Rozdział 14

Od kiedy niski ucichł, elf testuje na mnie różne języki albo może dialekty. Jego sposób mówienia jest prawie taki sam, naprawdę testuje na mnie różne dialekty czy może to jego akcent, daje takie wrażenie? Odpuścił dopiero kilka godzin później, po których kobieta dalej się nie obudziła, właściwie nawet chrapała, pozostała dwójka w jej celi, nie trzymała się tak dobrze jak ona, byli głodni, odwodnieni i zmęczeni.

Nasi "gospodarze" wciąż nas nie odwiedzili, muszą być pewni, skuteczności ich cel, trudno się dziwić, ten metal, z którego zostały zrobione kraty to nie byle co, zdaje się wchłaniać manę o określonym pochodzeniu, najpewniej najpopularniejszą odmianę, jakiej używają tubylcy.

Spojrzałem na cele po lewej, elf jest pewnie magiem, wątpię by jego mięśnie, ukryte pod tą drogą szatą, nadawały się do walki w zwarciu, tylko ile by mu zajęła regeneracja sił. Mag, szczególnie ten zorientowany na magię żywiołów, byłby przydatny, szczególnie że nie mam zbyt wielu zaklęć, odpowiedzialnych za czyste niszczenie.

Nie powinienem też lekceważyć krasnoluda, jego rasa była kością w gardle moich sił przez trzydzieści lat, zbroje i broń wzmocnione runami, naturalna siła tej rasy oraz teren, jeśli chodziło o defensywę, na całym zachodnim kontynencie nie mieli sobie równych... Wracając do problemu, ile elfowi zajmie regeneracja?

Mag nie pochłania od tak many, inaczej ludzie przy swojej liczbie byliby dominującym gatunkiem, mag musi przeprowadzić konwersje many, do której jego ciało jest przyzwyczajone. Dla mnie to nekrotyczna energia, a dla niego? Trudno powiedzieć, elfy są irytujące, posiadają predyspozycje do władania każdym żywiołem, a czy to wykorzystają i jak wykorzystają, zależy od nich.

Rozważanie tego jest bezsensowne, mogę tylko powierzyć to przyszłości, pozostaje jeszcze ta kobieta i jaszczurki. Mogę spróbować uwolnić gady, jeśli nie zaatakują od razu, zagrają jako odwrócenie uwagi, a ona... Jeśli ma, choć trochę siły Lykanów warto ją zabrać, ale oni...
Boją się jej, a strach teraz przeszkodzi. Nawet podczas rozmowy, którą... W końcu obchód i nie tylko ja to usłyszałem. Jaszczury w sąsiedniej celi podeszły do drzwi celi, a pozostała przytomna dwójka zamilkła, szukając pewnie okazji.

Wstając, zignorowałem zdrętwiałe kończyny i podobnie jak jaszczury podszedłem do drzwi celi, złapałem za kraty i kilka razy pociągnąłem w tą i we w tą, w międzyczasie, wrzucając małą, zieloną kulkę do zamka.

Elf ze zrozumieniem, jaśniejącym w jego szmaragdowych oczach, szturchnął kilka razy krasnoluda i coś do niego szepnął. Jaszczury krzyknęły kilka razy, a kroki wyraźnie przyśpieszyły, czując, jak ulatnia się mój czas, stworzyłem kolejną kulkę zielonej cieczy i ponownie wrzuciłem ją do zamka.

 Przez to całe zamieszanie, nawet tygrysica się obudziła i drapieżnymi oczami, skanowała okolice, pewnie bym zobaczył coś więcej, ale byłem zbyt mocno skupiony na rozprowadzaniu kwasu po zamku.

Przez ten metal, zabierało to znacznie więcej many, niż bym chciał, ale dzięki doświadczeniu, nie musiałem poprawiać tego co zaleje kwas zbyt wiele razy, zanim pojawiły się kolejne jaszczury, zamek mojej celi przestał istnieć, a ja wróciłem na swoje miejsce, tworząc w dłoni kolejne kule kwasu.

