12
23 marca 2016 | Niall
Po szóstej następnego dnia, obudził mnie Pan Malik. Przetarłem oczy chcąc się minimalnie rozbudzić. Mężczyzna stał obok kanapy patrząc na mnie z uśmiechem i kubkiem kawy w dłoni.
- Dzień dobry - odezwał się, a ja usiadłem ziewając.
- Dzień dobry - wymamrotałem.
- Twoje ubrania są już suche, położyłem je w łazience.
- Choć raz nie będę musiał się rano bić o łazienkę - powiedziałem, na co Pan Malik zaśmiał się głośno - Pójdę się ogarnąć - poszedłem do toalety. Obmyłem twarz i przeczesałem po prostu palcami włosy. Pożyczyłem trochę płynu do płukania ust, mając nadzieje, że gospodarz nie będzie mi miał tego za złe. Założyłem na siebie ubrania z wczoraj wiedząc, że do południa nie mam co liczyć na świeże ciuchy. Sage na pewno nie wróci wcześniej niż przed czternastą.
Gotowy wyszedłem z łazienki i spotkałem w kuchni Pana Malika.
- Mogą być tosty? - spytał mężczyzna stojąc do mnie plecami.
- Nie musi mi Pan robić śniadania - potrząsnąłem głową.
- Nie wypuszczę cię do szkoły bez najważniejszego posiłku - cmoknął niezadowolony - A właśnie, odwiozę cię.
- I już na pewno nie musi mnie Pan wozić do szkoły - powiedziałem siadając na miejscu przy blacie.
- A ty nie musisz mi mówić na Pan - odparł odwracając się do mnie i wyciągnął w moim kierunku dłoń - Zayn - uśmiechnął się. Zagryzłem dolną wargę, ale zaraz uśmiechnąłem się i podałem mu swoją rękę.
- Niall - odpowiedziałem. Zadowolony wyprostował się i podał mi talerz z tostami.
- Smacznego - powiedział wychodząc z kuchni.
Zjadłem dwa tosty z uśmiechem błąkającym się na moich wargach. To było miłe, sposób w jaki zwracał się do mnie Pan Malik.. znaczy Zayn. Jakby się o mnie martwił, a nie musiał. Byłem tylko szesnastolatkiem z sąsiedztwa. Nie traktował mnie też jak dziecko, czyli w sposób jaki traktowali mnie moi rodzice i większość dorosłych.
Włożyłem talerz do zmywarki i poszedłem do przedpokoju by wziąć plecak i założyć buty.
Zayn zawiózł mnie do szkoły. Uśmiechnąłem się do niego zanim wysiadłem.
- Bardzo dziękuję za wczoraj. Gdyby nie Pan, to znaczy ty, spałbym na werandzie - zaśmiałem się cicho - Mam nadzieje, że nie sprawiłem zbyt dużego kłopotu - powiedziałem przypominając sobie, że wczoraj ktoś przyszedł do Zayna.
- No co ty - posłał mi uśmiech - Żaden problem. Zawsze jestem do twojej dyspozycji.
- Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia - wysiadłem i ruszyłem w kierunku szkoły.
- No no no Horan - usłyszałem głos za sobą i starałem się go zignorować. Szedłem przed siebie w kierunku szkoły - Niezłe autko - odezwał się jeszcze ktoś. Zacisnąłem usta i przyśpieszyłem kroku, jednak zostałem złapany za plecak. Zacząłem się szarpać, póki dwóch chłopaków, których niestety dobrze znałem, nie przygwoździło mnie do muru szkoły - Kto to? - spytał Sean patrząc mi w oczy. Złośliwy uśmieszek wpłynął na jego wargi - Twój sponsor? - zaśmiał się tak samo jak Tim stojący obok niego.
- Zostaw mnie! - zawołałem chcąc go odepchnąć, ale zaszedł mi drogę.
- Teraz pieprzysz się za pieniądze? - krzyknął, gdy biegłem do szkoły - Ile bierzesz za noc?!
Biegnąc przed siebie nawet nie zauważyłem chłopaka przed sobą i wpadłem na niego. Nawet na niego nie spojrzałem, po prostu ruszyłem dalej ignorując to, że upuścił książki i wbiegłem do łazienki. Dopiero gdy zamknąłem się w jednej z kabin, pozwoliłem łzom płynąć wzdłuż moich policzków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top