10
Neptune
- Dziękujemy za miły wieczór. Będziemy się już zbierać.
Will, Dragonus, Lila, Tinnabelle, Jeremiah i pozostali członkowie klubu patrzyli ze smutkiem na załamanego Fiodora. Mój chłopak opierał się na moim ramieniu. Od dawna nie nosił na głowie kaptura, ale dziś postanowił go założyć.
- Zapraszamy do nas niebawem - powiedziała Tinnabelle, uśmiechając się ze smutkiem. - Przyjdźcie znów, gdy będziecie czuli się na siłach.
- Zawsze jesteście tutaj mile widziani - odparł Dragonus.
- To prawda. To miejsce to wasz dom - dopowiedział Will.
- Potrzebujecie eskorty do pałacu? Możemy załatwić dla was jakiegoś smoka - zaproponował mężczyzna, którego imienia nie znałem. Stał przy olśniewającej kobiecie. Miał na szyi obrożę, a jego partnerka trzymała w dłoni smycz doczepioną do tej obroży.
- Nie ma takiej potrzeby - odparłem, machając dłonią, jakby to nie było nic ważnego. - Pałac jest niedaleko. Noc jest spokojna, więc się przejdziemy. Jeszcze raz bardzo dziękujemy za gościnę i do zobaczenia następnym razem.
Widziałem smutek i niepewność na oczach klubowiczów, ale nie mogłem teraz z nimi porozmawiać. Najważniejszy był dla mnie Fiodor.
Jeremiah podał nam szaty. Kiedy się w nie ubraliśmy, skinąłem do chłopaka głową w podziękowaniu. Jeremiah ukłonił się królowi Cormac i mnie, po czym wrócił do swojej pani.
Kiedy wyszliśmy z klubu, obrałem sobie za cel pałac. Chciałem jak najszybciej się tam znaleźć. Mogłem udać się tam na skrzydłach, biorąc Fiodora w ramiona, jednak czułem, że potrzebował trochę świeżego powietrza. Krótki spacer był więc wskazany.
Powiedzieć, że byłem w szoku, to jak nic nie powiedzieć. Gdy bowiem Fiodor podzielił się ze mną historiami ze swojego dzieciństwa, poczułem automatyczną nienawiść do jego rodziców. Myślałem, że matka Fiodora okaże się lepsza od jego ojca, ale byłem w błędzie. Kiedy usłyszałem o tym, jak własna matka przebierała syna za córkę, poczułem obrzydzenie. Nie rozumiałem, co siedziało w mózgu tej kobiety, ale to nie było nic zdrowego. Mimo, że rzadko życzyłem komuś śmierci, tak w tym wypadku cieszyłem się, że rodziców mojego chłopaka nie było już na tym świecie.
Fiodor milczał, gdy szliśmy do pałacu. Wpatrywał się w ziemię, a kaptur szaty zakrywał większą część jego głowy. Chciałem móc się upewnić, że czuł się dobrze, ale na razie postanowiłem milczeć. Uznałem, że jeśli Fiodor będzie chciał ze mną porozmawiać, wówczas na pewno to zrobi. Nie miałem prawa do niczego go zmuszać.
Gdy Fiodor uciekł z sypialni w klubie, wymierzyłem sobie mentalny policzek. Miałem do siebie żal. Wierzyłem, że Fiodor uciekł stamtąd przeze mnie. Myślałem, że moja zabawa z Dragonusem okaże się dla mojego chłopaka podniecająca, ale Fiodor zwiał. Wtedy byłem pewien, że zawaliłem. Czułem, że nasz związek się rozpadnie. Nie dałbym sobie z tym rady. Wiedziałem, że będę walczył o Fiodora do utraty tchu. Mimo, że obawiałem się, iż ze mną zerwie, ruszyłem mu na ratunek.
W pałacu powitała nas cisza. Wszyscy już spali. Udaliśmy się więc prosto do sypialni, z nikim nie rozmawiając.
Kiedy znaleźliśmy się w sypialni, posadziłem Fiodora na brzegu łóżka. Uklęknąłem przy nim, aby zdjąć mu buty. Fiodor patrzył tępo w podłogę. Zaschnięte łzy wytoczyły dwie ścieżki na jego bladych policzkach.
- Nienawidzisz mnie?
Miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Czy mój ukochany właśnie zapytał, czy go nienawidzę?
- Słucham?