Jaszczury, które przybyły miały niebieskie łuski, była ich czwórka, trzy normalne z przodu, nosiły skórzany pancerz chroniący ich najważniejsze części, ich broń składała z drewnianych włóczni, zakończonych kryształowymi grotami, pokrytych fioletową substancją, przy pasie powiewały im krótkie kościane miecze, ostatni z tyłu był spory, ponad trzymetrowy, nosił pełny, metalowy pancerz, na ramieniu oparł miecz z zygzakowatym ostrzem, przy pasie zauważyłem kilka noży.

Jaszczur najbardziej wysunięty naprzód, zauważając źródło krzyków, na chwile się zatrzymał, dwaj jego towarzysze przebiegli obok niego, ale ostatni wpadł wprost na niego, czemu towarzyszył skrzek bólu i odgłos łamanej kości.

Chyba nie tylko ja wpadłem w konsternacje na chwile. Jeden z uwięzionych jaszczurek nawet uderzył otwartą dłonią w czoło. Nowo przybyli szybko zignorowali połamanego i podeszli do cel. Wywiązała się krótka rozmowa pomiędzy jaszczurkami, w którą wtrącił się krasnolud. Rozmowa przybrała trochę bardziej gwałtowny obrót, dopóki nie wtrącił się elf i nie uspokoił obydwu stron, rozmowa po tym była kontynuowana, głównie duży jaszczur prowadził rozmowę, a pozostała dwójka zniszczyła drzwi celi, uwięzionych jaszczurek.

Od początku ich rozmowy obserwowałem tygrysicę, jej zachowanie widziałem już wiele razy, skupiona, obserwująca wszystkich wokół nie szuka sojuszników, rozumie swoje okoliczności. Jej sytuacja jest gorsza od mojej, chociaż nie znam języka mam sposób na pokonanie tej bariery, ale ona nie pozbędzie się uprzedzeń.

Nagle się zjeżyła, jej żółte oczy o pionowych źrenicach utkwiły w największej jaszczurce, a z gardła uciekło warknięcie, jaszczur w odpowiedzi zasyczał.

Konflikt tak szybko?

Elf wtrącił się ponownie, gwałtownie machał rękoma, chociaż języka nie znam, to nawet ja zrozumiem, że to znaczy nie. Jaszczur mruknął coś do złotowłosego i podszedł bliżej do celi, po czym sam wyrwał drzwi i odrzucił je na bok, następnie wskazał na mnie.

Elf skinął głową, ale gdy jaszczur miał odejść, zatrzymał go i prawdopodobnie wyjaśnił, co zrobiłem z drzwiami od celi. Krasnolud coś do tego dorzucił, w trakcie wyjaśnień oboje wyszli z celi i podeszli do pozostałych.

Gdy tylko opuścili cele, obok elfa, wyczułem zmianę, mana wokół niego zawirowała i coś pojawiło się za nim, miało kształt ptaka i było przeźroczyste tak jak upiór, ale posiadało szmaragdową poświatę.

Nie zastanawiałem się nad tym długo, na świecie jest wiele tajemniczych i dziwnych rzeczy, a to była jedna z nich, ciekawe było to, że sama kreatura rezonowała z maną elfa, która pojemnością odpowiadała magowi o trzynastu kręgach, czyli posiadał moc zdolną przy odpowiednich zaklęciach rozwalić miasto.

Elf wskazał na mnie i starał się coś pokazać, kompletnie nie miałem pojęcia, o co mu chodzi, machając tak rękoma, ale mogłem się domyślić. Dlatego wyszedłem z celi, odrzucając kule, objechałem wzrokiem wszystkich, szczególnie wciąż cierpiącego jaszczura i stanąłem z tyłu w pewnej odległości od krasnoluda.

Złotowłosy skinął zadowolony głową, następnie powiedział kilka słów kobiecie i stanął obok krasnoluda. Największy z jaszczurów widząc to, nie protestował, skierował swoje następne słowa do jaszczura, którego połamał, konkretnie, leżący jaszczur złamał lewą nogę i prawą ręką w łokciu.

