Rozdział 6

- Bylibyśmy wcześniej, gdyby nie oni. - rzucił towarzyszący jej rycerz, kierując wzrok na grupę kupców.

- Naszym zadaniem jako rodziny królewskiej jest pomaganie. - stwierdził Carl.

- Nie wasza wysokość. Zadaniem rodziny królewskiej jest rządzić i bronić kraju. - wtrąciła Cara następczyni jednej z wież.

- Dziękuję za pomoc. - wtrącił przedstawiciel kupców i wręczył im nagrodę.

Ta czwórka przybyła do Germanii z oczywistego powodu. Katastrofa, która nawiedziła owe królestwo, rozrastała się z każdym dniem. Zadaniem rycerza i Cary było pozbycie się katastrofy. Rin szukając, jakichkolwiek wskazówek o zabójcy skorzystała z tej okazji, Cal naturalnie dołączył do niej.

Pierwszym miejscem, które odwiedzili była rezydencja lokalnego lorda. To na jego terytorium rozpoczęła się "zaraza", więc nie zdziwił się kolejnej grupie. Odpowiedział na pytania tak jak zawsze i skierował drużynę w stronę martwego lasu.

Tam...

***

Uniknąłem nadchodzącego uderzenia i ciąłem z dołu, ostrze bez żadnych problemów przedarło się przez stalowe mięśnie, zielonoskórej bestii. Sczerniała krew wydostała się na zewnątrz, twarz istoty wykazywała wściekłość oraz dezorientacja.
Po kilku krokach upadł, tym samym dołączając do reszty swoich martwych towarzyszy.

Ork ponad dwumetrowa góra mięśni, nigdy nie pomyślałbym, że będzie się aż tak bardzo różnić od tych z mojego pierwotnego świata.

... Nie powinni być odrobinę, niższi oraz silniejsi?

Ich wyposażenie to tylko skóry bestii oraz elementy pancerza wykonane z czarnego żelaza.

Czarne żelazo jeszcze kilka miesięcy temu uważałem je za najsilniejsze, jednak patrząc na miecz wykonany z niebieskiego kryształu w moich dłoniach.
Różnica jest zbyt duża, cięło pancerz zupełnie tak jakby ten był wykonany z papieru.

- Gdyby coś takiego występowało na tamtym świecie, niewątpliwe traktowane byłoby jako potężny artefakt, ale tutaj to tylko sprzęt wyższej klasy.
... Niepokojące. - stwierdziłem, podszedłem do ciał i wyprostowałem rękę.

- Powstańcie. - na środku dłoni pojawiła się czarna mgła, owa mgła zwijała się niczym wąż, upadła na ziemię i podzielając się na dziewięć części, wlała się do martwych ciał.

- ... To coś nowego. - ciała zadrżały w konwulsjach, oderwane kończyny, rozerwane mięso, wszystko połączyło się i powróciło do pierwotnego stanu, następnie w stali.
Ich puste oczy wbiły się we mnie. Nie zachowali świadomość!?

Najwyższy ork ukląkł, po czym przemówił niskim tonem, potwierdzając moje myśli.

- Panie.

??
???
????

To zaklęcie powinno ich zmienić w bezmózgie zombie, ale ich dusza, zachowała się?

Nie to nie powinno być możliwe. Tylko jak wytłumaczyć to działanie. Gdyby był bezmógi, nie przemówiłby, gdyby był bez samo świadomości, nie ukląkł by...
Hmm... To... interesujące. Potrzebne będą testy.

***

W tym samym czasie gdzieś pośród nieskończonej ciemności rozległ się cichy głos starca.

- Nareszcie.

***

- Magowie używajcie ognistych ataków, łucznicy podpalcie strzały, żołnierze zabarykadujcie bramy. Odeprzemy tych martwych skurwysynów! - dowódca szybko rozstawiał oddziały, spoglądając na oddległy teren, widział wyraźnie jak dotąd spokojny las wypluł nagle prawdziwą "rzekę" nieumarłych, można ich było liczyć w tysiącach!
Zaklął cicho pod nosem i wgłębi siebie przeklinał lorda oraz poszukiwaczy, którzy lekko myślenie sprowadzili jeszcze większą katastrofę niż wcześniej.

Rin stała na murach, w dłoniach trzymała łuk, jej długie, złote włosy powiewały na wietrze, obok niej stał Carl wraz z Carą, towarzyszący im rycerz nie przydawał się na murach, więc wraz z innymi pomagał wzmocnić bramę.

W lesie nie udało im się znaleźć niczego prócz niskopoziomowych nieumarłych.
Rin pomimo ogólno światowej katastrofy była w znakomitym humorze, według słów Cary użyto tam potężnej magii.

Magia dzieliła się na różne typy, można wytypować niezliczoną ilość podtypów, ale ogólnie uznaje się tylko sześć podstawowych:- Magia pierwotna
- Magia światła
- Magia mroku
- Magia ducha
- Magia kreacji
- Magia run


Wejściu do lasu towarzyszył lodowaty dreszcz, a całą okolicę wypełniał odór śmierci. Oczywiste było, że to była robota nekromancji, podtypu magi mroku. Po wstępnych badaniach nie udało im się znaleźć źródła, postanowili wrócić, nieświadomi tego, że cokolwiek wywołało katastrofe, zauważyło ich.

Wszystko potoczyło się za szybko, zanim ktokolwiek się obejrzał, ogromna armia zamierzała w stronę portu, a jedynce co mogli zrobić to przygotować się na walkę.

- To nasza wina? - spytał Carl.