Fiodor podniósł na mnie wzrok. Jego piękne neonowo zielone oczy przepełnione były cierpieniem.
- Nienawidzisz mnie, prawda? Nikt nie chciałby mieć chłopaka, który był rżnięty w usta jako dziecko przez dorosłego mężczyznę.
Fiodorowi spadła maska. Nosił ją na twarzy przez wiele lat. Cierpiał po stracie rodziców, jednak najbardziej cierpiał dlatego, że oni go zniszczyli.
- Kochanie, popatrz na mnie. Nie uciekaj wzrokiem, rozumiesz?
Fiodor skinął twierdząco głową. Przyciągnąłem do ust jego dłonie i złożyłem na nich dwa pocałunki. Wciąż klęcząc przed ukochanym, zacząłem mówić.
- To nie twoja wina, królu. Żadne dziecko, które było maltretowane przez rodziców, nie prosiło się o to. Nie mogłeś nic zrobić. Byłeś księciem i społeczeństwo myślało, że w pałacu królewskim nic złego się nie dzieje. To częsty przypadek. Nikt nie wie, że obok niego dzieje się coś niedobrego, dopóki nie wyjdzie to na światło dzienne. Tak jest skonstruowany ten świat. Wszelakie stworzenia boją się poprosić o pomoc z uwagi, że zostaną źle ocenione albo uznane za wariatów.
- Neptune, ale...
Pokręciłem przecząco głową, prosząc go, aby pozwolił mi dokończyć.
- Nie rozumiem twoich rodziców. To, co ci robili, można określić tylko jednym słowem. Koszmar. Pieprzony koszmar. Cieszę się jednak, że mi o tym powiedziałeś. Dzięki temu lepiej cię rozumiem. Wiem, jakie tematy mogą sprawiać ci ból. Dziękuję, że podzieliłeś się ze mną historią o swoim dzieciństwie, skarbie. Odkryłeś przede mną karty. To oznacza, że mi ufasz. Już myślałem, że uciekłeś z pokoju zabaw dlatego, że byłeś na mnie zły. Tego bym nie przeżył, wiesz?
- Nie mógłbym być na ciebie zły. Sam wyraziłem zgodę na twoją zabawę z Dragonusem.
- Wiem - przyznałem, uśmiechając się. - Za to też ci dziękuję. Było mi z nim dobrze. Doświadczyłem czegoś nowego, ale również coś zrozumiałem. Wiesz, co takiego?
Fiodor pokręcił przecząco głową. Lekko się podniosłem, ale wciąż pozostawałem na klęczkach.
Położyłem dłoń na karku mrocznego króla, przyciągając go do pocałunku. Fiodor był zachłanny. Nie wystarczył mu delikatny buziak. On chciał mnie pożreć.
Z radością mu jednak na to pozwalałem. Było mi dobrze, gdy miażdżył moje usta w pocałunku.
- Co takiego, Neptune? Mów.
Kiedy chwycił w palce moje sutki i mi je ścisnął, zaśmiałem się. Wiedziałem, że wrócił do mnie mój ukochany Fiodor. Ten, który niczego się nie bał. Ten, który kochał na zabój. Ten, który choć przeszedł piekło, był lojalnym towarzyszem w podróży zwanej życiem.
- Zrozumiałem, że tylko z tobą czuję się dobrze. Nie muszę przy tobie udawać kogoś, kim nie jestem. Kocham cię na zabój, królu.
Fiodor wstał. Podciągnął mnie na nogi, po czym rzucił mnie na łóżko. Opadłem na plecy i wybuchnąłem śmiechem, gdy Fiodor rzucił się na mnie. Zaczął mnie łaskotać i całować. Śmiałem się jak ostatni wariat, ale było mi tak dobrze, że nie miałem prawa narzekać.
Kochałem go. Kochałem go diabelnie. Był moim partnerem. Miłością życia. Kimś, komu bezgranicznie ufałem. Kimś, dla kogo mogłem zabić, choć wolałem tego nie robić. Starałem się trzymać z daleka od śmierci. Mimo, że mój najstarszy brat był sadystą, nie było to rodzinne. Saturn potrafił zabijać bez mrugnięcia okiem, ale dla mnie ten świat był wciąż niezbadany i wolałem się w niego nie zagłębiać. Dla własnego komfortu psychicznego. Chyba nie dałbym rady żyć ze świadomością, że odebrałem komuś życie. Chociaż wiedziałem, że jako książę Quandrum, miałem obowiązek chronić swoje królestwo przed wrogami. Póki jednak nie musiałem nikomu odbierać życia, postanowiłem cieszyć się wolnością. I wargami Fiodora, które błądziły po moim ciele, doprowadzając mnie do obłąkańczej przyjemności.