Trudno było to nazwać rozmową, bo po zaledwie kilku słowach duży zdjął z ramienia miecz i odciął leżącemu głowę, elfa obrzydziła ta akcja, a w oczach krasnoluda pojawiła się rażąca pogarda, co oczywiste krasnoludy nieważne gdzie i jak, w ich kulturze zawsze kładzie się nacisk na towarzysza broni, często znacznie ważniejszy niż rodzinne więzy.

 Oboje jednak nic nie zrobili, a krasnoludowi nie przeszkadzało to w zabraniu broni poległego, jaszczury nie protestowały. W ciszy i całkiem wolno wyruszyliśmy.

***
Cisza, okazjonalnie przerywana przez rozmowy jaszczurek lub mruknięć między elfem a krasnoludem towarzyszyła nam przez cały czas, nie wiem ile minęło, odkąd wyruszyliśmy, ale mogę powiedzieć, że to miejsce jest ogromną starą kopalnią.

Dawno wyszyliśmy z małych korytarzy przeznaczonych na więzienie, zmieniły się one, na szerokie korytarze gdzie zmieściłyby się całe wozy, kilka całkiem spróchniałych nawet widziałem.

 Przez całą drogę nie mogłem zrozumieć, pewnej rzeczy, dlaczego nie natrafiliśmy na żadnych wrogów, poznałem powód kilka minut temu albo masę powodów.

Odgłosy walki, które nie speszyły naszych gadzich przewodników wręcz przeciwnie, każdy z nich nosił uśmiech na paszczy, walka musi być zacięta, ciągle słychać ryki, krzyki i przelewaną krew oraz dźwięk rozdzieranego mięsa.

 Źródło ostatniego dźwięku jest gdzieś przed nami, jaszczury zbytnio się nie przejęły, ale elf wysłał tę istotę na zwiady i jeszcze nie wróciła, a twarz elfa blednie... Czy ma mentalny kontakt z tą istotą? Wtedy ta istota musiałaby umieć przekazać informację... Równie dobrze może po prostu widzieć przez jego oczy.

Nagły głośny syk przerwał moje myśli, zmazał nawet uśmiechy jaszczurów, przygotowali broń i stanęli w formacji, największy z tyłu, dwa z wyciągniętymi włóczniami z przodu, nieuzbrojone z tyłu, elf wycofał się trochę, a krasnolud stanął przed nim, z bronią gotową do obrony, sam również się przygotowałem, w zaciśniętej dłoni stworzyłem kule skoncentrowanego kwasu.

Im bardziej się zbliżaliśmy, tym lepiej słyszeliśmy dźwięk rozdzieranego mięsa i jeden zakręt w prawo później, ujrzeliśmy ponad siedmiometrową jaszczurkę, o czerwonych łuskach. Za dużo tu jaszczurek, jego łeb prawie sięgał sufitu, około trzydziestu procent ciała potwora pokrywał niebieski kryształ, szczególnie okolice prawego oka i większość ogona, szczególnie koniec, gdzie kryształ wyglądał jak kula od kiścienia.

Bestia była zajęta przeżuwaniem kilku niebieskich jaszczurów, a towarzyszyło jej w tym pięć kolejnych czerwonych jaszczurek. Znacznie mniejszych, ale każdy z nich był wysokości największego, niebieskiego jaszczura.

Krasnolud rzucił coś ostrym tonem, elf przytaknął, a dwa jaszczury z przodu widząc, najprawdopodobniej swoich towarzyszy, zaryczało mimowolnie i ruszyły do przodu, największy, rzucił podobne słowo co krasnolud i podbiegł za nimi.

Mniejsze, czerwone jaszczury, wydawały się pochłonięte jedzeniem i nie zwróciły uwagi na dwa nowe ryki, co w kakofonii odgłosów bitwy, odbywającej się gdzieś w pobliżu nie było takie dziwne, ale czerwony gigant w przypływie zaskakującej szybkości, zaatakował swoim długim ogonem. Gdyby nie refleks największego z niebieskich, atakujące jaszczury najpewniej by zginęły, przyjmując siłę uderzenia i rozbijając się o ściany, ten jednak zdążył pociągnąć obydwu, ledwo poza zasięg ataku.

