Na pocieszenie...

Zielonowłosy chłopak szedł w towarzystwie czarnowłosego przyjaciela. Podeszli razem do recepcji po czym niespiesznie weszli do wind. Wjechali na 2 piętro i ruszyli w stronę odpowiedniego pokoju. Gdy tylko przed nim stanęli Midorima bardzo się spiął.

-Spokojnie Shin-chan- pocieszył go Takao- wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się pokrzepiająco po czym nacisnął klamkę i pchnął drzwi.

-Wiem, nanodayo-odrzekł poprawiając okulary. Znaleźli się w białym pomieszczeniu z dwoma łóżkami z czego na jednym siedziała czarnowłosa dziewczyna i czytała książkę. Przywitała się skinięciem głowy, uśmiechnęła i powróciła do lektury zaciekle zagłębiając się w jej treść. Po prawej stronie były białe drzwi które prawdopodobnie prowadziły do łazienki, a koło nich wisiało szare urządzenie do dezynfekcji rąk. Zafascynowany nim Kazunari zaczął je przyciskać i wcierać w ręce wypływającą z niego przeźroczystą substancję. Powąchał swoje ręce po czym podstawił je zielonowłosemu pod nos.

-Sztachnij się Shin-chan, zajebisty zapach.-zdegustowany Midorima odtrącił jego ręce.

-Zachowuj się Takao-zwrócił mu uwagę. Rozglądnął się po sali i nigdzie nie widząc Aomine posmutniał lekko. Przez te półtorej miesiąca zdołał się przywiązać w jakiś niewielki sposób do siostry byłego kolegi z drużyny. Zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy dowiedział się o tym, że Ajisai jest w szpitalu. Od tamtego czasu ma straszne wyrzuty sumienia i chce strasznie się z nią spotkać co jest dla niego największa zagadką.

Nagle w lekkiej zadumie poczuł ciężar na plecach i ręce w materiale zasłaniające mu oczy. Do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach hortensji pomieszany z środkami dezynfekującymi. Uśmiechnął się ledwo widocznie, złapał równowagę i czekał aż ktokolwiek się odezwie. Usłyszał ledwo powstrzymującego się od śmiechu Takao i cichy oddech lekkiej osóbki na jego plecach. Jej nogi zacieśniły się mocniej na jego biodrach, by bardziej oprzeć się o jego kark.

-Shiiiin-chaaan- szeptała mu do ucha dalej zasłaniając mu oczy-Ohayooo.

-Ohayo- odpowiedział równie cicho. Usłyszał cichy chichot i po chwili zeszła z jego pleców stając przed nim. Jednak nie tak zapamiętał Aomine Ajisaj. Ta przed nim miała włosy do ramion i opatrunek nad łukiem brwiowym, zza którego wystawała ciemna blizna. Ręce miała zabandażowane po łokcie, a na dłoniach białe materiałowe rękawiczki. Na prawej nodze, na łydce była kolejna, tym razem, pozioma blizna. Nikt mu nie mówił że cokolwiek poważniejszego się stało, jednak mógł się o tym domyślić.

Zdenerwowany na siebie i jednocześnie na nią, złapał ją w pasie i zaniósł na łóżko gdzie posadził granatowowłosą. Zdezorientowana Aomine nic nie mówiła tylko obserwowała jego poczynania. Najpierw przyglądnął się bliźnie na nodze i stwierdził, że coś wbiło się na głębokość około 1 cm, więc nacięcie powinno się ładnie zagoić. Wstał i nachylił się nad dziewczyną by sięgnąć opatrunku na czole. Ajisai odruchowo zacisnęła powieki czując na twarzy jego ciepłe ręce odrywające bandaż i przyśpieszony oddech. "Wkurzony jest..."

Midorima syknął widząc krew na materiale. Oderwał go do końca jednym szybkim ruchem na co granatowowłosa warknęła i wyrzucił. Wyciągną chusteczki z kieszeni i nasączył wodą utlenioną, którą znalazł w szafce obok po czym przemył dokładnie ranę. Zerknął na dziewczynę, która zacisnęła usta w cienką linie i wbijała sobie paznokcie w rękę. Spojrzała na niego szklanymi oczami. Ten widok jeszcze bardziej go rozjuszył. Wściekły do granic możliwości drżącymi rękoma opatrzył jej czoło i przeniósł wzrok na jej ręce schowane za materiałem. Gdy tylko próbował złapać z jej dłonie ona szybko schowała je za siebie. Warknął cicho i łapiąc za jej ramię przewrócił ją na plecy i złapał za łokcie.

