tre


— Hej Astrid.

— Hej kochanie! — Usłyszał Czkawka w słuchawce. Uśmiech automatycznie pojawił się na jego twarzy, kiedy przywitał go głos ukochanej. Spacerował po kuchni w tą i w powrotem, patrząc na czarnego teriera, który ganiał właśnie po mieszkaniu. — Co tam?

— Wiesz, mam dzisiaj wolne — zaczął, gromiąc wzrokiem psa, który zaczął szczekać właśnie na telewizor. —  I zastanawiałem się czy nie chciałabyś może gdzieś wyjść. Może do parku? Nie wiem, kiedy znowu wypuszczą mnie z biura i zdarzy się kolejna taka okazja.

Minęła dłuższa chwila, zanim Astrid odpowiedziała.

— Mam urwanie głowy — powiedziała powoli, a Czkawka poczuł jakby serce zleciało ze swojego stałego miejsca i zatrzymało się gdzieś w okolicy nerek. — Zaraz po pracy biegnę na próbę i muszę potem wracać do domu. Przepraszam.

Brunet uśmiechnął się wymuszenie, mimo że dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, ale nie poprawiło mu to humoru.

— Nie przepraszaj mnie. Po prostu za tobą tęsknię. Niedługo gdzieś razem wyjdziemy. Tylko we dwoje, dobrze?

— Ale, że zupełnie we dwoje? Nawet bez Szczerbatka? — roześmiała się. — Słuchaj, muszę kończyć. Przerwa na papierosa skończyła mi się jakiś kwadrans temu, a szef zaraz dostanie wścieklizny.

— Leć. Kocham cię.

— Ja ciebie też.

Czerwona słuchawka zamigała i połączenie się zakończyło, Chłopak odłożył telefon i przejechał dłonią po włosach, wzdychając głośno. Oparł się o krawędź stołu i wbił wzrok w drzwi lodówki, która była honorowym miejscem dla jego ulubionych zdjęć - on i Szczerbatek w lesie, on i Astrid na jego osiemnastych urodzinach, on z rodzicami, gdy jeszcze był małym brzdącem... Zatrzymał wzrok na fotografii, którą zrobił na jednym z występów swojej dziewczyny, gdy zaprosiła go do teatru. Wystawiali akurat "Jezioro łabędzie", w którym blondynka odgrywała rolę Odetty. Uchwycił ją, gdy stała na jednej poincie, z uniesioną głową i wyciągniętą do tyłu nogą. Upięte włosy błyszczały jak korona, a oświetlona reflektorem twarz promieniała dumą.

Przejechał palcem po gładkiej fakturze zdjęcia, uśmiechając się lekko. Boże, jak on kochał tę dziewczynę... Zachwycała, go na każdym kroku - swoim pięknem, determinacją, siłą. Bywała trochę wybuchowa, ale wiedział, że jest dumna ze swojego temperamentu - nie raz pozwolił jej osiągnąć swój upragniony cel. Była dla niego wszystkim i kochał ją nad życie; nie zawahałby się go za nią oddać.

Jego rozmyślania przerwał Szczerbatek, który wbiegł do kuchni, ślizgając się po kafelkach. Wpadł w nogi właściciela i wtulił się w nie, popiskując. Chłopak roześmiał się i podrapał przyjaciela za uchem.

— No chodź mordko — powiedział, podnosząc się i ruszając z psem w stronę przedpokoju. — Mamy dzisiaj jeszcze coś do załatwienia.

***

Czkawka zaparkował przed kliniką i westchnął glęboko. Spojrzał na psa, który patrzył na niego wyczekująco. Zamrugał, jakby zachęcał przyjaciela, do podjęcia jakiejś decyzji. Chłopak westchnął, opierając głowę o kierownicę.

— Masz rację, Szczerbek. Nie możemy unikać tego w nieskończoność. Zresztą, w sumie ty powinieneś być bardziej bardziej przerażony niż ja.

Pies zapiszczał nagle, jakby rzeczywiście się przestraszył, na co Czkawka roześmiał się tylko i wysiadł z czworonogiem z samochodu. Podeszli razem do wejścia i Haddock wahał się tylko sekundę zanim zdecydował się otworzyć drzwi. Od razu zobaczył znajomą sylwetkę i długi rudy warkocz, poprzetykany lekką siwizną. Wziął głęboki oddech.

— Cześć mamo.