- Wątpię możliwe, że to kolejny etap. - odpowiedziała Cara, przygotowując magię dalekiego zasięgu.
Odległość nieumarłych od miasta to niecały kilometr, idealny zasięg dla maga bojowego takiego jak ona.

- Ale czy to nie jest zbyt... - Carl dalej miał wątpliwości, ale nie dokończył, gdy spojrzał na Rin. W jej oczach nie było ani grama poczucia winy, zamiast nieumarłych ona widziała swego największego wroga tego, który zniszczył jej rodzinę. Całą uwagę poświęcała tylko nadchodzącej walce. Strzały w jej kołczanie zostały zaklęte, łuk przy pomocy Cary wydzielał mistyczną aurę. Wyraźnie była przygotowana, a wątpliwości czy wyrzuty sumienia jej nie przeszkodzą.

Zmieniła się.

Stwierdził w myślach.

Może nawet zbyt bardzo.

Gdyby był taki jak większość książąt w jego wieku, napewno by ją porzucił, ale dla Carla to nawet nie była opcja.

- Co to kurwa jest!? - wrzasnął nagle jeden z żołnierzy. Z armii nieumarłych bez żadnego ostrzeżenia wystrzeliły dziwne szkieletowe istoty. Przypominały wilki, ale tak nie do końca, do tego były szybkie, bardzo szybkie.
Dowódca zareagował najszybciej jak mógł.

- Magowie zapora ogniowa, łucznicy naciągnąć strzały! - nim skończył mówić, w stronę nieumarłych nadleciała niezliczona ilość ognistych kul.

Lord był tchórzem, bez żadnego wahania w przeszłości wydał fortunę, by sprowadzić do portu ponad trzystu magów i zwerbować ponad dwóch tysięcy żołnierzy. Była to przesadzona obrona nawet dla tak dużego portu, ale jak widać, w końcu przyniosło to efekty.

Dźwięk eksplozji przeszył powietrze, fale uderzeniowe dotarły do obrońców, ci nie zachwiali się, stali wciąż przygotowani, czekali na nadejście wroga. Nim dym upadł, w to samo miejsce uderzyła druga fala zaklęć.

- Już? - spytał jeden z żołnierzy, w odpowiedzi z dymu wystrzeliła spora grupa tych dziwnych nieumarłych. Było ich tylko trochę mniej niż na początku, różnica była prawie niezauważalna.

- Magowie ustawić barierę, łucznicy, gdy wróg wejdzie w zasięg... - nagle głos dowódcy ucichł, gdy wszyscy spojrzeli na niego, odkryli z przerażeniem, że na jego czole pojawiła się sporej wielkości dziura.
Ciało dowódcy bez władnie upadło, ta chwila zawahania wystarczyła dla nieumarłych, szkieletowe bestie dotarły do murów portu i zaledwie kilkoma skokami dostały się na mury.

Zapanował chaos, żołnierze starali się walczyć, gdy magowie używali niskopoziomowych zaklęć, by zachować jak najwięcej many.
Wszędzie lała się krew, Rin schowała łuk i wyciągnęła szable, kilkoma szybkimi ruchami dotarła do najbliższej szkieletowej bestii i uderzyła, wbrew zdrowemu rozsądku, na kościach besti nie było nawet zadrapania.

- Co jest? - Carl widząc to, nie mógł pochamować paniki, ruszył biegiem, by pomóc swojej narzeczonej, gdy Cara jednym ruchem wysadziła nieumarłą bestię.

- Żołnierze wycofać się, magowie wysadźcie tych skurwysynów! - Cara nie dbała o język, czym prędzej starała się przejąć kontrolę nad żołnierzami i pozbyć się bestii z murów. Jeśli nie zrobi tego, przegrają zanim prawdziwa bitwa się rozpocznie!

Brzdęk!
Nagle coś odbiło się od jej szyi, ze strachem namierzyła bestie w kształcie jaszczurki, której ogon był używany jako broń dystansowa. Zostało wyjaśnione, jak zginął poprzedni dowódca.

Gdyby nie tarcza...

Westchneła, po czym wysadziła jaszczurkę, wraz z jej dowództwem nie minęło nawet dziesięć minut, gdy bestie zostały odparte. Do czego w znacznym stopniu przyczyniła się Rin, znając magię, jaki sztukę miecza jej pomoc była nieoceniona. Nabawiła się kilkunastu ran, ale nie było o czym wspominać. Carl za to nie mógł pomóc, nawet w najmniejszym stopniu.

Żołnierze nie protestowali na zmianę dowództwa, wraz z jej kolejnymi rozkazami magowie zaczęli na zmianę zasypywać nieumarłych zaklęciami dalekiego zasięgu.

W umyśle Cary zapanował chaos.

Ktoś ich ewidentnie kontroluje inaczej nieumarli nigdyby nie pomyśleli o zabiciu dowódcy. Tylko kto może kontrolować taką liczbę nieumarłych? Nawet w wśród mistrzów wież, nie znajdzie się nikogo, kto byłby w stanie kontrolować tyle istot.

Przypominała sobie sławnych nekromantów, ale żaden z nich nie miał takiej mocy.

Te szkieletowe bestie są irytujące, powinniśmy je likwidować z najwyższym priorytetem, jeśli się tutaj ponownie dostaną...

Nawet nie chciała o tym myśleć.

- Powinniście dziękować mistrzom, gdyby przysłali tą idiotke Ederal zamiast mnie, bitwa już by się skończyła. - westchnęła.

Ederal była również następczynią i rywalką Cary. Ederal skupiała się na badaniach, a Cara na bitwach.
Miała już wystarczająco dużo doświadczenia, by poprowadzić obronę.

Musimy zaczekać na posiłki.

Z tym postanowieniem stanęła na czele obrońców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top