-Nie!- krzyknęła- nie chce byś jeszcze bardziej się na mnie złościł- wyrzuciła z siebie.

-Nie jestem zły na ciebie, tylko na siebie, nanodayo!-Shintaro zastygł w miejscu i spuścił głowę. Nie był na nią zły, zresztą nie miał o co. Nic takiego nie zrobiła, a wręcz przeciwnie obroniła dziewczynę siedzącą na sąsiednim łóżku. Był zły na siebie za to, że nie pomyślał. Wiedział że za nim biegnie. Wiedział, że nagle gdzieś skręciła. Słyszał niewyraźny krzyk, jednak zamiast stanąć, w gniewie ignorował cały świat. Przez jego głupi błąd jego przyjaciółka została zraniona, ma blizny których wstydzi się pokazać i chowa je za materiałem rękawiczek. I ścinała włosy, którymi sie tak chwaliła, którymi razem z Takao się bawili zaplatając w różne dziwne rzeczy.

Po krótkiej chwili ponownie kucał przy jej nogach, a Ajisai się podniosła. Aomine uśmiechnęła się lekko i gestem dłoni poprosiła by Takao i jej współlokatorka wyszli. Gdy to zrobili pogłaskała go po włosach i ukucnęła przed nim. Złapała jego twarz w dłonie i podniosła by móc spojrzeć mu w oczy. Wyrażały teraz tylko smutek i rozpacz oraz gniew. Oparła czoło o czoło i zamknęła oczy wsłuchując się w jego oddech.

-To nie jest twoja wina Shintaro, Zapamiętaj to- szepnęła- to była moja nieprzymuszona wola, nie możesz się o wszystko oskarżać.

-Wiem,-powiedział równie cicho- jednak patrząc w jakim jesteś stanie...

-W bardzo dobrym czuje się świetnie- uśmiechnęła się . Midorima w przebłysku rozumu złapał ją za ręce i podniósł głowę. Spojrzał ponownie w zdezorientowane granatowe tęczówki.

-Zgwałcili cię?- ścisnął jej dłonie, a ona tylko się uśmiechnęła smutno. Nie mógł w to uwierzyć. Dopuścił do czegoś takiego- czemu masz krótsze włosy?- spytał ledwo słyszalnie chcąc wiedzieć co jest jeszcze jego winą.

-chcieli nas spalić- zaczęła i ściągnęła rękawiczki ukazując nieładne oparzenia- obcięłam włosy, ponieważ zaczęły płonąć i sparzyłam się gdy próbowałam ominąć ogień, wstałam po ich zabawie dopiero wtedy gdy moje dłonie zaczęły mnie boleć. Wcześniej byłem ledwo przytomna. Jednak na szczęście ona była za mną ,więc jej nic poważniejszego, oprócz zadanych przez nich ran, się nie stało.- skończyła

-Boże... i ty mówisz, że czujesz się świetnie, nanodayo?!

-Shintaro- uśmiechnęła się- wiesz dlaczego raz w tygodniu nie ma mnie w szkole?-Pokręcił głową- ponieważ chodzę na terapię, jestem mitomanką.-Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Moja mitomania pozwala mi nie dopuścić do wiadomości pewnych informacji, dlatego właśnie dla mnie wcale nie zostałam zgwałcona.

-Mitomania...- powtórzył po niej jakby chcąc upewnić się, czy dobrze zrozumiał.

-Ten gwałt to coś co mówią tylko lekarze, to się wcale nie wydarzyło.

-Wmawiasz to tylko sobie, a twoja choroba pomaga ci w to uwierzyć,nanodayo.

-Jednak jest to lepsze niż mierzenie się z okrutną rzeczywistością.

-Chcesz mi powiedzieć, że wolisz żyć w kłamstwie?! Tak po prostu odrzucasz od siebie niewygodne dla siebie myśli i sytuacje? To jest chore, nanodayo.

-Masz racje. Mitomania jest chora, ale i też pomocna. Pomyśl inaczej. Gdybyś nie dopuścił do siebie przegranej z Tetsu i Seijuuro? Gdyby dla ciebie taki mecz w ogóle nie miał by miejsca? Nie było by ci lżej?