Kobieta w zielonej bluzie chirurgucznej odwróciła się zaskoczona, ale na jej twarz natychmiast wypłynął uśmiech, rozpromieniając zmęczoną twarz. 

— Czkawka! — zawołała, przyciągając syna do uściska. Chłopak przytulił się mocno - stęsknił się za matką. Mimo, że mieszkali w tym samym mieście, przez natłok pracy nie widział jej już dobrych kilka miesięcy. W końcu odsunęli się od siebie. — No, zastanawiałam się, kiedy mój jedyny syn w końcu mnie odwiedzi. No i mój ulubiony na świecie psiak — dodała ze śmiechem, drapiąc po głowię skaczącego na nią czarnego teriera. Wyjęła z fartucha przekąskę i rzuciła ją Szczerbatkowi, który natychmiast zajął się jedzeniem.

Kobieta przejechała ręką po policzku syna, studiując jego twarz z uśmiechem, jakby nie widziała go conajmniej od dekad. Przeczesała jego włosy między palcami.

— Przydałby ci się fryzjer — powiedziała w końcu.

— Mamo...

— No co? Tylko mówię. Nie stójmy tak w przejściu, usiądziemy w moim biurze — zaproponowała, ale Czkawka pokręcił głową.

— Wpadłem tylko się przywitać i sprawdzić jak proteza Szczerbatka. Nie chcę ci przeszkadzać w pracy. 

— Nonsens! Pacjentów nie ma wielu, z łatwością ze wszystkim poradzą sobie stażyści. A ty porozmawiałbyś czasem ze starą matką! Chodź, zrobię ci herbaty, a w tym czasie Śledzik zajmie się Szczerbatkiem. Może być?

Czkawka zastanawiał się tylko krótką chwilę, po czym kiwnął głową z uśmiechem. 

— Chodź mordko — zwrócił się do psa, po czym ruszył za kobietą.

Pomachał do Szpadki Thornston, jego przyjaciółki, która pracowała na recepcji. To znaczy, o ile za pracę uznawało się granie w simsy na służbowym komputerze i popijanie bezalkoholowych (przynajmniej Czkawka miał nadzieję) drinków. Dziewczyna była jednak zbyt zajęta rozgrywką, żeby odpowiedzieć na przywitanie chłopaka, czy w ogóle go zauważyć. Valka wzniosła oczu ku niebu i wymamrotała coś pod nosem. Chwyciła oparcie krzesła biurowego Szpadki i szarpnęła mocno. Blondynka pisnęła i spadła na ziemię z łoskotem, jednocześnie odłączając kabel od komputera, który zgasł. Dziewczyna podniosła się i spojrzała z przerażeniem na wyłączony ekran.

— NIE!

— Co za szkoda — przewróciła oczami Valka. — Może teraz zabierzesz się do pracy?

— Ty nic nie rozumiesz! Właśnie urodziły mi się bliźniaki!

— Dwadzieścia lat temu też się jedne urodziły i jakoś wielkiego pożytku z nich nie ma - powiedziała ze złością kobieta. — Wpisz Czkawkę i Szczerbatka na trzynastą dzisiaj jako badania profilaktyczne. I mogłabyś łaskawie pouzupełniać karty pacjentów? Walają się tu od tygodnia.

Szpadka spojrzała zachmurzona na chłopaka.

— Witaj Czkawka. Nie wiem, czy byłeś o tym świadomy, ale jesteś w grupie ryzyka. Pilnuj się czy nie występują u ciebie jakieś podejrzane objawy - nie byłoby to takie dziwne, skoro urodził cię POTWÓR W LUDZKIEJ SKÓRZE.

Chłopak parsknął śmiechem, ale natychmiast ucichł, zgromiony spojrzeniem matki. Pożegnał się z przyjaciółką, która wlazła pod biurku, szukając kontaktu przedłużacza. Czkawka podążył na Valką, która poszła w głąb korytarza. Weszli najpierw do pokoju, który aż raził sterylnością. W środku stał odwrócony do nich weterynarz, czyszczący akurat narzędzia.

— Cześć Śledzik.

Blondyn odwrócił się zaskoczomny i uśmiechnął szeroko, gdy zobaczył gościa. Podbiegł do przyjaciela i zamknął go w szczelnym uścisku.

— Czkawka! — zawołał uradowany — Tak dawno cię nie widziałem!