***
- Mogę iść z tobą. Wystarczy, że powiesz słowo.
Uśmiechnąłem się do króla Cormac, skradając mu pocałunek. Pocałunek nie był jedyną rzeczą, którą mu dziś ukradłem. Kolejną była bowiem złoto-czarna szata.
Wybierałem się do sierocińca i chciałem dobrze wyglądać. Musiałem zrobić coś w sprawie Claudiusa, o którym wczoraj powiedział mi Will. Nie miałem pojęcia o tym, że mój podopieczny miał problemy. Musiałem sprawdzić, co się u niego działo.
- Dobrze z tym wyglądasz. O wiele lepiej niż ja.
Fiodor wskazał na szatę, którą na sobie miałem, ale ja przewróciłem oczami.
- Nikt nie wygląda lepiej od ciebie, głupku. Jesteś najprzystojniejszą istotą we wszechświecie.
- Nie żartuj sobie. Nikt nie jest piękniejszy od Satuna - odparował Fiodor, za co dałem mu klapsa.
- Mówisz o moim bracie. Uważaj, bo grabisz sobie.
Fiodor uśmiechnął się kącikiem ust.
- Cieszę się. Zasłużyłem na karę, mój panie.
- Och, teraz bawimy się w zmienianie ról? Chciałbyś, żebym to ja był dzisiaj twoim panem? Uważaj, bo lecimy dzisiaj do moich braci i ich żon. Chyba nie chcesz, abym położył cię nagiego na stole i zerżnął przy nich wszystkich.
Fiodor wiedział, że nigdy nie posunąłbym się tak daleko, ale moi bracia już kilkukrotnie nakryli nas na erotycznych zabawach. Ostatni taki incydent miał miejsce, gdy Mercury wszedł z Bree do sali koronacyjnej. Byłem przykuty do tronu, a mój chłopak mi obciągał. Na szczęście zarówno Mercury, jak i Saturn, nie mieli nic przeciwko takim zabawom.
- Chciałbym widzieć, jak to robisz. Jak więc będzie? Mogę iść z tobą?
- Nie musisz mnie pytać o zgodę - odparłem, podając mu rękę, którą mój ukochany chwycił. - Jesteś królem. To ty tutaj rządzisz. W łóżku mogę przejmować nad tobą kontrolę, ale obaj wiemy, że jeśli chodzi o dobro królestwa, to ty powinieneś rządzić. Sierociniec jest pod twoją opieką. Ja jestem tutaj tylko gościem. Księciem sąsiedniego królestwa.
Mroczny król uszczypnął mnie w tyłek. Moje pośladki wciąż pamiętały zabawę z Dragonusem. Minęło od niej kilka godzin, a moja dupka wciąż była czerwona i obolała.
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Bardziej niż zabawa z Dragonusem podobało mi się to, co później wyprawialiśmy z Fiodorem w łóżku. Mój chłopak był trochę nieporadny, gdy próbował ze mną walczyć, ale podobało nam się to. Wciąż pamiętałem, jak wsunąłem mu do ust swojego penisa i kazałem ssać, siedząc na jego twarzy. Fiodor przegrał walkę ze mną, ale nie byłem pewien, czy ta kara była rzeczywiście karą.
Po śniadaniu wyszliśmy do sierocińca. Ulicami Cormac krążyły różne stworzenia. Minęliśmy nawet Jeremiaha. Mimo, że nie miał przy sobie swojej pani, wciąż nosił na szyi obrożę. Nikt jednak go z tego powodu nie oceniał.
W końcu dotarliśmy do sierocińca. Był to całkiem spory budynek, który wyglądem przypominał zamek ze średniowiecznego świata Ziemian. Myślałem, że mój brat, Mercury, miał niezdrową obsesję na punkcie tej planety oddalonej od nas o pięć milionów kilometrów, ale okazało się, że mieszkańcy Cormac także lubili Ziemię.