Z ciekawością się przyglądałem, jak podmuch wiatru z nietrafionego ataku i tak odrzucił trójkę atakujących, siła stojąca za tym uderzeniem, może moja tarcza wytrzymałaby dwa uderzenia.
Szara poświata zaświeciła wokół mojego ciała, poczułem jak ledwo wypełnione osiem kręgów, zaczęło pasywnie zasilać tarcze i w tym samym czasie, cześć z tej many uchodziła, tworząc w lewej dłoni dwie strzałki kwasu.

Elf nie marnował czasu, istota stojąca za nim machnęła skrzydłami, poruszając wiatr, który złapał lecące jaszczurki, czerwony olbrzym na to syknął i skierował swoje dwukolorowe oczy na elfa, następnie padając na cztery kończyny, rzucił się na niego.

Elf chciał odpowiedzieć, krasnolud miał za to inny zamiar, szybko złapał elfa i odrzucił go najdalej jak mógł w międzyczasie, sam wzmocniłem się i również odskoczyłem, najdalej jak mogłem, trwało to zaledwie ułamek sekundy.

 Krasnolud nie miał czasu na unik, wiedział to, dlatego sam rzucił się na potwora, chciał przelecieć pod jego kończynami, co udało mu się do pewnego momentu. Samą szarżę udało mu się ominąć, jednak gdy wstawał, ogon czerwonej bestii uderzył prosto w jego żebra, siła uderzenia wbiła go w ścianę.

Gdy potwór mijał mnie, rzuciłem w jego oczy obydwie strzałki kwasu, obie rozprysnęły się na lewym oku istoty, całkowicie je pokrywając, stwór ryknął z bólu i łapą próbował pozbyć się kwasu. Kwas wbrew jego oczekiwaniom był nie tylko boleśnie żrący, ale i lepki.

Szybko rozejrzałem się za mniejszymi, były zajęte walką z niebieskimi jaszczurkami, czerwone starały się okrążyć swoich wrogów, jako broni używały kości jakiegoś dużego stworzenia.
Niebiescy walczyli dobrze, mali nieuzbrojeni nie wtrącali się, a uzbrojeni wykorzystywali zasięg włóczni i celowali w witalne obszary, jednego z przeciwników nawet ciężko zranili, duży niebieski utrzymywał dystans i uderzał tylko, gdy znalazł swoją szansę albo musiał uratować któregoś z mniejszych.

Krasnolud wygrzebał się ze ściany, jak on jeszcze żyje? Elf przygotowywał coś, jego mana przelewała się do istoty, a ona skupiała ją w czterech punktach, czerwona jaszczurka, zdążyła już pozbyć się kwasu, ale nie w sposób, w jaki oczekiwałem, myślałem, że surową siłą to zerwie, a on postanowił wyrwać własne oko.

Krew lała się z jego oczodołu, to nie zwracało na to uwagi, pozostałym, wściekłym okiem, rozglądał się za mną, przez chwile miałem nadzieję, że zignoruje elfa, miałem nadzieje. Jaszczur okazał się na tyle inteligentny, by zobaczyć niebezpieczeństwo w ataku szmaragdookiego i ponownie rzucił się na niego, a elf jeszcze raz został uratowany przez swojego towarzysza, tym razem włócznią, która gdyby nie ruch kryształu, przebiłaby pozostałe oko bestii.

Starając się wykorzystać sytuację, ruszyłem na jaszczura, uniknąłem nadchodzącego machnięcia ogonem i nagle oberwałem w plecy, poświata wokół mojego ciała prawie się rozpadła, zaskoczony ujrzałem, jak ogon jaszczura podzielił się na dwie części, utrzymywane przez jedną długą kość, ten sam jaszczur odwrócił się do mnie, zebrał w ułamku sekundy jeden, mocny oddech i zionął ogniem.