Chłopak sapnął coś o braku powietrza, więc Ingerman oprzytomniał i puścił bruneta, która zaczął rozmasowywać sobie ramię. Valka roześmiała się i podeszła do swojego pracownika.

— Śledzik, czy mógłbyś proszę sprawdzić czy ze Szczerbatkiem wszystko w porządku? Chciałabym porozmawiać z synem, a ty doskonale wiesz co masz robić.

— Oczywiście, doktor Haddock. No chodź maluchu!

Blondyn podniósł psa i postawił na stole. Zwierzak polizał go z czułością po ręce. Valka uśmiechnęła się i opuściła pomieszczenie, a wraz z nią jej syn, który ruszył za nią do kolejnego pokoju, na którego drzwiach lśniła tabliczka z nazwiskiem jego matki.

Czkawka usadowił się na prostym krześle obitym skórzaną tapicerką, podczas gdy kobieta podeszła do czajnika, stojącego na komodzie.

— Doktor Haddock? — zapytał z rozbawieniem.

— Tysiąc razy mu mówiłam, żeby mówił do mnie po imieniu, ale nie potrafi się przestawić - przewróciła oczami. — Chyba traktuje mnie jak panią profesor. 

Czkawka parsknął śmiechem. Nagle usłyszał dźwięk przychodzącego powiadomienia. Odblokował telefon i odczytał wiadomość.


Od: Nieznany numer:

(13:08) Czkawka, jestem w sklepie. Jaki jest najlepszy jogurt waniliowy? Zdaję się na twój osąd.

(13:08) To sprawa życia i śmierci. Jogurty waniliowe stanowią 60% mojej diety.


Nadawca się nie podpisał, ale Czkawka i bez tego wiedział od kogo są te wiadomości. Wystukał szybko odpowiedź:


Do: Nieznany numer

(13:09) Żółty kubeczek, na którym jest taka krowa z lekkim zezem. Takie oczy jak po LSD.


— Czkawka!

Brunet podniósł nieprzytomnie wzrok.

— Co?

— Trzeci raz cię pytam. Kawa czy herbata?

— Kawa  — poprosił brunet, przecierając twarz i kładąc telefon na stół. — Potrzebuję kofeiny. Niby mam wolne, a jednak padam z nóg. Chyba nigdy tego nie odeśpię.

— Zamęczysz się — zganiła go. - Potrzebujesz wakacji.

— Wiem. Dzisiaj są moje wakacje.

— Prawdziwych wakacji. A nie jednego dnia, który i tak poświęcasz na pójście do weterynarza i zapewne milion innych spraw.

— Same się nie załatwią — odburknął, chociaż wiedział, że wymówka jest marna, a kobieta ma rację.

— Po prostu się o ciebie martwię, kochanie  — powiedziała z troską. Postawiła kubek wypełniony czarną kawą przed synem i usiadła na swoim fotelu. — Zaczynam odnosić wrażenie, że... bierzesz na siebie tyle pracy, żeby nie myśleć... o innych rzeczach.

— Przebranżowiłaś się z weterynarza na psychiatrę? — zapytał z przekąsem. Wziął do ręki kubek i pociągnął duży łyk gorzkiego napoju. — Biorę na siebie dużo pracy, żeby nie przymierać głodem, mamo. Tu nie ma żadnego drugiego dna.

Valka nie wyglądała na przekonaną, ale Czkawka nie zamierzał jej się więcej tłumaczyć. Mówił prawdę, a to czy zamierzała mu uwierzyć było już jej sprawą. Telefon zawibrował na dębowym biurku, a Haddock podniósł go, wciąż unikając wzroku matki.


Od: Nieznany numer

(13:12) Ja wiem jak wygląda zez, Czkawka. Ale skąd ty wiesz jak wygląda krowa po LSD?


— Czy to Astrid?

Czkawka uniósł głowę, spotykając się z ciepłym spojrzeniem mamy.

— Nie. Moja nowa sąsiadka.

Valka stłumiła uśmiech.

— Co?

— Nic, po prostu... Uśmiechasz się do telefonu, jak czasami, gdy piszesz z Astrid.

Chłopak natychmiast przygryzł wnętrze policzków.

— Jak jest między wami?

— Dobrze - powiedział tylko. — Jak zawsze.

— To dobrze czy jak zawsze?

Czkawka westchnął. Od dłuższego czasu jego mama miała problem z jego dziewczyną. Nie rozumiał dlaczego, bo jak odkąd pamiętał Valka zachwycała się blondynką, tak jakiś rok temu zaczęła traktować ją z pewną rezerwą.