Bramę otworzył nam smoczy strażnik. Ukłonił się nam, po czym pozwolił wejść na teren sierocińca. Szliśmy długim chodnikiem prowadzącym do samego wejścia. Po naszej prawej i lewej stronie rosły fantazyjne rośliny. Każde drzewo ukształtowane było w kształt zwierzęcia. Były to w dużej mierze zwierzęta pochodzące z Ziemi, których my, mieszkańcy innej galaktyki, nie mogliśmy nigdy w życiu zobaczyć.
Teren sierocińca był piękny. Mieszkające tu demoniczne, smocze, wróżkowe i syrenie dzieci nie miały łatwo, gdyż nie miały rodzin, ale Cecilia Noventus dbała o te dzieci jak mogła. Miała do pomocy kilkoro pracowników, jednak to ona oddawała dzieciom całe serce.
Zanim dotarliśmy do drzwi, Cecelia nam je otworzyła. Była demoniczną kobietą po trzydziestce. Sama nie mogła mieć dzieci, więc pracowała z mężem tutaj.
Cecelia była śliczna. Miała długie białe włosy i duże zielone oczy. Na plecach miała potężne demoniczne skrzydła, których jednak nie używała często. Z jej gęstych włosów wyrastały dwa zakręcone rogi. Miała długie demoniczne szpony pomalowane na neonowy róż.
- Chłopcy, jak miło was widzieć!
Kobieta przytuliła nas obu. Uważałem ją za dobrą przyjaciółkę, choć nie znałem jej długo.
- Promieniejesz, Cecelio. Wyglądasz ślicznie.
- Książę Quandrum, nie musisz zasypywać mnie komplementami! Wystarczy, że robi to mój mąż!
- Skoro o nim mowa, gdzie jest?
Sylvius Noventus zawsze witał nas wraz ze swoją żoną. Zaniepokoiła mnie jego nieobecność.
- Moje kochanie wyleciało do Katoki. Nie miałam pojęcia, że rodzi się tam nowe życie. Kto by przypuszczał, że po rządach Lennoxa ktoś będzie chciał tam mieszkać?
Cecelia miała rację. Lennox był naszym legendarnym wrogiem. Mieszkał w Katoce wraz ze swoim smokiem i pewnego dnia postanowił nas zniszczyć. Porwał Effie i Saturna, a potem zgwałcił żonę mojego brata. Effie straciła możliwość posiadania dzieci, jednak wybaczyła Lennoxowi. Stało się to, gdy Lennox pomógł w akcji ratunkowej Bree. Żona Mercury'ego była wówczas uwięziona w podwodnym królestwie Ravaren przez złego Eryxa Fetttusa. Miałem jednak wrażenie, że nie musiałem tłumaczyć wam tej historii, gdyż doskonale ją znacie.
- Masz rację. To jednak dobrze, że Katoka się rozwija. Szkoda byłoby, gdyby to królestwo zostało zapomniane.
- Gdzie moje maniery? Wejdźcie, proszę. Co was tutaj sprowadza, chłopcy? Chcecie odwiedzić podopiecznych?
Kobieta wprowadziła nas do środka. Minął nas właśnie August. Tutejszy smok. Nie był tak duży jak Rex czy Ptyś. Był ulubieńcem dzieci i tak się składało, że teraz właśnie gonił je po korytarzu.
Ze ścian sierocińca spoglądały na nas portrety poprzednich władców Cormac. Przełknąłem nerwowo ślinę, mijając podobizny rodziców Fiodora. Zauważyłem, że mój ukochany nawet na nich nie spojrzał.
Na końcu znajdował się portret Fiodora. Był piękny i diabelnie seksowny. Zauważyłem, że obok niego wisiała moja podobizna. Nie była jednak wykonana ręką profesjonalisty, a dziecka. Uśmiechnąłem się, gładząc palcami czarnej ręki portret.
- To dzieło Vivian - wyjaśniła Cecelia. - Uwielbia cię, Neptune. Z pewnością nie może się doczekać, aby znowu wejść ci na kolana.
- Masz rację. Muszę jej podziękować, ale najpierw chcielibyśmy porozmawiać z tobą o Claudiusie.
Przez twarz kobiety przeszedł cień. Jej uśmiech zgasł. Pokiwała jednak twierdząco głową i zaprowadziła nas do gabinetu. Już po jej reakcji mogłem wywnioskować, że coś było nie tak.
Wymieniłem z Fiodorem porozumiewawcze spojrzenia. Czekała nas trudna misja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top