W odpowiedzi obróciłem się w powietrzu i rzuciłem falą zielonej, lodowatej cieczy, która zgasiła płomienie, po czym w nią wpadłem, ciecz niegroźnie spływała po tarczy, gdy szybko zacząłem się obracać, unikając długiego ogona bestii. W międzyczasie kątem oka ujrzałem, jak jaszczur starał się wbić w elfa, istota połączona z elfem na to nie pozwoliła i wykorzystała całą manę, jaką zebrała by odbić jaszczura.

Podniosłem się szybko na obie nogi, rzuciłem okiem na walkę niebieskich z czerwonymi i zastałem cztery ciała, trzy czerwonych oraz jedno z uzbrojonych niebieskich. To było szybkie.

 
Wróciłem do naszego przeciwnika, ten atakował zaciekle złotowłosego, a elf mógł unikać tylko dzięki istocie, która korzystając z każdej uncji many, jaką dostawała, wpływała na ciało elfa.
Ataki jaszczura były zaciekłe i nieustępliwe, a mana elfa nie była nieskończona, było jasne, że długo nie wytrzyma, krasnolud ruszył na pomoc, został jednak powstrzymany przez ogon bestii, który swoimi atakami wyglądał jakby żył własnym życiem.

Została mi jeszcze połowa piątego kręgu, wystarczy. Ponownie wzmocniłem ciało i ruszyłem do przodu, ogon jaszczura atakował krasnoluda, jednak na moje działania ponownie się podzielił, spodziewając się tego, uniknąłem, a kula na końcu ogona wystrzeliła we mnie.

 Jedną ręką odbiłem się od ziemi w kierunku połączenia ogona, unikając tym samym ataku, mana zebrała się wokół mojej prawej dłoni, tworząc ostrze, krasnolud, widząc to, odrzucił swoją broń i złapał za ogon bestii, dzięki temu bez trudu przeciąłem kość, tym samym dzieląc ogon na pół.

Bestia ryknęła, wypuszczając płomienie wprost na elfa, odrzucając go tym samym i odwróciła się w naszym kierunku, po czym zrobiła to samo. Odpowiadając, ponownie zablokowałem płomienie lodowatą, żrącą cieczą przez którą, prawie w tym samym momencie, w którym zetknęła się z płomieniem, przebił się jaszczur. Obydwoje odskoczyliśmy mu z drogi, a ten chcąc wykorzystać swoje masywne ramiona oraz pazury zamachał się na nas. Nie widziałem co z krasnoludem, ale ja przeszedłem pod pazurami, kości pod moim pancerzem zebrały się na prawym nadgarstku, tworząc ostrze, którym musiałem zastąpić ostrze many i w ułamku sekundy ciąłem nadgarstki potwora.

 Kościane ostrze nie przebiło łusek, właściwie zrobiło jeszcze mniej niż pierwszy atak elfa, ale nie o to chodziło, dzięki odbiciu się kościanego ostrza uderzyłem o ziemie, w porę unikając pozostałej połowy ogona jaszczura.

Podniosłem nogi i używając pleców oraz łokci skoczyłem do tyłu, lądując na obydwu nogach, w tej samej chwili ujrzałem krasnoluda, po drugiej stronie również bez większych obrażeń i teraz z mieczem.

Nasz wzrok się spotkał i w sposób, który tylko ktoś, kto spędził lata na polu bitwy, może zrozumieć, uzgodniliśmy, że pora zabić skurwiela. Obaj rzuciliśmy się z dwóch stron, jaszczura ten nie był nam dłużny, starał się wykorzystać swoje masywne ciało, by nas zmiażdżyć, machając dziko rękoma i ogonem, obydwaj unikaliśmy, najlepiej jak mogliśmy, nie obyło się bez obrażeń, w moim przypadku, większość obrażeń pochłaniała tarcza, ale w przypadku krasnoluda jego rany się nawarstwiały, krew rozpryskiwała się na czerwonych łuskach bestii i widocznie zwalniał.

 Jaszczur chciał to wykorzystać, rzucił się paszczą pełną ostrych kłów, w których wciąż było utkwione jaszczurze mięso, na krasnoluda, ten jednak tworząc dla mnie okazje, cisnął miecz prosto w oko bestii.