Uśmiechnął się i trzymał kciuki, żeby wygląda to szczerze.

— Astrid jest wspaniała, mamo. Między nami jest lepiej niż kiedykolwiek.

Kobieta przypatrywała się mu przez dłuższą chwilę. W końcu wstała i podeszła do syna. Czkawka podniósł się i poczuł jak Valka chwyta jego dłonie.

— Po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy skarbie. Kocham cię.

Czkawka uśmiechnął się - tym razem naprawdę.

— Wiem, mamo. Ja ciebie też. 

Nagle usłyszali ciche pukanie.

— Proszę — odrząknęła Valka, puszczając syna.

Przez niewielką szparę w drzwiach wychynęła głowa Śledzika.

— Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale już po wszystkim i zastanawiałem się, czy... Oczywiście, o ile już skończyliście...

— Chodźmy — przerwała im lekarka i wyszła z synem ze swojego gabinetu. Wkroczyli we trójkę do pokoju, w którym grzecznie siedział Szczerbatek. Psiak zaszczekał wesoło na widok swojego przyjaciela

— No już, mordko - roześmiał się Czkawka, gdy poczuł na twarzy mokry język czworonoga.

— Z protezą jest wszystko dobrze — wyjaśnił Śledzik, pokazując sztuczną nogę teriera. — Ma lekkie otarcia przy kikucie, ale to norma przy tym modelu. Przydałoby się nawilżać to jakimś kremem, żeby za bardzo mu to nie przeszkadzało. Wystarczy nawet wazelina. . Eee.. — spojrzał niepewnie na Valkę, która kiwnęła zachęcająco głową. — To chyba by było tyle. Pamiętaj, żeby odpinać protezę przed spaniem.

Czkawka kiwnął głową, mimo że większość z tych rzeczy już wiedział - w końcu stosował je na samym sobie.

— Dzięki Śledzik. Dzięki mamo. Chodź, ty pokrako — mruknął, biorąc psa na ręcę i stawiając go na ziemi. Wyciągnął z portfela dwieście koron i położył na stole. Pożegnał się z Ingermanem uściskiem dłoni, podczas gdy Szczebatek z jakiegoś powodu obszczekiwał nogę stołu.

— Odprowadzę cię do samochodu — powiedziała Valka i ruszyła za nim do wyjścia.

Otworzyła główne drzwi, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Wyszli na zewnątrz, wypatrując na parkingu swojego ciemnozielonego Saaba. 

— Obiecaj mi, że zrobisz sobie niedługo przerwę - powiedziała kobieta, gdy znaleźli samochód i udali się w jego kierunku. 

— Mamo...

— Mówię poważnie, Czkawka. Wiem, co wycieńczenie potrafi zrobić z organizmem. Obiecaj mi, że dzisiaj odpoczniesz. 

Chłopak westchnął i przewrócił oczami, otwierając drzwi auta.

— Dobrze mamo. Słowo harcerza - powiedział z uśmiechem i pocałował ją w policzek, podczas gdy Szczerbatek wskoczył do samochodu i usadowił się na miejscu pasażera. — Do zobaczenia.

Zatrzasnął drzwi, urochomił silnik i wyjechał z parkingu. W lusterku zobaczył jeszcze jak matka odprowadza go zmartwionym wzrokiem.

***

— No już! Rany boskie, Szczerbatek, ty szalony mutancie! Zaraz odgryziesz mi nogę, a to już ostatnia jaka mi została.

Wrócili do domu jakieś pół godziny temu. Czkawka zdążył rozpakować zrobione zakupy i  próbował właśnie nasypać karmy do miski i zapewne zdążyłby już to zrobić, gdyby jego pies nie postanowił kategorycznie zagrodzić mu drogę do miski - jakby to jakimś cudemmiało przyśpieszyć proces karmienia. W końcu, po jakiejś jedenastej próbie, udało mu się napełnić naczynie i odsunąć, żeby dać zwierzęciu zjeść. Psiak zaszczekał radośnie i zaczął pałaszować, merdając wesoło ogonem. Czkawka pokręcił tylko głową.

— Nigdy nie pojmę, co dzieje się w twojej psychice.

Chował pojemnik z karmą do szafki pod zlewem, gdy rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Wyjął go z kieszeni, kliknął zieloną słuchawkę i włączył tryb głośnomówiący.

