10
22 marca 2016 | Niall
- Ale jak to wygaszenie? - spytałem przygryzając mocno dolną wargę i kolejny raz przebiegając wzrokiem po moich notatkach z fizyki. Pan Malik chodził za kanapą na której siedziałem z zeszytami i podręcznikami. Byliśmy u niego w domu, a on od prawie godziny starał się mi cokolwiek wytłumaczyć z przedmiotu, który był dla mnie czarną magią.
- Skoro falę się na siebie nakładają i są takie same, to nawzajem siebie.. wygaszają - powiedział siadając obok mnie - Po prostu się zderzają przez co..
- Jak na morzu, okay. Czyli jak dwie fale o tej samej wielkości i jakby mocy wpadną na siebie.. To wtedy woda robi się spokojna? - zmarszczyłem brwi.
- Tak. I to jest interencja, czyli pokładanie się na siebie fal - odparł z uśmiechem.
- Chyba rozumiem - zaśmiałem się cicho.
- Teraz optyka? - spytał, na co potrząsnąłem gwałtownie głową.
- Mam dość. Myślę, że Pan też - zachichotałem zatrzaskując zeszyt, a potem książkę. Spojrzałem na mężczyznę i uśmiechnąłem się lekko - Wiem tyle by poprawić ostatnią kartkówkę - powiedziałem wrzucając książki do plecaka - Chyba będę się już zbierał - westchnąłem wstając.
- Zbiera się na deszcz - Pan Malik zmarszczył nos wyglądając przez okno.
- Nie jestem z cukru - powiedziałem chwytając bluzę. Założyłem ją na siebie i wziąłem plecak - Do zobaczenia i dziękuję za pomoc z fizyką.
- To co? Jutro chemia? - zapytał, a ja kiwnąłem głową z małym uśmiechem. Wyszedłem z domu Pana Malika w chwili, gdy na moje czoło spadły pierwsze krople deszczu. Naciągnąłem szybko kaptur i ruszyłem do domu. Zanim dotarłem na werandę mojego domu, rozpadało się na dobre. Złapałem za klamkę drzwi i nacisnąłem. Jednak drzwi nie ustąpiły. Zapukałem głośno do drzwi i stałem jak ten idiota.
- Co jest.. - wymamrotałem i zobaczyłem karteczkę na stoliku postawionym na werandzie. Wyjąłem papierek spod doniczki.
"Niall, wychodzę z Oliv i Maggie. Będę u nich nocować. Rodzice są znowu na kolacji w Sheffield i wracają jutro. Twoja ulubiona siostrzyczka, Sage."
- Nie mam kluczy idiotko! - powiedziałem gniotąc karteczkę. Przejechałem dłonią po twarzy i wyjąłem z kieszeni telefon. Wybrałem numer siostry i czekałem aż odbierze, opierając się o drzwi i wpatrując w deszcz - Odbierz to cholerna blondynko - wymamrotałem.
- Hej tu Sage. Nie mogę teraz odebrać.. - odezwała się poczta głosowa, a ja myślałem, że nie wytrzymam.
Wspaniale.
Mam do wyboru, nocować na werandzie, albo.. albo pójść do Pana Malika.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top