Ta nie spodziewała się tego i ostrze wbiło się, po samą rękojeść, jaszczur zawył i mimowolnie podniósł obydwie dłonie do oka, nie zmarnowałem tej okazji, ponownie utworzyłem ostrze many i w przypływie, nagłej prędkości, która musiała być wynikiem pomocy elfa, zaatakowałem szyje jaszczura, przebijając się przez łuski i mięso aż do połowy. Krew lała się strumieniami, barwiąc całą okolicę na czysty szkarłat, wiatr wokół mnie zawirował i bezpiecznie odstawił na ziemie.

Bez większych emocji obserwowałem ostatnie chwile olbrzyma, szczególnie ten niebieski kryształ, który zaczął się poruszać, pochłaniając kolejne obszary ciała jaszczura.
Krasnolud pojawił się po mojej prawej stronie, głośno coś mówiąc, po czym przerwał na chwile, cisza trwała dobrą chwilę, zanim zdecydował się po prostu poklepać mnie po ramieniu, zdaje się, że zyskałem jego szacunek, jak to na krasnoluda przystało.

Tylko jak on jeszcze żyje?

Elf podszedł do nas spokojnie, część jego ubrań była nadpalona, krwawił z kilku miejsc i na prawie całym ciele widać było wyniki starań jaszczura, ale pewną fasadę musiał utrzymać, jak to elf.

Obydwoje zaczęli rozmawiać, a ja po sprawdzeniu poziomu many w kręgach podszedłem do ciała bestii, które wciąż wierzgało.

- Co to jest? - mruknąłem, obserwując poruszający się kryształ, wolałem tego nie przekonywać się co się stanie jeśli obejmie całe ciało, więc wyciągnąłem ręką nad ciepłe ciało.

- Powstań. - masa czarnej mgły zawirowała w mojej dłoni i upadła w kierunku jaszczura, zaczęła wlewać się do jego ciała z każdego możliwego otwarcia, a jak skończyła, stwór powstał.

Odwróciłem się do pozostałych, elf stał obrzydzony, a krasnolud nagle skinął głową, jakby w końcu rozwiązał jakąś zagadkę, następnie podszedłem do ciała niebieskiej jaszczurki i kościanym ostrzem odrąbałem jej głowę.

Tego co chciałem, nie mogłem zrobić z obecnym poziomem many, zaledwie jeden cały i końcówka drugiego, więc ostrożnie wydłubałem oczy jaszczura, następnie podniosłem kościaną broń, czerwonych jaszczurek i manipulując kością sprawiłem by przypominała sznur i tym przywiązałem odciętą głowę do mojego pasa.

Następnie wskazałem na nieumarłą bestię, obydwoje zrozumieli, o co chodzi, bo krasnolud bez oporu podszedł, a elf z jeszcze większym obrzydzeniem niż wcześniej, ledwo podszedł i wdrapał się na ramie istoty.

Ja zająłem miejsce na prawym barku i rozkazałem istocie iść. Z jakiegoś powodu odgłosy bitwy ucichły i to było powodem do zaniepokojenia.

***

Trupy, nadgryzione mięso, zmiażdżone kości, jelita rozciągnięte po podłodze, niebieskie jaszczurki dostały srogi wpierdol, to też tłumaczy, dlaczego odgłosy ucichły, po prostu linia walki została przesunięta dalej.

Nie mogliśmy pozwolić na to, byśmy nie wydostali się, zanim walka dobiegnie końca, dlatego trzymaliśmy się kurczowo tego dziwnego kryształu, który zaczął pokrywać plecy jaszczura, ale dalej nie zaszedł.

Wszyscy nosiliśmy rękawice oprócz elfa, który używał kawałku materiału zabranego okolicznym trupom, by jego goła ręka nie dotykała tego kryształu, po ich pierwszej reakcji na to wiedziałem też, że to coś znanego w tych stronach.

Nieumarła bestia była szybka i zwrotna, przedzierając się przez kolejne korytarze, bez przerwy towarzyszył nam świszczący wiatr, a zaledwie piętnaście minut biegu wystarczyło, byśmy ponownie usłyszeli odgłosy zażartej bitwy, tym samym jaszczur zwolnił sam z siebie.