— Cześć Eret.

— Siema Czkawka. Masz może chwilę?

— To zależy, na co chcesz ją wykorzystać — westchnął, kładąc telefon na stole, a samemu idąc w kierunku lodówki. — Zanim cokolwiek powiesz, przypominam grzecznie, że mam dzisiaj wolne.

— Wiem stary. Ale — Czkawka przewrócił w tym momencie oczami, bo to słowo nigdy nie wróżyło nic dobrego — wypłynął taki nowy projekt... Klient upiera się, że ma być na jutro rano. Sam w życiu tego nie skończę, ale szef mówi, że nie przyjmuje odmowy, bo to jakaś dobrze płatna sprawa. 

Brunet zatrzasnął drzwi lodówki ugryzł spreparowaną przez siebie kanapkę z serem i usiadł przy stole.

— I czego ode mnie oczekujesz?

— Że pomożesz przyjacielowi od serca i weźmiesz trochę albo i trochę więcej na siebie? Słuchaj, we dwójkę skończymy to jeszcze przed szóstę. Błagam cię na kolanach.

Czkawka milczał przez dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. W końcu obiecał mamie, że dzisiejszego dnia odpuści sobie pracę. Musiał przyznać jej rację - był wykończony. Od tygodni nonstop zarywał nocki, a dzisiaj w końcu miał odpocząć. Spojrzał na Szczerbatka, który przeglądał mu się od dłuższej chwili. Chciał pójść z nim dzisiaj do parku...

— Czkawka..?

— Dobra — powiedział w końcu. Wiedział, że będzie tego żałował. — Pomogę ci.

— Jesteś moim bohaterem! Odwdzięczę ci się kiedyś.

— No ja mam nadzieję — parsknął. — Wysyłaj ten projekt, zanim się rozmyślę.

— Tak jest, szefie.

Czkawka wszedł na pocztę i odświeżał ją dopóki nie ujrzał maila od Ereta. Włączył plik i wybałuszył oczy. 

— Nie przesadzałeś mówiąc, że to duża sprawa.

— Więc lepiej zabieraj się do roboty.

— Spróbuj wykrzesać z siebie więcej wdzięczności, bo rzucę to w diabły i pożegnasz się z pochwałą od szefa.

— Kocham cię, Czkawkusiu!

Chłopak wydał dźwięk imitujący wymioty i rozłączył się, słysząc śmiech Ereta. Odłożył telefon i spojrzał ze smutkiem na psa.

— Przykro mi mordko — powiedział, drapiąc przyjaciela za uchem. — Musimy przełożyć nasz spacer. Astrid ma dzisiaj mnóstwo pracy i nie da rady z tobą wyjść.

Szczerbatek zapiszczał cicho i wtulił głowę w dłoń właściciela. Nagle Czkawce przyszedł do głowy pewien pomysł. 

— Chociaż — mruknął ni to do siebie, ni to do czworonoga. — Może i jest jakaś opcja.

***

Zapukał powoli w drzwi, mając cichą nadzieję, że może nikt go nie usłyszy i będzie mógł zrezygnować z tego beznadziejnego pomysłu. Niestety, czy też stety, nadzieje okazały się bezowocne, bo po krótkiej chwili usłyszał szczęk przekręcanego zamka. Drzwi się uchyliły.

— Mogę w czymś pomóc, panie sąsiedzie?

Tove najwyraźniej posłuchała jego rady, bo stała w progu, trzymając w ręce żółty kubeczek z zezowatą krową. Długie rude włosy zaplotła w dwa warkocze i wyglądała jakby wyszła z łóżka niecały kwadrans temu, mimo że była już prawie trzecia po południu. 

— Cześć Tove. Słuchaj...— zaczął, nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa swoją prośbę, ale dziewczyna czekała spokojnie aż skończy. — Wypadła mi pewna sprawa... Dostałem do zrobienia mnóstwo pracy, a obiecałem Szczerbatkowi spacer i... Jeśli nie masz nic do roboty... Nie chciałabyś może się z nim przejść?

Tove spojrzała na psa, który siedział spokojnie przy nodze właściciela. Uśmiechnęła się.

— Z radością pójdę z nim na spacer! Ale myślisz, że będę mogła mu zastąpić ciebie?

Czkawka spojrzał na Szczerbatka.

— Wyciągnij do niego rękę — poprosił ją.

