie ważne, co robił ten facet. Wszystko, czego się dopuszczał, mnie obrzydzało.

- Mimo, że mieliśmy z Aurorą pod górkę, cieszę się, że ją mam. Wiecie, że musiałem zabić jej rodziców, aby stała się jeszcze bardziej posłuszna?

Wstrzymałem oddech. Może to było tylko wrażenie, ale czułem, że Weston sprawdzał, gdzie leżały nasze granice.

- Doprawdy? Czy Aurora aż tak źle się zachowywała? - spytał Fiodor.

- Była pyskata jak mało kto. Codziennie nazywała mnie skurwielem i chujem.

Chciałem odpowiedzieć, że to była prawda, ale się powstrzymałem.

- Nie mogłem sobie na to pozwolić. Dlatego ściągnąłem jej rodziców do pałacu i ich zabiłem. Aurora jednak wpadła w jeszcze większą wściekłość i bardziej mnie wyzywała. Nie mogłem na to pozwolić, więc obciąłem jej język. Potem straciła wolę walki. Biedna wie, że żaden inny mężczyzna nie zechciałby kobiety bez języka, dlatego zrozumiała, że pokochanie mnie to jej jedyna opcja.

- Myślisz, że ona cię kocha? - spytałem, na co Weston wziął moją rękę i położył ją na piersi swojej niewolnicy. Odruchowo chciałem cofnąć dłoń, ale wiedziałem, że musiałem grać. Dlatego zacisnąłem palce na piersi Aurory, a dziewczyna jęknęła.

- Oczywiście. Kocha mnie, a ja kocham ją. W porządku, chłopcy. Wróćmy do negocjacji. Pomyślmy, co mógłbym wam dać. Skoro Aurora, Kiko i Allie odpadają...

Król zaczął chodzić w kółko po swoim gabinecie. Patrzyłem w neonowo zielone oczy Fiodora, ale mój chłopak unikał mojego wzroku. Był tak zdenerwowany jak ja, choć chyba lepiej to ukrywał. Sam już nie wiedziałem, który z nas był lepszy w tej chorej grze.

- Już wiem! Może zechcielibyście zabrać część naszych poddanych jako niewolników? Gwarantuję ich całkowite posłuszeństwo. Wyszkoliłem ich tak, aby spełniali każdy rozkaz swojego pana. W gratisie mogę dorzucić wam także dwie pałacowe niewolnice. Obie są bardzo śliczne i mają duże umiejętności jeśli chodzi o zadowalanie partnera.

Spojrzałem w oczy Fiodora. Skinął do mnie twierdząco głową. Nie wiedziałem, jaki miał plan, ale postanowiłem mu ustąpić.

- To całkiem rozsądna propozycja, Westonie - oznajmił mój ukochany, zachowując powagę. - Czy moglibyśmy najpierw poznać te dwie niewolnice, o których mówisz?

- Naturalnie! Tillie i Jade na pewno się ucieszą, że będą mieć nowych właścicieli. Moi strażnicy, którzy są panami tych dwóch dziewcząt, są, jakby to łagodnie powiedzieć, brutalni.

- Czy to znaczy, że zaoferowane nam przez ciebie niewolnice mają jakieś uszkodzenia ciała?

- Och, ależ nie! Nie zaoferowałbym wam uszkodzonego towaru. Przynajmniej nie fizycznie. Obie mają trochę pokręcone w głowach, ale trudno im się dziwić, skoro codziennie są zmuszane przez swoich panów do tak upokarzających czynności.

Przełknąłem ślinę. Nie byłem pewien, czy chciałem pytać, jakie upokarzające czynności Weston miał na myśli.

- Już wiem! Zaproszę was teraz do ogrodu, gdzie spędzimy razem miłe popołudnie. Quentin zaprowadzi was do altany znajdującej się nas basenem. Uwierzcie mi, że to malownicze miejsce. Rozpościera się stamtąd widok na góry, więc będziecie pod wrażeniem. Rozkażę służbie, aby przygotowała nam jakieś smakołyki, po czym przyjdę do was z dziewczynkami. Muszę upewnić się, że Tillie i Jade ładnie wyglądają. Już nie mogę się doczekać, aby spędzić ten dzień z wami, moi sojusznicy z Cormac i Quandrum!

Weston wyszedł ze swojego gabinetu niemal w podskokach. Aż trudno było mi uwierzyć w to, że cieszył się tak bardzo na myśl o spędzeniu popołudnia ze mną i z Fiodorem. Spojrzałem w oczy mojego chłopaka, który był cholernie blady. Chwyciłem Fiodora pod ramię i pomogłem mu usiąść. Chłopak opadł na krzesło i spojrzał na Aurorę, która wciąż była przykuta do krzyża. Mimo, że kusiło mnie, aby porozmawiać z nią pod nieobecność jej pana, to nie mogłem zrobić tego z dwóch powodów. Po pierwsze, mogliśmy być podsłuchiwani, a po drugie - Aurora nie miała języka.

- Neptune, kochanie. Co my wyprawiamy?

Uklęknąłem przed Fiodorem. Chwyciłem go za obie dłonie i złożyłem na nich pocałunki. Uśmiechnąłem się do niego, choć sam potrzebowałem tego, aby ktoś się do mnie uśmiechnął.

- Jestem pewien, że sobie poradzimy, skarbie. Wiem, że nie chcesz krzywdzić tych dwóch dziewczyn, o których mówił Weston, ale w celu powodzenia misji musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy.

Fiodor uśmiechnął się kącikiem ust i powiedział coś, po czym poczułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi ziemię spod stóp.

- Kochanie, ja już sam nie wiem, jak właściwie ma przebiegać nasza misja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top