 Nie był taki jak Ro, Sigurd czy Kron i pozostali, ale jest do nich podobny, zachował trochę rozumu, rozumie bardziej skomplikowane pojęcia, jednak nie potrafi przemawiać.

Wszyscy zeszliśmy na ziemie i krasnolud wyjrzał zza rogu, po czym szybko schował głowę, ledwo unikając przelatującego, zakrwawionego topora. Razem z elfem wskazaliśmy na inny korytarz, niski skinął głową i skierował się w tamtą stronę, oboje spojrzeliśmy na siebie, po czym jednocześnie westchnęliśmy. Ja, ponieważ ta sytuacja przypomniała mi Jedenastkę, tylko wtedy to zakończyło się utratą głowy, ale mu było wszystko jedno.

Wskazałem na górę, a nieumarły jaszczur skinął głową i wdrapał się na sufit, był dobrze widoczny, ale kto by się spodziewał siedmiometrowego, nieumarłego gada, skaczącego na ciebie przy pierwszej okazji?

Krasnolud pokazywał byśmy podeszli, za rogiem znajdowało się kolejne wejście do ogromnego pomieszczenia, które musiało służyć jako główny punkt kopalni, sądząc po wielu korytarzach rozchodzących się w każdym możliwym kierunku i tej zażartej bitwy pod nami.

Czerwone z pomocą brutalnej siły i wielkości odpierały mniejsze niebieskie, ale lepiej wyposażone jaszczury. O jakimkolwiek szkoleniu nie było mowy dla obydwu stron, bitwa była prowadzona chaotycznie, ale widać było tam pewien wzór narzucony przez niebieskich. Po stronie czerwonej widać było masę trzymetrowych, kilkanaście pięciometrowych i pięć siedmiometrowych, po stronie niebieskich masę zwykłych jaszczurek sięgających maksymalnie dwóch metrów, wszystkie noszące jednolite pancerze oraz wyposażenie, kilkadziesiąt trzymetrowych, te akurat nosiły różne rodzaje uzbrojenia i jednego pięciometrowego noszącego ciężki pancerz, dzierżącego ogromny młot.

Małe, wśród których znajdowały się pojedyncze trzymetrowe, zajmowały się trzymetrowymi przeciwnej strony, starając się wykorzystać teren, większość niebieskich trzymetrowych starała się zwrócić uwagę pięciu metrowych, którzy albo szli za nimi, albo rzucali się na mniejszych, a ich przywódca pięciometrowych zwrócił uwagę trzech siedmiometrowych i ledwo dawał im radę. Było widać, że jako jedyny potrafi walczyć...

Skąd się wzięła ta mgła?

Nie jest duża pokrywa nasze kostki, czekaj, podnosi się, to trudniej oddycham? To mana...

- Kurwa.

Mgła podnosiła się coraz to mocniej, zatrzymała się dopiero pod szyją krasnoluda, następnie wszyscy usłyszeli szepty, były ciche, ale zmusiły jaszczury do zaprzestania walki.
Coś nadchodziło, im bliżej to było, tym bardziej nasilały się szepty, były wręcz...

- Zabieraj nas stąd! - krzyknąłem, wyrywając się z otępienia, nieumarły zareagował natychmiast, złapał krasnoluda i elfa jedną ręką, ja wskoczyłem na jego ramie, po czym nieumarła bestia wystrzeliła wprost w tłum jaszczurów.

Nic oni nie zrobili, wszyscy byli w transie, gapiąc się pusto w przestrzeń, im głośniej były szepty, tym bardziej ich to wciągało, krasnolud i elf też odpadli, gdyby moja bestia ich nie trzymała, spadliby i nawet uderzenie o ziemie by ich nie obudziło, oczywiście jeśli by przeżyli.