Tove zrobiła to. Terier zbliżył się trochę i obwąchał jej palce. Po dłuższej chwili wtulił głowę w dłoń dziewczyny i zaczął popiskiwać cicho, merdając ogonem. Tove roześmiała się cicho i podrapała zwierzę za uchem.

— Chyba przeżyje — uznał chłopak z uśmiechem. — Myślałem, że moglibyście pójść do parku - Szczerbatek bardzo lubi tam chodzić, a ty poznałabyś trochę miasta. Prawdopodobnie sam cię tam zaciągnie, ale w razie wątpliwości wpisz w GPS park Grønne Trær i wszystko znajdziesz. Tu jest smycz — powiedział, podając jej czerwony materiał. — Zazwyczaj chodzi przy nodze, ale jeśli tak będziesz czuła się pewniej, to lepiej go przypnij. I eee... Szczerbatek ma protezę na lewej nodze. Chodzi sam, ale unikajcie błota, bo może wejść w szczeliny. Hm.. Na pewno to nie problem? Bo jakby co, to-

— Czkawka — przerwała mu Tove ze spokojem. — Poradzimy sobie. Zajmij się pracą, a my spędzimy razem wspaniałe popołudnie. Prawda Szczerbek? — pies zaszczekał wesoło, a Tove roześmiała się. Wzięła wiszący na wieszaku żółty sztormiak i wsunęła ramiona w rękawy. Zgarnęła telefon i klucze. Wyszła z mieszkania i zamknęła drzwi. — Rozumiem, że im dłużej nas nie będzie, tym lepiej?

— Myślę, że będę nad tym siedział do późnego wieczora — westchnął. — A im bardziej wybiega się teraz, tym spokojniej będzie siedział w domu. Ale oczywiście, jeśli...

Tove machnęła ręką.

— Nawet nie kończ — spojrzała na Szczerbatka, który opierał się o nogi właściciela, jakby chciał poprawić mu humor. — No chodź szkrabie! Musimy dać Czkawce trochę wytchnienia. 

Ruszyła w dół schodów, a pies spojrzał ostatni raz na swojego pana i ruszył za dziewczyną.

— Jeszcze raz, dziękuję.

— To naprawdę żaden problem. Ty masz teraz więcej do zrobienia.

Zbiegła ze schodów, mówiąc do teriera coś, czego już nie zrozumiał.

Westchnął z ulgą na myśl, że przynajmniej jedną rzecz tego dnia ma z głowy i przekroczył próg swojego domu. Większość powiedziałaby, że Czkawka ma w mieszkaniu nieprawdopodobny syf, ale on się z tym nie zgadzał - wszystkie rzeczy były rozlokowane w takich miejscach, żeby chłopak wiedział gdzie są i miał je zawsze pod ręką. To, że przez to musiał pokonywać labirynt z walających pudeł, skrzynek, książek czy tryliarda innych rzeczy, żeby przejść z pomieszczenia do pomieszczenia... Cóż, każde wyjście ma swoje mankamenty.

Przestąpił przez album architektury starożytnej, otworzonej akurat na łuku triumfalnym i usiadł przy stole, na którym stał już laptop z włączonym projektem. Ziewnął tylko i zabrał się do pracy.

Po pół godzinie nie był w stanie się w ogóle skupić; cyferki zaczęły krążyć po ekranie jakby jeździły na wrotkach, a szum wentylatora, działał uspokajająco powodując, że oczy Czkawki same się zamykały...

***

— Czkawka!

Chłopak wrzasnął przerażony, budząc się i niemal spadając z krzesła. Rozejrzał się dookoła, przecierając oczy. Obok niego stała Tove w swoim żółtym płaszczu i ze swoimi rudymi warkoczami. Po jej prawej Szczerbatek opierał się przednimi łapami o krawędź stołu i patrzył na niego zaabsorbowany.

— C-co się dzieje? — zapytał nieprzytomnie.

— Wróciłam ze Szczerbatkiem ze spaceru — wyjaśniła Tove.— Pukałam do twoich drzwi kilka razy, ale nie odpowiadałeś. Bałam sie, że stało się coś złego, więc weszłam, gdy okazało się, że drzwi są otwarte. Najwyraźniej zasnąłeś przy pracy. Przepraszam, że cię przestraszyłam.

— Nie, nie. W porządku — wymamrotał. Spojrzał za okno i przerażony uświadomił sobie, że jest już ciemno. — Która jest godzina?!