-Może i by było, ale okłamałbym się, a tego nie zrobię. Nie wiem dlaczego ty to robisz.

-Bo tak jak powiedziałaś wcześniej... jest mi tak wygodniej.-skończyła.

-Jednak pomimo tego i tak wiem, że to moja wina, gdyby nie ja nie musiałabyś teraz wierzyć w kłamstwo.

-A ty dalej swoje- przytuliła go, a on mocno oplótł ją w pasie odwzajemniając uścisk.

-Jak zostanę lekarzem poradzę coś na twoją mitomanię.

-Zapamiętam to doktorze- oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy - trzymam cię za słowo- uśmiechnęła się. Patrząc na jej uśmiechniętą twarz w obliczu takiej rzeczywistości pomyślał, że rzeczywiście jej choroba w pewien sposób jej pomaga, jednak aby była pomocna w 100 procentach musi być ktoś, kto będzie jej powoli pomagał się oswoić z tym jak było naprawdę.

Przysunął lekko twarz w jej stronę czekając na pozwolenie. Gdy tylko przymrużyła oczy złączył ich usta. Leniwie skubiąc jej miękkie wargi wplótł dłoń w jej włosy. Dla nich w tym momencie czas nie miał istnienia, liczył się tylko on i tylko ona. Zacisnęła ręce na jego mundurku i przycisnęła go bardziej do siebie. Całowała go namiętnie smakując jego usta. Gdy tylko lekko rozchyliła wargi Shintaro pobudził jej język do zaciętej walki o dominację. Nie starczało im już tchu jednak dalej zaciekle walczyli, tylko czasami uchylając powieki, by spojrzeć, czy to dalej ta sama osoba. Oderwali się od siebie dusząc ciężko i normując oddech. Ajisai uśmiechnęła się, cmoknęła go jeszcze raz i przytuliła mocno.

-Dziękuje ci Shintaro.

-Za co mi dzię...

-No ile można gadać no?- do sali wpadł Takao- też tu przyszedłem więc też chcę trochę uwagi.- rozłożył teatralnie ręce.

-Za pocałunek na pocieszenie-szepnęła mu do ucha i oderwała się od niego stając prosto- ekhem... Takao! O boże, ty tutaj? Co za niespodzianka- powiedział jakby odgrywając swoją rolę i podbiegła do chłopaka rzucając się mu w ramiona- tak dawno cie nie widziałam.

-Ja ciebie też... ale mogłaś sobie oszczędzić to sztuczne powitanie- skwitował zdołowany.

-Gomen nasai Kazu-chan- Przeprosiła i uśmiechnęła się szeroko - a teraz wszyscy idziemy na babeczki do stołówki, mają tam takie z czekoladą!

-Na babeczki!-Wykrzyknęli Takao i Aomine - Na babeczki! Idziemy na babeczki!- układali z tych słów prostą melodię i to śpiewając wyszli z sali.

-Wyglądasz na przygnębionego- odezwała się współlokatorka granatowowłosej- powinieneś z nimi iść.

-A ty nie idziesz?- zielonowłosy zwrócił się do niej.

-Nie, może kiedy indziej.-usiadła za swoim łóżku. Spojrzał na nią szukając ran. Obandażowana prawa ręka, noga i szyja, siniak na policzku. Midorima westchnął, pożegnał i wyszedł z pomieszczenia. " Na pocieszenie?... mam nadzieje, że tylko..."

_____________________________________

Nom... są kissy i jest art. To chyba dobrze... nie? Mniejsza o to, mam nadzieje, że jakoś to wygląda i klei się kupy.

Następny rozdział będzie wcześniej. Miałam niezapowiedziane wakacje w Bieszczadach...

Zrobiłam z Ajisai mitomankę, wymyśliłam na poczekaniu, żeby jakoś to wyglądało.

*Pseudologia (inaczej pseudologia fantastica, mitomania, kłamstwo patologiczne, zespół Delbrücka, mitomania, pathological lying) – skłonność do, zatajania prawdy i opowiadania zmyślonych , przedstawiających najczęściej opowiadającego w korzystnym świetle. Pseudologia różni się tym od zwykłego kłamstwa, że osoba opowiadająca sama nie jest w stanie oddzielić od własnej .  ( żródło- ciocia wiki).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top