Istota stojąca za elfem jest w lepszym stanie, trzyma się łapy nieumarłego, jakby od tego zależało jej życie, nadzorując czy złotowłosy nie wypada, chociaż sama istota była zdezorientowana.
Nieumarły jaszczur miażdżył pod swoim ciałem dziesiątki, trzymetrowych jaszczurek, ich łuski nie mogły wytrzymać ciężaru siedmiometrowej bestii, kończyny wystrzeliwane były w powietrze, wiele z nich uderzało w nieumarłego, barwiąc i tak już czerwone łuski, odcieniem szkarłatu.

Kierowaliśmy się w stronę niebieskich jaszczurek, w trakcie bitwy, kilka grup wycofywało się korytarzem za nimi, ryzykuje, mogli zarówno próbować wciągnąć wroga w wąski korytarz, ale to nie tak, że mamy jakiś wybór, to coś z każdą sekundą jest coraz bliżej!

Nieumarły miażdżył i niebieskich i czerwonych, wbijając się w całkiem wąski w porównaniu z innymi korytarz, biegał najszybciej jak mógł, świat wokół przemijał w ułamku sekundy, ciało jaszczura obijało się o wszystko, co wpadło w drogę, często wzbijając w powietrze czerwoną mgiełkę.

Przy nagłym zakręcie wbiliśmy się w ścianę, nieumarły użył swojego lewego ramienia, by zamortyzować uderzenie, tego samego, na którym byłem, poczułem, jak tarcza pęka, odłamki uderzyły w maskę, jedna z run wyrytych na masce została aktywowana, wypuszczając małą, falę uderzeniową.

Jaszczur wygrzebał się z gruzu i ponownie ruszył, chwile po tym usłyszałem nagłe uderzenie wraz z towarzyszącym temu trzęsieniem ziemi, odwróciłem się i ujrzałem za nami wgłębienie, utworzone przez kilka, połączonych, wijących się grubych, niebieskich macek składających się z ogromnego natężenia many.

Szepty natężyły się na tyle, bym ponownie przez chwilę się zatracił, na nieumarłego to nie miało wpływu, biegł dalej, tworząc wystarczająco duży dystans dzięki, któremu wyrwałem się z tego.

Pozostali dwaj dalej byli pod wpływem tego.

- Ile jeszcze? - wyszeptałem, starając się zignorować uporczywe szepty, to doganiało nas, dlaczego nas w ogóle goniło?

Przez prędkość przekraczającą możliwości ciała, łuski jaszczura pękały, krew, która pozostawała w ciele, wylewała się pokrywając ściany, szkarłatem, kląłem wewnętrznie na tego, kto zajmował się tą kopalnią, właśnie wtedy ujrzałem światło, a jaszczur jeszcze bardziej przyśpieszył tak samo jak to, co nas goniło.

 Kilkanaście niebieskich macek otaczało nas z każdej strony, im bliżej byliśmy wyjścia, zwiększyło się również natężenie many jak wcześniej, ciężej przez to oddychałem, to teraz dusiłem się jak ryba wyciągnięta z wody. Moje palce zagłębiały się w mięsie jaszczura, krew wypływa spomiędzy nich, spadając na moją już i tak poplamioną zbroję. Macki wydawały się tak blisko, sama mana, z której się składały, wgniatała pancerz.

Ostatnim zrywem jaszczur wyrwał się z jaskini, rozbijając się o ziemie, jego prawa ręka trzymająca pozostałych odleciała, kawałki mięsa, które trzymałem, oderwały się od ciała, tracąc przyczepność, wyleciałem w powietrze, uderzyłem kilka razy o ziemie, po czym wbiłem się w coś.

Na chwile mnie to otumaniło, świat się kręcił, ale szybko wrócił do normy, wtedy ujrzałem dziurawą drewnianą ścianę, a przez nią macki, zatrzymały się przy wejściu, tkwiły tam przez chwile, po czym wróciły, szepty znikły, tak samo jak duszący ucisk many.

Pierwszy raz odkąd tu przybyłem, moje serce tak waliło, tak jakby miało wyskoczyć z mojej piersi, prawie to był koniec, gdyby to nas złapało, nie byłoby nawet oporu, to było na moim starym poziomie.

Pieprzony półbóg.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top