— Dwudziesta. 

Czkawka wybałuszył oczy z przerażenia. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Oblał go zimny pot, gdy zobaczył siedem nieodebranych połączeń od Ereta.

— O Chryste. 

Przejrzał swój projekt. Na jego oko zdążył zrobić dopiero jakąś jedną czwartą - przekalkulował, że jeśli zaciśnie zęby i się zatnie, powinien skończyć wszystko przed północą. Wyśle tylko Eretowi SMSa z wytłumaczeniem...  Brunetowi na myśl o tym wszystkim chciało się niemal płakać.

—  Czkawka? — chłopak spojrzał na dziewczynę, która wyrwała go z tego pędzącego pociągu własnych myśli. — Kupiłam ci kawę, wiesz, jak byłam na spacerze. Już trochę wystygła, ale pomyślałam, że przyda ci się trochę kofeiny.

Podetknęła mu pod nos kubek, a on wyczuł zapach cudownej orzechowej latte, którą tak uwielbiał. Nawet nie miał siły udawać, że jej nie potrzebuje. I kawy, i pomocy Tove.

— To moje wybawienie — westchnął, biorąc łyk napoju. Od razu poczuł jak budzi się do życia. — Dziękuję As.. Tove. Dziękuję, Tove.

Tove uśmiechnęła się ciepło.

— Mogę ci jeszcze jakoś pomóc? Nie chcesz czegoś może zjeść?

— Nie, wiesz... — zaczął, ale przerwał mu głośny odgłos z jego żołądka, który najwyraźniej miał być oznaką buntu, przed odmawianiem mu jedzenia. Czkawka zaczerwienił się. — Nie chcę.

— Mhm — mruknęła. — Dobra, nie przeszkadzam ci już. Powodzenia z pracą!

Gdy drzwi się zatrzasnęły, a Czkawka usiadł do stołu. Palce niemal samoświadomie biegały po klawiaturze laptopa, wpisując różne dane do tabeli i przeliczając wymiary.

Szło mu szybciej, niż podejrzewał - zastanawiał się czy Tove nie wsypała czegoś do tej kawy, bo była dopiero dziesiąta, a on trzy czwarte pracy miał już za sobą. Czuł się, jakby ktoś włączył w nim tryb przyśpieszonego tempa. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Wstał zdziwiony, na co Szczerbatek, który leżał wygodnie przy jego nogach, warknął cicho. Chłopak podszedł drzwi i otworzył je, ale nikogo w nich nie zastał. 

— Bardzo zabawne — burknął, czując się jak pięćdziesięciolatek, wściekający się na dzieciaki, które spłatały mu głupiego psikusa. Już miał zamykać drzwi, gdy Szczerbatek szczeknął, by zwrócić jego uwagę. Spojrzał na psa i zauważył, leżącą obok niego małą paczkę. Wziął ją do ręki i przeczytał przyklejoną różową karteczkę.

"Lekcja pierwsza nauk o zupkach chińskich: przed tobą leży prawdziwy biały kruk, skarb każdego prawdziwego smakosza. Zadanie domowe: zjeść ją jak najszybciej i samemu ocenić".

Słowa "jak najszybciej" były trzykrotnie podkreślone. Uśmiechnął się i wszedł do środka.

— Mała przerwa nie zaszkodzi — powiedział przyjacielowi, który jakby pokiwał na te słowa głową. Czkawka nastawił wodę i wyjął telefon.


Do: Tove

(22:04) Skąd wiedziałaś, że jeszcze nie jadłem?


Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.


Od: Tove

(22:04) Przez te ściany słyszę twoje każde tłuczenie się garami. Niedługo po dźwiękach będę umiała odgadnąć co gotujesz. Smacznego. 


Czajnik zapiszczał informując, że woda jest gotowa. Czkawka zalał kubek, do którego wsypał wcześniej makaron i przyprawę. Zamieszał i usiadł z nią do komputera. Nawinął sobie porządną ilość makaronu i wsadził sobie do ust, prawie jęcząc z zadowolenia, kiedy przyjemne ciepło rozgrzało mu przełyk.

— Dzięki ci Boże, Zeusie i Odynie za dobrych sąsiadów. Kiedy ona się stąd wyprowadzi, nadejdzie kres mojego życia.



////////

hiccup haddock is the sexiest man alive, i said what i said






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top